Skończyłem czytać 8 część. Jak się zapewne domyślacie chodzi mi o ostatni rozdział o Jonie, jak
sądzicie, przeżył ? 4 ciosy nożem jednak wydają się kiepskie, ale Martin nieraz zaskakiwał.
Dobry argument. Poza tym nie raz wspominano, że Jon z dzieci ( oprócz Aryi ) jest do Neda najbardziej podobny. Sądzę, że Robert to akurat aż tak bardzo nie przejmował się swoimi bękartami a już na pewno nie kazałby opiekować się nim swojemu przyjacielowi. Wątpię. Ja tak lubię teorię z siostrą Neda. Fune ma rację, zbyt wiele pasuje by to było coś innego. Jak się czyta książkę to aż samo się nasuwa.
Oczywiscie, ze przezyje. Nie dosc, ze to 4 ciosy sztyletem<?> - i co ciekawe, moze z tego powodu przezyc, po prostu traci przytomnosc i nie wiemy co dalej jako typowy cliffhanger? Nie dosc, ze Mel jest w poblizu, to jeszcze jest 'przyjaciel' Jona, Tormund w poblizu <zwlaszcza ze co dopiero Jon zjednal sobie ziomali aby wyruszyc na Ramsay'a xP>. Bede ZASKOCZONY, jesli Martin usmiercil by Jona.. z drugiej strony, juz raz mielismy POV'a Melisandre, ktora jest na Murze, a jesli jest jakis inny dostepny <i juz wykorzystany w obecnych tomach> POV <bo Martin nowych nie ma zamiaru wrzucac> to w sumie istenieje tez cien szansy, ze moze ma jeszcze wieksze jaja niz przewidywalem i usmierci Jona xP <pol zartem pol serio>
btw. i zapomnialem wspomniec o zmianie w serialu dotyczacej Melisandre; w serialu zrobiono watek, w ktorym Mel spotyka Thorosa i widzi, ze wskrzesil kogos przy pomocy boga ich religii.. moze tworcy znaja juz od Martina ten watek i wiedza, ze Mel zrobi cos podobnego z Jonem?
Nie sądzę żeby Martin uśmiercił Jona. Jest zdecydowanie za dużo tajemnic dookoła tej postaci, aby ją usunąć z gry o tron.
A co do tego serialowego wątku z Melisander, czy ona tam nie mówi czegoś typu: To niemożliwe żebyś potrafił przywracać ludzi do życia skoro nawet ja tego nie potrafię? (Nie chodzi mi o dokładne słowa, tylko przekaz).
"A co do tego serialowego wątku z Melisander, czy ona tam nie mówi czegoś typu: To niemożliwe żebyś potrafił przywracać ludzi do życia skoro nawet ja tego nie potrafię? (Nie chodzi mi o dokładne słowa, tylko przekaz)."
Prawda, choc mnie zaciekawilo to posuniecie tworcow <zwlaszcza, jesli czytalo sie ksiazke i zna losy Melisandre do pewnego momentu>; ponadto to stwierdzenie, ze ona tego nie potrafi niczego tak naprawde nie mowi - raczej chodzi o sam fakt, ze Melisandre widzi, ze cos takiego jest mozliwe <gdyby spogladac, rzecz jasna, z perspektywy tego, ze MOZE wskrzesi Jona czy cus>. Albo po prostu doszukuje sie dziury w calym i slepo wierze tworcom serialu, ze zrobili to z premedytacja xP
Co do ciosów nożem - oblicza się, że spośród ponad dwudziestu ciosów, które przyjął na siebie Juliusz Cezar, tylko jeden czy dwa były naprawdę głębokie i poważne - spiskowcy dźgali go tak nieudolnie, że ranili siebie nawzajem. Wbrew pozorom ten sposób egzekucji jest bardzo nieprofesjonalny - robi się bałagan i chaos, w dodatku ludzie w stanie wielkiego napięcia emocjonalnego, są w stanie sfuszerować najprostsze zadanie. Taki np. Cola di Rienzi miał być zadźgany tysiącem sztyletów przez wściekły tłum - pierwszy cios otrzymał w brzuch, a że miał sporo tłuszczu z pewnością od tego pierwszego ciosu nie umarł.
Czy Jon umarł?
Tak naprawdę nie wiadomo - określenie "czuł tylko zimno", można odnieść również do utraty przytomności, aczkolwiek podejrzewam, że - dla dramatyzmu opowieści - lepiej byłoby, żeby - choć na krótko - umarł. Niestety, podejrzewam, że mur musi runąć - logika opowieści wymaga, by armia zombiaków zalała Westeros, jak mają to zrobić, kiedy dostępu broni Mur?
