Nie mam pojęcia dlaczego ten serial ma tak wysoką ocenę.
Sama fabuła jest miałka i dosyć nudna, gdyby nie podawanie informacji widzowi w postaci dawkowanych retrospekcji to nic by z niej nie było. Właściwie już w przedostatnim odcinku wszystko się wyjaśnia. Wydarzenia na końcu na siłę odwołują się do nagrody Nobla i tytułu serialu, choć to jest wątek poboczny i pomijalny.
Poza tym są oczywiste głupoty np:
1. po zabiciu Zamaniego Erling kradnie mu telefon i normalnie z niego korzysta, a norweski wywiad nie może namierzyć komórki
2. mąż asystentki ministra może sobie normalnie wejść z nią do jej przeszklonego gabinetu, wydrukować ministerialną listę zaproszonych gości siedząc sobie przy jej komputerze i biurku i nikogo to nie interesuje.
3. przez niemal cały serial Erling nie może się domyślić kto kazał mu zabić Zamaniego i kto miał w tym interes, chociaż był na spotkaniu, na którym oferta Rolfa została (delikatnie mówiąc) odrzucona przez Zamaniego. Żeby się tego dowiedzieć musi iść do domu konkurenta Rolfa i przeszukać jego komórkę, gdy tamten idzie sobie spokojnie wziąć prysznic zostawiając Erlinga samego, a niezabezpieczony telefon na stole.
Można też odnieść wrażenie, że Norwegia dysponuje kilkoma żołnierzami na krzyż.
Dałam 4, bo dało się to oglądać, ale na dłużej zapamiętam chyba tylko scenę "meczu" z martwą kozą.