Jeden z lepszych odcinków, jak dla mnie rewelacja!
Jedyne co mnie troche wnerwiło, to fakt że gubek stał jak kłoda i nikt nie mógł wpakować mu tej kulki, a Rick skakał jak komandos, a i tak ciągle kule latały koło niego. Mimo to, dla mnie naprawdę bomba!
może być jeszcze możliwość, że ziomki Gubernatora mieli rozkaz nie zabijać żeby zabawa się za szybko nie skończyła i ich jeszcze podręczyć kolejnymi najazdami
Dla mnie odcinek to porażka. Nie mogłem wyjść ze wściekłości i wulgaryzmów jakie rzucałem pod jego kierunkiem. Tak nędznego scenariuszu to jeszcze nie widziałem. Przez cały odcinek tylko wtf. Nie wiem co to było ale na pewno nie wd. I po co w ogóle ten wątek Lorie?? Bez sensu. Lubię ten serial ale temu odcinkowi daję dziś pałę.
Uważaj, bo zaraz Cię zjedzą argumentami "to film o relacjach międzyludzkich" , "czepiasz się scenariusza i szczegółów" "jak Ci nie pasuje to nie oglądaj" ;)
Nie wiedziałem, że strzelając do zombiaka bohaterowie mają + 50 do celności i ładują w ruchomy cel headshoty z kilkudziesięciu metrów z broni krótkiej. Musi tak być, skoro nie mogą trafić przez kilkanaście minut z nowoczesnych karabinów automatycznych w gościa stojącego na jakiejś wieży.
Dobra, żarty żartami. Bardzo lubię ten serial, ale to była naprawdę me-ga-nie-ści-słość. Wydawało mi się, że 10latek strzelający headshoty z rewolweru który wygląda jakby mógł mu urwać rękę przy strzale to po prostu puszczenie oka w kierunku fanów komiksu (zresztą, nie jedyne w tym serialu). A tu zonk. Aż musiałem obniżyć moją ocenę dla tego serialu, bo zabrakło mi konsekwencji. Chociaż może sie czepiam.
Też mnie to rozśmieszyło, z broni krótkiej da się na strzelnicy strzelać celnie nawet na 50 metrów, ale trzeba naprawdę dużo ćwiczyć. Dla początkującego 20 metrów to już jest już z reguły zbyt daleko. W sytuacji stresowej dobry strzelec trafia na około 15, góra 20 metrów, laik powyżej 5 metrów trafi może w korpus, ale w życiu nie będzie walił headshotów, z reguły kończy się to tym, że pierwszy pocisk jest obok celu, a reszta idzie w powietrze, bo koleś się zdenerwuje i zapomina o celowaniu.
A tu raz laicy trafiają w środek czoła z daleka przy pomocy broni krótkiej, a potem dobrzy strzelcy pudłują z pistoletu maszynowego z celownikiem optycznym - kompletny absurd.
No, na detalach to się nie znam. Ale jestem strasznie przewrażliwiony na punkcie tego typu historii w filmach czy serialach - a szczególnie na scenariuszach adaptowanych. W tym momencie zawaliło się wszystko, przez co traktowałem The Walking Dead jako błyskoktliwie napisaną zabawę z konwencją Zombie - niejednoznaczną, a zarazem groteskową. Teraz jest to dla mnie tylko fajny serial z rozpierduchą w tle. Niby spoko, ale coś się popsuło.
