Cotygodniowy temat dla wszystkich chętnych do wspólnego dyskutowania, wyrażania opinii,
przewidywań, zachwytów oraz krytyki na temat czwartego odcinka piątego sezonu TWD w jednym
miejscu. Korzystanie z tematu dobrowolne.
Previously on AMC The Walking Dead:
- Gareth i przyjaciele raczą się popisowym daniem szefa kuchni "Tainted Meat"
- kanibale odkrywają, że jedzenie skażonego mięsa prowadzi do zgonu w przeciągu kilku godzin
- drużyna Pierścienia rozdziela się, a z zarośli niespodziewanie wyłania się Daryl prowadzący
niezidentyfikowaną postać
Idąc tym tokiem rozumowania, co wprowadziła grupa z Terminusa? ot, spotkali się tam wszyscy, na trzy odcinki mieli zabawę z nimi, i tyle. Równie dobrze mogli się spotkać w jednym odcinku, i streścić sobie co robili... ech ludzie, nie sposób wam dogodzić. Najlepiej, aby Michonne cały odcinek ucinała łby zombiem których nikt nie wiedzieć czemu nie chce nazywać zombie swą cudownie odnalezioną kataną, a Rick cały odcinek wrzeszczał Caaaaarl, tak, wtedy pewnie większości odcinek się podobał, i uznała go za super extra wypas mega.
A jak waść doszedłeś, że to właśnie jest mój „tok rozumowania”? To nie nowe lokalizacje i nowi bohaterowie są problemem, tylko co z nimi zrobią scenarzyści, co te elementy wnoszą do serialu, a raczej czego nie wnoszą, choć mogłyby. Bo szpital okaże się zapewne zwykłym zapychaczem, który absolutnie nic nie wniósł oprócz powielenia motywu Woodbury. Odbiją Beth, zrobią porządek z państwem policyjnym Dawn i cała historia odejdzie w zapomnienie tradycyjnie nie zostawiając w bohaterach żadnego śladu. Wątek Terminusów też nie był do końca wykorzystany, a potencjał miał znacznie większy.
A tu państwo policyjne zrobiło porządek z Rickami i zatknęli głowę Ricka na włócznie przed wejściem. Surprise! :D
A z odcinka wynika, iż złego pana zjadło zombie i już nie będzie gwałcił, a Noah uciekł.
Akurat Ricka bym oszczędził, ale jakby skończyło się pogromem reszty Ricków byłoby przynajmniej jakieś przełamanie schematu :) A tak już widzę oczyma wyobraźni Daryla kuszującego hordy zombiaków na parkingu przed szpitalem i Richarda wymierzającego sprawiedliwość swym coltem ;)
No tak, tyle że oba zdarzenia w perspektywie całego serialu jakoś szczególnie doniosłe nie są. Grupa szpitalna i tak pewnie ulegnie destrukcji, więc nie ma się co nimi szczególnie przejmować, a młody Murzynek będzie pewnie robił za nowego Boba i podobnie skończy. Generalnie cały wątek szpitalny będzie miał pewnie zerowe znaczenie dla dalszych losów Ricków. Chyba, że ktoś zginie, ale skoro tyle śmierci przyjęli na klatę bez większego 'halo' to i po tym się szybko otrząsną ;)
Noah jest zdecydowaniem Bobem New Edition - pacz, nawet kolor skóry ten sam. Nic nowego.
Akcja w szpitalu pewnie będzie tak jak z Woodbury i Terminusem, jednym słowem szpital prawdopodobnie okaże się kolejnym przystankiem na drodze Ricków - a z racji wtórności pomysłu - nic nie znaczącym.
Ciekawe rzeczy piszesz o innym scenariuszu kończącym wątek szpitala wielką masakrą :D O matko, chyba bym musiała aż jakiegoś punkta dać abo co, jakby coś takiego się stanęło :D
Grupa szpitalna po śmierci Gormana, ucieczce Noah i złapaniu Beci wygląda tak samo, robi to samo i zachowuje się tak samo jak na początku odcinka. Z pewnością któryś z policmajstrów z czasem zajął by miejsce Oblecha, bo skoro Dawn do tej pory okazywała przyzwolenie, to i z nowym Oblechem będzie tak samo - a kto oparłby się wizji takiej władzy.
Dlatego ten odcinek jest taki denny - niby cudowali, a i tak na koniec uj wielki szelki. Tylko Becia odkryła w sobie nie wiadomo skąd wewnętrznego mordercę.
