Już 10 i nie ma osobnego tematu więc zakładam. :)
Mamy cztery ekipy.
Daryl i Beth - Beth stara się trzymać nauk ojca pomimo wszelkich znaków. Jej nadzieję zostają później poniekąd wynagrodzone w postaci mapy. Zapewne tam poszli z Darylem. Daryl był tutaj raczej zredukowany do roli ochroniarza. Po śmierci brata za bardzo nie ma co do roboty.
Tyreese i dzieciaki - Tyreese stara się ogarnąć bazę co mu średnio idzie. Kiedy pojawia się Carol już wiadomo kto będzie nosił spodnie w tej ekipie. Już nie mam wątpliwości że Lizzie jest, lub staje się tym przed czym Rick chciał ochronić syna i inne dzieci. Jest twarda, potrafi o siebie zadbać i w walce o swoje przetrwanie może rozważyć każdą nawet najokrutniejszą opcję, wliczając uduszenie małego dziecka. Będzie ciekawie zobaczyć jak Tyreese zareaguje kiedy już dowie się co tak naprawdę stało się z jego dziewczyną. Przychylam się do teorii że to Lizzie ją zabiła a Carol tylko "posprzątała" (nie pamiętam czy zostało to już powiedziane wprost w serialu).
Maggie – dość wzruszające podążanie za prawdą. Wiadomo było że Glenna jeszcze nie zabiją ale sądzę że jego dni są policzone. Z tej pary to raczej ona przeżyje swojego męża. Ciekawe było to że Sasha nic nie wspomniała o swoim bracie i skoncentrowała się na praktycznej stronie sytuacji.
Glenn i Tara – Ciekawe że spiknęli Glenna z Tarą która jest trochę podobna do Maggie, co już rzuciło mi się w oczy kiedy znalazł ją Gubcio. Wiem że jest lesbijką ale kto wie, może scenarzyści będą chcieli coś nam sugerować. Ostatnia scena robi wrażenie; gdy wygląda tak jakby Tara krzyczała w stronę widzów czy jesteśmy zadowoleni rzezią, jatką i cierpieniem które oglądaliśmy. Jesteście?
no jasne, że jesteśmy !
Beth i Daryl, bardzo ciekawe zestawienie , aczkolwiek blondi umarłaby szybciutko bez wsparcia Daryla i nauki Hershela na pewno by nie pomogla. W każdym razie początek, jej monolog i ucieczka przez las bardzo klimatyczne.
Dzieci plus Tyreese. Coż on jest tak bardzo nieciekawa, niemrawą i głupią postacią że nie ma sensu się wypowiadac. Co do Lizzie to obawiam się, że nie tyle ona potrafi się zając sobą co jest małą psychopatką. Naglego pojawienia sie Carol nie kupuje, słabe to bylo.
Maggie i reszta bardzo fajne i bardzo okej, są emocje, dobre aktorstwo, szkoda tylko że widze że twarz Maggie coraz bardziej zbotoksowana, mam nadzieje ze aktorka się powstrzyma od dalszych zabiegów.
Glenn - cóż to za ciamajda jest, ale tak to jest w życiu są ludzie silni i są słabi, ale jego wątek tez bardzo na plus
Ninja zombie strikes again. Ba dum tss.
Nigdy mnie to nie przestanie bawić xD.
A zatem - odcinek zaczął się fajnie. Duet Daryl + Beth kojarzy mi się odrobinę z The Last of Us, chociaż w rzeczywistości raczej brak podobieństw. Czytanie z pamiętniczka klimatyczne, miał być dramat. Nie czuję go, ale rozumiem zamysł scenarzystów xD.
Przeskakiwanie między grupami i jednocześnie w czasie też mi się podobało. Motyw, który normalnie doprowadzałby mnie do szału tutaj się sprawdził, chodzi tu o fakt, że grupki się mijały.
