Co to do jasnej ciasnej było?
Najpierw mamy gdzieś tak 23 grudnia, płynnie przeskakujemy do 25, następnie do 24, później
do 18, po którym następuje informacja (przynajmniej raz się postarali), że mamy 22
grudnia...po czym ni z tego ni z owego wracamy do 24 w wykonaniu Pucka i Jake'a by zaraz
potem mieć świąteczny poranek w wykonaniu Marley...
Dodatkowo...nikogo z Was nie zdziwiło, że dzieciaki w Stanach nie mają nic lepszego do
roboty, tylko w Boże Narodzenie zasuwają do szkoły bo muszą sobie zaśpiewać piosenkę?
Kto to wymyślił?
A ja myślałam, że "Efekt motyla" jest poplątany... już nawet w "Love Actually" czas im się lepiej
kupy trzymał.
Masakra...
Ja akurat "Love Actually uwielbiam (jakkolwiek to by sie składało czasowo w fabule), jest to jedna z moich ulubionych komedii, za którymi ogólnie nie przepadam.
Co do odcinka to ja muszę powedzieć, że i tak nie był tak zły jak "A Very Glee Christmas", bo to dla mnie był najgorszy odcinek świąteczny. A w ogóle najgorszym odcinkiem w historii serialu był dla mnie niezaprzeczalnie "Spanish Teatcher"- tuż to było przełamanie granicy żenady..
Też lubię "Love Actually"- źle się wyraziłam, chodziło mi o to, że tam też było sporo wątków, ale działy się mniej więcej w tym samym czasie, o ile pamiętam nie skakano w przód i tył na przestrzeni tygodnia :P
"A cery Glee Christmas" też było słabe, ale wybroniło się końcową piosenką jak dla mnie. Co do "Spanish Teacher" zgadzam się w kwestii Will'a, z gościa, który w pierwszych odcinkach serialu udowodnił, że jest dobrym nauczycielem hiszpańskiego zrobili niepewną siebie ciamajdę, ale odcinek uratował Ricky- mam do gościa słabość od 6 roku życia :D
Masz rację, TRAGICZNY odcinek... Nic nie trzymało się kupy, wątki naciągane i bez sensu, a piosenki wykonane beznadziejnie i jakby na siłę wklejone do odcinka. Jak dla mnie nie tylko najgorszy świąteczny odcinek, ale najgorszy epizod Glee ever.
szczerze mówiąc miałam nadzieję, że utrzymają ten odcinek tak jak zaczęli- w duchu "Opowieści wigilijnej" z Artie'm w roli głównej (kiedyś była taka alternatywa z Tiną i też mi się podobała), a tu zaczęli od "Opowieści..", a potem jakby stwierdzili, że to nie to i wcisnęli fabułę "Love Actually" :/
Dla mnie ten odcinek w ogóle nie ukazywał Świąt...wszystko było zorganizowane na odwal się- poczynając od gejowskiego rejsu, przez armagedonowy ślub po same obchody... no ja rozumiem, że nie każdego cieszy rodzinna kolacja przy choince, ale w zasadzie nikt tam tych Świąt nie obchodził...albo oglądali mecz, albo siedzieli w knajpie, a cała reszta jakby nigdy nic poszła do szkoły...gdzie (przecież to takie logiczne) Sue czekała z niecierpliwością aż jej chór zaśpiewa :P
Niestety "Efekt Motyla" jest ambitnym filmem.Nie wszyscy są zaszczyceni tym, że go rozumią. Mi osobiscie się bardzo podobał.
A co do "Glee" uważam, że owszem zamotany taki troche był. Ale ogólnie wzruszający.
"Efekt motyla" jest ambitny? A co w tym ambitnego? Dawno to oglądałam i chyba skuszę się drugi raz- może ujrzę gdzieś tą ambicję, bo póki co bardziej do mnie trafia film "Moje ja"...
Jej może chodzić o to, że porusza ambitną tematykę czyli podróży w czasie i ludzkiego wpływu na zmiany w czasie.