Ktoś pewnie zginie, grupa spuchła i pasuje spuścić z niej powietrze, ale - jak mówisz - spłynie to po wszystkich jak po kaczce.
No, dokładnie - szpital okaże się pewnie pretekstem do odstrzelenia kogoś w trakcie heroicznej walki o uwolnienie Beci i Carol. Kandydatów jest wielu, więc twórcy pewnie skorzystają z nadarzającej się okazji upuszczenia trochę krwi z Ricków, by podnieść dramaturgię. Może nawet jakąś emocjonalną scenkę na tę okazję wysmażą... A potem heja przed siebie. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, gdy tyle przygód jeszcze przed nami :)
Konfrontacja zakończona pogromem Ricków sama w sobie wydaje się kuszącym pomysłem, ale obawiam się, że w dłuższej perspektywie coś takiego by się serialowi nie przysłużyło. Oczywiście jednych bezpłciowych drugoplanowców można zawsze zastąpić innymi, ale co by się stało z naszym szeryfem, jakby mu połowę stadka wytłukli? Obawiałbym się powrotu dawnego, załamanego emo-Ricka, a stanowczo wolę go w nowym wydaniu - rządzącego twardą ręką i serwującego zemstę na zimno przy pomocy maczety ;)
Jak to mówił Wojnar do swojej żony w Weselu, tak i ja mówię do nowego, stunningowanego Ricka: takiego żem cie brała :D
:) To tylko pokazuje, jak łatwo przewidzieć kolejne "zaskakujące" posunięcia scenarzystów...
Offtop: miałem dać znać jak skończę "Penny Dreadful", więc informuję, że skończyłem - rewelacja! :) Z odcinka na odcinek byłem coraz bardziej urzeczony tym serialem. Chcę więcej! ;)
Super! Ja też nie mogę się doczekać kontynuacji :)
Offtop: chyba jakoś teraz wyjdzie trailer nowego sezonu GoT, c'nie? Muszę zajrzeć do Mordoru. Tzn. na forum GoT :D
"PD" jak na razie jest bezbłędny. Nie znalazłem tam absolutnie nic, do czego można by się przyczepić ;) Uderzyło mnie jak ten serial jest dopracowany i jak od razu widać, że ktoś go sobie przemyślał i poukładał od A do Z, a nie zadowalał się nakręcaniem taśmy. Mam nadzieję, że drugi sezon utrzyma poziom.
A jeśli chodzi o GoT, to chyba pod koniec stycznia ma się pojawić pierwszy trailer. Na osławione forum raczej ostatnio nie zaglądam, bo tam straszy gorzej niż w Mordorze ;)
"Nie znalazłem tam absolutnie nic, do czego można by się przyczepić"
tych samych słów używam do określenia PD.
Wielkie umysły myślą tak samo :) Znowu!
"zombiem których nikt nie wiedzieć czemu nie chce nazywać zombie"
Wiedzieć, czemu.
W uniwersum "The Walking Dead" filmy George'a Romero i im podobne wytwory sztuki nigdy nie powstały, więc ludzie nie znają określenia "zombie", a te którymi się posługują, oparte są na zachowaniu i/lub żywych trupów (szwendacze, włóczędzy, zgnilaki, kąsacze itd.)
"According to Robert Kirkman in Episode 2 of Talking Dead, in the world of The Walking Dead, the works of George A. Romero were never made, and thus zombies do not appear in fiction."
http://walkingdead.wikia.com/wiki/Zombies#Trivia
"Talking Dead" to talk-show nadawany przez AMC, w którym występują aktorzy i ludzie z produkcji serialu.
- - -
Odnośnie poprzedniego postu: zachowaniu i/lub wyglądzie*
Mhm, dziękuję.
Mimo wszystko, uważam, że ze strony autorów jest to dosyć naciągane, bo czym innym jest wprowadzać fikcyjny wirus przywracający do życia, który jest motorem napędowym całej fabuły, a czym innym wymyślanie, by unikać korzystania z najbardziej charakterystycznej nazwy dla nieumarłych.
No ale nic, jak chcą, tak mają, a widzowie i tak w przeważającej większości kojarzyć będą to jako serial o 'zombie'.