Jestem fanem horrorów, a wręcz uwielbiam filmy o zombii. Niestety Walking Dead rozczarowuje. George Romero nie chciałby nawet na to splunąć. Rozumiem, że Amerykanie tworzą filmy dla ściśle określonej grupy docelowej, ale ten serial powstał chyba dla gimbusów o intelekcie świnki morskiej. Nie chcę analizować wszystkich odcinków, nota bene tylko I sezon dawał jakąś nadzieję, ale ostani (10 odcinek) to wisienka na szczycie tortu. Ja rozumiem, film, pewna konwencja, ale proszę o minimum realizmu. Rick ogarnięty swoją psychozą spaceruje bezpiecznie poza granicami więzienia. Gdzie są szwendacze? Pewnie maja przerwę na lunch. Bracia Dixonowie ofiarnie pomagają obcym, nie prosząc ich jednocześnie o podwiezienie, (święty Daryl) nie ma to jak spacer w lesie, opanowanym przez umarlaków. No i atak Gubernatora na więzienie. Sorry, ja odsłużyłem tylko 9 miesięcy w woju, ale wiem, że atak planujesz o świcie i przeciwnika flankujesz. Co to oznacza? Dywersja z komando zombii od strony bramy, ale główne siły z tyłu. Stosując tę zasadę, opanowujesz grupę Pricka (he he) w 30 minut. Zobaczymy, co będzie dalej z tą serią, ale proponowałbym zmianę reżysera i może większy budżet, bo oszczędności, aż po oczach biją.
Gdzie są oszczędności. Zastanawiałem się, jaki Ci odpowiedzieć. Nie jestem absolwentem PWST lub producentem filmowym. Jednak wyobraź sobie, że Walking Dead biorą na warsztat tacy reżyserzy jak Jamees Cameron lub Olivier Stone. Myślisz, że byłoby tak samo. Dostalibyśmy produkt najwyższej jakości.Pozdrawiam.
Nie wydaje mi się, żeby tylko tacy reżyserzy jak Cameron(który rewelacyjnym reżyserem zresztą nie jest) czy Stone kręcili dobre rzeczy. I udowadnia to praktycznie każdy lepszy serial, bo takowe mogą dorównać najlepszym z filmów. A znanych reżyserów przy serialach to raczej próżno szukać. Zatrudnienie reżysera mniej znanego od Camerona do pracy przy SERIALU to żadna oszczędność.
Cameron dostałby taki sam budżet na serial jak i Mazzara czy Darabont. Budżet obecnie wynosi około 56 mln i to tylko część na same odcinki (przy założeniu około 3.5mln per episode). Do tego można doliczyć około 1 góra 2 miliony na marketing, i co najmniej 5 mln na wykonanie głównej scenografii oraz zaimplementowanie jednej z ulic Sanoi na potrzeby Woodbury. Daje to nam wyniki w postaci około 62 mln i jest to liczba statystyczna dla większości seriali. Tylko nieliczny jak np. Gra o Tron mają większy budżet. Cameron nie miałby szans, gdyż z jego sposobem kręcenia, rozrzutnością pogrążyłby serial doszczętnie. On ma wizję tylko w momencie kiedy ma okrągłe 100mln przed oczami wraz z innymi dodatkami od wytwórni.
Serial, choć wydaje się prosty w formule, jest dość specyficznym formatem kina. Reżyserzy filmowi już nie raz położyli się przy produkcji serialu przez nieumiejętne dysponowanie pieniędzmi (patrz Darabont) jak i wybujałymi wizjami. Film, a serial to dwie odrębne ramy tworzenia.
Dla Twojej wiadomość Romero nie raz wyrażał podziw dla Kirkmana za uniwersum, które stworzył w oparciu o podstawy zombiestyczne, które George dał, więc Twoja teza jest jak strzał w stopę. Co najlepsze S. King, uważamy za definitywnego króla budowania portretów psychologicznych, jest na tyle zafascynowany zarówno komiksem, jak i serialem, że wyraził zainteresowanie wyreżyserowaniem kilku odcinków nadchodzącego czwartego sezonu.
Odnosząc, się do Twoich zarzutów. Kto powiedział, że grupa więzienna nie wybijała zombie? Kto powiedział, że Rick podczas swojego "spacerku" nie spotkał żadnego? Kto w ogóle stwierdził, że w okolicy jakieś się w ogóle znajdowały? To raz. Dwa po co Dixonowie mają prosić o jakąś podwózkę, skro podstawą ich egzystencji, jeżeli przyjmiemy iż będą poruszać się we dwójkę, jest przetrwanie w lasach, z dala od większych skupisk ludzkich? I sprawa nr trzy, kto powiedział, że Gubernator chciał za pierwszym razem rozgromić grupę więzienną? To jest socjopata cieszący się bólem innych. Ludzi wykańcza powoli. Całe to zajście było jedynie preludium, swoistym zamanifestowaniem siły Woodbury.