Tyresse z dzieciakami iiii spory zawód, bo po pierwsze Judith żyje, po drugie dzieciaki w trakcie apokalipsy są strasznie irytujące - mówie o obu siostrach (?) Mica i ta druga. Jedna co chwile płacze, druga uważa uważa się za nie wiadomo kogo. Słabo zarysowanych postaci i tak w serialu nie brakuje, więc po co dodawać szablonowe dziewuszki? Pojawiła się też Carol, co uważam za niespodziankę - niekoniecznie miłą, ale jakoś szczególnie kiepską też nie. Ciekawe czy się przyzna murzynkowi, co zrobiła z jego kobietą.
Sasha, Maggie i kolejny murzyn, którego imienia nie pomnę - Brawa dla tej pierwszej za czysty pragmatyzm. Ból Maggie jakoś szczególnie mnie nie dotknął, a murzyn był - bo był. Pamiętam gościa z The Wire, tam był spoko więc nic do niego nie mam xD.
Glenn miał spory fart, że stracił przytomność akurat w miejscu, gdzie żaden sztywny nie mógł go sięgnąć...
No c'mon - http://ts2.mm.bing.net/th?id=H.4648478747787662&pid=1.7
Natomiast połączenie go w parę z Tarą całkiem spoko. Może będzie romansik?
http://ts1.mm.bing.net/th?id=H.5013486444480742&pid=1.7 :>
Moje przewidywania co do dalszej fabuły również sie sprawdziły - i dzięki bogu. Pojawia się bowiem sanktuarium dostępne dla wszystkich. Prawdopodobnie kiedy "nasi" tam dotrą nikogo tam nie będzie, albo okaże się to zgoła czymś innym, niż z początku - ale zapowiada to jakiś cel dla bohaterów i coś do wyczekiwania dla widza. Więc jest dobrze.
No i sama końcóweczka też zapowiada w końcu coś ciekawego. Gość z wąsem to ponoć jedna z fajniejszych postaci komiksowych. Poza tym po gubernatorze przyda się ekipie jakiś badass, co to ma serce ze złota.
Wrażenia raczej pozytywne, przynajmniej na tyle na ile mogą takie być. Jestem zainteresowany co dalej.
Fakt, że Carol przetrwała od pierwszego sezonu aż do teraz w ogóle dla mnie jest ewenementem. Przecież ona nawet wygląda jak taki randomowy paszczak do odstrzału.
Przeżyła, bo zawsze ktoś jej ratował dupę. Są takie ludzie, co na barkach innych przejdą przez życie, niekoniecznie z korzyścią dla tych innych, nie znasz takich?
Carol tym bardziej teraz nie umrze bo:
- nie jest czarna (teraz jest aż CZTERECH Murzynów, wiec szukałabym przyszłych ofiar wśród nich)
- jest siwa, więc przejmuje dziadkowo-babuleńkową pałeczkę po Dale'u i Hershu. Ktoś musi a ona wygląda najbardziej staro :D
Carol nie jest stara, tylko zniszczona. Mąż się na niej wyżywał i to jest piętno, które na niej pozostawił. Oczywiście mentor pojawić się musi, ale nie będzie to Carol. Ona już swoje przeszła i stała się wyrachowana i zimna jak lód. Wśród osób które znamy u nikogo nie było aż tyle empatii, cierpliwości i zrozumienia, żeby mógł/mogła przejąć dziadkową pałeczkę. Obstawiam, że wkrótce na horyzoncie pojawi się jakaś nowa postać spełniająca wszystkie warunki. O ile jeszcze takie żyją...
