Zastanawia mnie, dlaczego świat pokazany w GoT zatrzymał się w miejscu z grubsza odpowiadającym Średniowieczu. Jego pisana historia liczy tysiące lat, a brak oznak postępu technicznego. Samo toczenie wojen w realnym świecie wymusza choćby doskonalenie broni.
Nie bardzo rozumiem cel Twoich wywodów. :( Chcesz łapać mnie za słówka, czy coś udowodnić? Że w 1900r. było więcej ludności i były większe miasta w Syrii niż 2000 lat wcześniej? Największym miastem antycznej Syrii była Antiochia - 500.000 mieszkańców. Apamea nie była dużo mniejsza. W największym mieście tureckiej Syrii Aleppo, mieszkało w 1901r. 108.000 ludzi.
Teraz coś poza meritum dyskusji - właśnie te dane pokazują że nie należy bezkrytycznie przyjmować statystyk. Wg tabeli ludność Aleppo w 1965 r. to 500 tys., w 1983 r. 639 tys., w 1990 r. 1.216 tys. Niby wyłącznie wzrost. Tyle tylko, że w latach 1979-80 ludność spadła z ok. 1 mln do ok. 500 tys., bo uciekali przed toczącymi się tam walkami sił rządowych z Bractwem Muzułmańskim. Niestety widziałem to na własne oczy. W 1982 r. rebelię zdławiono pacyfikując jej największy ośrodek, Hamę, czołgami. Podwojenie ludności Aleppo w 7 lat to powrót uchodźców, a nie szalony rozwój miasta.
No właśnie pokazałeś sofizmat. Niby gdzie żonglowałem danymi demograficznymi. Ponadto gdyby wzrost liczby ludności miejskiej świadczył o postępie, to III Świat rządzi.
W sat wars jest podobny zastój, jeszcze w latach 5000-4000 BBY świat był w miarę prymitywny (miecz świetlny na kabel) ale od
3900 BBY technologia właściwie stoi w miejscu.
Zaś co broni palnej w fantasy, oglądałeś Wracraft: Początek i Kroniki Shannary.
Bo to postapokaliptyczne średniowiecze:)
Zaawansowana była Valyria, gdzie potrafili kontrolować smoki, żywioły i wytwarzać valyriańską stal, która jest trochę jak "adamantium":) potem Valyria upadła, a cała jej wiedza została zatracona.
Jedynie Bravos, które zostało założone przez potomków valyriańczyków posiada część tej wiedzy (np: gildia ludzi bez twarzy), ale to tylko ułamek tego, czym dysponowała tamta cywilizacja.
Podobnie w rzeczywistości po upadku Rzymu, cały postęp się wyzerował i średniowieczna Europa budowała się od nowa... z tym, że myśmy mieli na wschodzie Bizancjum, a oni nie:)
Braavos to akurat założyli zbiegli z Valyrii niewolnicy.
Część spuścizny Antyku wyzerowało chrześcijaństwo i to nie przez zaniedbanie, a celową likwidację. Gdyby nie przekłady arabskie, to moglibyśmy nie poznać dorobku starożytnej Grecji.
Tutaj masz identyczną sytuację, gdzie dorobek starożytnych został zatracony, a świat buduje się od nowa.
Pytanie tylko, skoro Targayenowie opuścili Valyrię na skutek przepowiedni (więc niekoniecznie w popłochu), to czemu nie zabrali ze sobą ksiąg, czy ludzi posiadających te wyjątkowe kwalifikacje. Ponadto od podboju Westeros minęło ponad 300 lat, jednak Dorne stawiło skuteczny opór, więc rozsądny władca liczyłby się z możliwością buntu. Zwłaszcza że smoki skarlały i zdechły. Od buntu Roberta też minęło trochę czasu, jakaś wymiana handlowa istniała i zapewne dla wojujących byłyby oferty zakupu nowej broni. Ponadto wolne miasta (w końcu niegdyś podległe Valyrii) z pewnością liczyłyby się z zagrożeniem, że znów ktoś zapragnie sięgnąć po ich bogactwa. W starożytnej Grecji nie byli potrzebni Persowie, aby toczono ze sobą wojny. A do Sparty nie przybyłą żadna "Misa", aby oswobodzić Meseńczyków.