Akurat uważam, że zwolnienie Mazzary było dobrym posunięciem. Tyle irracjonalnych zagrań, jakie walną w tym sezonie nie było nawet w poprzednim. Stracił całkowicie swój balans wypracowany w drugiej serii TWD.
Ja jestem raczej nieprzyzwyczajony do sytuacji, w których reżyser nie zmienia się co co najmniej kilka odcinków.
Ok. Zgadzam się, że z Romero przesadziłem. Emocje wzięły górę nad rozsądkiem, przepraszam. Co do zachowania Dixonów. Rozumiem, że może wolą spacer od jazdy, chociaż budzi to moje zdziwienie. Nie czytałem komiksu, ale na podstawie serialu odniosłem wrażenie, że Dixonowie przed apokalipsą byłi członkami jakiegoś zmotoryzowanego gangu. No, ale cóż może chcą odmiany. Niestety, nie pojmuję dlaczego nie starali się od obcych zdobyć jakiś informacji. W świecie, gdzie nie ma telewizji, radia, internetu, to właśnie drugi człowiek jest skarbnica wiedzy. W końcu gdzieś był i coś widział. Co do Gubernatora, ok. przyjmuję Twoją wersję. Mam tylko nadzieję, że Gubernator spodziewa się, że jego akcja spotka się z jakąś rekacją i jest na to przygotowany.
Dixonowie to samotne wilki, które trzymały się razem. Do żadnego, jak to określiłeś gangu nie należeli. No przynajmniej można ręczyć za Daryla. U Merla może być równo, ale i tak wątpię w taki rozwój akcji, skoro bracia zawsze trzymali się blisko siebie.
Co do kwestii ich przechadzki. Dixonowie to w głównej mierze survivalowcy. Będąc w przysłowiowym buszu czują się najlepiej, najlepiej się orientują itd. Poza tym podwózka nie była im potrzebna. Patrząc na położenie Merla, głównym podłożem jego przyszłej egzystencji było trzymanie się na obszarach niedostępnych dla Gubernatora, ale jednocześnie będąc z dala od części mocno zapełnionych trupami. Podróż poza obręb stanu Georgia nie ma również sensu, dlatego, że im dalej na wschód czy zachód, tam coraz większe skupiska ludności aka zombie, czyli jeszcze większe zagrożenia. Nie od dziś mówi się o Georgi jako przysłowiowym zadupiu Ameryki. Kolejna kwestia, to czym im potrzeba jakiś informacji? Co by im dało to, że ponownie usłyszą o tym jak kolejna grupa została rozgromiona, lub Atlanta jest cmentarzyskiem?
Co zaś się tyczy Gubernatora. Oczywistym jest, że oczekuje kolejnego ataku. On się właśnie tym chełpi. Tak będzie wyglądała jego cała gra. Na rewanż jest niewątpliwie przygotowany.
Masz rację, Dixonowie to wilki, ale to są zwierzęta stadne. Dlatego też Merl podlłączył się pod Gubernatora, a Daryl pod Ricka. Kwestia ich przynależności do gangu, nie wiem, nie znam się, ale oznaczenia na baku motoru Daryla (SS) nie pozostawiają złudzeń. A co do sensowności i wartości informacji, każda informacja jest cenna. Proste pytania, gdzie są zombii, czy to hordy, czy pojedyńcze sztuki, gdzie paliwo, gdzie są grupy ludzi? Nawet błacha uwaga, może mieć kolosalne znaczenie, choćby to, że do Atlanty nie warto jechać.
No to właśnie piszę, że wskazywało by na Merle'a, bo on przecież "lubi" takie klimaty. Poza tym w motorze były leki na "rzeżączkę" ;D Btw, Knur musi na nim komicznie wyglądać.. :D
A wiadomo kto miał te leki na wszelki wypadek. Racja, taki wielki Knur na tym motocyklu :D.
zgadzam się, genialny odcinek z mała ilością gadania.