Dziadkowo-babuleńkowa pałeczka... hehe :D. Wątpię, by Carol przejęła tę rolę i zgodzę się, że oni ją tak charakteryzują (albo raczej charakteryzowali gdzieś do połowy 3 sezonu) na taką męczennicę, bo przecież wiemy, że żyła w mocno patologicznym małżeństwie. Mi też nie podobał się pomysł wprowadzenia jej spowrotem do gry, chociaż z drugiej strony jest bardzo spójny - Carol zapewne obserwowała więzienie, po wojnie śledziła dziewczynki i Ty, ale bała się ujawnić myśląc, że on wie. W końcu jednak się ujawniła, bo inaczej szwędacze zjadłyby dziewczynki. Może w kolejnym/kolejnych odcinkach coś się wyjaśni, będzie jakaś retrospekcja, albo Carol coś opowie.
Z powodów dla których jej teraz nie uśmiercą dodam jeszcze fakt, iż tak naprawdę dopiero teraz zaczęła być w miarę ważną postacią i że jest jedyną kobietą z pierwotnego składu.
Przeżyła bo w pewnym momencie ekipa składała się z jakichś sześciu osób. Nie mogli wybić wszystkich. A że kogoś musieli potem rozwijać fabularnie to wzięli Carol, bo akurat jeszcze żyła. Scenarzyści w trzecim sezonie pewnie sami się zdziwili że nie rzucili jej na pożarcie zombiaków.
w komiksie byl watek w kosciele z *SPOILER*kanibalami*SPOILER*, dosyc istotny
Tak jak myślałam, dobrze już było, ten odcinek wynudził mnie na maksa.
Zaczęło się dobrze, klimatyczną jak ktoś to już nazwał sceną opartą na kontraście obrazu i głosu Beth. Bardzo fajny zabieg, skojarzył mi się jakoś tak ze sceną koszmaru Michonne.
Potem niestety już tylko nudy, dłużyzny i irytacja.
Niniejszym przyznaję Tyreesowi tytuł Największego Idioty TWD. Myślałam, że głupszej osoby niż Andrea nie będzie. A jednak.
Wątek jego i dziewczynek to ciągle powtarzające się łotdefaki, z gwoździem programu, czyli wyskoczeniem Karolci zza krzaka (w ogóle żałosny i prostacki zabieg fabularny - dać Carol AKURAT do grupy, która nie wie co zrobiła, do faceta, który by ją pierwszy zabił, gdyby wiedział -_-). Widzę, że badasska już okrzepła, ten wzrok, ta mina, ten wojownik i tropiciel, ten master & commander.
Karolcia taka mocarna i mondra baba, raz każe zabijać dzieciom ich ojca, ale na następnej lekcji surwiwalu zostawia walkersa, żeby ten potem mógł spokojnie zaatakować Beth. Inteligencja ponad przeciętność.
Fani tej głupiej, obrzydliwej, kłamliwej s*ki na pewno piszczą z radości. Szczególnie, że widać efekty jej pracy w postaci Karolci 2.
No i właśnie dochodzimy do gówniarza, który ciekawa jestem, czy zdeklasuje pozycję Carla, jako najbardziej nielubianego, irytującego, głupiego, psychopatycznego, aktorsko drewnianego dzieciaka :D Carol 2 w moim mniemaniu jest wszystkim tym, o co oskarża się Carla.
Nie zdziwiłabym się, jakby zabiła w końcu Tyreesa. Obstawiam scenę, kiedy ten się dowiaduje wreszcie kto zabił Karen, rzuca się na Carol i Carol 2 łup w łeb :)
Reszta odcinka: dłużyzny, emo pierdu-pierdu, zero napięcia, fabuła głupia i niemrawa. W ogóle by mnie nie obeszło, jakby ktoś zginął.
Glenn, Tara, Tyreese, obie Karolcie - do zjedzenia.
Jedyne, czego mi szkoda, to Lilly :(
Pojawienie się Carol jest faktycznie zabiegiem czysto fabularnym podobnie jak każde przypadkowe spotkanie w "TWD". Mi Carol aż tak nie przeszkadza, robi głupoty i jej przemiana w Rambo jest dość na siłę jednak kontynuuje to wątek obecny już od czasu Shanea w drugim sezonie. On też wierzył w "robienie tego co konieczne". Carol 2 (bardzo adekwatnie nazwana) to właśnie próbka tego na kogo mogą wyrosnąć dzieciaki w tych warunkach. Ja obstawiam że to ona zabiła Karen. Tyreese będzie miał zagwozdkę. Z jednej strony chciał zabić jej mordercę ale z drugiej dzieciaka nie zabije. Sądzę że Carol 2 przypadkowo zabije Carol Prime.