Kiedy jest to rozsądny zabieg. Bohaterowie większości filmów/seriali, w których występują zombie, też nie widzieli ich nigdy wcześniej (w sensie, że w popkulturze, nie na żywo), a mimo to nazywają te kreatury właśnie tak. Pomyśl, czy gdybyś po raz pierwszy w życiu zobaczył takie chodzące zwłoki, nie znając ich przedtem z Internetu czy telewizji, nazwałbyś je "zombie", czy którymś z serialowych określeń?
W moim odczuciu zabieg miał na celu ułatwienie samego zaistnienia zombie apokalipsy w uniwersum TWD - mamy tu dwie kwestie wyróżniające, mianowicie brak wiedzy o zjawisku zombizmu u bohaterów serialu i odejście od zarażania ugryzieniem do uaktywniania patogenu po śmierci.
Wyobraź sobie, że w alternatywnej rzeczywistości powstaje film o latających kalmarach które po ukąszeniu zmieniają ludzi w bezwolne niewolnicze gąbki. Powstają sequele i stwory stają kultowe, nazwijmy je np. Kućfusze. Potem powstaje serial o naszej rzeczywistości, gdzie nagle świat zostaje zaatakowany przez Kućfusze, panika, nikt nie wie jak walczyć bo nie wie czym one wogóle są a widzowie śmieją się, że bohaterowie serialu wymyślają dla oczywistego stwora głupie nazwy np mackowiec, gąbkorób zamiast nazywać go jak trzeba. Mniej więcej tak to działa :)
Muszę Cię zmartwić. Rick, po ostatecznym opuszczeniu więzienia, i porzuceniu roli farmera stał się psychopatą, w żadnym wypadku nie lepszym od napotykanych po drodze antagonistów.
Gra Beth jest kwestią dyskusyjną, wedle mnie bowiem gra dobrze, (o niebo lepiej od takiej dajmy drewnianej Michone), i jest jedną z ciekawszych postaci w grupie, ale z jakiegoś powodu wiedziałem, że filmwebowa armia maruderów jak zawsze będzie po niej 'jechała'.
No nic, pewne rzeczy są niezmienne, efekt 'headshotów' w tym serialu nie dziwi, bo praktycznie każdy strzał każdej postaci tak wygląda.
Szpitalna grupa, jak to grupa, żyła sobie spokojnie wedle własnych zasad, dopóki 'zaraza Grupy Ricka' nie przyszła. Jakakolwiek bowiem grupa czy społeczność, którą napotyka Rick i spółka na swej drodze, mimo iż radziła sobie dobrze, szybko zostaje unicestwiona. Czy to Woodburry, czy Terminus, czy grupa łowców do której dołączył Daryl... teraz przyszła kolej na szpital, taka karma widać.
A dlaczego chciała zabić doktora? Bo on był podstawą szpitalnej grupy. Na co komu szpital bez lekarza... więc na Rickowy sposób, chciała ich osłabić od wewnątrz, uderzając tam, gdzie najbardziej by ich zabolało.
Szkoda tylko, że zabicie doktorka zabolałoby ją samą równie mocno, bo pewnie dostałaby kulę w łeb. O ile próba ucieczki wydaje się logicznym posunięciem, o tyle zamach na doktorasa, który jest w sumie jedyną normalną osobą w całym tym bajzlu, był wątpliwym ruchem.
Naprawdę podoba Ci się gra tej panienki? Prawie cały odcinek na wytrzeszczu oczu. Ta jej mina, kiedy wychodzi z gabinetu z kluczem i giwerą i pani policjant o coś tam pyta.... jeeeeeeezu.
Ta mina była tragiczna. Wyglądało jakby zapomniała kwestii - wyraz totalnej pustki zagościł na jej obliczu :)
Albo jakby, dostrzegłszy krew na swoich butach, chciała za wszelką cenę uniknąć konfrontacji z Dawn, a gdy jej się to nie udało, wpadła w panikę i przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.
Sęk w tym, że nie wyglądała na "wpadniętą" w panikę, nie była zdenerwowana, poruszona. Zwykle człowiek na czymś przyłapany próbuje z tego jakoś wybrnąć, sprzedać na poczekaniu jakąś historyjkę, udawać wyluzowanego itp. A ta po prostu zrobiła wytrzeszcz i stała jak kołek.
Przecież to wynika z tego, co napisałem wcześniej. Po prostu ją "zamurowało". Każdemu się to zdarza.
