Skończyłem czytać 8 część. Jak się zapewne domyślacie chodzi mi o ostatni rozdział o Jonie, jak
sądzicie, przeżył ? 4 ciosy nożem jednak wydają się kiepskie, ale Martin nieraz zaskakiwał.
Źle mnie zrozumiałeś. Nie chodziło mi o to, że Melisandre chce przeżyć, tylko o przeżycie w znaczeniu przetrwania świata ludzi w ogóle. Co do Mel, jestem przekonana, że jest gotowa poświecić swoje życie w służbie Pana Światła, a jej osobisty los jest dla niej mało istotny, ponieważ postrzega siebie głównie jako narzędzie R`hllora. Oczywiście, że w jej ujęciu wszystko wiąże się z religią, ale rozumianą w kategoriach ostatecznych, a nie jako zwykłe narzędzie świeckiej władzy. Tu nie chodzi tylko o to czy ludzie będą się modlić do starych czy nowych bogów, tylko o to, że ostateczna walka rozegra się na zupełnie innym poziomie. A zresztą, moim zdaniem, filmowa Mel jest (jak na razie) trochę inaczej nakreślona. Po obejrzeniu serialu miałam do niej niezbyt pozytywny stosunek, ale mój odbiór postaci zmienił się po przeczytaniu sagi. Nawiasem mówiąc (ale nie jest to uwaga skierowana do Ciebie :)) ludzie często zapominają, że saga Martina to jednak fantasy i interpretują wydarzenia w kategoriach racjonalnych, jakbyśmy mieli do czynienia z lekko podrasowaną powieścią historyczną. Oczywiście wynika to z faktu, że Martin ostrożnie obchodzi się z magią, ale nie należy zapominać z jakim gatunkiem literackim mamy do czynienia (nawet jeśli przełamał wiele reguł rządzących tym gatunkiem). Postawę Melisandre można oceniać tylko w wymiarze magicznym/ostatecznym a nie jako jeszcze jedną kapłankę, która "miesza" w głowie kandydatowi do tronu. Bo to trochę tak, jakby traktować smoki jak odpowiedniki dzisiejszych samolotów bombowych a przecież to nonsens, bo znowu w grę wchodzą czynniki natury irracjonalnej. Tak czy inaczej, wątek bardzo ciekawy i kontrowersyjny.
W takim razie zle Cie zrozumialem, przepraszam.
"Po obejrzeniu serialu miałam do niej niezbyt pozytywny stosunek, ale mój odbiór postaci zmienił się po przeczytaniu sagi. "
Coz, mialem tak samo : ) <choc Carice van Houten pasuje mi na Mel, a jedynie to, jak tworcy serialu operuja ta postacia w scenariuszu sprawia, ze mozna jej naprawde nie lubic, imo (znaczy, fani -TYLKO- serialu)>
"Postawę Melisandre można oceniać tylko w wymiarze magicznym/ostatecznym a nie jako jeszcze jedną kapłankę, która "miesza" w głowie kandydatowi do tronu."
Jednak z tym, mimo wszystko, do konca sie nie zgodze - o ile moge zgodzic sie z Twoja interpretacja Mel i ratowaniem swiata <czemu mialbym sie nie zgadzac, wiele scen moze to sugerowac, wlacznie z jej jedynym POVem>, o tyle ja dalej bede upieral sie przy fakcie, ze pomimo tego, o co tak naprawde w tej grze sie rozchodzi <o byc albo nie byc dla swiata> Mel u boku Stannisa <niby wierzy, ze AA etc., i tak, wiem, ze sama przynaje sie np. przy Jonie do blednych wnioskow z odczytywaniem swoich wizji> to rowniez szansa <wg niej> na prawdziwa wiare w 'prawdziwego' boga w Westeros <i jak sie tak nad tym teraz zastanowilem przy pisaniu posta to uwazam, ze zeby swoje zdanie utrzymac w ryzach i co by mialo wiarygodny, faktyczny stan rzeczy, musialbym poszukac cytatow lub scen sugerujacych, ze tak wlasnie jest - a ze tego nie zrobie, musze dodac, ze to jest tylko i wylacznie moja interpretacja postaci Mel bez zadnych podstaw <wiec moja interpretacja postaci Mel niech pozostanie tylko teoria mych domyslow z czym nie musisz sie zgadzac, ot co xd>>.
Co do motywacji Mel, to zgodzę się, że nie miałaby nic przeciwko, żeby wiara w Pana Światła zapanowała w całym Westeros. A jeszcze gdyby mogła wprowadzać tę wiarę ze Stannisem u boku ;). Ale to właśnie wynika z jej przeświadczenia, że albo R`hllor albo Inny. A to niezbyt ciekawa alternatywa. A tak na marginesie, dla mnie wątek filmowy Mel-Stannis to jeden z najsłabszych w tym serialu. Kiedy czytałam sagę byłam zdumiona, jak dalece scenarzyści odeszli od "ducha" prozy Martina. Stannis książkowy i filmowy to dla mnie dwie różne postacie, podobnie jak i Mel. Ze szkodą dla oryginału. Nie mam nic przeciwko zmianom, są po prostu nieuniknione, ale co innego cięcia, ograniczenia wątku, łączenie mniej ważnych postaci w jedną, a co innego tak istotna zmiana w przypadku jednego z ważniejszych bohaterów. Filmowa Mel wydaje się być kutą na cztery nogi intrygantką, a Stannis niemal bezwolnym narzędziem w jej ręku, a to się ma nijak do oryginału. Moim zdaniem, scenarzyści "ubezwłasnowolnili" Stannisa, a gość swoje wiedział i wcale nie był takim "flakiem" jak w serialu. A już jego odzywki do szanownej małżonki, to prawdziwa perełka. Jak sobie przypominam to jego "kobieto.. nie wrzesz tak, nie jesteśmy przy ognisku" kiedy laska podniecała się R`hllorem. Coś pięknego :))
Poza tym cóż, kto jak kto, ale Mel ma prawo sądzić, że to właśnie R'hllor istnieje i jest tym właściwym bogiem, więc nic dziwnego, że uważa, że to jemu należy się wiara i cześć i uwielbienie całego Westeros.
