W serialu mnóstwo jest magii, zjawisk paranormalnych, halucynacji, snów proroczych i innej metafizyki. OK, na tym polega urok "From", i tego czepiać się nie będę. Poczepiam się natomiast mieszkańców, którzy w tym paranormalnym świecie są tak paranienormalni, że aż zęby bolą.
Oto w pierwszym odcinku kilkuletnia dziewczynka otwiera okno by wpuścić miłą panią, która okazuje się potworem. Okno powinno być zabezpieczone deskami, żeby nie dało się otworzyć, ale nie było, bo pan domu jest alkoholikiem i o to nie zadbał. No i to jest absurdalne, bo ta rodzina mieszka w miasteczku raczej nie pierwszy dzień, więc facet mógł okno zabić deskami od razu, zanim zaczął chlać, albo pomiędzy kolejnymi wizytami w barze. Czemu tego nie zrobił? No cóż, być może miał taki zamiar, a wiadomo, że jak mężczyzna obieca, że coś zrobi, to zrobi, i nie trzeba mu co pół roku przypominać ;)
Tu gładko przechodzimy do drugiej paranienormalnej osoby - czyli żony tego gościa. Na imię miała bodajże Laura, choć bardziej pasowałoby "Larwa". Bo trzeba być ostatnią larwą, żeby, mając w domu małe dziecko, do tego stopnia olać sprawę bezpieczeństwa. Larwa miała co najmniej trzy możliwości zadbania o życie rodziny:
1. mogła wziąć męża za łeb i wymusić na nim zabicie okien
2. mogła poprosić któregoś z sąsiadów albo zwrócić się o pomoc do szeryfa
3. mogła wreszcie sama wziąć do ręki młotek i przybić te kilka desek. W końcu obsługa młotka to nie jest fizyka kwantowa.
Jej kompletny brak rozumu przejawia się również w tym, że pozwala kilkuletniemu dziecku spać w pokoju z niezabezpieczonymi oknami, zupełnie bez opieki.
Cała ta rodzinka zasługuje na Nagrodę Darwina za wyeliminowanie swoich genów z ogólnej puli.
Tu ktoś może rzucić argumentem, że potrzebny był taki wątek, by widz wiedział, jakie zagrożenie czyha nocą na mieszkańców. To prawda, ale scenarzyści wybrali idiotyczny sposób.
Kolejnym niezrozumiałym idiotyzmem jest codzienny wieczorny rytuał szeryfa. Idzie on ulicą miasteczka, wymachując dzwonkiem i zawiadamiając otoczenie, że zaraz będzie ciemno i żeby się schować. Serio? Serio-serio??? To oni są takimi kretynami, że trzeba im to codziennie mówić? To nawet jaskiniowcy w filmie "Rrrr" na okrzyk "zaraz będzie ciemno!" odpowiadali "zamknij się!", wściekli, że ktoś ogłasza im rzeczy tak oczywiste.
Co innego, gdyby mieszkańcy co do jednego byli niewidomi, wtedy aktywność szeryfa miałaby sens. Ale nie są, więc po co ten durny rytuał?
Następny dowód na paranienormalność mieszkańców to staranne ukrywanie i przemilczanie własnych spostrzeżeń, halucynacji, wizji i znalezisk. Szeryf, zamiast łazić z dzwonkiem po mieście, powinien raz w tygodniu zebrać wszystkich mieszkańców i odpytać ich właśnie w tym temacie - co nowego ujrzeli, usłyszeli, doświadczyli. Sam się zresztą przekonał, że takie dzielenie się doświadczeniami przynosi skutek - gdy zacytował słowa usłyszane przez telefon (dotykają, kradną, psują - czy jakoś tak), jedna z kobiet powiedziała, że to jest fragment rymowanki i przytoczyła całą jej treść, w tym kluczowe słowa, że trzeba przerwać muzykę, co w efekcie poskutkowało wyzdrowieniem Randalla, Julie i Marielle.
Decyzja o zabiciu zwierząt, bo nie ma co jeść - kretynizm do potęgi entej. Krowy, kozy i owce dają mleko, a żywią się tym, czego jest pod dostatkiem - trawą. Likwidacja tych "fabryk" pożywienia to samobójstwo. Ale paranienormalni tego nie pojmują.
Jakie inne przykłady głupoty mieszkańców zauważyliście?