Nie wiem w którym momencie mogłaś się tu nudzić. Właściwie czy przejmujesz się kimkolwiek w tym serialu czy chociażby jesteś ciekawa co się z nimi stanie?
Tak, bardzo mnie obchodzi Carl, Michonne... a niech tam - i Rick :)
Poza nimi to nawet dosyć lubię Saszę, szkoda by było, żeby w miarę ogarnięta osoba padła, a zostały jakieś patałachy.
Sorry, moje ulubione osoby już umarły, więc trudno mi wykrzesać entuzjazm dla pozostałych bohaterów, większości których poziom jest najwyżej średni, a zazwyczaj po prostu słaby.
Carol Prime :D
Ależ gdzież bym śmiała tak potraktować e-kolegę!
Dziś mam nieciekawy serialowy dzień, same nudy i rozczarowania. Dobrze, że przynajmniej najnowszy trailer GoT mnie usatysfakcjonował..
Mi tam niewiele do szczęścia potrzeba. W poniedziałek czekam tak naprawdę wyłącznie na True Detective - a to z tygodnia na tydzień jeśli nie robi się lepsze, to przynajmniej trzyma poziom.
TWD oglądam przy okazji. Stąd brak rozczarowań.
A nowe GoT rzeczywiście zapowiada się wyśmienicie. Tylko że dużo wydarzeń nadgoni sagę, podejrzewam że łącznie z końcówką sezonu zamknie się wątek paru postaci zgodnie z ostatnią książką - mówię zamknie, bo nie wiadomo co dalej. A Martinowi się nie spieszy z pisaniem.
True detective MĘCZĘ. Porzuciłam po 2 odcinku, ale tak mnie namawiano, że cuda się dzieją, szczególnie pod koniec 4 odcinka, że właśnie wczoraj zmusiłam się do obejrzenia 3 i 4. Jedyne co mnie trzymało do końca, to że wreszcie przestali PIEPRZYĆ SMUTKI.
Nie jestem w stanie ogarnąć fenomenu tego serialu.
Nieco inaczej podchodzimy do oglądania w takim razie.
Fenomen polega na dbałości o szczegóły, małych smaczkach poukrywanych w scenariuszu tu i tam, filozoficznych rozkminach rodem z Nietzschego czy Schopenhauera które fajnie łączą się z mitologią stojącą za morderstwem będącym główną osią serialu i na spójności tych wszystkich elementów. Plus genialny McConaughey - który odwala chyba najlepszą aktorską robotę w karierze i nie zawodzący mistrz drugiego planu Woody Harrelson. Patrzenie na ich kunszt to czysta przyjemność. Dodatkowo landscape Luizjany, gdzie dzika natura łączy się z industrialną architekturą - nadająca opowieści brudnego, dusznego klimatu.
Produkcja dopracowana pod każdym względem, która przy okazji szanuje inteligencje widza.
Ale dla niektórych tempo opowieści może być za wolne :P.
Wizualnie - ok. ładne ujęcia kamery, moda z lat 90 (chociaż często gubią ten klimat i wychodzi dosyć współcześnie).
Aktorsko - bardzo dobrze z genialną rolą... Woody'go :P Mati nie robi u na mnie aż tak dużego wrażenia. Trochę mnie irytuje maniera jego grania. Poza tym o ile Woody gra bez wysiłku, naturalnie, o tyle mam wrażenie, że Matthew się strasznie spina, jakby chciał za wszelką cenę udowodnić, że nie jest aktorem z chick flick :D Wychodzi (dla mnie) wymuszona gra.