Z drugiej zaś strony sądzę, że Martin chciał, by do nieszczęścia doszło "pod nieobecność" Jona.
Mimo wszystko, jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że Mur może runąć. Już i tak wiadomo, że umarli poruszają się na lądzie i w wodzie, mogą obejść Mur przy Wschodniej Strażnicy... Jakby cały runął... Cóż, smoki Daenerys chyba nie będą wystarczająco liczebne i duże, by całkowicie wytępić Innych?
"Z drugiej zaś strony sądzę, że Martin chciał, by do nieszczęścia doszło "pod nieobecność" Jona. "
Swietne rozwiazanie - pozbyc sie Jona co by go pozniej nie obarczac jakas nieodpowiedzialnoscia czy cus xD
A powazniej: zombiaki musza wpasc do Westeros, tak czy inaczej - po to sa te smoki Dany co by byly najlepsza bronia przeciwko WWWesteros, a ona okrzyknieta zbawczynia i krolowa xd
A jeszcze powazniej: tak, zgadzam sie, hehe
Bardzo słuszne spostrzeżenie o skuteczności walenia nożem na oślep :) Ja nie przyjmuję do wiadomości, że Jon mógłby zginąć bądź istnieć na zasadzie życia Orella, jak dla mnie to musi latać na smokach razem z Dany :D
No i to o nieobecności Jona to jest to bardziej niż prawdopodobne. I niegłupie rozwiązanie.
Może być tak jak mówicie , ale zgadzam się też z opinią że Mur runie , jak nie dosłownie to w przenośni .
Bowen Marsh i reszta zamachowców Jona była przeciwna dzikim , być może zwołają "niemyślącą część" czarnych braci i postanowią zaatakować dzikich , chociaż sądzę że w tym wypadku dzicy by wygrali i zalali południe i było by ogólnie rzeź nad rzezią , tylko nie wiem jak Martin nazwał by tą wojnę
To, ze Bowen Marsh i jego co. sa przeciwni dzikim to jest wiadome nie od dzis, ale tez wiadomym jest, ze ktos taki jak Bowen raczej nie zaatakowal by dzikich ze wzgledu na ogromna przewage tych drugich.. musialby byc naprawde glupi <a o ile wywnioskowalem z ksiazek, nie nalezy do najglupszych ludzi, a obecnie dzicy sa wraz z czarnymi bracmi uzbrojeni, tak?>.
Poza tym jest Tormund, prawie ze prawa reka Jona jesli chodzi o dzikich.. watpie, by Martin chcialby go na tym etapie usmiercac <albo to moje pobozne zyczenie xP> + zalewanie poludnie dzikimi w tym momencie fabuly juz nie jest wielkim zagrozeniem, nie, kiedy nie dowodzi nimi Mance i nie, kiedy prawdziwe zagrozenie dalo sie tez ze znaki, wlasnie, dzikim; byloby to troche bez sensu i nie widze tutaj jakiejkolwiek rzezi poza pierwszymi lepszymi wioskami czy cus <a poza tym w tym momencie raczej dzicy spieprzali od zombiakow anizeli co innego xd>
masz 100% racji , ale to jest dzieło Georga R.R. Martina nie takie rzeczy się już działy , np. na 2 stronach zrobić niezapomniane wesele i zabić mnóstwo bohaterów
Tak, wiem ze to Martin i niezle twisty i smierc wszedzie potrafi stworzyc <xP> nie mniej chodzilo mi o sama idee dzikich buntujacych sie i wpadajacych na poludnie z jaka rzezia: w NM bylo to realne zagrozenie mimo wszystko <czyli ze idea juz byla, watpie na kalke>, teraz - nie <na obecnym etapie to zombiaki sa zagrozeniem poludnia>
Martin może zrobić wojnę całkowitą wszyscy na wszystkich to także bardzo realne
Inni byli zagrożeniem od samego początku - Dzicy wszak przed nimi uciekali. A jakby nie było, to jest Pieśń Lodu i Ognia, ostateczne starcie nie rozegra się o Żelazny Tron, a o przyszłość ludzi, między chłodem Innych, a ogniem smoków. Fakt, po drodze pewnie jeszcze Dorne (Martel) i Dolina Arrynów (Littefinger i Sansa) dołączą do Gry.
Dokladnie - pisalem tylko, ze sama IDEA ataku dzikich na poludnie juz miala miejsce i mogla byc 'realnym zagrozeniem' <oczywiscie..>, nie sadze, by Martin powielal pomysl.
