co zrobił Manderly z tymi posłami do Białego Portu,bo już nie pamiętam? :Pz góry dzięki
szczerze chciałem zacząć ożywioną dyskusję nt tego wydarzenia,a ty wszystko zepsułeś xDDD
Bardzo dobrze. Sam chętnie pożarłbym wszystkich Boltonów i Freyów. Tylko dobrze przyrządzonych.
Pewnie ją znasz,ale chociażby to,że Hodor jest spokrewniony z sir Duncanem Wysokim,znanym z "Rycerz Siedmiu Królestw".Było gdzieś powiedziane w jakiejś wizji,że w Winterfell całował się wysoki mężczyzna z jakąś kobietą,w której upatrują Starą Nianię.W dodatku Jajo i Dunk chcieli jechać na Północ i chyba tam byli,nie pamiętam,
Jak już jesteśmy w temacie. Szczurem w oczach bogów jest Manderly, nie Freyowie.
"Szczurzy Kucharz zrobił z syna andalskiego króla wielki pasztet (...) Następnie podał pasztet ojcu chłopca, który pochwalił jego smak i poprosił o drugi kawałek. Potem bogowie zamienili kucharza w monstrualnego, białego szczura."
Jak już jesteśmy w temacie to jestem bardzo ciekawa jego losów, wszak popełnił olbrzymie świętokradztwo w oczach bogów.
Freyowie też,zabijając gości pod swoim dachem.
Może Bogowie uznają,że rachunki zostały wyrównane :P
Nie sądzę, żeby to działało w ten sposób. Poza tym wiele osób w sadze złamało prawa bogów i ludzi i to o wiele poważniejsze niż prawo gościnności, nie chodziło mi o ich wymienianie tylko konkretnie o Manderly'ego, który w ogóle jest bardzo ciekawą, choć okrutną postacią.
W sumie nie popełnił, bo dał im jakieś prezenty na drogę, co oznacza, że nie chroniło już ich prawo gościnności.
I to ma złagodzić kanibalizm? I wrobienie do niego krewnych ofiar? Pomijam już fakt, czy popełnił czy nie.
To czy złamał czy nie to sprawa dyskusyjna. Ale po co w ogóle o tym piszesz? Czy tam o Freyach? Chyba się podpiąłeś do złego drzewa, bo ja tu mówię o morderstwie i kanibalizmie, jakie popełnił Manderly, a Ty o tym, czego nie zrobił w przeciwieństwie do kogoś tam. Nie napadł też żadnego zamku ani nie kłusował wtedy i co z tego.
Nie było najgorsze zjedzenie ani zabicie tylko właśnie pogwałcenie praw gościnności, a w końcu Frey'owie zgubili się już na drodze do WF, więc Grubas ma czyste rączki (praaaawie), ale szczerze mam nadzieje że przeżyje bo te przecięte podbródki trochę mnie smucą, a postać lubię ;)
Kanibalizm też jest czymś niewybaczalnym w oczach bogów, po drugie grubas też był gościem w winterfell i to prawo złamał, po trzecie zabił swoich gości w białym porcie, a te przecięte podbródki to dla mnie kolejny powód by uwielbiać Hosteena XD
"w końcu Frey'owie zgubili się już na drodze do WF, więc Grubas ma czyste rączki (praaaawie)"
Pomijając to, że Freyowie najprawdopodobniej nigdy nie opuścili Białego portu to w sumie nawet ciekawe - czyli gdzie bogowie ustalili granicę? Freyowie są przeklęci tylko za tych co zginęli w zamku, też za tych co ucztowali w namiotach czy może gdyby Robb wyszedł i wtedy go zabili to wszystko byłoby w porządku. Kiedy wygasa bycie gościem? Trzy godziny jazdy od Bliźniaków, po wyjściu z zamku?
Czyli jakby Manderly zabił swoich gości u siebie lub w winterfell to jest przeklęty na wieki, ale jak powiedzmy gdzieś w lesie, na drodze i podał w formie pasztetu ich rodzinie to spoko, bogowie nie widzą w tym nic złego.
Polemizowałabym, wrzucam inny cytat z komentarzem Starej Niani:
"Szczurzy Kucharz zrobił z syna andalskiego króla wielki pasztet z cebulą,
marchewką, grzybami, mnóstwem pieprzu i soli, plasterkami boczku i ciemnym, czerwonym
dornijskim winem. Następnie podał pasztet ojcu chłopca, który pochwalił jego smak i
poprosił o drugi kawałek. Potem bogowie zamienili kucharza w monstrualnego, białego
szczura, który mógł się żywić jedynie własnymi młodymi. Od tego czasu krążył po Nocnym
Forcie, pożerając swe dzieci, a jego głód wciąż nie był zaspokojony.
