Nie wiem, czy taki temat się przyda, ale go założyłam ;) Chodzi o to, że jak ktoś napisze
następny rozdział (odcinek, część, czy po protu nowe opko), może się tu pochwalić ;)
Tak się rozpisujecie (odpowiedź, na odpowiedzi ;)) że czasami trudno zauważyć ;)
Oczywiście nie mam wam tego za złe :D
Więc może ja zacznę: nn u mnie :)
www.mypom.bloog.pl
"Ofiarę" przeczytałam słuchając Skyfall - efekt nieziemski, super!
Wracam do poprzednich części, muzyki mam mnóstwo na składzie, więc szykuj się, bo nadchodzę!
A więc... Przygotujcie się na powrót wspaniałego autora piszącego... Chwilkę... Wspaniałego? Nieważne... Tak czy owak, nowe opko pojawiło się właśnie na stronie http://pzmopo.blogspot.com/ . Jak na razie opublikowane są dwa rozdziały oraz rozdział SP1.
hej, a myślałaś nad jakimś nowym opkiem ? ostatnio widzę coś wszystkich natchnęło ;)
Szlag! Dziewięć dni od wrzucenia, a czytam teraz -.-"
Opowiadanie genialne, wciągające, trzymające w napięciu... Co jeszcze? Aha! PSChNW :D
Nowe opowiadanie, prozę o opinie, i kończe blog, ponieważ przeczytałem opinie o nim i jest słaby, i to bardzo, ostatnie opko zadecyduje czy prowadzić, czy dać sobie spokój, dlatego proszę o opinie w komentarzach.
Czyyy... mógłby mi ktoś pomóc? Bo chciałabym zacząć pisać opo pzmowsko-bondowskie, tylko nie mam pomysłu na tytuł (szlag!).
Chciałabym jakieś inspirowane tytułami filmów o Bondzie, ale mam totalną pustkę w głowie, a opowiadanie bez tytułu to jak Rico bez piły łańcuchowej. Sama już nie wiem... Jeśli macie litość, pomóżcie, jeśli tylko zaśmiecam, róbcie co chcecie.
Ale rajcują mnie tytuły ze śmiercią w tle... "Śmierć nadejdzie jutro", albo "Żyj i pozwól umrzeć"...
Jakby ktoś mógł, niech podsunie jakiś pomysł na tytuł.
Proszę!
Świetneeee!
Albo tak dla żartu raz palnęłam: "Śmierć nadejdzie pojutrze".
Ale "Pingwin, który mnie kochał" wymiata.
Tadadadada, matko... Dziwnie to pisać, aleee
Po prawie półrocznej przerwie...
I'm back!
Nowa notka...
Ale zanim ona to przeczytajcie wprowadzenie. Przyda się ;D
Zapraszam i nie bijcie za niedociągnięcia ;)
http://angelika-smigielska97.blog.onet.pl/
No to powodzenia ;D
A takie se coś o torturach (jak to teraz czytam to cała się trzęsę, pisałam w jakimś transie), oceniać, a jak głupie to pisać bez wahania. Moim zdaniem baaaardzo głupie. Nie wiem, jak się odważyłam to wrzucić. Ale słowo się rzekło, a guzik z napisem "wyślij" się nacisnął (sam). Mogę rzec tylko: szoł mast goł on (czyli w kontekście i tak będę kontynuować).
Dr. Bulgot
Wjechałem do dużego pomieszczenia. Uśmiechałem się cynicznie, w myślach słysząc już opętańcze wrzaski pingwina, którego mi dziś przyszło przesłuchać. Ciekawiło mnie też, jak homary zajęły się moim skarbem, moją Doris. Delfinica leżała w klatce stojącej w rogu pokoju. Na jej pysku opinał się żelazny kaganiec. "Złotko moje, co oni ci zrobili?" - pomyślałem, podjeżdżając bliżej. Delfinica uniosła głowę. W jej oczach zobaczyłem czystą nienawiść. Po jej policzkach spływały strużki krwi spod wpijającego się w skórę kagańca. Żadnych łez. "No cóż", powiedziałem do siebie w myślach, "Jeszcze zobaczymy, ile wytrzymasz". Przeniosłem wzrok w prawo. Pod ścianą stało wiele pulpitów, dźwigni i przycisków, oraz budzący grozę przełącznik, do którego podłączone były dwa grube kable elektryczne. Pospolite, jednakże niezawodne narzędzie tortur. Pośrodku tego wszystkiego na żelaznej, stojącej pionowo płycie, wisiał pingwin, przykuty żelaznymi obręczami. Po dwie przymocowywały do ściany jego skrzydła i nogi, piąta opasywała jego klatkę piersiową. Gdy podjechałem, spojrzał na mnie chłodno, z ledwo zauważalnym wyrzutem w oczach.