Może mi ktoś wytłumaczyć dlaczego Bowen wraz z innymi zaatakował Jona? Przecież jak czytałem całą książkę wydawało mi się że Bowen był zwolennikiem Jona wtf?
Olbrzym zabił człowieka. A już wcześniej narastało napięcie - Jon przepuścił Dzikich przez Mur. W umysłach Czarnych Braci to Dzicy byli zagrożeniem, większość z nich nie widziała Innych - stąd pomysł Jona by zwłoki zamykać w lodowych klatkach, by pokazać im zagrożenie. A do tego zima nastała. Straż nie miała środków, by wykarmić tyle gęb. Marsh i reszta uznali, że poczynania Snowa są zagrożeniem dla nich, postanowili je wyeliminować.
Sprawa jest bardzo skomplikowana. Jon Snow jak wiadomo był po drugiej stronie muru i z niewielką grupką dzikich przeszedł znów na druga stronę tegoż muru. Zostając dowódcą straży facet wie, bo ma zajebistą inteligencję co stwierdził sam Aemon Targaryen, że bez ogromniej ilości ludzi nie jest w stanie zabezpieczyć muru. Dlatego wciela ludzi dzikich, którzy są gotowi za schronienie odzianie i żarcie oddać swoje usługi, które w przypadku olbrzymów mogą być największe. Na początku Lord Snow był otoczony wiernymi ludźmi takimi jak Iron Emmett czy Dolorous Edd, których wysłał do innych posterunków wraz z dzikimi... bo właśnie im szczerze ufał. Dwa - nigdy nie chodził z obstawą, o której mówiła mu Melisandre jako, jak ona to ujeła "oznaki władzy" - w tym wypadku byłoby to oznaką bezpieczeństwa. Jednak można to potraktować jako ostrzeżenie. Drugie ostrzeżenie Melisandre dała mu kiedy będąc w transie widziała Jona otoczonego przez wrogów oraz noże. Trzecie ostrzenie to inna wizja czarownicy - kruk w nawałnicy śnieżnej. Jon otoczony był przez doradców którzy gruntownie się z nim nie zgadzali a było ich wielu: Bowen Marsh, Wick Whittlestick, Yarwyck jakiś tam. Dodatkowo Jon chciał uratować od nieumarłych i od głody ponad tysiąc dzikich w Hardhome wysyłając na pomoc Straż Nocna oraz innych dzikich a sam uda się na południe po otrzymaniu listu od Ramsay'a Bękarta o zabiciu Stanisa itd. Było to jawne pogwałcenie zasad strażników muru.
A Stanis faktycznie zginął z rąk boltonów i freyow czy Ramsay sobie jaja tylko robi?
Z tego co pamiętam, najpierw poszła plotka o śmierci Stannisa, a potem jeszcze był rozdział z narracją Ashy i widziała ona go na szczycie wieży, przy ognisku. Zresztą, Theon dotarł do jego obozu, zanim osiągnęli Winterfell, więc sądzę, że zapobiegł zdradzie Karstacka i dzięki temu Stannis przeżył.
To spoiler z szóstej części, ale jeśli znajdziesz w niezgłębionych przestrzeniach internetu udostępniony przez Martina rozdział z Theonem, dowiesz się, czy Stannis żyje, czy zmraża się pod murami Winterfell :)
Ten rozdział jest chronologicznie przed rozdziałem Jona z ADWD. Albo Martin skłamał, by nie zaspoilerować.
