Andor to Star Wars, którego wszyscy potrzebowali, więc zapraszam do masowego oglądania, by Pan Gilroy dostał swobodę kreatywną również na drugi sezon. Kolejny bezbłędny odcinek. W poprzednim mieliśmy do czynienia z napięciem równym Top Gunn: Maverick, zatem twórcy musieli ponownie zwolnić, by za dwa odcinki ponownie przywalić, niemniej całość nie traci na jakości. Mamy przedstawione to, jak Imperium uległo totalnej radykalizacji i zmieniło się w całkowitą tyranię , co świetnie pokazuje przykład „rozprawy” Cassiana. Kolejnym wielkim plusem odcinka jest emocjonalna rozmowa Andora ze swoją przybraną mamą. Mieliśmy do czynienia ze świetnym aktorstwem w wykonaniu Diego ( jak zawsze, on po prostu jest Kassą) i Pani Fiony Shaw, której oczy mówią wszystko. Wycierpiała już wystarczająco i gdy pojawia się cień nadzieji na wyzwolenie, ona nie zamierza uciekać, ale nie ma też pretensji do Cassiana, gdyż wie, ile chłopak wycierpiał. On z kołek przyznaje, iż nigdy nie odpocznie, gdyż zawsze będzie się o nią martwił ( piękna odpowiedź ze strony starszej kobiety „ But it’s not fear, it’s love). Dawno nie mieliśmy w SW tak dobrze ugruntowanej i przedstawionej relacji w SW, zaszkliły mi się oczy, not gonna lie. Wisienką na torcie jest senator Mothma, która pięknie prowadzi swoje intrygi, mające na celu wspomożenie rebelii odpowiednimi środkami, jest po prostu GLORIOUS i widać, czemu finalnie wybrano ją na liderkę rebeliantów. Odważna, przebiegła, mądra i pełna empatii. Moja miłość do tego serialu rośnie z odcinka na odcinek. Panie Gilroy, po stokroć dzięki.
Okej ale akcja na "Planecie wypoczynkowej" to taka sama kupa jak film o Hanie Solo i motyw z jego nazwiskiem. Serio pomyśl.