- Jak zawsze opanowany, co Kowalski? - powiedziałem do niego, przechylając się na Segway'u. Kowalski oczywiście nie raczył mi odpowiedzieć.
- Przyjacielu, nie chciałbym być zmuszony do użycia mocniejszych metod... perswazji - Usmiechnąłem się. - Ta informacja jest dla mnie bardzo ważna...
- W to nie wątpię - rzekł chłodno ptak. - Jednak śmiem twierdzić, że dla nas jest o około siedemdziesiąt siedem coma siedem procent ważniejsza. - Słysząc to, zaśmiałem się po delfiniemu.
- Ech, jak zawsze ślepo wierzysz w matematykę. Nie chciałeś nigdy... Wyjść poza horyzonty, porzucić to wszystko? Odrobina abstrakcji jeszcze żadnemu geniuszowi nie przeszkodziła, a mnie przywiodła do potęgi, o której możesz tylko marzyć - zakończyłem przemowę. Kowalski tylko patrzył na mnie tym nieznośnym, świdrującym spojrzeniem jasnoniebieskich oczu. Zadrżałem mimowolnie. Znowu delfinim zwyczajem zaśmiałem się. Powoli podjechałem do przełącznika. Chwyciłem w płetwy jeden z kabli. Przyglądałem mu się przez chwilę. Długi, gruby i mocny, nie zerwie się tak łatwo. Spojrzałem z ukosa na pingwina. Jego wzrok ześlizgnął się po kablu do dźwigni. Nawet stąd usłyszałem, jak przełyka ślinę.
- Taak... Prymitywne, ale skuteczne. Poza tym, wystąpił pewien paradoks - geniusz, wynalazca, bojownik o lepszy świat, zostanie dziś pokonany przez najprymitywniejszą ujarzmioną przez wynalazców siłę - prąd elektryczny - powiedziałem powoli, zbliżając się do Kowalskiego. Zerknąłem na jego klatkę piersiową. Poczułem na sobie jego wzrok. Z perfidnym uśmieszkiem zaczepiłem końcówkę przewodu o obręcz na jego prawym skrzydle. Wróciłem po drugi kabel i z drugiej strony przymocowałem do drugiego skrzydła nielota.
- Gotowy, pin-g-winku? - zapytałem przyjaznym głosem. Ależ ja potrafię grać, teraz jeszcze sobie pochlebiam. Tak, skromność cechą geniuszy. Kowalski zaczął szybciej oddychać, ale nadal wbijał we mnie spokojny wzrok. Zaczynał mnie już denerwować. Zawróciłem o sto osiemdziesiąt stopni.
- Dobrze, na początek może... pięć tysięcy voltów? - zapytałem przez ramię. Nie uzyskawszy odpowiedzi, wzruszyłem ramionami i przekręciłem parę gałek. Jeszcze raz obejrzałem się na Kowalskiego, spodziewając się zobaczyć go przerażonego i trzęsącego się. Zmrużyłem oczy, gdy zamiast tego napotkałem po raz kolejny jego harde, pewne siebie spojrzenie. Położyłem płetwę na dźwigni. Po chwili, zamykając oczy, pociągnąłem ją w dół. Gdzieś z boku usłyszałem zduszony okrzyk, ale się tym nie przejąłem. Spojrzałem szybko na wroga. Prąd z trzaskiem popłynął przez ciało Kowalskiego. Pingwin wyprężył się, jednak nie wydał z siebie dźwięku. Po kilku sekundach wyłączyłem prąd. Kowalski osunął się w kajdanach. Dyszał ciężko.
- Wiedz, mój drogi, że to tylko rozgrzewka - rzekłem, podjeżdżając do niego.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Na pewno tak mściwa i uparta szumowina jak ty nie poprzestanie na pięciu tysiącach voltów. - mruknął kpiącym tonem. Prychnąłem i nieco zwiększyłem napięcie w kablach [od autorki: eee, to zdanie jest OK, czy nie?].
- Skipper się nie dowie, że cokolwiek powiedziałeś, pin-g-winie. Zanim on tu dotrze, ty już będziesz martwy, a ja zadowolony - po tych słowach, ze śmiechem pociągnąłem dźwignię w dół. Z kąta dobiegł mnie cichy szloch. Zapewne była to Doris, o której istnieniu zdążyłem już zapomnieć, napawając się cierpieniem swego wroga. Kowalski skręcał się kilka sekund w niemych konwulsjach, w końcu wrzasnął głośno i przenikliwie. Uśmiechnąłem się z satysfakcją i zatrzymałem dopływ prądu. Pingwin opadł bezwładnie, jęcząc cicho.