Sytuacja samego ataku strażników na dowódce strażników jest dość tragiczna: Olbrzym wun wun zabija rycerza królowej Selyse i targa zwłokami wyjąc, co zwabia ludzi znad muru. Jon próbuje ratować sytuację poprzez uspokojenie olbrzyma i szybko prosi Leathers o przemówienie do niego w jego języku. Przybyli wojownicy wyciągają miecze, Jon krzyczy o schowanie ich i wtedy dostaje cięcie w szyję od Wicka a potem w nadgarstek. Jon próbuje sięgnąć po Longclaw aby się bronić, jednak jakoś nie może... wtedy Bowen dźga go w brzuch, sztylet wchodzi głęboko... Jon upada na kolana zdoła jeszcze wyjąc ostrze z ciała. Szepce "Duch" (pech jego wilk olbrzymi przez samego Jona został gdzieś odstawiony) i obezwładnia go ból. Trzeci sztylet przeszywa go między łopatkami - Jona upada na twarz., nie czuje czwartego noża jak penetruje jego ciało. Dla mnie to wystarcza by go zabić. Dodatkowo wcześnie odpędza Melisandre która chce z nim porozmawiać. Jawnie sprzeniewierza się Nocnej Straży i broni olbrzyma który zamordował pierwszego rycerza królowej Selyse. Może to być wprowadzenie do upadku muru, który i tak ma upaść w kolejnej części. Śmierć Jona ma być dopiero MROŹNYM początkiem. Jon jest martwy, Melisandre mu nie pomoże - nie potrafi przywoływać z powrotem do życia dodatkowo królowa Selyse jej na to by nie pozwoliła. Wszystko trzyma się kupy. Dodatkowo Martin to nie jest typ happy-endowca, dobro zwycięża ble ble ble. Po kazał to już jak uśmiercił piórem Edda i Robba Straka, Catelyn, Brienne of Tarth, a daje żyć takim plugastwom jak Roose czy Ramsay Bolton, nie wspominając o jego ukochanych Freyach
Może tak, może nie. Wszystko zależy od tego kim jest Jon. I dlaczego pod koniec Melisandre ciągle widziała jego twarz w płomieniach. Można tłumaczyć to oczywiście faktem, że niejako "zobaczyła" jego najbliższy los, ale mogą być też inne powody. Poza tym jeżeli "czerwona" będzie przekonana, że uratowanie Jona jest możliwe i potrzebne, to wątpię aby Selyse miała coś do powiedzenia, znajduje się przecież pod btotalnym wpływem kapłanki (w przeciwieństwie do Stannisa, który ma swoje wątpliwości). Fakt, Martin lubi uśmiercać tzw. pozytywne postaca ie, ale parę negatywnych też padło. Myślę, że losy Jona nie są jeszcze przesądzone, tak, jak i wspomnianych przez Ciebie Boltonów i Freyów. Nie wiem jak Roose, ale moim zdaniem, Ramsay nie skończy dobrze (i oby to szybko nastąpiło).
Brienne żyję :D. Oby jak najdłużej :)
Nie jestem pewna czy rozumiem odpowiedź. Nie została chyba powieszona skoro spotkała się z Jaime i oddalili się w nieznanym kierunku. No chyba, że ona też stała się zombie, ale do tego celu musiałaby zostać wybrana przez R`hllora tak jak Beric. Cóż, zobaczymy jak to Martin rozwiąże, oby dziewicy z Tarthu nic się nie stało :)
Wiadomo, że Brennie coś krzyknęła, gdy zaciskano pętlę na jej szyi - jedno słowo, a może udało jej się odwołać egzekucję. Większe wątpliwości mam niestety co do Podricka...
Też mam wrażenie, że Podrick mógł "wtopić", choć w sumie Lady Stoneheart chyba nic do niego nie miała. No., ale "po śmierci" mogła stać bardziej bezlitosna ;).
Teraz raczej ma kisiel zamiast mózgu, galaretę zamiast oczu i serce na wpół zeżarte przez watahę Nymerii ;)
jak na mój gust też przeżyje zamach co prawda dostał sztylet ale było tam wielu dzikich którzy pokładali w nim nadzieje , ludzie Stannisa którzy też co jak co ale na takie rzeczy raczej oka nie przymkna no i oczywiscie nie cała Nocna Straż była przeciwko Jonowi .
Dlatego uważam że zamachowcy zostana rozniesieni na mieczach albo straceni a Jon przezyje z pomoca Melissandre czy nie tego już mozna sie tylko domyślać
Ja uwazam ze Jon Snow nie przezyje, Martin uratowal juz Catelyn i uwazam ze nie wroci zycia Jonowi.Dostal 4 kosy i koniec na tym, Melisandre jest intrygantka i po tym co zauwazylem w ksiazce ona ma ogromna chrakpe na Westeros :)
"Melisandre jest intrygantka i po tym co zauwazylem w ksiazce ona ma ogromna chrakpe na Westeros :)"
Wiesz, nie da sie ukryc, ze ma chrapke na Westeros.. a dokladniej, jaka religia w krolestwie bedzie ta najwazniejsza ; ]
Ja nie wiem czy tu chodzi "tylko" o religię, w sensie, która będzie najważniejsza. Raczej o ostateczną rozgrywkę pomiędzy dwiema siłami i o przetrwanie świata w ogóle. W tym ujęciu nie chodzi tylko o władzę jaką nad "prostaczkami" daje zwykle religia, ale po prostu o przeżycie. Nie uważam, żeby Melisandre była zwykłą intrygantka, ją też to wszystko wiele kosztuje, co wyraźnie pokazały zdarzenia na Murze. Problem z nią polega na tym, że nie potrafi precyzyjnie interpretować własnych wizji (chyba żaden z kapłanów tego nie potrafi), co może powodować (i powoduje) sporo zamętu. Ale jest tego świadoma, na co wskazują jej rozmowy z Jonem. A swoją drogą ciekawa jestem jaki los ją czeka, coś mi się wydaje, że nie skończy najlepiej.