– To nie za morderstwo przeklęli go bogowie – mówiła Stara Niania. – Ani nawet nie za
to, że podał andalskiemu królowi jego własnego syna jako pasztet. Człowiek ma prawo do
zemsty. On jednak zabił gościa pod swoim dachem, a tego bogowie nie mogą wybaczyć."
No to właśnie o tym piszę, Manderly złamał prawo gościnności podając gospodarzom ich krewnych zmuszając ich do nieświadomego aktu kanibalizmu i wcześniej zabijając swoich gości, z którymi ucztował przy jednym stole. Freyowie też nimi byli w białym porcie chyba nie myślisz że go opuścili.
W jego oczach to była zemsta, ale to nie zmienia faktu, że to prawo złamał, jest mordercą i kanibalem. Obiektywnie patrząc, Freyowie też chcieli się zemścić za zdradę i pomścić braci, którzy zginęli za Robba.
Ale to co zrobił Manderly (jeśli faktycznie zrobił) nijak się ma do prawa gościnności przecież. Ono nie mówi o tym, że masz być miły tylko zapewnić >bezpieczeństwo w gościnie<. Nie przed i nie nie po ale podczas. Dlatego Catelyn przed krwawymi godami tak zależało na formalnościach i rytualnym potwierdzeniu ugoszczenia. To miało być gwarancją tego, że mogą tam przebywać i nie martwić się o nóż w plecy.
Jeśli Freyowie, ci z pasztetu, zostali zabici to po opuszczeniu gościny. Widziano jak opuszczają Manderliego ale dotarli do celu. Z kolei nie zauważyłam by Freyowi żarłoczkowi coś się w czasie gościny stało. Samo prawo gościnności nie zostało zatem złamane.
Prawo gościnności działa w dwie strony Jest taki filmik na youtube gdzie Martin to tłumaczy. Gość ma być bezpieczny pod dachem gospodarza ale też gospodarz jest chroniony. W serialu Ogar złamał prawo gościnności u tego chłopa co walczył za Tullych.
Freyowie też powołali się na prawo gościnności właśnie po to żeby mieć ochronę więc jak najbardziej wyman złamał prawo - chyba nie chcesz powiedzieć że bogowie są tak tępi że jak już wyszli to się nie liczy XD
Czyli jakby Freyowie Zabili robba minutę po tym jak wyszedł z zamku to nie złamali prawa.
A widziałeś jak opuszczają Biały port? Nie bez powodu była taka rozmowa pomiedzy nim i Hosteenem, z pamięci
-dużo ludzi widziało
-dużo twoich ludzi
Nawet nie musi tego tłumaczyć specjalnie na youtubie, przecież przekazał to jasno w sadze, w momencie, gdy Jaime groził śmiercią swojemu gospodarzowi i dostał ostrzeżenie a propos prawa gościnności.
Racja, ale Martin tłumaczy też dlaczego właśnie to prawo w Westeros jest święte. Wydaje się oczywiste, ale widać niżej, że jednak nie. Przecież prawo gościnności nie miałoby sensu gdyby obowiązywało tylko w gościnie, a jak gość ode mnie wyjdzie to już spokojnie mogę go zabić czy okraść.
Bywa też tak, że posty widać, a powiadomienia o nich przychodzą kilkanaście godzin później, z tą o kilkanaście godzin późniejszą datą.
Prawo to prawo. Wyjeżdżasz za granicę to obowiązuje cię tamtejsze prawo a nie polskie. Ja nie twierdzę, że w tym nie ma nic złego. Po prostu nijak ma się do tego konkretnego prawa. Prawo gościnności obowiązuje w gościnie a nie na wieki wieków bo odwiedziłeś kiedyś kogoś. Tylko i aż tyle :) Już bym prędzej podciągnęła to pod kruczek prawny.
Sceny serialowej przyznaje nie pamiętam, ale serial czasem na bakier z logiką bywa niestety.
Co do bogów, to musieliby istnieć żeby być głupimi. A to nie jest i nie będzie pewne w PLiO (wg Martina, ale to w sumie troll).
