Trzeba przyznać, że to jest bardzo dobry serial, generalnie dobrze się go ogląda i jest ta ciekawość, co będzie w następnym odcinku. Ale, jak to mówi klasyk, parę niedociągnięć jest.
Przede wszystkim ci ludzie ze sobą nie współpracowali. Wyłonili szeryfa i to było wszystko. Różni ludzie mieli różne przygody, wizje i zdarzenia, ale nie mówili sobie tego nawzajem, tylko zatrzymywali te informacje dla siebie. A przecież powinna być jakaś rada wyspy, która powinna mieć wiedzę o wszystkim i działać na rzecz powrotu do domu, i to działać bardzo energicznie. Tymczasem, jeśli już ktoś działał, to byli to pojedynczy ludzie, samotne wilki, którzy mieli swoje pomysły, zazwyczaj z nikim ich nie konsultowali, a następnie je samotnie realizowali, nie dzieląc się potem swoimi doświadczeniami - chyba że już zostali przyparci do muru.
Mieszkańcy tego miejsca mają przed sobą tajemnice, nie mówiąc sobie wszystkiego. Nawet szeryf trzymał w tajemnicy swoje doświadczenia po wyprawie do lasu. Raz jeden się zmobilizowano i wszyscy zaczęli budować wieżę. Zrobiono z tego duże wydarzenie, podczas gdy tak naprawdę codziennie powinno się robić coś, co przybliży do rozwiązania zagadki. Ci ludzie nie połączyli się w próbie dowiedzenia się, jak wrócić do domu i dlatego drugi sezon się zakończył, a oni dalej tkwią w miasteczku. Np. nie stworzyli żadnej mapy okolicy. Nawet nie wiedzieli, że nieopodal jest cmentarzysko samochodów. Nic nie badali, nie łączyli się w próbie dowiedzenia się czegokolwiek, nie szukali żadnego punktu wspólnego, który spowodował, że znaleźli się w tym miejscu (a to akurat byłoby atrakcyjne dla fabuły). Jedyne, na co było ich stać, to zbudowanie jakiejś komuny na wzór skłotu. Nie próbują też rozmawiać z potworami, jakoś komunikować się z nimi, choćby przez szybę. Albo chociaż robić na nie pułapki i je łapać. Tak jakby wybrano takich ludzi, którzy bezkrytycznie potrafią się dostosować do okoliczności. Snuli się po miasteczku, przesiadywali w barze, spacerowali... Przede wszystkim w oczy rzucało się to ich snucie. Wynikało to też pewnie z tego, że było wielu mieszkańców, którzy mieli być tylko tłem, postacie epizodyczne, więc dbano, aby w tym tle się znajdowali. No a skoro mieli się w tym tle znajdować, no to się snuli, bo co innego mieli robić.
W drugim sezonie, wraz z kolejnymi odcinkami, niewiele się wyjaśnia. Pojawiają się kolejne zdarzenia i oczywiście nadal pozostają niewyjaśnione. Momentami akcja w ogóle nie posuwa się do przodu, tak jakbyśmy już oswoili się z sytuacją i oglądali obyczajówkę, coś w rodzaju Dr Quinn. Te się całują (wątek homo - wiadomo, musi być), ci spacerują, ci sobie gadają, przytulają się, jedzą. No i się snują. Szeryf uratował Sarę przed karą, a potem nie chciał, żeby poszła do lasu, a przecież dlatego ją uratował, żeby w jakiś sposób pomogła w rozwiązaniu zagadki, a nie, żeby snuła się po mieście. Trzeci sezon powinien wyreżyserować ktoś, kto powiąże wszystkie wątki. Przygnieciony kamieniem facet, sny, baletnica, uwięziony starzec, potwory, głosy w głowie, dzieci itd. Przynajmniej wyjaśniono, o co chodziło z tym znakiem.
Na koniec jeszcze sprawa tego opóźnionego Victora. Bo były pojedyncze osoby, które faktycznie szukały wyjaśnienia, np. szeryf. Wybrał się do lasu, ryzykował, starał się, tymczasem ten gamoń Victor przez 20 odcinków nie powiedział mu, że ani nie trzeba ryzykować wchodzenia do jaskiń, ani wchodzenia do lasu nocą, ani spania w namiocie, ani w kamperze, ani nie trzeba strzelać do potworów zakażonymi kulami, tylko wystarczy wejść do butelkowego drzewa. No po prostu ręce opadają... To ten przychlast powinien jako pierwszy wylądować w budce, a nie ten biedny człowiek z początku serialu, który stracił żonę i córkę. Fakt, zawinił, bo nie zabił okna w jej pokoju deskami, ale mamusia też jakoś nie zwróciła na to uwagi i posłała do tego pokoju dziecko. A czemu do budki nie trafił wariat, który ożenił kosą syna szeryfa? Jakoś łatwo mu to wybaczono.
Ale, mimo wszystko, na ósemkę ten serial spokojnie zasługuje. Czekam na trzeci sezon.