Od "A tak na marginesie[...]" to podzielam zdanie, gdyz uwazam podobnie <lub nawet tak samo>. Dodam jednak od siebie, ze jesli chodzi o samego aktora od postaci Stannisa <podobnie jak napisalem o Mel> to wg mnie genialny wybor <w sensie, podoba mi sie gra tego aktora i to, co mu daja mimo, ze nie podobny do ksiazkowego Stannisa z wygladu; gdyby tylko lepiej poprowadzono watek na linii Mel/Stannis<a nawet Davos>, to wizualnie nie mialbym zastrzezen do postaci, a tak.. no coz>.
To samo sobie pomyślałam czytając Waszą rozmowę.... cokolwiek by nie powiedzieć o serialowym Stannisie to mi jego aparycja również odpowiada :)
hehe, na pewno jest przystojniejszy od książkowego odpowiednika. A tak a propos mężczyzn książkowych i serialowych to Momoa był naprawdę dobry jako Drogo. Bo już taki książkowy Renly wydawał mi się znacznie bardziej atrakcyjny od filmowego (przynajmniej z opisu). No, ale to temat rzeka :)
Nie wyobrazam juz sobie nikogo innego w roli Drogo jak Jason.. well, dla mnie Momoa byl Drogo, u niego wystarczyla charakteryzacja i tyle <zreszta mam tak z wiekszoscia obsady, nawet jesli nie pasuja wygladem do opisu pewnych postaci>. Waldau tez zajedwabiscie pasuje jako Jamie xD W sumie chyba byl gdzies tego typu temat z przyrownywaniem postaci i aktorow jesli chcecie sobie pogadac o 'temacie rzeka' xd
Że powtórzę mój jak elokwentny komentarz - no ba :D chociaż biorąc pod uwagę tę konkretną aparycję (i całą resztę:D) mało by było czasu na podziwianie czy uroki wspólnego życia
no ale zawsze
Co Ty wygadujesz, fune, sts007 planowala by zejscie w stylu Romea i Julii - wraz ze smiercia Neda jakas trutka od maestera Luwina i ariwederczi, taka tagiczna milosc xd
Na Siedmiu co mówisz :0. Ja bym Neda chętnie ożywiła, niech byłby nawet w wersji Berica, ale zawsze to Ned ;D. Choć o szczęśliwym życiu to raczej można pomarzyć. No i zamiast Szekspira mielibyśmy coś w stylu Walking Dead ;D. Ale z walking with Sean, a to zmienia postać rzeczy.
Wybaczcie, że dalej pociągnę ten off top, ale nie mogę się powstrzymać - czyżby nowa wersja "Wiecznie żywy" się kroiła? :D
Tak jest "Ned jak Lenin. Wiecznie żywy" ;). Ale na poważnie, to ja już go pochowałam, żałobę odbyłam, tylko czasami jak sobie przypomnę, to się wzruszam ;). Z drugiej strony facet chodzący z głową, no cóż, w sumie to nie wiem gdzie, pod pachą? Sama nie wiem...Muszę się przespać z problemem ;DD
Przyszylby sobie albo bys mu pomoga xd
W sumie, kwestia ze wskrzeszaniem nie wchodzila u mnie w rachube, wiec milosc tragiczna tez nie.. ale skad wiedzialabys, ze mozna ozywic, no skad? Maester Luwin byl slaby w tych kwestiach, poza tym Ned ala zombie oznaczaloby chyba milosc nie tragiczna <choc to moze tez, zalezy jak spojrzec> a platoniczna, haha
Z szyciem to u mnie tak sobie :( no i chyba bym się trochę brzydziła. No bo jednak, jakby na to nie spojrzeć, to odcięta część ciała.
To by była miłość tragiczno-platoniczna, z naciskiem na platoniczna ;)). Ned by sobie krążył po zamku lub/i okolicy, a ja bym sobie tęsknie wzdychała na jakiejś więzy lub pod czardrzewem. A wspomniany Luwin przynosiłby mi makowe mleko na ukojenie nerwów. Tak to widzę o tej nocnej porze :))
Myslalem rowniez, ze bylabys w stanie - dla Neda - przyszyc mu jednak ten leb, ale od czego jest Luwin xP
Coz, o tej nocnej porze widzisz to w czarnych barwach, moze jutro spojrzysz na to z lepszej strony, bo jakos smutno ten opis wyglada : (
Ale jakże stylowo i ech, romantycznie. Ale masz rację, trzeba myśleć praktycznie. Jak nie Luwin, to może Mikken, albo kto się tam nawinie. O wiem, septa Mordane uczyła szycia. Bingo, septa przyszyje i mamy happy end :))
Coz, ja wraz z tym scenariuszem bralem pod uwage to, co mial pod reka Ned, a septa Mordane nie byla pod reka <no chyba, ze jako Cat swojej wersji wiedzialabys o niej xd>. No i.. moja wersja tez byla romantyczna, tyle ze tragiczna xP
Fune!!!! .. to nie moja wina ze zaczelas to wszystko wraz z sts007 <przymyka oczy na pare szczegolow> - tutaj nieszczesliwa milosc do Neda, a z drugiej nieszczesliwa milosc do Tywina.. xPXP
Jaka nieszczęśliwa miłość do Tywina? W sensie, że Fune? Bo ja na pewno nie.