Co do cytatu. Nie wiem też czemu miałby kłamać w tej kwestii. Manderly nie jest głupi. Tzn tak na chłopski rozum. Jeśli zamierzam machnąć taki pasztet to:
1. po co łamać święte prawo? Nie będę gdybać co do prawa gościnności w prawie ziemskim, ale wiemy że jest ono mocno osadzone w obyczajowości. Bardzo mocno. Legendy, choćby na o Szczurzym Kucharzu nie wzięły się z powietrza. Pasztet z Freyów, którzy jak wiemy nie są darzeni ogólnym szacunkiem ani sympatią, nie wzbudziłby takiego oburzenia (zwłaszcza po KG) jak złamanie tego prawa. Na jego miejscu wypuściłabym ich cichaczem, żeby zminimalizować ryzyko. Tzn żeby nie wyruszyli z kimś przy okazji, żeby nie poleciały za szybko kruki bo ktoś mógłby wyjść im naprzeciw, bo akurat też wybiera sie w tamtym kierunku itd...A sumienie czystsze.
2. Od strony technicznej też wybrałabym zabicie ich w drodze niż na miejscu. Łatwiej pozbyć cię ciał, bo w końcu tu nie chodziło o zużycie całego możliwego materiału mięsnego. Mniejsze szanse na świadków niż w zatłoczony zamku, gdzie ktoś się może napatoczyć a plotki to zmora.
Ja tam bym powiedziała, że dopóki Freyowie nie przekroczyliby granicy z Dorzeczem to byli w gościnie. Byli na Północy gośćmi, których pod swe skrzydła wziął taki a nie inny wielki północny lord, którego odpowiedzialnością było to, żeby jego goście bezpiecznie dotarli do regionu, gdzie byliby już u siebie. Pół biedy, gdyby jacyś obcy ich napadli, ale zamordował ich ktoś, kto ich na tej Północy przyjął.
A gdyby był pomniejszym lordem to mogłby "odczekać" krótszy dystans przed morderstwem? Podkreślam, że dla mnie moralanie to słabe i w ogóle, ale zgodne z prawem. Gościna to gościna. Się kończy i się zaczyna (nie czuję jak rymuję). Znów wrócę do krwawych godów i wrzucam dwa cytaty, które według mnie jasno mówią, że ma ona swój wyraźny początek a więc także koniec. Reszta jest kwestia bezczelności jak już, czy za bramą czy za 10km czy za 100...
Cytat 1:
"– Robb, wysłuchaj mnie. Kiedy już zjesz jego chleb i sól, będą ci przysługiwały prawa
gościa. Prawo gościnności ochroni cię pod jego dachem.
Jej syna raczej to rozbawiło, niż przestraszyło.
– Ochroni mnie armia, mamo. Nie muszę liczyć na chleb i sól. Jeśli jednak lordowi Walderowi spodoba się podać mi wronę gotowaną z czerwiami, zjem ją i poproszę o dokładkę."
Cytat 2:
"– Panie! – Catelyn omal o tym nie zapomniała. – Z chęcią byśmy coś zjedli. Przejechaliśmy wiele mil w deszczu.
Walder Frey wciągnął i wysunął wargi.
– Zjedli, he. Bochen chleba, kawałek sera i być może kiełbasę.
– I trochę wina do popicia – dodał Robb. – A także sól.
– Chleb i sól. He. Oczywiście, oczywiście. – Starzec klasnął w dłonie. "
Jak widać przybycie jako "mile widziany" (bo zaproszeń imiennych jednak nie dostali chyba) gość weselny to za mało. Potrzebny jest wyraźny rytuał rozpoczynający gościnę i ochronę. A przecież tu przyjeżdza większy lord do mniejszego, senior do wasala a nawet król do poddanego. Trudno mi zatem uwierzyć, że ta ochrona prawem zwyczajowym sięga bogowie wiedzą jak daleko po opuszczeniu "dachu"... Tzn może moralnie jest to wątpliwe, ale jest to kwestia indywidualnego podejścia, nie tylko naszego, ale samych bohaterów. Mi się rozchodzi jedynie o literę prawa.
Odwracasz kota ogonem, po prostu lordowie seniorowie, zwłąszcza ci najpotężniejsi, są reprezentantami swojego regionu, więc można powiedzieć, że Manderly gościł ludzi z równie wysokiego rodu z innego regionu w imię Północy, tym bardziej, że działał z poparciem samego namiestnika. Dlatego morderstwo w granicach Północy jest dla mnie złamaniem prawa gościnności. Bez dwóch zdań Freyowie byli gośćmi Północy, a bezpośrednio Manderly'ego, który to - jako gospodarz - złamał prawo. W dodatku w tak ohydny sposób. Gdyby gościli u kogoś innego to nie byłoby sprawy, poza samym kanibalizmem.
Coś się tak uczepiła tej Cat, jakoś nie przypominam sobie, żeby Roose robił jakieś szopki z Jaimem. Po prostu Cat chciała wyraźnie zaznaczyć lordowi Walderowi, że bogowie patrzą mu na ręce, bo dobrze czuła, że tym razem to już Robb przesadził i czara goryczy starego lorda się przelała.