Zatoka niewolników sprzedawała żołnierzy, nie broń (vide Nieskalani), a czemu Targeryanowie opuszczając Valyrię nie zabrali ze sobą potrzebnej wiedzy, to musisz zapytać Martina:)
Zgubiłem numer telefonu do Martiego.
Poza tym jak to wymyślał mógł mieć gorszy dzień. Obudził się na kacu i obolały, bo robił research w Nevadzie n/t funkcjonowania domów rozpusty w Volantis.
Też kiedyś zadałem sobie takie pytanie i doszedłem do wniosku, że nie da się tego inaczej uzasadnić jak tym, że Martin sobie tak wymyślił 'bo tak' i tyle w temacie. Gdybym jednak próbował to jakoś argumentować to powiedziałbym, że może chodzi o Cytadelę? Wiemy, że smoki zostały wybite ponieważ maesterzy nie chcieli w świecie ani smoków, ani pewnie magii.. w sumie wszystkiego, czego nie dało się racjonalnie wytłumaczyć. Możliwe więc, że również stali za 'kontrolowaniem' tego, co się dzieje w świecie jeśli chodzi o rozwój technologiczny. Takie tam luźne przemyślenia, ale bardziej stawiam na to, że Martin nad tym nie dumał.
Z tym oporem Cytadeli wobec magii to nie do końca prawda. W serialu jeden z maesterów pokazywał ogniwo swojego łańcucha wykonane z valyriańskiej stali, co oznaczało opanowanie zaklęć.
Jeśli tak rzeczywiście było to nie mam już innych pomysłów ;p (w książce nie mam pojęcia, czy jakiś maester miał jakieś ogniwo z valyriańskiej stali, najwyżej proszę dopowiedzieć, sam chętnie bym się dowiedział)
Wprawdzie przed 6 sezonem robiłem sobie powtórkę z całego serialu, ale głowy nie dam, że było to w rozmowie Aemona z Samem, jak sądzę.
A tak w ogóle, to maester kojarzy mi się z indiańskim czarownikiem. Wprawdzie wydaje się, że nie zajmuje się wprost sprawami religii, jednak ma wpływ na interpretowanie rzekomej woli boskiej (Pycelle wciąż się w tej materii wymądrza). Do tego połączenie znachora, doradcy lorda i wychowawcy jego dzieci dopełnia obrazu.
To bardzo proste. To jest konwencja fantasy zasadzająca się na założeniu, że miecze i zbroje są bardziej seksowne od karabinów i mundurów polowych. Ten, kto chce nowszego anturażu, sięga po fantastykę batalistyczną lub antyutopie. Jeśli chcesz Gry o Tron po ewolucji, obejrzyj sobie np. House of Cards. GoT to miejsce dla ludzi lubiących te staroci.
Kiedyś czytałam ciekawy artykuł, w którym podano wytłumaczenie tego fenomenu, które kupuję: otóż my mogliśmy się rozwinąć, bo nie mamy MAGII. To Magia niejako "rozleniwia" mieszkańców światów fantasy. Bo skoro masz smoki, to po co inwestować w nowoczesną broń, skoro masz przepowiednie, magików, wróżów, to po co inwestować w rozwój społeczeństwa, naukę. Nawet Maestrzy zajmują się głównie ODTWARZANIEM, tego, co znają, nie tworzą nowych rzeczy. Nawet w najnowszym odcinku to widać: Sam jest świadkiem czegoś niesamowitego, niezwykłego, NOWEGO (dla żyjących przynajmniej). I co robią ichni "naukowcy"? No fajnie fajnie, ciekawa ta twoja historia, zważ tę wątrobę a potem ogarnij nocniki.
Brak ciekawości = brak rozwoju.
Wystarczy też popatrzeć na choćby stal valyriańską: wszyscy wiedzą, że była najlepsza. Nikt nie próbuje jej rozgryźć, lub stworzyć czegoś na jej wzór, dochodzić do tego ideału. Ot, była, nigdy już takiej nie będzie, koniec.
Chyba tylko ten zielony ogień jest wynikiem jakiejś pracy badawczej, no i Qyburn przekracza granice nauki.
Najbardziej rozwój nauki i technologii w historii Europy ograniczała religia. Jeszcze w XIX wieku hipotezy naukowe rozpatrywano z punktu widzenia zgodności z Biblią. W GoT wpływ podobny religii przejawia się dopiero z pojawieniem się czcicieli Pana Ognia i Wiary wojującej. Kult Siedmiu nie ingerował we wszystkie dziedziny życia.