Zgadzam się do Melisandre, jej raczej obce są przyziemne namiętności typu władza. Ona wie, że winter is coming, a także że przepowiednia o AA nie jest legendą i raczej temu podporządkowała swoje życie i za to zginie.
Co do powyższego postu (Maci3k88) to Martin nie uratował Catelyn tylko stworzył na jej bazie zupełnie nową zombiastą postać, zresztą Jon jest on o wiele ważniejszy dla fabuły i z pewnością się odrodzi, kto wie czy nie w potężniejszą postać.
Zgadzam się, trudno powiedzieć, żeby Catelyn została "uratowana". Trudno nawet precyzyjnie określić jej kondycję psychofizyczną ;)). Na pewno jest gorsza niż Berica, a przecież ten został zabity kilka razy. Co do Jona, nie wierzę, że zginął. To jest jeden z głównych PoV-ów i jakkolwiek Martin nie oszczędza swoich bohaterów, to jest dosyć łagodny dla tych "najgłówniejszych" (póki co, uśmiercił tylko Neda; Qentyn i Arys nie byli przecież głównymi postaciami). Nie wiem, czy Jon to AA (mam nadzieję, że nie), ale jego przeżycie dałoby się wyjaśnić nie uciekając się do magii (nie z takich sytuacji ludzie wychodzili obronną ręką). A jeśli jest AA to przeżyje lub się odrodzi. W każdym razie nie wyobrażam sobie sagi bez niego.
A dlaczego nie chcesz, żeby okazał się Azorem? Co do Qentyna i Arysa to jakby taka zmyłka ze strony Martina, żebyśmy się nie przyzwyczajali do żyjących POVów, a od Catelyn to już dawno nikogo nie zabił ;) Ale świętą trójcę (Jon, Dany, Tyrion) raczej jak już to uśmierci na samym końcu dla jakiś wyższych celów, tak myślę.
Jeżeli naprawdę na takim etapie w tak głupi sposób pozbędzie się Jona, to się obrażę.
Nie chcę żeby był Azorem, bo zbawca świata ma z definicji "przegwizdane". A ja Jonowi życzę jak najlepiej, szczerze mówiąc chciałam, żeby przyjął wiadomą propozycję Stannisa, choć jednocześnie wiedziałam, że to niemożliwe. Jeśli o jakiejkolwiek postaci mogę powiedzieć, że chcę żeby "żyła długo i szczęśliwie" to jest to właśnie Jon i Sansa. Jak dla mnie, Azorem może być Dany. Zbawi świat (do czego ma zdaje się inklinacje) i tym samym pozwoli, moim ulubieńcom na normalną, spokojną egzystencję. Jeśli Jonowi coś się stanie to osobiście napisze list protestacyjny do Martina i też się obrażę. A co.
W sumie to moja interpretacja postaci Melisandre, po to tez pojawila sie u boku Stannisa, imo - ale nie widze jej w roli intrygantki ani ze ma 'chrapke na Westeros' <z drugiej strony zapominam, ze moga tutaj pisac ludzie nie znajacy ksiazek, a serialowa Mel raczej pasuje pod pojecie slowa 'intrygantka' na tym etapie (w sumie nie wyobrazalem sobie, ze ktos moglby pomyslec, ze.. uczestniczy w 'grze o tron', lulz xd)>.
"Ja nie wiem czy tu chodzi "tylko" o religię, w sensie, która będzie najważniejsza. Raczej o ostateczną rozgrywkę pomiędzy dwiema siłami i o przetrwanie świata w ogóle. W tym ujęciu nie chodzi tylko o władzę jaką nad "prostaczkami" daje zwykle religia, ale po prostu o przeżycie."
Co do pierwszej czesci wypowiedzi jestem sklonny sie zgodzic, lecz co do drugiej - nie. Po prostu Mel nie widzi mi sie na tym etapie na kogos, kto chce - po prostu - przezyc. Wszystko powiazane jest z jej religia i oddaniem Panu Swiatla, wiec sila rzeczy wojna z Innym/i tez w to wchodzi, wiec robi co w jej mocy aby stawic czola silom ciemnosci.