Uczepiłam, bo mówi to o prawie gościnności. To prawo zwyczajowe. Cat znała Freya, więc wymagała, by wszytsko odbyło się po bożemu. W rozmowie z Robbem wyraźnie pada stwierdzenie "to ochroni cię pod jego dachem". Dla mnie to chyba jasne. Frey może być szumowiną, ale nie jest upośledzony. Wątpię by trzeba mu było o czymś takim przypominać.
Zresztą po co powstało prawo gościnności? Bo tak fajnie? Bo lubimy się zabijać podczas wesel? Bo lubimy pasztety? Westeros to nie współczesna Europa, tu nie ma sądu za rogiem. Problemy się rozwiązuje często we własnym gronie. I tu potrzebne jest bezpieczne miejsce, gdzie nie trzeba rozglądać się na boki i sprawdzać, czy wino jest zatrute.
To, że Cat zrobiła to tak spektakularnie nie oznacza, że był to jakiś wymóg. Prawo gościnności obowiązuje wtedy, gdy odwiedzasz kogoś i jesz przy jego stole, to sam fakt posiłku zaserwowanego Ci przez gospodarza jest tutaj decydujący. Z pewnością w ramach tego posiłku dostajesz i chleb i sól. Aczkolwiek wg lorda Boltona wystarczą takie oliwki i ser, Tyrion dostał grzyba, więc myślę, że i samo to, co jesz, to rzecz względna, aczkolwiek oczywiście chleb i sól wygrywają w rankingu popularności. Myślę, że po prostu Cat nie wierzyła, ze doczekają do posiłku, jaki by normalnie w innej sytuacji dostali, stąd jej naleganie, by coś zjeść prawie że od progu. I oczywiście prawo o nieagresji obowiązuje obie strony. Skoro ja Cię nie przekonuję, to może Martin.
[Mance] - Obiecałem, że ci opowiem, w jaki sposób cię poznałem. Czy już się tego domyśliłeś?
Jon potrząsnął głową. (...)
- Widziałem cię już przedtem. Dwa razy.
Z początku nie miało to sensu, lecz gdy Jon zastanowił się nad jego słowami, olśniło go.
- Kiedy byłeś bratem ze Straży…
- Świetnie! Tak, to był pierwszy raz.
(...)
- Ale mówiłeś, że widziałeś mnie dwa razy. Kiedy był ten drugi?
- Gdy król Robert przybył do Winterfell, żeby uczynić twojego ojca swym namiestnikiem - odparł od niechcenia król za Murem.
(...)
- Gdyby cię poznano… pojmano…
- Twój ojciec ściąłby mi głowę. - Król wzruszył ramionami. - Mimo że jadłem przy jego stole i chroniło mnie prawo gościnności, które jest stare jak Pierwsi Ludzie i święte jak drzewo serce. - Wskazał na stojący między nimi stół, połamany chleb i kurze kości. - Tak samo jak ty jesteś
moim gościem i nic ci z mojej strony nie grozi… przynajmniej tej nocy. Powiedz mi prawdę, Jonie Snow. Czy jesteś tchórzem, który zdradził swych braci ze strachu, czy też sprowadza cię do mojego namiotu jakiś inny powód?
Bez względu na prawo gościnności, Jon Snow zdawał sobie sprawę, że stąpa po cienkim lodzie. Jeden fałszywy krok, a wpadnie do wody tak zimnej, że serce przestanie mu bić.
Lord dowódca stał nad trupem Crastera z twarzą pociemniałą z gniewu.
- Bogowie nas przeklną - krzyknął. - Nie ma ohydniejszej zbrodni niż morderstwo popełnione przez gościa w domu gospodarza. Zgodnie z prawem gościnności...
- Czyżbyś chciał znieważyć honor mojego rodu? - Jaime ujął w jedyną dłoń nóż do sera. - Zaokrąglony, tępy koniec - zauważył, przesuwając palcem po ostrzu - ale i tak wbije ci się w oko.
Na czoło wystąpił mu pot. Mógł jedynie mieć nadzieję, że nie widać po nim, jaki jest słaby.
Na ustach lorda Boltona znowu pojawił się charakterystyczny uśmieszek.
- Śmiało przemawiasz, jak na człowieka, który potrzebuje pomocy, by ułamać sobie chleba. Przypominam ci, że ze wszystkich stron otaczają nas moi strażnicy.
- Ze wszystkich stron w odległości pół mili. - Jaime rozejrzał się po ogromnej sali. - Nim do nas dobiegną, będziesz martwy jak Aerys.