Taa, zwłaszcza, że idąc korytarzem widziała Dawn z daleka. Każdy w takiej sytuacji próbowałby na poczekaniu wymyślić jakąś gadkę. Zrobiłby to już zresztą wychodząc z biura. Sorry, ale jej totalna zawiecha jest mało przekonująca, a ten wytrzeszcz był wręcz komiczny. Nie wiem czemu na siłę tego bronisz...
Równie dobrze mógłbym zapytać, dlaczego na siłę to krytykujesz. Beth dostrzegła krew na swoich butach dosłownie na chwilę przed konfrontacją z Dawn. Nigdy nie minąłeś na ulicy kogoś znajomego, mając w duchu nadzieję, że cię nie zauważy/się do ciebie nie odezwie? Wiele osób w podobnej sytuacji zaczęłoby kręcić, plątać, mówić niespójnie i tym samym od razu wzbudzić podejrzenia rozmówcy. Z drugiej strony, wiele osób zaniemówiłoby i poświęciło chwilę na wymyślenie jakiejś wymówki, co w takich kłopotliwych sytuacjach bywa dość trudne. Nie wiem, co w tym takiego nienaturalnego. Dużo dziwniejsze było chociażby to, że Beth zdawała się nie odczuwać większego dyskomfortu w posługiwaniu się prawą dłonią, której nadgarstek niedawno złamała.
A co do tego wytrzeszczu, to chyba już taka a nie inna uroda Emily Kinney.
Doktor wydawał się normalny dla Beth, do czasu, gdy ta nie dowiedziała się, iż pomógł uśmiercić innego lekarza, bo bał się konkurencji. Między logiką a emocjami jest spora różnica, dla przykładu, próba samobójcza, czy wyprawa po alkohol, bo cóż to za życie, jak nigdy się nie upiło. I owszem, jej gra podoba mi się, jedna z lepszych to dla mnie postaci w tym serialu.
Trafna uwaga - grupa Ricka jest sama w sobie jak wirus. Nie wiem z czego to wynika - czy w nich jest takie umiłowanie wolności, równości i braterstwa, że muszą poprawiać każdy system, który nie jest taki w 100% czy co... Ale w takim razie, to rzeczywiście Ricki są unikalne pod względem moralności. Dla własnego dobra, inne grupy powinny schodzić im z drogi.
Co do doktorka, to Beth nie jest tak chytra, żeby uknuć taki evil plan. Chciała dziabnąć lekarza, żeby go "ukarać", nie myślała zupełnie o konsekwencjach.
A Ricka psychopatę chętnie bym pooglądała. No ileż Ricki mogą być takie święte?
Jak zwykle świetne podsumowanie. A opis burzy mózgów wprost bezcenny! :)
Generalnie nie miałbym nic przeciwko porzuceniu na jakiś czas głównej grupy celem obejrzenia przygód Beci, gdyby było co oglądać. Odcinek wniósł dokładnie tyle, że dowiedzieliśmy się gdzie jest Beth. Czyli po 10 minutach można było śmiało powrócić do wątku Ricków lub Abrahamów. Nowa lokalizacja, bohaterowie i inne te rzekome plusy to dla mnie kolejna stracona szansa na jakiś powiew świeżości. Dostaliśmy Woodbury w wersji 2.0, tyle że z pozbawionym krztyny charyzmy czarnym charakterem. Nie sądziłem, że zatęsknię za Gubciem, ale naprawdę mi go brakowało gdy tak patrzyłem na tą totalnie bezpłciową panią oficer, której przywództwo ograniczało się do pozwalania na świństwa swoim ludziom, żeby się nie zbuntowali. Filipa przynajmniej się jego przyboczni autentycznie bali.
Sama Beth w tym odcinku to totalny dramat. Jest jej dużo, przez co jej głupota, naiwność i drewniane aktorstwo są jeszcze bardziej irytujące niż zwykle. Podsumowałaś ją szczegółowo, więc nie będę się powtarzał.
Najgorsze jest to, że za chwilę pewnie Ricki przeprowadzą błyskawiczną partyzancką akcję odbicia Beth ze szpitala, w wyniku której placówka definitywnie zakończy swą działalność. Efekt tego będzie taki, że wylądujemy w tym samym punkcie, w którym bylibyśmy, gdyby Daryl zerknął komu otwiera drzwi w s4e13, a wątek porwania Beth i szpitala okaże się bezsensownym zapychaczem.
