Cotygodniowy temat dla wszystkich chętnych do wspólnego dyskutowania, wyrażania opinii,
przewidywań, zachwytów oraz krytyki na temat czwartego odcinka piątego sezonu TWD w jednym
miejscu. Korzystanie z tematu dobrowolne.
Previously on AMC The Walking Dead:
- Gareth i przyjaciele raczą się popisowym daniem szefa kuchni "Tainted Meat"
- kanibale odkrywają, że jedzenie skażonego mięsa prowadzi do zgonu w przeciągu kilku godzin
- drużyna Pierścienia rozdziela się, a z zarośli niespodziewanie wyłania się Daryl prowadzący
niezidentyfikowaną postać
Podobnie jak Szanowna Przedmówczyni uważam, że nie samo szybkie wprowadzenie nowej grupy jest problemem (czas nie był w sumie taki zły, zważywszy, że Beth zniknęła jeszcze w poprzednim sezonie), ale jej nijakość w porównaniu z poprzednią, która w dodatku pozostawiła po sobie spory niedosyt. Szpitalniki w tej formie nijak nie są w stanie zastąpić ludożerców. Podobnie jak emo życzyłbym sobie, by okazali się na tyle interesujący, żebym przełknął gładko zbyt szybkie odejście grupy Garetha, ale niestety - pani szeryf w nienagannie odprasowanym mundurze powoduje u mnie ziewanie :(
Czytając Twój post po raz kolejny przyszła mi do głowy myśl, że tfurcy filmów i seriali, powinni zatrudniać grupę specjalnych konsultantów ds. Kreatywności, Logiki i Spójności Fabularnej, rekrutowanych spośród fanów danej produkcji. W zakres obowiązków wchodziłoby eliminowanie ze scenariuszy błędów, dziur, piramidalnych naciągnięć, facepalmowości, wtórności oraz podsuwanie pomysłów świeżych, oryginalnych i rozwijających bohaterów. Serio, często można odnieść wrażenie, że fani lepiej ogarniają temat niż jego ojcowie-założyciele.
Ps. Czy też nie możesz doczekać się "Hanniego"? ;D
Popieram i podpisuję się pod petycją :)
Siedzę na forach różnych seriali już dobre kilka lat, do tego czytam tumblra i fani ogarniając y tematykę seriali (a także filmów, itd) to zjawisko nagminne. Wielokrotnie czytałam lepsze propozycje poprowadzenia fabuły, niż są w rzeczywistości, lepiej rozpisane związki między bohaterami, bardziej wiarygodne propozycje rozwoju bohaterów. Wytykanie błędów jest normą - i to błędów fundamentalnych! Że nie wspomnę o tym, że fanów wielokrotnie interesuje zupełnie co innego, niż jest wałkowane. O przewracaniu oczami i irytacji na przeróżne romanse nawet nie wspominam.
Nawet teraz czytam oburzenie na tumblrze fanów Doctora Who. Sama tego nie oglądam, ale po poziomie wściekłości widzę, że ichni twórcy grubo zmaścili sprawę :)
A co do TWD - powinnam się już pogodzić z tym co jest *westchnienie*. No ale skoro oni dalej mimo krytykowanego odcinka z Becią z uporem maniaka produkują nowe - no to jak należy na to spojrzeć?
Nie wiem co myśleć o nowym Hannim, po finalnej scenie ostatniego sezonu :D Choć nie powiem, tęskni mi się za słodką buzią i loczkami Grahamka :3
Również popieram pomysł, choć mam przeczucie, że taki projekt nie spotkałby się z entuzjastycznym przyjęciem ze strony tfurców, z których wielu cierpi chyba na rozmaite stadia manii wielkości i żyje w poczuciu własnej zayebistości. Przecież oni muszą zdawać sobie sprawę z tego jak oceniają ich pracę fani, co się tym fanom nie podoba, co chcieliby zmienić itd. Na pewno ktoś tam śledzi internety, ratingi i inne takie. A mimo to dalej robią swoje. Wniosek jest jeden - fani sobie mogą stękać, a oni i tak wiedzą lepiej, bo to ich zatrudniły wielkie stacje płacące im wielką kasę, więc o ile w dobrym tonie jest zapewniać jak to ma się na uwadze odbiorców, to do takich deklaracji podchodziłbym ostrożnie.
Pamiętacie zapewne jak ostatnio przy okazji GoT jeden z reżyserów zabrał głos wyrażając zdumienie narzekaniem fanów na brak LS i broniąc decyzji scenarzystów, którzy przecież tak ciężko pracują, a tu taka niewdzięczność ich spotyka... Fani są w porzo dopóki zapewniają pożądane wyniki oglądalności, kupują gadżety i ogólnie są zadowoleni. Inaczej tylko przeszkadzają.
Z manią wielkości coś jest na rzeczy. Ja zaobserwowałam tendencję wśrod tfurców, którą roboczo nazwę Brilliant Power.
Jest to schorzenie dość powszechne, objawiające się przerostem ego, zawężonym polem widzenia, głuchotą na wszelkie głosy krytyczne, nadmiernym entuzjazmem występującym naprzemiennie z napadami złośliwości i agresji, względem osób o odmiennych poglądach na produkcję, oraz nadużywaniem CGI. Ponadto chorzy bez ustanku powtarzają frazę: "Our script is brilliant, you're gonna love it"
Odmianą tego schorzenia jest obsesja na punkcie żądań fanów i napychanie produkcji tym, na co jest akurat największy hype: ulubionymi aktorami publiczności, romansami, bromancami. U chorego aktywują się moce podnoszenia z martwych i zapewniania nieśmiertelności. Często występuje tendencja do zmuszanie aktorów by paradowali przed kamerą bez ubrań.