- Nie jest godne rycerza grozić gospodarzowi nad jego serem i oliwkami - zganił go lord Dreadfort. - Na północy nadal uważamy prawa gościnności za święte.
Tyrion unosił już wielkiego czarnego grzyba do ust, ale coś w głosie magistra sprawiło, że zatrzymał się nagle.
– Ty pierwszy, panie.
– Nie, nie. – Magister Illyrio ponownie przesunął grzyby w stronę gościa. (...) – Ty spróbuj pierwszy. Nalegam. Kucharka przygotowała je specjalnie dla ciebie.
– Naprawdę? – (...) – To bardzo uprzejmie z jej strony, ale... nie.
Tyrion włożył grzyb z powrotem do jeziora masła, z którego się wyłonił.
– Jesteś zbyt podejrzliwy. – Illyrio uśmiechnął się pod żółtą, rozwidloną brodą. (...) – Czyżbyś był tchórzem? Tego o tobie nie słyszałem.
– W Siedmiu Królestwach otrucie gościa podczas kolacji uchodzi za poważne złamanie prawa gościnności.
– Tutaj również. – Illyrio Mopatis sięgnął po kielich z winem.
Strażnicy przeprowadzili Davosa Seawortha przez most z czarnego bazaltu. (...) Lord [Godric] siedział sam w mrocznej komnacie, spożywając kolację złożoną z piwa, chleba i siostrzanego gulaszu. (...) Davos czekał. (...) Lord Godric wskazał łyżką na krzesło.
– Usiądź, zanim padniesz z nóg, ser. W moim zamku jest zimno, wilgotno i ciemno, ale słyszeliśmy tu o uprzejmości. Znajdziemy dla ciebie jakieś suche ubranie, ale najpierw musisz coś zjeść. – Na jego krzyk do komnaty weszła jakaś kobieta. – Mamy gościa do nakarmienia. Przynieś piwo, chleb i siostrzany gulasz.
(...)
Rozerwał bochen i podsunął połowę Davosowi.
– Jedz. Jest dobry.
Rzeczywiście był, choć dla cebulowego rycerza czerstwy chleb miałby równie doskonały smak. Znaczyło to, że jest tu gościem, przynajmniej na tę jedną noc. Lordowie Trzech Sióstr mieli złowrogą reputację, a szczególnie Godric Borrell, lord Słodkiej Siostry. Tarcza Sisterton, pan zamku Breakwater i Strażnik Nocnej Lampy... ale starożytne prawa gościnności wiązały nawet lordów-rabusiów i morskich rozbójników.
Marsh zawahał się.
– Lordzie Snow, nie zwykłem powtarzać plotek, ale niektórzy gadają, że zbytnio... zbytnio się zaprzyjaźniłeś z lordem Stannisem. Są nawet tacy, którzy sugerują, że jesteś...
Buntownikiem i sprzedawczykiem, tak jest, a także bękartem i na dodatek wargiem. Janos Slynt nie żył, ale jego kłamstwa nie zniknęły.
– Wiem, co gadają. – Jon słyszał szepty, widział ludzi, którzy odwracali się, gdy szedł przez dziedziniec. – A co ich zdaniem powinienem uczynić? Ruszyć z mieczami w rękach na Stannisa i na dzikich? Jego Miłość ma trzy razy więcej ludzi od nas, a do tego jest naszym gościem. Chronią go prawa gościnności. Mamy też wobec niego dług.
Fakt faktem, że nie ma tu mowy o zasięgu, tak więc sprawa jest do dyskusji (stąd też dyskutujemy:D), ale gdybym ja byłą bogiem to brałabym pod uwagę nie tylko sam zamek, ale też obce ziemie, gdzie przybywamy z gościną. Aczkolwiek dopóki Martin nie wypowie się na ten temat jednoznacznie (że też cholera nikt go o to nie zapytał :D a przynajmniej mi to nie wpadło w oczy) to każdy może stać przy swoim ;)
Skoro gadamy o tych prawach goscinnosci to jak to jest z Olena i Tyrelami wszak jako gosc otrula gospodarza podczas uczty weselnej chyba ja tez jakas spotka spektakularna kara ja myslisz?
Słuszna uwaga :D Aczkolwiek i tak jest winna królobójstwu, które też jest ważnym występkiem przeciwko prawom bogów i ludzi, więc mamy jakby dwa poważne przekleństwa, co mnie osobiście bardzo martwi, jako że w grze kibicuje rodowi Tyrellów, tak że liczę, że konsekwencje może obejmą jedynie starą lady ;)