007 to od agenta Bonda? Czyżby aluzja do mojej spostrzegawczości? Nick nawet niezły, ale zmienić chyba się nie da :(.
Tak, odnosnie fune to pisalem, co by pocieszyc, ze nie brala tego co my, hmm xd
007 oczywiscie od agenta Bonda - choc uzylem juz wczesniej, a teraz dopiero zwracasz uwage, tez hmm xP
Zauważyłam od razu, tylko noc była późna i jakoś mi uciekło :(. Myślę, że taką fazę można załapać na trzeźwo, ciągnęłam podobną dyskusję z n00bersem przez prawie 100 postów i przeszłabym każdy test na zawartość substancji psychoaktywnych ;D. W sensie, ze nie nic brałam, bo za n00bersa nie ręczę ; D.
Coz, ja tez nic nie biore, wiec zaskoczylo mnie pytanie fune : ( <to nie nasza wina, ze fune poszla sobie spac!! xP>. A 111 mozna zastapic 007 i ladniej brzmi, haha : )
Coz, pamietam ten offtop - pozniej jak wyskakiwaly mi powiadomienia z tego tematu nawet nie zagladalem jesli pisalo sts111/n00bers <ale Wy pisaliscie przez pare dni bodajze> :x
Nawet dłużej, chyba ze dwa tygodnie :). Ale się ubawiłam, bo dla odmiany potraktowaliśmy wszystko z przymrużeniem oka, a i tak przelecieliśmy wszystkie tomy wzdłuż, wszerz i poprzek. Ale fakt faktem, porządziliśmy się w cudzym temacie :))
Poszłam spać? :D I tak wytrzymałam z Wami długo, ostatnio dość szybko odpadam :) Nie żebym Was podejrzewała o cokolwiek, ale nieźle Was wzięło :D (oczywiście w znaczeniu jak najbardziej pozytywnym)
i nie nieszczęśliwa miłość do Neda, tylko słabość do jego aparycji :D i gorących źródeł
co do Tywina, to wielbię go i adoruję (tak wiem, niech posypią się gromy i popiół na mą zbłąkaną duszę), ale wolałabym go za zdecydowanie raczej za teścia, jak już :D
Kogo wzielo, FUNE!? Oczywiscie, ze to Wy zaczelyscie z ta miloscia do Neda i dalej sie potoczylo <odwraca wzrok w innym kierunku>. Pozniej poszlas spac xD
W takim wypadku, fune, wybacz, nie sadzilem, ze chodzi jedynie o milosc do ciala Neda.. hmm.. w takim razie Ty tez w nim zakoffana? xP
A co masz do ciała Neda? Trochę nadwątlone, ale kobiety lubią ponoć mężczyzn z bliznami. No, ale też z głową na karku, a z tym już trudniej ;). Z tego co wiem, to Fune ceni raczej Beana. Ale i tak w przypadku Fune Jaime L. rulez :))
Teraz wszystko rozumiem - fune preferuje serialowego Neda, a Ty ksiazkowego xd Dodatkowo fune preferuje rowniez Jaime Lannistera, a Tywin ma byc tylko tesciem <teraz wszystko gra xP>
Nie do końca. Ja też preferuje serialowego, w sensie Sean is the best f..ck the rest, że tak powiem :). Natomiast ulubieńcem Fune jest zdecydowanie Jaime w obu wersjach i takoż chyba ceni Tywina w obydwu odsłonach. Ty dla odmiany preferujesz, jak zauważyłam, Dany i chyba też w obydwu wersjach (któż nie ceni panny Clarke ;))
Takowoż znowóż nie mam wyjścia jak tylko się podpisać pod tym postem :)
Dodam, że serialowy Ned (czyt. seanowy Ned) miał wpływ na nas obie, jeżeli chodzi o odbiór tej postaci i sympatię do niej ;) Ale jakkolwiek spędziłybyśmy chętnie jakiś czas w zimnym bękarcim Winterfell to raczej na stałe zamieszkałybyśmy w Dorne (Sts) i w Reach (ja) :D to tak gwoli dalszego wyjaśnienia ;)
A jeżeli chodzi o to rulezowanie to chyba powoli z psychofanki Ryanna chyba przekształciłam się w psychofankę Jrienne :D wpływ forum, a co za tym idzie głębszego wejścia w temat ;) Oczywiście Ryanna zawsze będzie miała miejsce w moim sercu, ale muszę przyznać, że fancynacja ma ostatnio troszkę opadła na korzyść tego drugiego teamu :)
Jak Jrienne jak Baime :). Baime łatwiejsze w wymowie i jakieś bardziej poręczne. Ale muszę sprostować, Dorne mi średnio pasuje choć lubię pustynie. W sumie to mam problem z wyborem lokalizacji, bo Północ istotnie zbyt chłodna, Dorne zbyt gorące... W każdym razie musi być nad morzem i niedaleko jakiegoś miłego ośrodka miejskiego, albo też w samym mieście. Może Oldtown ...Co w sumie daje Reach :)).
Oj tak, ewidentnie przeniosłaś swoje uczucia na nasz miły (żyjący póki co) duecik. Takoż im kibicuje :).