Też jestem rozczarowana. Zgadzam się z wszystkim o czym napisałaś a dorzuciłabym jeszcze beznadziejny (moim zdaniem) wątek zaręczyn Sama i Brittany . Czy Sam zawsze był taki niemądry (żeby nie napisać głupi) ?
Nie...juz nawet kiedyś o tym pisałam. Początkowo postać Sama była naprawdę fajna. Jego oddanie dla przyjaciół, poświęcenie dla rodziny... Sam był naprawdę konkretnym kolesiem przy którym Finn wychodził na głupka. Jego głupota zaczęła się jakiś czas po tym jak wrócił do szkoły po przygodzie ze striptizem. Pamiętam odcinek z balem maturalnym, partnerował Rachel i Mercedes o ile się nie mylę i był zupełnie innym kolesiem:/
No właśnie, kiedyś był fajny i mądry. A teraz twórcy serialu zrobili z niego kompletnego idiotę tylko po to aby Brittany nie czuła się samotna .... Bardzo mi się to nie podoba.
Mi również...podobnie jak nie spodobała mi się za bardzo reakcja Rachel na zdradę Brody'ego...owszem, oficjalnie nie są parą, ale od początku mają się ku sobie. Rachel wyjeżdża na szkolny musical, a Brody wskakuje do łóżka jej największemu wrogowi i nawet wyrzutów sumienia nie ma. Kpi sobie z Rachel, a ona co? W ogóle się na niego nie gniewa i zapomina o całej sprawie...juz nawet Kurt wykazał więcej niechęci :/ mam wrażenie, że scenarzystom kończą się pomysły na "Glee" :(
No właśnie! Rachel! Ale mnie to zdziwiło! I to jej powiedzenie " Powiedz chociaż że nie było fajnie" czy coś w tym stylu. Rachel która dopiero przeżyła swoją wielką, jedyną miłość mówi o seksie z taką łatwością? Coś mi tu bardzo nie gra...
No dokładnie... od początku lubiłam Brody'ego ale teraz chyba wolałabym, aby Rachel wróciła do Finn'a, który się zmienił na lepsze :D i jak powiedziała bodajże Santana: w końcu ma fajną fryzurę :D
Raczej nie. Piąty sezon został oficjalnie zatwierdzony. Żródło jest zawarte w innym temacie jak "info o 4. sezonie" czy jakoś tak.
Patrząc na to co się teraz dzieje (niektóre wątki są beznadziejne) strach pomyśleć co będzie dalej...
Rachel się wyrobiła, zarówno pod względem ubioru jak i charakteru...w stosunku do pierwszego sezonu to niezły postęp ;) ale co kto lubi :D
A ja właśnie teraz nie mogę jej oglądać,na początku nawet podobała mi się ta zmiana,ale jednak wolę starą Rachel w tandetnym sweterku ;) Na pewno wydoroślała, inaczej patrzy na świat, dalej stawia na swoim i ma cudowny głos, ale jak ją teraz widzę mam ochotę wyłączyć odtwarzacz.
ja oglądam glee tylko dla rachel, kurta i blaine'a, nie obrazilabym sie gdyby cala fabuła glee przeniosła sie do NYC
Mam podobnie. Fragmenty NY są dla mnie najciekawsze, do chóru mam trochę teraz niechęć przez Marley, bo nie mogę jej strawić...
Ja też zdecydowanie wolę akcję w NY- jest mniejszy zamęt, bohaterowie ciekawsi, i jak dla mnie w tym wątku powiewa trochę "starym" Glee. W WMHS jest z jednej strony jeden wielki zamęt, a z drugiej akcja wciąż się kręci wokół Marley-Jake-Ryder-Kitty, bez wchodzenia w interakcję ze starymi bohaterami. Sue zrobiła się bez wyrazu, Emmy w ogóle nie ma (niech mi ktoś odpowie, co będzie z tym ślubem?!), Willa podobnie, jedynie Finnowi moim zdaniem ten sezon wychodzi na plus.
Mam wrażenie, że 4 sezon powoli zaczyna się zamieniać charakterem w 3- początek serii wyszedł fajnie, ale teraz kondycja się załamała i będzie coraz gorzej...dużo napchanych bezsensownych wątków....:(