Ale to ciekawość nawet za cenę życia była napędem rozwoju nauki. Co z tego, że rozpatrywano nowe idee, teorie, doświadczenia naukowe w zgodności Biblią, co z tego, że odkrywcy byli za swoją działalność paleni na stosie lub w najlepszym razie wyśmiewani. Ale nie przestawali, byli ciekawi, MUSIELI wiedzieć. A dlaczego też oprócz zwykłej ciekawości? Bo nie było alternatywy - tylko ten świat namacalny.
Żaden z bogów z naszej rzeczywistości nie stworzył broni równej broni palnej, żadna siła jej nie zastąpi. Tak więc mając smoki nie trzeba szukać niczego na ich zastępstwo! A my musieliśmy :)
Zapominasz o Arce Przymierza, która zgodnie ze Starym Testamentem była bronią i namacalnym dowodem udziału Jahwe w ziemskich wydarzeniach (wg Żydów rzecz jasna).
Przez całe średniowiecze wierzono w magię, a rzekome wiedźmy palono na stosie. Każda religia opierała się na zjawiskach nadprzyrodzonych. Jeśli byłoby tak jak piszesz, to ludzie nie wyszliby ze starożytności. To przecież w antycznej Grecji były najciekawsze zjawiska paranormalne jak ingerencje boskie, różnoracy herosi o nadludzkich zdolnościach czy to monstra o wymyślnych kształtach i wyrocznie przepowiadające przyszłość.
Ja pierdziu :D
Ok, zapodaj proszę udokumentowane użycie magii oraz istot nadprzyrodzonych w naszej historii. Udokumentowane, jak w Westeros, Śródziemiu, Ziemiomorzu, Cintrze, itd.
Poczekam.
Mam nadzieje, że rozróżniasz kwestię wiary od twardych faktów? Czyli widzisz różnicę między wiarą w wiedźmę a wiedźmą, która autentycznie może ci zrobić kuku - lub pomóc - rzuconym czarem? Różnicę między wiarą w magiczne stwory a autentycznym magicznym stworem, który spalił komuś chałupę, zeżarł rodzinę i napaskudził do studni? Ogarniasz różnicę między baśniami, wiarą a światem realnym? :D
PS. Wciąż czekam na podanie chociaż jednego władcy znanego z historii, który wykorzystał magię lub przynajmniej małego hipogryfa :3
Traktowanie magii jako czegoś realnego tkwi w ludziach, a czasem we wspólnotach religijnych. Czyli ma odniesienie do psychiki, a nie sfery materialnej. Im prymitywniejszy lud, tym sceptycyzm mniejszy i wiara w rzucony urok może doprowadzić do jego spełnienia. Włącznie ze śmiercią ze strachu.
A jak odbierasz procesy kanonizacyjne, gdzie poszukuje się cudów uczynionych za wstawiennictwem szacownego zmarłego? To przecież też magiczne postrzeganie świata. Jakoś współczesne cuda nie obejmują rozstąpienia się wód, czy rozmnożenia plonów. Dziwnym trafem popłynęły w strefę medyczną...
Ale my rozmawiamy od początku o konkretach, przynajmniej ja cały czas piszę o konkretach, a widzę że cały czas wracacie do wiary! :D Co ma wiara do faktów, czy jakikolwiek człowiek uznany za czarnoksiężnika w naszej historii faktycznie czarował? Czy którakolwiek ze spalonych na stosach kobiet rzeczywiście czarowała? Czy rzeczywiście przechodzenie pod drabiną i śmiałe przekraczanie ścieżki czarnego kota wpłynęło na czyjeś szczęście? :D Wierzyć można we wszystko, wiara w wielu przypadkach czyni cuda, ale jak rany choćbyś się cały spocił z wysiłku i tak mokruteńki i spięty wierzył do końca swojego życia nie stworzysz swoją wiarą smoka!
WIARA ludzi w realu w wampiry, zombi, smoki, wróżki, reptilian, wstawiennictwo zmarłych u wybranych bóstw NIE równa się namacalnym DOŚWIADCZENIU bohaterów światów fantasy.
"Czyli ma odniesienie do psychiki, a nie sfery materialnej."
nie no proszę cię, jaki to ma związek z czymkolwiek, przecież wyimaginowany smok w realu nie zrobi ci krzywdy, jak ten strefy materialnej występujący w fantasy!