Muszę chyba wypić kolejną kawę i przypomnieć czyją stałam się psychofanką :D Oczywiście, że Baime! :) Ryanna mnie zmyliła :D
Oj, to już z Dorne Ci przeszło...?
Ja do Dorne nigdy nie miałam szczególnego sentymentu, tylko w teście na przynależność rodową Martellowie mi wyskoczyli niczym gumka z majtek. ;D. Ale zaraz potem (o dziwo ;D) miałam Starków i Tully`ch. Z Dorne cenię Dorana za rozsądek i rozwagę, Oberyn to postać pod każdym względem barwna, podobnie jak jego córeczki. Natomiast bardzo mi się podoba fakt, że kobiety mogą w Dorne dziedziczyć. To wielki plus w tym patriarchalnym świecie, więc ideologicznie Dorne jest poniekąd bliskie memu sercu. Gdybym miała być samotną kobietą, to tylko w Dorne, ale jakbym miała żyć z panem mężem (normalnie rozkłada mnie ta forma ;D) to wolałabym inna lokalizację. Gdybym zamieszkała nieopodal Oldtown, to mogłabym Cię nawet odwiedzić. W końcu Wysogród nie jest daleko :)
W sumie, jak sie tak zastanowic, to jest ta jedna duza roznica, o ktorej juz wspomniano - pairing Baime to zyjace postacie, a pairing Ryanna to jednak ludzie-martwe-legendy, lepiej kibicowac tym, ktorych jeszcze mozna ogladac/poczytac xP
Musze jednak wplesc sie pod ten post, co by nie stracic rachuby na co odpisuje xd
Rozumiem, Ty tez preferujesz serialowego Neda <tak myslalem przy poczatkach tej dyskusji, ale pozniej jak zaczelyscie z fune wypisywac ksiazkowy/serialowy to zaczalem watpic w to, co myslalem xd>
Podpisuje sie pod Sean'em - lubie tego aktora i szkoda, ze czesto wysmiewany jest za udzial w filmach/serialach, w ktorych predzej czy pozniej ginie <przeciez jest tyle produkcji, w ktorych nie ginie, chocby serial z Sharpem>. Zajedwabiscie kupilem jego Neda i nie wyobrazam sobie, ze mialbym go przyrownac z ta rola do Boromira z WP, lol.
Dany jak Dany, jest to jedna z moich najulubienszych postaci, w wiekszosci wypadkow nie widze jej wad <half-dzolk> xP a Clarke jak Clarke, jednak troche sie mylisz: o ile fani, glownie plec brzydka, powie/napisze, ze Emilia jest ladna/piekna/whatever, o tyle o jej gre juz beda psioczyc, buu : (
A ja preferuje jednak Arianne Martell, ale ze w serialu jeszcze jej nie ma to tez malo sie o niej np. tutaj pisze <ale w postach, np. w temacie o roznych ulubionych itp. to z pewnoscia napisalem o niej i mojej wyobrazni xP> Dlatego nie daruje tworcom, jesli wybiora kogos, kto mi sie nie spodoba <wiem, przelkne to w raziu wu, ale nie wybacze.. no ale co bede mogl zrobic, jak nie ogladac dalej.. xd>. Ale zanosi sie dopiero na udzial serialowej Arianne dopiero w sezonie 5 : ((((
Wiem, wiem, Dany to Twoja ulubienica, nawet usiłujesz zrobić z Fune jej fankę. No to prędzej słońce wstanie na zachodzie a zajdzie na wschodzie ;DD. Po prostu nie ma szans. No chyba, że przeczołgana na stepie z Drogonem trochę spokornieje, ale nawet wtedy nie jestem pewna ;)) (tzn. Dany spokornieje nie Fune ;D). Na początku Dany też była moją ulubienicą, potem mnie jej wątek znużył, ale to wciąż wątek nader przyszłościowy. Żeby tylko wykopała tego palanta Daario, bo go nie trawię w żadnej postaci (ani serialowej, ani książkowej).
Szczerze mówiąc wątki dornijskie nie są popularne na tym forum, może z wyjątkiem Oberyna. A i owszem, natknęłam się kiedyś na Twojego posta w którym wychwalałeś pannę Martell. W sumie na razie trudno coś o niej konkretnego powiedzieć, poza tym, że piękna, zmysłowa, ma niemałe ambicje i będzie chyba brała udział w grze o tron. Ale szczęścia mężczyznom nie przynosi, o czym przekonał się niejaki Arys Oakheart. Inna sprawa, że się przesadnie nie opierał ;D. Gdybym była facetem, też bym się w sumie szczególnie nie opierała jako, że laska posiadała ewidentne zdolności perswazyjne ;D.
Moim zdaniem, to musi być aktorka młoda i o egzotycznej urodzie. Może powinni się zwrócić w stronę Bollywood? Co jak co, ale hinduskie aktorki są piękne i spełniają kryteria atrakcyjnej Dornijki plus część z nich naprawdę potrafi grać.