Sprawa - ojej, to jest tam jakaś sprawa? 4 odcinki i wreszcie przełom jeeeej. Poza tym MO żywcem zerżnięty z Hannibala.
Filozoficzne rozkminy - pseudointelektualna papka. Żeby nie było - lubię jak bohaterowie gadają o czymś więcej, niż gdzie się dziś urżną, ale w TD dla mnie rozmowy są dla samego gadania i robienia z serialu takiego "z górnej półki". Seriale z górnej półki to BB, House of Cards. Produkcje bez zadęcia, bez pieprzenia o szopenie, które swoją pozycję wypracowały a nie "wygadały". Ale może ja już za stara jestem na te "filozoficzne" rozważania i ich zwyczajnie nie rozumiem. Kto wie.
Żeby było jasne - mnie dywagacje Cohle'a nad egzystencją też momentami irytują. Ale zdaje się, że one mają takie być. Momentami irytujące i wprawiające w takie "WTF - co ten gość pieprzy". Ale jak mówię, ładnie się to wszystko wpasowuje w mitologię, która stoi za sprawą. Żółty Król, Carcosa itp. A że mam jakieś podejrzenia co do konkluzji opowieści, to wyjdzie geniusz.
Co do wymuszonej gry - absolutnie się nie zgadzam. Ja tam spiny nie widzę, a jest co podziwiać bo on nawet wygląda inaczej, kiedy jest w skórze postaci. Nie wiem czego to kwestia, że się nie zgadzamy - dla mnie dużym plusem jest to, że nie widze serfera laleczki ze śnieżnobiałym uśmiechem, tylko postać którą gość gra. Kontrast jest dość duży, w każdym razie McConaughey kupił mnie już w "Mud", a potem Dallas Buyers Club więc zwyczajnie lubię go oglądać na ekranie.
A czy gadanie jest pseudofilozoficzne czy nie - sam miałem wątpliwości. Ale biorąc pod uwagę, że wszystko się łączy w spójną całość wątpie żeby jedynym tego celem było wmówienie widzowi, że ma doczynienia ze sztuką wyższą.
"A że mam jakieś podejrzenia co do konkluzji opowieści, to wyjdzie geniusz." jakie?
Nie musimy się zgadzać :)
Żebym ci to wnikliwie opisał, musiałabyś być zainteresowana :P.
Wiem, że nie musimy - ale w ocenie filmu/serialu są pewne fundamentalne wartości, które albo są dobre, albo nie i nie jest to kwestia gustu. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Może mi się nie pdobać kierunek, w jakim zmierza historia, ale nie odmówię kunsztu scenarzystwom - o ile scenariusz jest dobry.
Mogę nie lubić mordy danego aktora, albo i samego aktora, ale nie odmówię mu umiejętności.
etc.
Mi aż tak reszta ekipy nie przeszkadza. To że Tyreese jest taką ciemajdą mogę mu wybaczyć, nie każdy musi byc świetny we wszystkim. Sashy tak naprawdę nie znamy aż tak dobrze ale da sie lubić, właśnie przez swoją pragmatyczność. Ten gościu od flaszki mnie jednak nie przekonuje. Jestem w stanie zrozumieć że w trudnych warunkach możnaby się załamać i rozpić ale w sytuacji gdzie martwi powstają z grobów trochę trudno jest mi sie przejmować jego priblemami. Carol z kolei to wymysł scenażystów z czwartego sezonu. Nic, absolutnie nic nie sugerowało aż takiej przemiany z bitej żony w rambo. Wiadomo że każdy stwardniał ale bez przesady. Co do Glena i Maggie to są parą i na tym obecnie kończy się ich osobowość. Choć podczas pierwszych kontaktów z Gubciem byli ciekawi. Ciekawę co czeka siostrę Maggie. Killerem raczej nie zostanie a jej wiara w przyszłość źle rokuje w tym serialu.