- I widzisz, do czego nas to doprowadziło, panie Kowalski? O ile wiem, Manfredi i Johnson oddali wszystko... zresztą dosłownie... w obronie tajnych informacji waszego oddziału. Ty możesz oddać jeszcze więcej. Jeśli chcesz wiedzieć, uwielbiam tortury. A zwłaszcza tortury na kobietach - Przeciągnąłem ostatni wyraz, rzucając spojrzenie na Doris. Delfinica zadrżała, jednak nic nie powiedziała. Na jej pysku ujrzałem ślady łez. - No cóż, skarbie - zwróciłem się teraz do niej. - Zaraz zobaczymy, czy masz mocne nerwy. Jak widzę, dla twojego drogiego przyjaciela osiem tysięcy voltów czystej energii to nadal za mało - Popatrzyłem spod przymrużonych powiek na pingwina.
Kowalski
Przez wszystkie nerwy w moim ciele przebiegały falami impulsy elektryczne. W końcu ból ustał. Ledwo się zorientowałem, że Bulgot znów rozpoczął swój monolog. Mogłem tylko mieć nadzieję, że w końcu da mi spokój - zapewne mnie zabijając. Szanse na to jednak były bardzo niskie. Będzie chciał utrzymać mnie przy życiu dostatecznie długo, aby coś ze mnie wyciągnąć. Poprzysiągłem sobie, że nie dam mu satysfakcji, że wytrzymam. Jednak ten pierwszy krzyk bólu, którego już nie zdołałem powstrzymać, ośmielił delfina. "A niech cię zaraza pochłonie" - pomyślałem sobie, nie mogąc wydać z siebie głosu. Doktor Bulgot zbliżył się znów do pulpitu. Westchnąłem boleśnie i zamknąłem oczy. Napiąłem mięśnie, szykując się na ból.
- Chcesz może coś dodać? - rozległ się głos delfina.
- Bóg, honor, ojczyzna - wymamrotałem pod nosem. Po polsku. Bulgot zapewne nie zrozumiał. I chwała mu za to.
- Po angielsku to nie łaska? - warknął zniecierpliwiony.
- Szlag niech trafi angieleszczyznę - rzuciłem najgłośniej i najwyraźniej, jak umiałem. Usłyszałem szczęk przesuwanej dźwigni. Przez ułamek sekundy przemknęło mi przez mózg mnóstwo myśli i sygnałów od mojego ciała. "Żegnaj, Doris", pomyślałem; "Nie zawiodłem was, szefie" - to dało mi satysfakcję; bardzo wyraźny ból w całym ciele, naprężone do granic możliwości ścięgna; usłyszałem przeszywający powietrze, niezwykle wysoki wrzask bólu, ale nie skojarzyłem go ze swoją osobą. Chwilę później pogrążyłem się w nicości, czy też, fizycznie rzecz biorąc, w próżni. Nie było tu nic, poza nieprzeniknioną czernią. Zastanawiałem się, czy już nie żyję. Jeśli tak, co się teraz ze mną stanie? Pozostanę na zawsze zawieszony w próżni (co zbyt przyjemną perspektywą się nie wydaje), czy też naprawdę istnieje życie po śmierci? Łącząc ze sobą wszystkie fakty na temat życia pozagrobowego, stwierdziłem, że musiałem nadal pozostawać przy życiu. Moje rozmyślania przerwała fala specyficznej i przyjemnej senności. "A więc to koniec" - pomyślałem, "umieram". W takim razie niepotrzebnie bałem się śmierci. To przyjemne uczucie, gdy stopniowo ogarnia cię znużenie. Jak zasypianie, tylko szybsze. Pozostało mi tylko liczyć na to, że będę umierał jak najdłużej. Bardzo przyjemnie.
Jakby się ktoś (czyt. Angela) martwił o Kowalskiego, to uspokajam - będzie druga część i on będzie żył. To znaczy, tak pół na pół.
W drugiej części Bulgot się weźmie za Doris - pomóżcie - przysmażyć ją prądem jak Kowcia, czy utopić w złocie?
Dobra, teraz konstruktywna krytyka.
A więc jest to na pewno oryginalne. Z takim czymś się jeszcze nie spotkałam, szczerze powiedziawszy. Tortury- lubię tą tematykę i chętnie czytam tego typu opowiadania. Twoje też mi się spodobało.
Po przeczytaniu Twojego dzieła dostałam jakiejś głupawki. Zaczęłam się szczerzyć do monitora i byłam tak podniecona, że ledwo mogła usiedzieć w miejscu.(A to dobry znak. Zwykle się tak zachowuje, gdy mi się coś wyjątkowo podoba.) Moja jedyna myśl po przeczytaniu tego to "Chcę natychmiast więcej!".