Faktycznie nie fajnie to wyszło, że gubernator stał sobie nieosłonięty...
No i strasznie cieszę się, że Daryl wrócił : )
Zdaje się, że za tydzień przyjdzie kolej na Andre
Jak dla mnie można wyróżnić kilka etapów odcinka
1. Gówniane jęczenie Ricka jaki to jest mądry w swoim szaleństwie
2. Gówniane jęczenie Andrei jak to jest jej źle
3. Gówniane jęczenie Gubernatora jak to mu jest źle
4. Dobry wątek Merle-Daryl
5. Gówniane jęczenie Glenna jaki to Gubernator jest niedobry
6. Gówniane jęczenie Gubernatora jaki to jest nieufny w stosunku do Andrei
7. Miły przerywnik z Carol(bodaj, obok Merle'a i może Daryla, ostatnia osoba, którą da się lubić) i Axlem, oczywiście chamsko ucięty pod koniec odcinka
8. Niezła scena na moście, no ale to Merle-Daryl w końcu
9. Gówniane puszczanie bąków przez niemowlaka, WTF
10. Nienajgorsza gadka-szmatka Hershela i znowu gówniane jęczenie Ricka(chociaż on jęczy właściwie od początku serialu)
11. Zajebista scena ataku na więzienie
Ogólnie odcinek jak widać wyjątkowo gówniany, chyba twórcy nie wiedzą, że jak oglądam serial, który nazywa się The Walking Dead to właśnie o tym chcę mieć serial, a nie o jakichś ciotowatych płaczkach. Bodaj najgorszy odcinek serialu, słabe 5/10
Teraz sobie uświadomiłem, że nawet z Gubernatora zrobili jakiegoś płytkiego zboczeńca w tym odcinku, co się dzieje???
Nie ma w nim nic z komiksowego demona, ten koleś to jakiś niewydarzony pierdziel.
O Maggie już nie wspominam, bo to postać, która jest ciekawsza i lepsza tylko od Shane'a.
No i z takiej fajnej, inteligentnej Michonne została tylko tępa baba z wieczną miną "stfu, popatrzcie jaka jestem totalnie wkurzona"
Odcinek średni troche budzenia ale koncowka była pozadna . Czytam komiks ale chyba jestem juz za stara na taka formę literatury z tego co przeczytałam.choc to za dużo powiedziane postacie są inne niż w serialu . Nie podobał mi komiks i licze bedzie inaczej niż w komiksie
Już jest inaczej niż w komiksie :-) akurat do komiksu dostępu nie mam i opierm się na informacjach od innych. Serial jednak baaardzo lubię by nie powiedzieć uwielbiam i to głównie za to za co często jest tu rytykowany, czyli że niby mało o sztywnych a dużo o ludziach. Zawsze uwazałam ze literatura i ino postapokaliptyczne pownno pokazywać ludzi w zagrożeniu i to jak sobie z tym radzą.TWD spełnia moje ( podkreślam moje) wymagania w tym względzie.
Identyczne odniosłem wrażenie. Po prostu krew mnie zalewała jak oglądałem ten odcinek a przyznam się, że dotychczas nie miałem takich negatywnych emocji.
"The Walking Dead" odnosi się do ludzi, o czym było mówione milion razy. "Żywe Trupy" oznaczają stan egzystencjalny bohaterów, a nie zagrożenie w postaci hord umarłych, stąd też takie wyeksponowanie zachowań bohaterów, jak i wyniesienie na piedestał gatunku jakim jest dramat.
No dobra, widocznie mam zbyt duże oczekiwania po genialnym pierwszym sezonie, w którym było wszystko co można sobie wymarzyć, a nie było to wieczne jęczenie praktycznie wszystkich postaci. Trzeci do tej pory też był bardzo dobry, ale już powolnie zaczęła się nudna stabilizacja na wzór sezonu drugiego. Dobrze że coś Gubernatorek zaczął działać i następny odcinek już się zapowiada lepiej.