Nie mam nic do aktorstwa Emily, bo nie mam porównania z jakąś inną produkcją, może tak jej kazali tu grać "wiejską idealistyczną dziewczynę", ale oglądając ten odcinek często miałem wrażenie jakbym uczestniczył w programie typu "Wybierz, co się stanie dalej" - Beth zawieszała się na chwilę, żeby widzowie mogli wysyłać smsy i wybrać dalszy ciąg odcinka :D Przykład, namyślanie się przed szperaniem pod materacem, lub wpatrywanie się w Dawn na korytarzu po śmierci Gormana. Ewentualnie jakbym grał w Simsy :D
Haha, dokładnie :D Ja przy tych zawiechach miałem wrażenie, że za chwilę będzie przerwa na reklamy i trzeba zrobić "dramatyczną" pauzę :)
Hehe :)
Im dłużej o tym myślę (nie żebym specjalnie o tym myślała, tylko takie myśli mnie nachodzą jak czytam różne komentarze) tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że szpital na ten moment to niepotrzebne marnotrawstwo czasu.
Jestem na nie i nic na to nie poradzę. Irytuje mnie powielany schemat, wkurza niewykorzystany potencjał nowej grupy oraz MIASTA. No ludzie - miasto w apokalipsie! Pokazane jedynie jako tapeta w tle.
Nawet ta Becia, uch.. przecież mogłaby mieć interesującą przygodę w nowym otoczeniu, mogłaby doświadczyć jakiejś przemiany.. Nie bardzo rozumiem pomysł jak z Beci mówiącej o dobrych ludziach i wciskającej górnolotne teksty Darylowi zrobili chwilę później osobę, której zabijanie przychodzi tak łatwo. Skąd to się wzięło? Tak samo jak Carl, który nagle wyskakuje z pomaganiem innym. Hm.
Nie jestem przeciw nowej lokacji, nowej grupie, czy Beci. Jestem przeciw wtórnym pomysłom i przeciw nieciekawym postaciom. Nie moja wina, że widzę w szpitalu pomidorową robioną na wczorajszym rosole :D i że Becia mnie nudzi jak robi te śmieszne wyliczone kroki.
Wolałabym ten odcinek poświęcony historii Terminusa, jeżeli już rozkminiamy nową grupę. Mielibyśmy przynajmniej zetknięcie dobra ze złem, epicki konflikt, prawdziwą tragedię, zemstę i przemianę w potworów. Charyzmatyczne postaci. Gdzie kobieta liderka byłaby Kimś, a nie zafiksowaną na punkcie spodni w kant kolejną wariatką żyjącą iluzjami.
"wkurza niewykorzystany potencjał nowej grupy oraz MIASTA. No ludzie - miasto w apokalipsie!"
"Stay away from cities".
~Lee Everett
Case closed.
W jakim stopniu szpital jest powieleniem schematu? I jakiego schematu? Jeśli spojrzeć na sprawę szerokokątnie, mając na uwadze całe uniwersum, to owszem, nie sposób nie zauważyć uderzającego podobieństwa do Howe's, ale ani w serialu, ani w komiksie nie było jeszcze ani antyutopii, ani namiastki totalitarnego państwa. Woodbury i Terminus to zupełnie co innego.
Terminus może i tak, bo to nieco inny rodzaj obłędu, ale dla mnie szpital to takie proste powielenie Woodbury, gdzie pod płaszczykiem zapewnienia bezpiecznego schronienia i działania dla "większego dobra" szefostwo miejscówki dopuszcza się bardzo nieprzyjemnych dla pensjonariuszy tegoż azylu rzeczy.
Szpital nie ma właściwie nic wspólnego z Woodbury. Świetnie to opisał gdzie indziej w tym temacie szpaku. Zgadzam się z większością tego, co napisał i nie widząc sensu w powtarzaniu tego samego, zamieszczam screen tej wypowiedzi:
http://i.imgur.com/aBD75bp.png
Mówiąc w dużym skrócie, Woodbury to nie była ani antyutopia, ani namiastka państwa totalitarnego. To była próba odizolowania się od nowego świata w odgrodzonej od rzeczywistości przestrzeni, która wyglądała, jakby nic się nie stało. Całe rodziny normalnie funkcjonowały, dorośli chodzili do normalnej pracy, dzieci uczyły się w zwyczajnych szkołach. Nie było tam ani elementu przymusu czy odpracowywania przysług, ani żadnego terroru, ani ideologii o wyższym dobru i ratowaniu ludzi. Jedyną osobą ze skrzywioną psychiką był tam Gubernator, który w tajemnicy przed ludnością Woodbury prowadził ekspansywną politykę i eliminował sąsiadów. Jemu zależało na tym, żeby pozbyć się konkurentów w walce o zasoby, szpital natomiast nieustannie stara się zwiększać swoją populację, bo liczy na to, że pomoc nadejdzie i mieszkańcy budynku pomogą odbudować cywilizację. To zupełnie antagonistyczne działania.