Dokąd zmierza ta dyskusja, bo widzę, że donikąd.
My jesteśmy jeden.
Skąd na różnych kontynentach wzięła się wiara w istnienie smoków? W dodatku o różnych pokrojach, dwóch lub czterech nogach, czy wężowych kształtach. Ikonografia, zwłaszcza azjatycka, jest przebogata. Czy znaczy to, że ktoś widział żywego smoka? Gdyby nie smoki Daenerys, nawet w tym świecie fantasy nie było nikogo żyjącego, kto je poznał.
Jednak biorąc pod uwagę wcale nie tak dobre poznanie świata przyrody, zwłaszcza morskiej, przyszłość może nas zaskoczyć. Kraken miał być wytworem pijackiej fantazji żeglarzy, ale 15-metrowa kałamarnica olbrzymia faktycznie istnieje. Nie atakuje wprawdzie statków, ale nawet jako pływające truchło musi robić wrażenie.
Podawałem przykłady kultów religijnych, jako bazujących na skłonności ludzkiego umysłu do samooszukiwania. Tysiące ludzi pod Fatimą twierdziło, że doświadczyli cudu słonecznego. Dla nich było to namacalne, jak smok i pewnie daliby się za to posiekać.
Biblia najbardziej udokumentowane dzieło historyczne. W owej Świętej Księdze niejaki Pan Jezus Chrystus chodził po wodzie, zamieniał wodę w wino, uzdrawiał ludzi, przepowiadał przyszłość, zmartwychwstał itd.
A ty widzisz różnice, że w obu przykładach ludzie są przekonani o autentyczności magii.
Król Artur miał merlina. Jezus Chrystus Król Polski i wszechświata. Pozdrawiam czule.
Tylko, że magia w GoT nie jest dostępna dla każdego, więc wszystko co jest nią osiągane, powinno zostać także rozwinięte w taki sposób, aby każdy miał do tego dostęp.
Może trochę źle sformułowałem wypowiedź. Oczywiście każdy nie będzie miał do tego dostępu, chodzi mi o wyższe stany itp. bo przecież każdy zostać prorokiem nie może i nie każdemu dany bóg użyczy swej mocy.
Nie wiem do końca o co ci chodzi, ale może o to: (uwaga będą uogólnienia)
w realu możni tego świata tłukli się miedzy sobą, przykładowo o ziemię i zasoby. Żeby wygrywać, musieli rozwijać sztukę wojenną, żeby ją rozwijać, potrzebowali pieniędzy, które KTOŚ musiał wypracowywać. Niektórzy sprytnie wykorzystywali zawoalowane niewolnictwo pod postacią pańszczyzny, inni rabowali, inni jeszcze wprost wykorzystywali niewolnictwo. Jednak nawet z wykorzystaniem niewolników rolnictwo ciągle, szybciej lub wolniej ciągle się rozwijało - do teraz, kiedy maszyny rolnicze same jeżdżą po polach. O przemyśle nawet nie wspomnę. Dlaczego tak się działo? Bo możni tego świata nie mieli innego wyjścia, tylko iść do przodu, bo zastój oznaczał klęskę.
Nawet za cenę maluczkich.
Ci sami maluczcy są w świecie fantasy, gdzie tak samo są ofiarami wojen i wyzysku. Tylko że w światach fantasy wybrani ichni możni mają do dyspozycji magię, która niejednokrotnie stawia ich w pozycji wygranej z automatu. Gdyby wszyscy władcy startowali z mniej więcej tego samego poziomu (jak w w realu) - wtedy można rywalizować - a wiadomo, konkurencja to innowacje i rozwój. Ale skoro pojawia się ktoś, kto ma pod pachą potężnego maga, smoki, lub nekromancera zdolnego poderwać armię umarłych :) to wiesz, wątpię, żeby jego przeciwnikowi, który tego nie ma chciało się inwestować w lepsze technicznie miecze, czy machiny oblężnicze. Inwestowałby - gdyby jego wróg miał też tylko miecze i machiny oblężnicze. Ale on ma smoka, który jednym przelotem spali każdy, nawet najbardziej nowatorski wynalazek.
Spójrz - w GoT nawet coś, co może zabić Innych nie jest wynikiem czyjejś myśli technicznej, wysiłku intelektualnego - broń istnieje naturalnie, wystarczy ją nadziać na patyk!