TWD nie każdemu się przypodoba, bo to tak naprawdę dość specyficzne uniwersum, choć wydawać by się mogło, że to idealne połączenie horroru z dramatem, które trafi do każdego. Otóż, nie. "Żywe Trupy" to w głównej mierze dramat i to w dodatku społeczny, gdzie podstawą jest asymilacja grupy do nowego otoczenia, co zapoczątkowano już w sezonie drugim. A propos sezonu drugiego, to jakie to wywołało reakcje? Wszyscy marudzili, a ja osobiście jestem mimo wszystko zadowolony z tegoż sezonu, gdyż dostarczył naprawdę wiele podstaw do analizy bohaterów. Niektóre irracjonalne zagrywki psuły odbiór (patrz wypadek Lori). Wiadomym jest, że co pewien czas niezbędne będzie wprowadzenie w takiego typu historii stabilności, gdyż to dodaje sporej dozy realizmu. Uważam, że twórcy wybywają się dzięki temu przekoloryzowania czy hiperbolizacji pewnych ram uniwersum. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdemu takie zagranie się spodoba, jednakże spójrzmy prawdzie w oczy, jak wyglądałby serial gdyby wraz z każdym kolejnym sezonem twórcy pokazywali, jak to się grupa przemieszcza przez USA i co jakiś czas spotyka większą grupkę zombie z którą walczy? Przecież to stałoby się po prostu nudne, nawet jeżeli mowa o zatwardziałych fanach takich wstawek. Takowe zagranie jest dobre tylko na film, ale na serial gdzie już mamy odpowiedni ciąg przyczynowo-skutkowy, i w którym to opowiadana historia obejmuje chronologiczne wydarzenia z niedługimi przeskokami czasowymi, to już nie przejdzie.
nie iwem czy ktos juz wspomnial, bo nie czytalem waszych wypowiedzi:D(sory) ale troche to zalosne,ze do zombiaka potrafia strzelac z kilkunastu metrow 'z reki' i zawsze head'shota trafiaja a tu przez 15 min nie moga trafic w goscia na wiezy czy tez w gubcia stojacego niczym jakis bog,ktorego kule sie nie imaja:P
Dużo słów krytyki jak i pochwał. I tak też trzeba się na ten odcinek zapatrywać.
Niepotrzebna scena wędrówki braci Dixon? Co za bzdury skoro ujrzeliśmy inną stronę jednego i drugiego brata, dodatkowo scena na moście z Hiszpanami (?) oraz okaleczonymi plecami Daryla. Niewytłumaczalna śmierć Axela? Na moje to scenarzyści konsekwentnie wyrzucają z obsady najsłabsze ogniwa i co to byłby za najazd Gubernatora, kiedy rozwaliliby dwie bramy główne, wprowadzili kilkunastu zombiaków i stracili amunicję bez żadnych trupów?
Andrea z kolei może i miała niewyraźną minę gdy Gubernator złożył jej propozycje ale zauważmy, że wcześniej oznajmiła, że chcę się widzieć z tamtą grupą. Gubcio powiedział kilka słów, że jest dobrą liderką i Andrea nawet nie wróciła do tamtego pomysłu tylko chyba nie dowierzała, że rozważa się dla niej tak ważną rolę lidera w Woodbury. I co z tego, że w kolejnym odcinku poprosi o wypad do więzienia, skoro Gubernator już zrobił swoje (zapchał jej głowę czymś innym by on sam mógł zrobić najazd) i zmanipulował ją, któryś to już raz.
Wygląda teraz na to, że Rick postara się wziąć sprawy w swoje ręce a Tyreese, Michonne i nawet Merle zostaną włączeni w grupę Ricka bo tego wymaga sytuacja. Glenn niech się dostosuje do swojej roli a nie wybija na lidera. Jako taki gościu od czarnej roboty spisywał się idealnie, był świetnym zadaniowcem a gdy próbuje wszystko samemu rozwiązać ewidentnie nie ma głowy. Hershell to świetny mówca i nadal podtrzymuje swoją dobrą opinie o nim. Jednak to jak będzie wyglądać dalsza część ich przyszłości zależy tylko i wyłącznie od Ricka.