W sumie jak juz tak obgaduje/my fune: mysle, ze jestem w stanie przekonac fune do bycia fanka Dany - poczatkowo zaczalem to raczej w formie zartu co by zobaczyc reakcje fune <co nie wyszlo xd>, ale jak tak piszesz to moze faktycznie bede pisal o tym dalej xP <poza tym fune sama napisala, ze jesli cos fajnego sie stanie po akcji z Drogonem to moze zmieni zdanie.. moze/morze, wiadome xd>
Jeszcze co do Dany: watek w TzS byl okropny, i to co sie tam dzieje - topornie mi sie czytalo jej POVy az do jej ostatniego POVa <juz lepsze mial Barristan pod jej nieobecnosc>. Ale nie zmienia to faktu ze jest jedna z moich najulubienszych postaci mimo tego, co wyprawia w Meereen. I nie jestem w stanie zrozumiec, dlaczego ludzie przestaja ja lubic po tym watku.. xd <a Daario moze bedzie katapultowany i sobie polata.. w co osobiscie nie wierze, ale zawsze jest ta nikla nadzieja, w koncu to Martin :x>
Watki dornijskie nie sa popularne na tym forum chyba glownie dlatego, ze tak naprawde jest to forum poswiecone serialowi <fakt, ludzie czytajacy ksiazki moga pisac o wielu rzeczach, ale w gruncie rzeczy i tak chodzi tu o serial>
Ja uwielbiam wszystkich Martellow, a gdy na tescie rodowym wyszli mi na pierwszym miejscu bylem wniebowzwiety <i zaskoczony, zrobilem najprawdzwiej jak sie ten test dalo, haha, ale swoj ciagnie do swojego chyba>. Arianne dlatego jest taka super, bo nie tyle jest piekna, co nie da soba pomiatac - uwielbiam takie wladcze dzierlatki, to moze dlatego. Tak, egzotyczna uroda to chyba to, i Bollywood i hinduska.. hmm, faktycznie, nie glupi pomysl <choc nie wiem, czy nie za daleko idacy.. sam nie wiem XD>. W sumie Pascal, ktorego wybrali do roli Oberyna to chilijski aktor, ale po odpowiedniej charakteryzacji moze sie nadac <a moze jej nie musi miec, nigdy go nie widzialem oprocz jednej fotki>. Kwestia chyba tego, co zobaczymy w 4 sezonie wraz z Oberynem i jego luba <aaa, nie przepraszam, aktorka jest na wpol hinduska, teraz obczailem - chociaz pisze, ze jest angielska aktorka..>. Z pewnoscia tworcy serialu chca zaznaczyc, ze w Dorne mieszkaja troszku rozniacy sie ludzie od innej czesci Westeros.
No to życzę powodzenia w staraniach. W końcu cuda się zdarzają, smoki się przebudziły, magia działa ;D.
Jeśli lubisz władcze dzierlatki, to w sadze jest jeszcze parę, choć może nie tak atrakcyjnych. Przede wszystkim moja faktyczna ulubienica, czyli Asha. Wszystko można o niej powiedzieć tylko nie to, że daje sobą pomiatać. Plus odważna w walce i nie tylko ;). No i nie jest intrygantką, co akurat mi się podoba, bo choć literacko intryganci są fascynujący, to w życiu ich nie znoszę. To, co zrobili w serialu z Ashą, woła o pomstę do nieba, bo dla mnie ta nieszczęsna Yara to porażka, pod każdym względem :(((.
Aktorka grająca Arianne musi być egzotyczna, bo taka po prostu jest panna Martell, przynajmniej z opisu.
A, no i oczywiście mamy kolejną laskę, która żyje jak chce, czyli Mya Stone. Ok. to posatć trzecioplanowa, ale mam nadzieję, że się rozwinie. No i Val ofkors :))
Mnie też wyszli Martellowie, ale było to dla mnie niezłe zaskoczenie. A dla odmiany w s teście postaci non stop Dany :). Albo te testy są jakieś dziwne, albo czegoś o sobie nie wiem ;D
Yeah! Magia rlZ! Fune jeszcze o tym nie wiem, ale zostanie fanka Dany... xP <o dziwo brak reakcji fune : ( >
Lubie Ashe - ogolnie rzecz biorac Dany w pewnym momencie tez zaczyna byc 'wladcza' i tez stad moje upodobanie <juz nie mowiac o tytulach xd>, Arya, choc bardzo mloda, tez jest chyba z tego typu postaci i dlatego jest jedna z moich ulubionych <prosze nie wyskakiwac z edziem, nie o to mi chodzi xD> ALE to Arianne ksiazkowa uwielbiam <3 <piekno + inteligencja + wladcza dzierlatka = ideal.. a jesli ktos powie, ze uroda sie ogolnie w milosci nie liczy tylko charakter to sie kategorycznie nie zgodze: wyglad musi isc w parze z charakterem, bo jesli ktos nie czuje pociagu fizycznego do drugiej osoby i vice versa, to ja nie rozumiem jak mozna stworzyc zwiazek TYLKO ze wzgledu na charaktery; w sumie to takie 50/50 musi byc, a nie slynne teksty "a nie, bo wnetrze czlowieka sie tylko liczy", blee>. Tak wiec Arianne ksiazkowa ubostwiam, pozniej Dany xP <za to Wy dzierlatki tez operujecie i wygladem, i osobowoscia danej postaci, jak np. Nedzia czy Jaime'a xP> Ale chyba wnikam w to za bardzo, lol
Tak, Val jest w mojej top3, jak moglem zapomniec <masz dobra pamiec xd>, przeciez to jest rowniez wladcza kobitka wsrod dzikich <dlatego chyba tez ladniejsza serialowa Ygritte moze sie podobac xD>
Wiesz, to jedna czy pare osob zaklada tego typu testy i sama dobiera kryteria - podejrzewam, ze gdyby poszukac innych testow tego typu to mogly by wyniki sie troszku roznic <choc niekoniecznie, jesli robia to maniacy sagi xd>. Widzisz, jestes milosierna i o tym jeszcze nie wiesz xP <mnie dla odmiany wstrzelil sie Oberyn w tescie na forum dotyczacym postaci, i nie pamietam mojej reakcji, haha, ale w przeciwienstwie do Ciebie robilem go tylko raz>
Faktycznie, Fune milczy :(.