Magia, przepowiednie wprowadzają element fatalizmu, który myślę że w sporym stopniu determinuje zachowania bohaterów świata fantasy i stopuje ich rozwój.
Ale tak jak wspomniałam, Magia jak i Postęp były ZAWSZE dostępne dla wybranych. Biedni i maluczcy zawsze dostawali w dupę i skupieni na zwykłym przetrwaniu nie mieli żadnych szans, żeby korzystać z dobrodziejstw magii i zdobyczy cywilizacji, gdzie tam coś wymyślać nowego.
Z maluczkimi to jest różnie. Kiedyś Senat w Rzymie rozpatrywał pomysł oznakowania wszystkich niewolników. Z pomysłu zrezygnowano, bo uzmysłowiono sobie że uświadomi niewolnikom ich ogromną liczbę i co za tym idzie potencjalną siłę. A rządzić strachem można tylko tak długo, jak poddani mają coś do stracenia. Dlatego gdy w Starożytnym Egipcie pojawił się głód upadła zarówno władza faraona jak i kapłanów.
Ale my mówimy o dostępie maluczkich do zdobyczy cywilizacji i do magii. To, o czym piszesz można by odnieść do sceny KL, kiedy Cersei i Joffrey poznali na własnej skórze siłę ludu. Niestety to się działo w zamierzchłej przeszłości, kiedy GoT trzymał poziom. Ciekawe, czy teraz maluczcy by się zbuntowali przed samowolą tzw. jednego procenta, który bez mrugnięcia pali część miasta w ramach osobistej zemsty na jakichś trzech osobach.
Ale mieszkańcy KL mają wciąż wiele do stracenia. Biedowali, ale nie głodowali dzięki dostawom żywności od Tyrellów. Po zdobyciu korony dla siebie Cersei nie wychodzi z Czerwonej Twierdzy. Świat zewnętrzny istnieje głównie jako wymalowana mapa i audiencje dla przybyszów. Gdy przyjdzie do niej sam, to wcieli w życie plan szalonego króla. Jest na najlepszej drodze do stania się westerowskim odpowiednikiem krzykacza z wąsikiem. To właśnie on przed śmiercią polecił zniszczyć wszystko co w Niemczech jeszcze zostało, bo jego naród nie zasługiwał na przyszłość.
Wszystko zależy od tego, co zostanie pokazane w serialu. Liczę na jakieś sceny z motłochem, dawniej GoT od tego nie stronił.
Ciekawy temat. Czemu dopiero teraz go znalazłem? :)
Po pierwsze zauważyć trzeba, że jednak zjawisko postępu w tym uniwersum nie jest całkowicie nieznane. Wraz z podbojem Westeros przez Andalów miało przecież miejsce takie swoiste przejście z epoki brązu do epoki żelaza - nowi przybysze nie tylko mieli lepszą broń (a więc technologię), ale zaszczepili też pewne zmiany społeczne i kulturowe - dokonało się przejście od religii animistycznych do bardziej "nowoczesnej" wiary w Siedmiu (zbliżonej w duchu i w formie do chrześcijaństwa), pojawiła się kultura dworska i rycerska stąd też de facto dopiero od czasów Andalów datować należy system feudalny. Więc nie jest też tak, że Westros zawsze było takie samo. Oczywiście można powiedzieć, że to były zdobycze "zaimportowane" z zewnątrz, że Pierwsi Ludzie sami do tego nie doszli. Jednak w realnym świecie tą drogą postęp przecież tez się odbywał.
Co do zastoju technologicznego samych Andalów - nie mamy chyba dość danych, by wiedzieć jak przebiegał rozwój już w ich epoce, na jakim dokładnie byli poziomie gdy najechali Westeros, czy wszystkie wyżej wspomniane wyznaczniki postępu w stosunku do kultury Pierwszych Ludzi przywieźli ze sobą od razu, czy też to narodziło się z czasem. Być może jakiś powolny, bo powolny, ale jednak rozwój tu miał miejsce.
Czynnikiem hamującym postęp był na pewno podbój kontynentu przez Targaryenów - zjednoczenie Westeros pod jedną władzą nie sprzyjało wymianie myśli, konkurencji pomiędzy poszczególnymi krainami.