Żadna wiara przyszłość już w Beth raczej nie została.
Biorąc pod uwagę, że wpisy z pamiętniczka pochodziły z czasów pobytu w więzieniu.
Co do Carol zaś - wydaje mi się, że z tym Rambo to przegięcie. Nie wiem skąd się wziął ten przydomek. Ale to, że stwardniała i cierpi nie znieczulicę to moim zdaniem jedno z logiczniejszych zagrań ze strony twórców. Szczególnie, jeżeli chodzi o ogólny developing postaci.
No tak, racja. W końcu spaliła notatnik z zapiskami.
Przydomek rambo ktoś użył kiedyś na forum. Pasuje teraz do niej, chyba przez wzgląd na te noże i ogólny wygląd twardzielki.
Co do developingu Carol to trudno mi kupić skok jaki wykonała pomiędzy trzecim i czwartym sezonem. Zmiana jest znacząco większa w porównaniu do tej pomiędzy drugiego i trzeciego. Jednak teraz robią z tą postacią ciekawe rzeczy więc czekam na rozwój sytuacji.
Zauważ też, że między 3, a 4 sezonem pojawiły się dzieci, za które Carol wzięła odpowiedzialność, a to silny bodziec do zmiany zachowania, dlatego dla mnie ta zmiana jest logiczna, tym bardziej, że jej samej wcześniej dziecko umarło przez jej niezdarność, a ona nie chce powtórzyć błędu. W rozmowie z Rickiem w 4 odcinku mówiła, że była głupia, ze była z takim facetem. No i już w 3 sezonie stała się bardziej twarda, raz, że przeżyła w tej izolatce z 2 dni sama, dwa, że podsunęła pomysł Andrei zabicia we śnie Gubernatora... ta jej zmiana charakteru nie była wcale aż tak nagła i nie była nieuzasadniona.
Rozwój który opisałeś do momentu pokonania Gubernatora był sensowny i dobrze poprowadzony. Jak dla mnie ten jej skok z trzeciego do czwartego sezonu jest zbyt wielki nawet biorąc pod uwagę że musiała opiekować się dziećmi. Wiem że są ku niej powody jednak trochę daleko poszła.
Nie rozumiem tych ciągłych żalów o Carol...To znaczy tak jest na pewno tak, że odruchowo sprawia negatywne wrażenie anty-kobiecy wygląd, jej mimika, czasem zachowanie. Ale jeśli chodzi o sposób prowadzenia tej postaci jest całkiem logiczny.
W normalnym świecie była szarą, zwykłą kobietą bitą i upokarzaną przez męża, później straciła jeszcze córkę dla mnie nie jest dziwne że to wszystko odbiło się na jej psychice. Kiedy zginął jej mąż, musiała się uniezależnić, zadbać sama o siebie, a apokalipsa zombi stała się szansa żeby coś zmienić w swoim życiu, by wybić się z tej bitej ''szarej myszki''.
Tylko dlaczego dzieje się to sezon później? Dlaczego nie ma przejścia między Carol w 3 sezonie a wariatką - morderczynią - piromanką w 4 sezonie? Czy uniezależnienie się, zadbanie o siebie, wybicie z szarej myszki ma oznaczać mordowanie niewinnych, chorych ludzi w łóżku, kłamanie i na koniec całkowity brak wyrzutów sumienia?
Podziękuję za taki rozwój od zera do bohatera :)
Poza tym, pliz, nie sprowadzaj niechęci do Carol do tego, że jest anty-kobieca. Takie stwierdzenie obraża kobiety, które są w tym momencie traktowane jak przedmiot, który ma być atrakcyjny i tylko wtedy lubiany. Jak rozumiem powinniśmy w takim razie wszyscy uwielbiać Maggie bo jest ładna i zdecydowanie kobieca? Otóż i tak nie jest :)
Młoda i ładna Lori była hejtowana jeszcze bardziej niż Karolcia, tak że wygląd nie ma tu żadnego znaczenia.