I mała rada na przyszłość. Bądź brutalniejsza. Wymyśl bardziej wyrafinowane tortury. ;)
Właśnie uświadomiłem sobie jedną rzecz: nienawidzę psychodelicznych opowiadań. No ale szacun, że chciało ci się takie coś pisać (oczywiście chodzi mi o tematykę).
O lol, bo ja też ich nienawidzę.
Tak se siadłam, no bo wszyscy piszą, a... pisałam w transie (zapewne wina słuchanej muzyki...), przelewałam wszystkie uczucia w to opowiadanie, szkoła mnie totalnie wnerrrwiła i tak wyszło. Jak to teraz czytam, to prawie beczę.
I dziękuję, że nazwałeś mnie psychodeliczną ;-)
Akurat wszyscy mi mówią co innego - prywatnie boję się nawet przeczytać cokolwiek na głos.
Nie nazwałem cię psychodeliczną. Mówiłem to tylko o opowiadaniu.
W sumie... Kiedy szkoła mnie wnerwia (o matko, przecież ona wnerwia mnie codziennie...), też mam ochotę pozabijać wszystkich w moim opku. Nawet moich ulubieńców: Kowalskiego i Bulgota. Ale ostatecznie tego nie robię... Ponieważ nie miałoby to sensu. Nie w moim opowiadaniu.
Ja....ja....
DLACZEGO KOWALSKI?!
Przez cb znienawidzę Bulgota xD
Już nie lubię Doris, a teraz jeszcze on...
Jak tak można, ja się tu prawie poryczałam xDDD
A poważnie to napisane jest dobrze, tylko ten temat...
Brrrrr,Kowciu ty moje biedactwo,jak oni mogą cię tak maltretować xD
Jak tak mo
Booo jest mój ukochany, a ja tak mam, że lubię ulubionych bohaterów pakować w tarapaty.
O to chodziło.
Ja się popłakałam, czytając to (moje opo) i słuchając Skyfalla.
Temat podsunęły mi komentarze pod "Ofiarą" Mariny.
Nienawidzę tortur, dlatego chciałam je ukazać w takim złym świetle.
Druga część niedługo będzie (pewnie jeszcze dziś).
Też tu.
Czyhaj więc xD
Też uwielbiam moich ulubionych bohaterów pakować w tarapaty. :D
Nie mogę się doczekać na tą następną część. Oby była jak najszybciej.
Będę czekać, bo z reguły jestem cierpliwą osóbką.
Potrafię oczekiwać na wiele rozmaitych rzeczy, zwłaszcza, jeżeli zapowiadają się interesująco
;D
Ps. Miałaś możliwość przeczytać moje opowiadanie?
Ja mam trochę inny nurt psychologiczny, ale i tak jest o Kowalskim ;D
Bardzo mi się podoba. To pewnie kwestia tego, że w ogóle lubię opowiadania, które "ryją psychikę", są w nich tortury, krew itp. (czasem się zastanawiam, czy nie jestem jakąś psychopatką :P). Ogólnie ładnie piszesz, dobrze konstruujesz zdania, odpowiednio dobierasz słowa, ukazywanie emocji idzie ci świetnie. I, cóż, czekam na kolejną część :)
Czy może mi ktoś napisać komentarz, albo tutaj powiedzieć czy mój blog jest teraz gorszy czy lepszy.
Opowiadanie z dreszczykiem, to co lubię najbardziej ; ) I do tego mój ukochany Bulgot :D
Super piszesz, czekam na kolejne :)
super opko, fajnie piszesz ;) tylko szkoda mi Kowalskiego... o Doris nie mam zdania najpierw bym ją musiała obejrzeć na ekranie.
i.... złoto xD
O.o
Kowalski patriota, dobrze napisany Bulgot... Co prawda wolę tortury psychiczne (nawet napisałam tak jednego fic'a ;)), ale to jest mocne. Naprawdę, super...
"Kowalski patriota"
Po prostu MUSIAŁAM mu wcisnąć jakiś typowy dla Polaka tekst.
Podeślesz mi link do twojego opa o torturach? Proszę!
Jest kolejna notka. Serdecznie zapraszam do czytania...
Ten rozdzialik znacznie dłuższy od poprzedniego, więc mam nadzieję, że się spodoba ;D
fajne ;) choć myślałam, że ostatecznie Annabel okaże się nieco hmm.... mądrzejsza. Dobrze, że chociaż Kowalski zachował trzeżwość myślenia :)
Ekhem, cierpliwości...
To opowiadanie ma dowieść, że pozory znacznie mogą zmylić człowieka.
Pingwina także xD
NN, ale kogo to obchodzi. Po co w ogóle piszę...
Just narzekanie Mariny, czytaj dalej. A najlepiej notkę, bo tu post się kończy.