Ważnym czynnikiem było też to, o czym część osób już wspominała - obecność magii i zjawisk nadprzyrodzonych to też inna mentalność ludzi, być może brak tego pędu do poznawania i przełamywania barier, skoro istnieje jakiś aspekt rzeczywistości ograniczający w pewien sposób zwykłych śmiertelników.
No i wreszcie - nawet jeśli chcemy czynić analogie do realnego świata, to nie możemy patrzeć tylko na feudalną Europę. Rozwój w różnych częściach świata nie przebiegał przecież równomiernie. W innych miejscach globu istniały cywilizacje, które zatrzymały się właściwie w epoce kamienia łupanego kiedy Europejczycy kolonizowali już odległe lądy ze wszystkim swoimi zdobyczami. By postęp mógł nastąpić musiało pojawić się i zgrać ze sobą w czasie ileś tam sprzyjających czynników, a pewnie i to nie gwarantowało ostatecznego sukcesu. A w przypadku Westeros mamy dodatkowo do czynienia z czynnikami, których wpływu na rozwój nie sposób określić, bo nie występowały nigdy w realnym świecie (wspomniana magia, czy chociażby kwestie klimatu - nieregularne pory roku).
Nawet jeśli Andalowie dokonali przeskoku cywilizacyjnego, to później był zastój. Jeżeli niezależne królestwa nie zbroiły się dla zachowania równowagi, to zawsze mógł znaleźć się ambitny władca dążący do podbicia sąsiada. Po najeździe Targaryenów, którym oparło się Dorne (co pokazuje, że smoki nie były remedium na wszystko), nie było wcale pewności bezpieczeństwa przed nowym zewnętrznym agresorem. Poza tym feudałowie toczyli walki wewnętrzne jak Lannisterowie przeciw Reynom (rok 260), jeszcze przed rebelią Baratheona (rok 282) i jakoś smoki nie interweniowały. Zawsze w realnym świecie trwałby wyścig zbrojeń.
Ale zauważ, że jeśli chodzi o poziom militarny, to Westeros stoi jednak dość wysoko. Na tyle wysoko, że jedyną jakościową zmianą, która byłaby rzeczywistym przeskokiem, a nie tylko ulepszaniem tego samego, byłoby wynalezienie i zastosowanie prochu. Pytanie czy w tym uniwersum byłoby to możliwe - kwestia samej dostępności potrzebnych surowców, ale też opłacalności ich sprowadzania, przetwarzania itp. Pozostając przy analogiach do realnego świata, to proch jeszcze przez stulecia po jego wynalezieniu nie był wcale jakąś cudowną wunderwaffe. Trochę trwało zanim zaczęto otrzymywać mieszankę o odpowiedniej jakości, zanim zaczęto go odpowiednio preparować by nie tracił swych właściwości itd. Czy w Westeros byłoby to wykonalne i opłacalne?
Trzeba też pamiętać, że tam jednak istnieje coś w rodzaju odpowiednika prochu, czyli dziki ogień. Ale tu znów dotykamy zagadnienia magii, która rzekomo ma swój udział w jego powstaniu. Czyli wytwarzanie dzikiego ognia nie może się rozpowszechnić, bo jest to wiedza tajemna, ograniczona do zamkniętego grona alchemików, którzy potrafią posłużyć się magią i którzy tego sekretu strzegą. Nie można wpaść na to przypadkiem. Tak samo jak tajniki ujarzmiania smoków, które znali tylko Valyrianie i dzięki którym zyskali przewagę nad każdym przeciwnikiem. Dziki ogień i smoki są w tym uniwersum taką bronią masowej zagłady, w mentalności tych ludzi szczytem potęgi militarnej, a z racji swego magicznego pochodzenia i "elitarności" czymś nieodstępnym dla całej reszty. Nic więc dziwnego, że nawet jeśli istniałyby zasoby umożliwiające np. stworzenie i wykorzystanie prochu, nie podejmowano w ogóle takich prób.
Tyle, że dziki ogień nie był bronią ofensywną. Dlaczego Tyrion nie nakazał nalewać go do butelek i robić koktajli Mołotowa? Wtedy wcale nie musieliby wychodzić poza mury do walki z silami Stannisa (a tak w ogóle, to był kretyński pomysł wobec atakujących bez maszyn oblężniczych). Rozlanie ognia na morzu było bardziej jak pole minowe i powiodło się dlatego, że sami atakujący wpłynęli w plamę na jego powierzchni. Poza tym dziki ogień sporządzali piromanci, którzy byli jedynie sługami Korony.