Co do urody plus wnętrza, oczywiście jeśli nie ma pociągu fizycznego to możliwa jest co najwyżej przyjaźń. Ale bywa i tak, że pojawia się on dopiero po jakimś czasie i poniekąd wiąże się z fascynacją czyimś wnętrzem, osobowością etc. Np. w sadze taka sytuacja przytrafiła się chyba Cat i Nedowi. Na początku to było aranżowane małżeństwo, każde było zafascynowane kimś innym, ale w końcu udało im się stworzyć całkiem udany związek, w którym namiętności chyba nie zabrakło. W każdym razie spłodzili kilkoro dzieci, i chyba nie tylko z obowiązku ;)). Ale muszę tu nadmienić, że w tym akurat przypadku widać różnice miedzy kobietami i mężczyznami tzn. kobiety łatwiej zafascynować jedynie osobowością, natomiast u mężczyzn wygląd kobiety odgrywa większą rolę. Oczywiście to generalizacja, znajdzie się sporo wyjątków od tej "reguły".
Oberyn? No nieźle :D. Z tego wniosek, że barwna z Ciebie osobowość. No pewnie, trzeba mieć do takich testów dystans i traktować je jako czystą zabawę. To, że jestem miłosierna, to dla mnie oczywiste ;DD, raczej obawiałam się syndromu Mesjasza ratującego cały świat, bo ci na ogół kończą marnie :((. Dlatego przy mojej pewnej sympatii do Dany, mam obawy, że Martin szykuje jej niezbyt ciekawą przyszłość :(
Fune się odezwie, a żeby nie robić większego chaosu, odpowie zbiorczo w jednym poście.
Co do Dany - na początku ją lubiłam, zwłaszcza, gdy była z Drogo, ale w drugim tomie też lubiłam jej POVy. Jednakże im dalej w las, tym było gorzej. I nie chodzi tu o jej charakter czy wady, o których namiętnie dyskutuję, świadomość pewnych słabości czy błędów nie ma u mnie znaczenia, jeżeli postać ma to coś, pewną charyzmę, potrafi mnie zainteresować, lub jest nieprzeciętne inteligentna. Nawet to, że ktoś jest puszczalski, w przypadku fikcyjnych postaci nie wpływa na moją sympatię. Ale niestety POVy Dany zaczęły mnie dogłębnie nudzić, a przez to być toporne do przetrawienia. Owszem, dzięki nim mogliśmy poznać Essos, ale bardzo szybko Dany nie była jedyną tam osobą, a historie Aryi, Sama czy Tyriona były dla mnie o wiele ciekawsze. Nawet Victariona, za którym nie przepadam. A u Dany to złapałam się, że wolę postaci Barristana, Joraha, a nawet nieszczęsnego Daario o złotych zębach niż głównej ich bohaterki. Ale jak napisałam, jest szansa, że coś się zmieni, chociaż znając życie to prędzej khalasar, który będzie miał przyjemność spotkać ją na swej drodze, czeka unicestwienie, jak to bywa w przypadku Dany, a ona sama dalej ruszy w swoją drogę.
Natomiast fanką jej z pewnością nie zostanę, szkoda starań. Najbliżej tego słowa jestem w przypadku Brienne i Margaery , z zaznaczeniem "najbliżej". Bardzo dużą sympatią darzę też Ashę, Cersei, Lyannę, Sansę, Goździk. No Mya Stone też jest spoko, twardo stąpa po ziemi i nie narzeka. Reszta żeńskich postaci mnie ani ziębi, ani grzeje, przykro mi bardzo, ale gdyby zginęła nie obeszłoby mnie to za bardzo.
A teraz parę słów do tego:
"a jesli ktos powie, ze uroda sie ogolnie w milosci nie liczy tylko charakter to sie kategorycznie nie zgodze: wyglad musi isc w parze z charakterem, bo jesli ktos nie czuje pociagu fizycznego do drugiej osoby i vice versa, to ja nie rozumiem jak mozna stworzyc zwiazek TYLKO ze wzgledu na charaktery"
Mój drogi, nie da się stworzyć żadnego związku ze względu na tylko coś tam. To jest dość złożona sprawa. A ze względu na pociąg fizyczny to można co najwyżej iść ze sobą do łóżka.
Relacje oparte na wyglądzie bardzo szybko się rozpadają.
W każdym zdrowym związku normalne jest, że ludzie pożądają się wzajemnie, ale nie jest wprost proporcjonalne z wyglądem, w końcu też najprawdziwsze jest zdanie, że miłość jest ślepa, obiekt uczuć wydaje się o wiele bardziej atrakcyjniejszy niżby to mogło się wydawać. To, czy na kogoś lecimy jest bardziej skomplikowane i nie bez powodu prawdziwe jest i to powiedzenie, że każda potwora znajdzie swojego amatora. Nie chodzi tu już o tak mocny przykład jak taki Napoleon i jego upodobania, ale to, co dla Ciebie jest pociągające, wcale nie musi być dla kogoś innego i odwrotnie. Ile ludzi, tyle gustów. Zresztą sam się rozejrzyj wokół siebie, ile to jest par, gdzie jedno jest bardzo atrakcyjne, a drugie wręcz przeciwnie. Ile to razy przyłapałeś się myśli, co on z nią robi/co ona z nim robi...
Poza tym sam kanon urody to rzecz względna, jesteśmy totalnie zmanipulowani epoką, w jakiej żyjemy. Mogę się założyć, że w innych czasach podobałoby Ci się co innego.