Jeżeli szpital jest powieleniem jakiegoś wątku, to Howe's Hardware. Chyba każdy, kto grał w drugi sezon gry "The Walking Dead", po namyśle zauważy, że Dawn Lerner to w pewnym sensie William Carver w spódnicy. Poza tym, jest zdecydowanie bardziej podobny do Aleksandrii niż do Woodbury, o Terminusie już nawet nie wspominając.
No chyba że decydujemy się na popadanie w skrajność i wysuwamy tezę, że w serialu, który od samego początku przekazuje, że największymi potworami i zagrożeniem są ludzie, każda grupa o nie do końca pozytywnych zamiarach/działaniach jest taka sama, ale to trochę jakby powiedzieć, że każdy gatunek sera smakuje tak samo. Tylko po co?
""wkurza niewykorzystany potencjał nowej grupy oraz MIASTA. No ludzie - miasto w apokalipsie!"
"Stay away from cities".
~Lee Everett
Case closed."
Mam nadzieję, że powiedziałeś to Beci, zanim "dała się" porwać. Że ma się trzymać z dala od miasta.
Miasto w apokalipsie jest ciekawe. Jeżeli już akcja przeniosła się do miasta - wbrew twoim radom Mistrzu - to uważam, że można by się bardziej wysilić, niż postawić dwóch bohaterów na dachu na parę minut i wspomnieć napalm. Szczególnie, że miasto z 1 sezonu robiło kolosalne wrażenie na widzach, a teraz zatoczyliśmy koło i wracamy do niego kilka sezonów dalej. Myślę, że ciekawym zabiegiem byłoby pokazanie zmian, jakie przez ten czas nastąpiły.
Szczerze mówiąc, wolałbym to powiedzieć to policjantom ze szpitala*, bo z jednej strony uratowali Beth życie, a z drugiej wciągnęli ją w środek niczego i jedno z najgorszych miejsc (chodzi o okolicę, nie budynek konkretnie), w jakich można się ukryć podczas apokalipsy. Dużo bardziej wolałbym, by ten szpital znajdował się w jakimś niewielkim miasteczku, najlepiej na drodze do Waszyngtonu (o ile się nie mylę, Beth cofnęła się względem DC), tym bardziej że Atlanta już w serialu była.
Co oni takiego mogą pokazać w mieście, czego jeszcze nie było? Widziałaś to w pierwszym sezonie serialu, miałaś okazję zobaczyć w pierwszym sezonie gry. Mnóstwo szwendaczy (horda) na ulicach, konieczność przemieszczania się po dachach, nacisk na pozostawanie wewnątrz budynków (lub na nich, jak wyżej wspomniałem). Nie spodziewam się więc jakichś rewolucyjnych obrazów w następnych odcinkach, choć z drugiej strony nie bardzo rozumiem, dlaczego ferujesz wyroki odnośnie "zmarnowania potencjału" (tylko jakiego potencjału, przy założeniu, że mowa o tym niewykorzystanym?) już po pierwszym odcinku, gdy ulice miasta można było zobaczyć zaledwie przez kilka minut, co było zresztą uwarunkowane fabułą.
*Tak naprawdę to źle przeczytałem (musiałem być wtedy nieżywy) i myślałem, że chodzi ci o to, że chciałabyś, by akcja generealnie na dłużej przeniosła się do dużego miasta, ale sza. :P Jakoś z tego wybrnąłem.
Dokładnie, nie wiem czemu twórcy nie wykorzystują takich właśnie odcinków poświęconych poszczególnym bohaterom, by coś z nimi ciekawego zrobić. Beth w ogóle jest słabą postacią, ale jak już dostała swoje 40 minut to mogli je wykorzystać, by właśnie trochę ją podrasować, pokazać, że coś się z nią wewnętrznie dzieje, że to, z czym się spotyka na nią wpływa, zmienia ją. A tu nic. Becia z początku i z końca odcinka to ta sama głupiutka i irytująca paniusia. Może to też po części wina jej gry aktorskiej, ale chyba przede wszystkim scenarzystów, że Beth jest taka bezwyrazowa, a w dodatku totalnie oderwana od rzeczywistości, nie wyciągająca żadnych wniosków z tego, co się wokół dzieje.