Pewną przewagę techniczną mieli atakujący Mereen "dobrzy panowie", bo pokazano katapulty. Po ludach Zatoki Niewolniczej można by też szybciej oczekiwać opracowania receptury prochu, bo to w subtropikach występują naturalne złoża saletry. Nie mniej pozostaje wymiana handlowa, a wolne miasta musiały być importerami żywności, co Westeros mogło oferować i chcieć broni w zamian.
To, że Tyrion użył dzikiego ognia akurat w taki sposób, bo tak sobie umyślił Martin nie znaczy że nie mógł on być wykorzystany jako broń ofensywna (np. tak jak opisujesz, albo w postaci wybuchowych pocisków do machin oblężniczych).
Co do katapult i trebuszy, to znane były i w Westeros. Nie wiedzieć czemu Stannis nie użył ich nad Czarnym Nurtem, co pewnie jest niedoróbką Martina, który kwestie militarne traktuje trochę po macoszemu (a dedeki jeszcze go w tym prześcigają). Zgadzam się, że wobec ich braku wypad obrońców KL za mury był bez sensu, ale tu pewnie wchodziły w grę też kwestie dramaturgii - odsiecz Tywina w ostatniej chwili, rana Tyriona itd.
Co do Essos, to z jednej strony racja, że wynalezienie prochu pewnie prędzej nastąpiłoby tam biorąc pod uwagę warunki naturalne. Z drugiej jednak spora część kontynentu pozostawała pod panowaniem Valyrii przez znacznie dłuższy czas, co potęgowało efekt jaki opisałem w poście powyżej - absolutna dominacja posiadającej smoki Valyrii i brak perspektyw na wejście w posiadanie ichniej "technologii" to brak bodźca do wyścigu zbrojeń.
Co do dzikiego ognia, to można jedynie przypuszczać, że substancja ta była wrażliwa na wstrząsy (jak nitrogliceryna) i już przeciążenie przy miotaniu pociski spowodowałoby wybuch. Z chemicznego punktu widzenia efekt wybuchu pod Septem sugeruje, że tlen nie był do tego potrzebny.
Natomiast jeszcze przed upadkiem Valyrii powstało Bravos i poza ukrywaniem swojego istnienia, z pewnością powinni byli doskonalić broń, na wypadek najazdu dawnych panów.
Możliwe, że tak było ale to tylko spekulacje. Natomiast jeśli następował proces spalania, to tlen był potrzebny (przecież zapłon pod Septem nastąpił od świecy).
Ale właśnie chodzi o to, że w obliczu dominacji dysponujących smokami Valyrian ciężko było wpaść na coś, co pozwoliłoby się im militarnie przeciwstawić. Stąd działania Braavos nastawione były raczej na ukrycie się niż na konfrontację. Dopiero upadek Valyrii i wyginięcie smoków mogło "uwolnić" rozwój techniki bo rywalizacja odbywałby się pomiędzy równymi sobie podmiotami.
Może tym razem powstrzymam się od wykładu z minerstwa (w tym temacie wystarczy mi forum "Smoleńska"), ale zainicjowanie wybuchu to co innego niż pożaru.
Co do Bravos, to jego istnienie wskazuje na postępujący upadek Valyrii. Przecież to rzucenie wyzwania imperium. Gdyby zbiegli z Rzymu niewolnicy utworzyli swoje państwo-miasto, to przekreśliłoby to ówczesny porządek społeczny. Dlatego Krassus nie mógł pozwolić uciec Spartakusowi i wymordował pojmanych, choć była to ewidentna strata materialna.
Piszę tylko o tym, co zostało pokazane w serialu, ewentualnie co tam mi się kojarzy z książek. I ewidentnie wygląda na to, że dziki ogień należy podpalić. Zresztą dla dyskusji nie jest to chyba aż tak istotne ;)
Jeśli chodzi o Valyrię, to nie kojarzę nic o jakimś postępującym upadku. Imperium skończyło się nagle w wyniku jakiegoś kataklizmu. Co do zasady masz rację - dziwne, że Valyria odpuściła najwyraźniej sprawę zbiegłych niewolników. Ale cóż, to nie historia, tylko fikcja literacka. Możliwe, że to zwyczajne drobne niedopracowanie Martina.