Lori irytowała ludzi swoim zachowaniem.
A czy była ładna? Mi się nie podoba fizycznie, ale to kwestia gustu.
Więc tak ja wiem że prowadzenie postaci Carol nie jest do końca spójne i perfekcyjne, ale co takie jest w tym serialu?
A z ogólnym rozwojem tej postaci jak najbardziej się zgadzam, weźmy pod uwagę że pomiędzy 3, a 4 sezonem jest przerwa, w trakcie której możemy sobie założyć, że Carol jako członek rady zyskuje na znaczeniu i się zmienia.
Dlaczego niektórzy nie rozumieją tak prostej sprawy, że w świecie gdzie na co dzień trupy pożerają żywcem ludzi, wszędzie leje krew, walają się zwłoki, może zwyczajnie komuś od****ć...czy to jest takie naprawdę dziwne? No już prościej się nie da..
Tym bardziej jak ktoś z nieudanym ''poprzednim'' życiem, próbuje się aż za bardzo wybić i realizować w apokalipsie, a do tego nie radzi sobie z tym że zginęła jej córka..Naprawdę ja tu nie widzę nic takiego niesamowitego.
Co do wyglądu..no jest tak że Carol ogólnie sprawia raczej nieprzyjemne wrażenie, ale nie skupiałbym się tu aż tak na jej atrakcyjności. Na to się składa po części przez wygląd, po części zachowanie, po części mimika, no całokształt po prostu. To nie jest raczej postać do ''lubienia''.
Prawdą jest że między sezonem 3 i 4 w serialu minęło kilka miesięcy jednak zmiana Carol, tak drastyczna i przyspieszona, jest dla mnie trudna do przyjęcia. Jeśli już zmieniłaby się w sposób naturalny do tego stopnia to nastąpiłoby to pomiędzy sezonem 2 a 3 kiedy nie mieli się gdzie podziać. To wtedy prędzej mogło jej od****ć. I zmieniła się, stała się twardsza, ale jej późniejsza transformacja wydaję mi się sztuczna.
Niemniej jednak, ta nowa Carol jest dla mnie ciekawą postacią. Była i jest ona w czwartym sezonie dobrą alternatywą do pacyfizmu Ricka. Nie twierdzę że ma rację ale mogę ją zrozumieć.
Jej wygląd nie stanowi dla mnie żadnej kwestii. Po prostu zwykła babka po czterdziestce.
A ja myślę, że właśnie nie wtedy, bo wtedy to ona była jeszcze totalnie załamana po stracie córki. Przypomnij sobie jak uciekali z farmy, jak Carol stała z kijem przeciwko szwędaczom jak jakaś rozpłakana 5 latka, co Andrea ją wtedy uratowała, a potem uciekała takim chodem jakby sama była zombie.
tak, a potem przez kilka miesięcy jeździli po okolicy wpadając do domów i w pośpiechu biorąc co potrzebne. Mieli warunki o wiele trudniejsze niż w więzieniu. To wtedy mogło jej się pomieszać. Na początku sezonu 3 Carol była już zaprawiona w bojach.
Pamiętam, że Rick mówił do niej w 1 odcinku 3 sezonu, ze nauczyła się strzelać i podał jej broń, gdy czyścili więzienie. W 3 sezonie już walczyła, przetrwała atak szwędaczy, ten podczas którego urodziła Lori, była sama 2-3 dni w izolatce, radziła Andrei zabić Gubernatora we śnie, myślała, że Daryl ją porzucił (wtedy, co poszedł z Merlem, bo Rick go nie chciał we więzieniu), potem 1 raz brała udział świadomie, bez zaskoczenia, z przygotowaniem, w poważnej bitwie - z Gubernatorem w finale 3 sezonu, a w 4 sezonie pojawiają się dzieciaki, których Carol staje się nauczycielem. Jak dla mnie ta postać jest całkiem spójna i ciekawie prowadzona, mogli tylko jej poświęcic więcej scen w 3 sezonie, ale nadrabiają to teraz, gdzie stała się pierwszorzędną postacią.
