Taką nazwę powinien nosić ten serial i to robi z niego katastrofę. Począwszy od jakichś drobnych aferek w firmie, głupich plotek np. o chorobie Adama, o tym że jest gejem, o Violetcie, o romansie Marka... Za dużo tego jak na pierwsze 10 odcinków. Ula, która w pierwszej serii potrafiła rozmawiać i rozwiązywać problemy, nagle jest upośledzona i nie umie ogarnąć spraw związanych ze swoim małżeństwem - jakby Marek był jej szefem, któremu boi się wejść w drogę, a nie mężem.
Jej "romans" i cała "nagonka" na nią przysłania wszystkie głupoty i błędy, które popełnił Marek - a ona zamiast mu wygarnąć, to cierpi pół serialu za jedną sytuację z doktorkiem.
Zgadzam się z poprzednimi wpisami - milion wątków na siłę, postacie przerysowane i tracące charakter z pierwszej serii. Wątek Bożenki i kręcącej się wszędzie sprzątaczki..... nie skomentuję.
Zastanawiam się nad oceną, bo mam ogromny sentyment do Marka:) i pierwszej części, jednak męczę się oglądając to...