A jeżeli mogę wtrącić własną prywatę, to dla mnie właśnie liczy się to coś. Owszem, zwracam uwagę na pewne rzeczy zewnętrzne, ale bardziej to podchodzi pod higienę czy sposób ubierania, poruszania. Na co z pewnością jestem podatna to barwa głosu. A facet choćby nie wiem jak przystojny, jeżeli jest pustakiem/nie grzeszy inteligencją/poczuciem humoru/, to nie ma szans mnie w żaden sposób zainteresować. Istotne jest czy czuję z kimś chemię czy nie, a to już wynika z różnych czynników, a często też jest niezależne od nas samych. No bo biologia też kieruje się własną logiką.
Oczywiście rację ma też Sts mówiąca o różnicach w postrzeganiu świata przez mężczyzn i kobiety. Co by nie mówić, mężczyźni są prości. I bez urazy, ale bardzo często myślą tylko o jednym. Ale jak napisałam, gusta są różne i to co oddziaływuje na danych osobników też jest różne. Dla każdego piękne jest co innego. Za to dla kobiet często najseksowniejszym w mężczyźnie jest jego mózg, o ile nie znajduje się cały czas w spodniach ;)
Zaczęłam od Dany i skończę też na niej. Aktorka, nie będąc szczupłą długonogą laską, stworzyła atrakcyjną fizycznie postać. Oznacza to, że ma charyzmę, duży plus dla niej.
"Za to dla kobiet często najseksowniejszym w mężczyźnie jest jego mózg, o ile nie znajduje się cały czas w spodniach ;)". Dokładnie. Nic dodać, nic ująć :)
Od siebie dodam, że istotnie tembr głosu (i oczywiście to, co mężczyzna ma do powiedzenia), odgrywa u kobiet chyba nawet większą rolę niż sam wygląd. Miałam na studiach profesora o "nienachalnej urodzie" ;)) i radiowym głosie. Plus fantastyczny wykładowca. Większość lasek była pod jego dużym urokiem (nie wyłączając piszącej). Chociaż jestem typową sową, wstawałam bladym świtem, żeby nie opuścić jego wykładu. Jak dla mnie, mógł czytać nawet ulotkę zTesco. Nie spotkałam się niestety z odwrotnym przypadkiem, czyli mężczyzn pozostających pod urokiem średnio atrakcyjnej ale charyzmatycznej i inteligentnej kobiety. A nie mówię tutaj o panach z budowy (sorry guys ;)).
Wracając na nasze martinowskie podwórko, na tym chyba polega atrakcyjność Tyriona w wydaniu Dinklage`a. A klasycznym przystojniakiem trudno go nazwać. Ciekawe ile panów uznałoby za atrakcyjną np. Grosik, gdyby nawet grała ją aktorką o porównywalnej do Dinklage`a sile oddziaływania. Tak to już niestety wygląda :(
Co do kanonów urody, pełna zgoda :). Jestem antropologiem i siłą rzeczy siedzę w tematyce międzykulturowej. Nie ma bardziej prawdziwego zdania niż "nie to ładne, co ładne, ale co się komu podoba" :). I znowu nawet w sadze mamy przykład Ygritte uchodzącej wśród dzikich za piękność (bo "pocałowana przez ogień"), podczas gdy sam Jon zauważył, że na żadnym dworze w Westeros nie zwróciłaby niczyjej uwagi. A to przecież ten sam świat.
Podsumowując, chemia być musi, ale od czego ona zależy, tego na dobrą sprawę nikt nie wie. Mnóstwo teorii, a życie swoje. Przykłady tych, teoretycznie niedobranych fizycznie par, mówią same za siebie. Na całe szczęście :)
Btw. Nie wiedziałam, że darzysz taką sympatią Margaery. Why, że zapytam?. I którą bardziej, książkową czy serialową? Bo widzę tu pewne znaczące różnice.
Widzę, że się rozumiemy :) Dodam tylko, że ja się spotkałam z parami (ba, nawet wśród moich bliskich znajomych), gdzie kobiety są zbyt ładne (nie tylko w mojej opinii), a jednak związki te aż kwitną i aż miło popatrzeć. Dobry przykład z tą Ygritte :) Zresztą sam Jon zauważał jej, że tak to nazwę, pewne brzydactwa w wyglądzie, a jednak na nią leciał. I to bardzo. A nawet się zakochał. Zdecydowanie jej charakter i śmiałe podejście miały duże znaczenie.
Mówisz o Peterze czy serialowym Tyrionie?
Jeżeli chodzi o Marg to po prostu polubiłam ją od razu, czasami wspominałam o tym, np. w wątku ulubionych i nieulubionych postaci ;) Takie polubienie od pierwszego wejrzenia :) Lubię w sumie i jedną i drugą, z akcentem na książkową, zresztą najlepsze sceny w serialu jeszcze przed nią (lubię też aktorkę ją odgrywającą i uważam, że świetnie sobie radzi w tej roli).
A dlaczego? W kobietach lubię jak mają osobowość, moc, barwność, niebanalność, inteligencję, klasę, jak są nienachalnie seksowne, a przy tym kobiece, co nie znaczy, że słabe. Cenię to, że potrafią zawalczyć o siebie niezależnie od tego, co je ogranicza. Wierzą w siebie. Są świadome siebie, własnej wartości. Niezależnie od kanonów, od tego co powinny a co nie, dążą do osiągnięcia swojego celu. Walczą o siebie. Nie są zależne od mężczyzny, nie pozwalają sobą pomiatać. Biorą sprawy w swoje ręce. Wiedzą też co to rodzina, przyjaźń, obowiązek.