Zgadzam się z oklepanym motywem "wariatki żyjącej iluzjami". Dlatego o wiele ciekawszy był motyw Terminusów, którzy nieodwołalnie stracili tą iluzję powrotu do normalności. Dla których dawne życie się skończyło i przystosowali się do nowej, ekstremalnej rzeczywistości. O ileż bardziej satysfakcjonujące byłoby obcować cały odcinek z nimi niż z tymi szpitalnymi nudziarzami pierniczącymi o "większym dobru"...
Co mnie najbardziej dziwi to fakt, że odcinek poświęcony Beci w 4 sezonie został obsobaczony z góry na dół, wzdłuż i w poprzek przez praktycznie wszystkich. Jeżeli dobrze pamiętam, to miał chyba najniższy rating ze wszystkich odcinków TWD (ale muszę to sprawdzić). I twórcy w następnym sezonie ZNOWU składają na wątłe, acz sztywne (cóż za ciekawe zjawisko przyrodnicze) barki Beth kolejny odcinek. Nie kumam tego, szczególnie że znowu przeważają negatywne recenzje, a z tego co widzę na necie - sporo jest takich, które wręcz miażdżą ten odcinek nie znajdując w nim nic wartego uwagi. Wiec skąd ten pomysł?
Terminus mógł być na to miejsce idealny. Wyobrażam sobie najpierw grupę porządnych ludzi, udzielających pomocy, może jakieś małe spiny między nimi, np. ktoś mówi, że nie powinni przygarniać kogo popadnie i być bardziej ostrożni, na co ktoś inny (mój pomysł to Mary) mówi, że mają szczęście do miejscówki i muszą pomagać,. I wtedy przychodzą ONI i Mary wie, że popełniła błąd, a jej dobroć została podle wykorzystana. Tu wstaw sceny z kontenera, bez epatowania dosłowną brutalnością, ale w atmosferze, w której widz siedzi ze ściśniętym gardłem i WIE, przez co oni przechodzą. Dochodzenie więźniów do punktu, kiedy są tak głodni, wymęczeni, torturowani, że nic w nich już nie zostaje ludzkiego, kiedy nie mają już nic do stracenia i ostatnim szaleńczym zrywem odbijają swój dom (wykorzystując rozluźnienie, arogancję, prawdopodobnie pijaństwo oprawców). Może w głowie dość inteligentnego Garetha zakiełkował jakiś plan na odzyskanie Terminusa, coś bardziej przebiegłego, niż petarda? :)
I potem coś, co mnie najbardziej interesuje: ten Moment, kiedy przekraczają granicę i zjadają człowieka. No ludzie, przecież to jest coś tak niesamowitego, tak mega, tak szokujące, tak naładowane emocjami dla widza, tak.. ciężkie! Jak się mają do tego lizaki i bezpłciowe snucie po korytarzu!
A pamiętajmy, że w tamtym odcinku Becia miała przynajmniej do pomocy Daryla, który pewnie dla sporej części fanbase'u samą swą obecnością dodaje odcinkowi plusików. No i niektórzy mogli się emocjonować kwestią "bzyknie ją czy nie?". Tutaj została sama. No ok, są nowe postacie, ale równie mało wyraziste, więc taki zabieg to strzał w stopę. Również tego nie rozumiem. Można było wziąć na warsztat tyle lepszych pomysłów na samodzielną historię. Żeby jeszcze ten odcinek okazał się takim kopem w dupę dla Beci, rozruszał ją jakoś. A tak? Strata czasu.
Po wielokroć "tak!" dla wszystkiego, co piszesz o potencjale drzemiącym w wątku Terminusa! Można z tego było zrobić mrożącą krew w żyłach opowieść, pokazać apokalipsę w jej najbardziej mrocznym, dołującym wymiarze. Pokazać upodlenie, utratę złudzeń, zanik człowieczeństwa. I mogło się to udać bez epatowania dosłownym okrucieństwem. W tych kilku odcinkach z Termitami twórcy pokazali, że kumają o co chodzi, fajnie zasygnalizowali pewne tematy. Te krótkie wstawki z kontenera były naprawdę mocne. Aż prosiło się, by rozbudować ten wątek. Nie wiem, czemu twórcy nie poszli za ciosem. Może bali się za bardzo zbaczać na tereny niezwiązane bezpośrednio z Rickami. Może uznali, że skoro Termitów i tak w końcu ukatrupią, nie ma co się nad nimi rozwodzić. Jeśli tak, to błąd. Konfrontacje Ricków z kolejnymi grupami byłyby o wiele ciekawsze gdybyśmy mieli okazję poznać historie tych innych ludzi. Zwłaszcza tak hardkorowe historie. Inaczej byśmy na wszystko patrzyli.