I ten rozwój do momentu odparcia pierwszego ataku gubernatora wydaje mi sie bardzo wiarygodny. Może przez to że nie widzieliśmy tego jak żyli pomiędzy trzecim a czwartym sezonem trudno mi uwierzyć w dalszą (moim zdaniem przyzpieszoną) przemianę Carol. Wykonała ona wtedy o wielę większy skok niż pomiędzy innymi sezonami.
Nie zapominając o tym, że jest ona chora emocjonalnie i może też psychicznie, to takie zaskakiwanie wcale nie dziwi. A tak przy okazji jestem kobietą. Mam w nicku ''Taka'' a nie ''Taki''.
O rany dzięki za pochylenie się nad moją inteligencją, nad moją trudnością ze zrozumieniem oczywistych dla ciebie rzeczy oraz, ze musisz mi łopatologicznie tłumaczyć, bo ja prosta jestem.
Nie jest dziwne, że ludziom w czasach apokalipsy odbija. NIE JEST. Nie dziwi zachowanie Filipa, który oszalał i to kilka razy, nie dziwi próba samobójcza Andrei, nie dziwi samobójstwo Jennera, nie dziwią (chociaż irytują) halucynacje Ricka, nie dziwi wycofanie się Carla, ani chorobliwa obsesja Shane'a. Szaleństwo w czasie apokalipsy zombi, w świecie pełnym przemocy, ciągłego zagrożenia, śmierci czyhającej na każdym kroku, nawet we własnym łóżku, strachu o bliskich i przede wszystkim STRATY tych bliskich - tak, szaleństwo może dopaść każdego.
Tylko że o ile w przypadku Jennera, Andrei, Ricka, Shane'a, nawet Filipa ich droga do szaleństwa została albo pokazana, albo zasugerowana (wszak nie widzimy wcześniejszego życia Filipa, o Jennerze wiemy tylko z kilku powiedzianych przez niego zdań, ale i tak możemy łatwo domyślić się, jak powoli wariuje w laboratorium), to Carol nic takiego nie pokazuje.
Widzimy ją w całym 3 sezonie wychodzącą na prostą. Widzimy, że się uspokaja, że dogaduje się z grupą, widzimy że jakoś tam przeżyła atak zombi (z wielką pomocą T-Doga, ale zawsze), widzimy pierwsze próby szukania w sobie siły, bycia pomocnym dla grupy.
Przychodzi 4 sezon i zonk. Nie ma przejścia między Carol w 3 i Carol w 4 sezonie. Nie ma nic zasugerowanego, jakiegoś zdarzenia, czy jakiegoś wyzwalacza morderczych skłonności. Carol nie wyjeżdża poza więzienie, nie naraża siebie, nie ma tego stresu, jaki mają osoby w grupie, które ryzykują życie poza siatką w walce z zombi i Gubernatorem. Wiec skąd to nagłe "chronienie grupy przez mordowanie grupy"? Poza tym Carol nigdy nie uczestniczyła w aktach przemocy, nie walczy, nie zabija, nawet się nie kłóci. I nagle ta sama osoba jest nożownikiem i mordercą żywych ludzi. Których na dodatek spala. Skąd?
Podsumowując jakby nie chciało ci się czytać: szaleństwo w czasie apokalipsy jest normalne, nikt tego nie neguje. Poproszę tylko o pokazanie jego rozwoju. Żaden z bohaterów TWD, którzy dostali pie*dolca nie dostali go z powietrza. wszyscy mieli moment przełomowy, albo było pokazane narastanie choroby obserwując bombardowanie delikwenta czynnikami wywołującymi schizy (Shane i Morgan).
Wszyscy.
Oprócz Carol.