Jest kilka postaci u Martina, które można do temu odpowiadają. Ale czuję ogromną sympatię do Marg (jak i ogólnie do Tyrellów), należy do osób, z którymi zaprzyjaźniłabym się od razu. Ogólnie rzecz biorąc podziwiam ją też za to, jak dobrze poradziła sobie z Cersei i zepchnęła ją w cień. Ma świetne sceny w książce, zarówno te, w których bezpośrednio występuje, jak i te, o których dowiadujemy się od osób trzecich, np. od Tommena.
Tak, ewidentnie odbieramy w tej materii na podobnych falach :). Co do tych "niedobranych" par, to owszem sama znam takie, i to na ogół kobieta uchodzi za bardziej atrakcyjną. Jedyny odwrotny przykład, to mój znajomy, którego żona jest niepełnosprawna i to w dosyć dużym zakresie. Ale co to za kobieta :). Czyli potwierdza się teza, że panie w znacznie mniejszym stopniu lecą na walory fizyczne.
Tak, pod charakterystyką kobiet też mogłabym się podpisać :). Od siebie dodam, że lubię kobiety, które cenią i szanują inne kobiety, bo (stereo)typowe laski, co by inną utopiły w przysłowiowej łyżce wody, to zupełnie nie moja bajka.
Co Marg, to mam pewien rozjazd. Serialowa jest dla mnie bardziej wyrazista, zarysowana zdecydowanie i cóż, "wyzwolona", że tak to ujmę. Przypominam sobie jak edukowała biedną i naiwną Sansę, co do możliwości erotycznych jej małżonka :). O scenie z Renly`m i dołączeniem do pary królewskiej Lorasa nie wspomnę. ;). W sadze z kolei, jest bardziej finezyjna, subtelna, bardziej działa w tle. Oczywiście jest dla Cersei godną przeciwniczką, ale prawda jest taka, że na tym etapie prawie każda inteligentna i przebiegła kobieta może przerobić Cersei na drobne, bo laska oderwała się od rzeczywistości i padła ofiarą własnych złudzeń na swój temat (pięknie wykorzystywała to Taena). Ale może sporo namieszać, zarówno w serialu, jak i w sadze. A swoją drogą Marg miała szczęście do inteligentnej i przebiegłej babki, która była dla niej sporą podporą (na pewno w serialu, bo w sadze jest jeszcze matka i cała "babska" otoczka"). A tak w ogóle, to mnie bardzo ciekawi ten mityczny Willas. Przewija się to tu to tam, ale w sumie nikt go na oczy nie widział. Kilka lasek miało na niego chrapkę (lub też były z nim swatane), a gość jak był kawalerem, tak jest nadal. Czyżby frakcja Lorasa? No bo jego ułomność nie dyskwalifikuje go chyba jako małżonka?
Na Siedmiu, w poprzednim poście miało być "gdzie kobiety NIE są zbyt ładne".... trochę to zmieniło sens mojej wypowiedzi.
Po prostu różnie to bywa. Aczkolwiek pewnie zdarza się rzadziej.
Ale ja uważam, że prawdziwa miłość (nie mylić z zakochaniem) niekoniecznie jest związana z jakąś specjalną urodą i że np. taki Jaime może pokochać Brienne wiarygodną i szczerą miłością. A to wpływa na pożądanie i doznania podczas seksu, po prostu kocha się ciało osoby, którą się kocha. Tym bardziej, że pewne w niej rzeczy są w stanie go podniecać.
I tak, dla kobiet najbardziej bezwzględne i nieliczące się są inne kobiety. Solidarności jajników najczęściej ze świecą szukać.
Willas jest ciekawą postacią, gdyż poznaliśmy osobiście praktycznie wszystkich liczących się Tyrellów, a tego jak nie ma, tak nie ma. A wydaje się bardzo atrakcyjnym facetem, o wielu pożądanych przez kobiety przymiotach. I chyba ród jest świadomy jego wartości, skoro bodajże nie ma w Reach o dziwo żadnej Freyówny ;) Chyba po prostu tak wyszło, że jest kawalerem, gdyż to nie Tyrion, mimo niewładnej nogi ma raczej niezłą prezencję. Ja tam go chętnie wezmę, dla mnie to w sumie idealne rozwiązanie :D
Ale dziwi mnie to, że nie ma parcia na dziedzica. Kto wie, czy nie nie jest gejem, bo generalnie pasuje, ale to już by była mała przesada ze strony Martina, imho.
Co do Margeary to nie każda potrafi poradzić sobie z Joffem i nie zgodzę się, że Cersei, nawet podczas swojego gorszego okresu, jest łatwa dla każdego. Jednak była różnica między Marg a Teaną. Co do tej ostatniej, to też mnie zastanawia, o co jej właściwie chodzi.
Nie odpowiedziałaś na moje pytanie dot. Petera/Tyriona...
Przy okazji odniosę się do tego (tak wiem, że nie Twojego autorstwa, ale żeby nie bałaganić;)
"Podpisuje sie pod Sean'em - lubie tego aktora i szkoda, ze czesto wysmiewany jest za udzial w filmach/serialach, w ktorych predzej czy pozniej ginie"
Nie wiem, czy wyśmiewany, w sensie w negatywnym kontekście.... ja np.też się z tego śmieję, ale z pełną sympatią :) Uwielbiam ten klip z jego różnorakimi śmierciami, mogę oglądać wiele razy i wciąż tak samo na mnie działa, lepiej niż prozac :D