No tak, Daryl ma dość silny fanbase i dla wielu to on pociągnął ten odcinek. Dla mnie było to tak naprawdę ostateczne zeszmacenie kusznika.
TWD jest takim serialem, że właściwie ciągle mnie wkurza, ale od czasu do czasu popełni coś takiego, że trzyma mnie wciąż na sznureczku :) Nie umiem tego ogarnąć, tej love-hate rilejszynszip jaką mam z TWD, jak jeden serial potrafi robić takie niewiarygodne głupoty, na przemian z całkiem przyzwoitymi wątkami i nawet całymi odcinkami. Jak mogą z Ricka raz robić takiego zayebistego gościa, a raz takiego głąba, że nic tylko kopać po rzyci :)
No i właśnie kanibale z tematu obśmiewanego przeze mnie w poprzednim sezonie nagle zrobili coś, co mnie autentycznie porwało. Wspaniałe sceny kontenerowe, czy zindustrializowany przemysł śmierci - coś niesamowitego! Terminusy okazały się wcale nie zuymi papierowymi kukiełkami, tylko ludźmi z krwi i kości z wiarygodnym backgroundem (wbrew pozorom nie jest to taka pewna rzecz w TWD). I tu wkracza ta właśnie irytująca tendencja twórców - czyli coś fajnego na zmianę z czymś głupim: Terminus do piachu, na ich miejsce jakieś smęty szpitalne.
Ech...
Hmmm czytając Waszą dyskusję (moje podsumowania ich to już chyba stały punkt cotygodniowego programu :D) mam wrażenie, że jednym z problemów w odbiorze szpitala jest jego zbyt wczesne umiejscowienie w sezonie. Tajemnica Beth potrwała zaledwie 6 odcinków i zaraz będzie ratunek. Tło w postaci Terminusa utrudnia chłodne spojrzenie na Atlantyckich Szpitalników, bo po nagłym zakończeniu arcyinteresującego wątku dostajemy nowy wprowadzony na barkach dość kontrowersyjnej bohaterki. To tak gdyby dostać tabliczkę czekolady, którą odpakowywało się z kilku pudełek, a po jednym kęsie otrzymać w zamian kanapkę. Kanapka też dobra ale przegrywa z ciuciu ;)
Hmm... niekoniecznie :) jeżeli ta kanapka byłaby z bekonem, sałatą, pomidorkiem, chutneyem z cebulki i serem, jestem w stanie odstawić czekoladę na półeczkę (ale w zasięgu ręki) i poświęcić całą swoją uwagę kanapce :D
Powiem tak: chyba by mi buty pospadały ze szczęścia, gdyby w tym sezonie przedstawiono nam dwie interesujące grupy pod rząd. Ba! Możemy się nawet potknąć o CZECIĄ grupę! A co!
Nie mam nic przeciwko temu, żeby szpitalniki mnie porwały, tak jak Terminusy. No ale nie porwały :) Dodatkowo faktycznie mają pecha, bo nie dość, że same z siebie są słabe w mojej opinii, to na dodatek nastąpiły tuż po wielce zajmujących kanibalach. Z której strony nie patrzę, szału nie ma :)
Nie znasz się na ciuciu. Po kęsie ciuciu ma się ochotę na kolejne kęsy ciuciu, a nie jakąś słoną kanapkę, z czymkolwiek by ona była ;P
Wypraszam sobie te insynuacje - mówisz do żuczka z gatunku turkuć podjadek! Kiedy mówię, że odłożę ciuciu na półeczkę (w zasięgu ręki) dla bekonu - to wiem co mówię :D
Turkuć podjadek należy do prostoskrzydłych jak świerszcze i szarańczaki, a nie do żuczków. Zanim się wypowiesz, najpierw o tym poczytaj ;P
http://beatsandeats.net/wp-content/uploads/2014/07/The-Gentleman-.png