Jasnym jest, że twórcy nie mogą i nie powinni pod każdym względem schlebiać fanom - no bo czyj to w końcu film jest? Ale często odnoszę wrażenie (oglądając choćby TWD, Doctora, czy Hannibala), że tfurcy do tego stopnia rozkochali się w swoich pomysłach, że tracą kontakt z rzeczywistością. Sądząc, że trafiają idealnie w gusta widowni i tworzą arcydzieła, tak naprawdę kręcą zakalcowate gnioty, które smakują tylko grupie psychofanów.
Faktem jest, że na pewno są osoby, którym bezkrytycznie podoba się każde rozwiązanie serialowe, ale wystarczy poczytać kilka losowo wybranych for(ów/umów? :D) serialowych, by doszukać się konstruktywnej i powszechnej krytyki jakiegoś rozwiązania lub danego motywu. Nie sprowadzałbym tego wtedy do rangi hejtu, ale twórcy mają tendencję do zauważania wtedy tylko i wyłącznie odpowiedzi tych TRU-Fanów na zasadzie "NIE LUBISZ TEGO?! NIE OGLĄDAJ, NIE JESTEŚ TRU-TYWYDY-FANEM!" xD
Ja np. mam sporo tolerancji, rzadko narzekam, absurdy to mój chleb powszedni, ale czasem bardzo bolą rozwiązania fabularne zbyt oczywiste, proste lub zwyczajnie głupie i nie do usprawiedliwienia bez wyrzucenia logiki do kosza. No bo jeśli przeciętnie inteligentny człowiek potrafi w 3 sekundy wymyślić coś równie prostego a wiarygodnego, to problem nie jest wymysłem "TRU-Fanów". Oczekiwania oczekiwaniami, jeden ma takie a drugi siakie, ale jeśli wszyscy dostrzegają gdzieś element "nie-halo", to dowodzi, że takie wyjście z sytuacji serialowej nie było najszczęśliwsze. W tym sezonie, który jest bardzo dobry, zaczynam zauważać pewien pęd fabularny i tendencję do ucinania sprawom łbów, zanim jeszcze dobrze się rozgoszczą w szkielecie fabularnym i wyobraźni widzów. To tak jakby robili przezroczyste Kinder-Niespodzianki xD
PS. Wyobrażam sobie burzę mózgów twórców, na którym powstał pomysł, że Daryl otworzy drzwi psu. Na pewno była niezła zabawa.
"Brilliant Power" - dobre! :) Trafne spostrzeżenia. Zostanę przy przykładzie GoT, bo tu akurat sytuację śledzę dokładniej i niezmiennie zadziwia mnie jak w czasie promocji każdego następnego sezonu w całej ekipie panuje niezdrowa podnieta jaki to "awesome" będzie tenże sezon, jak pobije na głowę wszystko co do tej pory widzieliśmy. Kurcze, rozumiem prawa promocji, ale jednak zalecałbym większą pokorę i wstrzemięźliwość zanim produkt ocenią jego odbiorcy. Tym bardziej, że potem rzeczywistość weryfikuje te szumne zapowiedzi.
Właśnie - trudno oprzeć się wrażeniu, że schlebianie najniższym instynktom i granie na najprostszych emocjach jest w mniemaniu tfurców odpowiadaniem na zapotrzebowanie widowni :/ Niestety, ale wygląda to tak, że gdy serial wypracuje sobie markę, osiągnie stałą, wierną widownię, tfurcy przestają się starać, osiadają na laurach i zaczynają napawać się swoją pozycją zapominając dla kogo robią ten serial.
Valdoraptor23: dobre porównanie z tą kinder-niespodzianką :D Prawda, TWD coraz bardziej wygląda jak serial robiony w strasznym pośpiechu. Nie wiem czy to poganianie akcji ma na celu przykryć lenistwo autorów i/lub ich niemoc w tworzeniu jakichś bardziej rozbudowanych fabuł, postaci, wiarygodnych i ciekawych relacji itd., czy wynika z realizowania na siłę jakichś założeń ("musimy koniecznie zmieścić to, to, a najlepiej jeszcze tamto i *uj z tym, że nie starczy czasu by to porządnie i logicznie sprzedać"). Tak czy siak nie najlepiej to świadczy o panach scenarzystach.
No i masz rację, że tu nie chodzi tylko o to, że jeden czy drugi fan ma odmienną opinię, ale o to, że pewne rzeczy są tak boleśnie oczywiste dla praktycznie wszystkich, że coś tu rzeczywiście jest nie tak.
"Pamiętacie zapewne jak ostatnio przy okazji GoT jeden z reżyserów zabrał głos wyrażając zdumienie narzekaniem fanów na brak LS i broniąc decyzji scenarzystów, którzy przecież tak ciężko pracują, a tu taka niewdzięczność ich spotyka... Fani są w porzo dopóki zapewniają pożądane wyniki oglądalności, kupują gadżety i ogólnie są zadowoleni. Inaczej tylko przeszkadzają."
Świetny przykład. Cholewa, i powiedział to jeden z moich ulubionych reżyserów młodego pokolenia, nie mogę tego prze-żałować - brak LS mógł obrać w inne słowa, naprawdę byłem zdziwiony tej reakcji bo normalnie pomyślałbym, że na taki zarzut odpowiada się konkretnie i rzeczowo, a nie swego rodzaju 'fochem' : (
Kiedyś na którymś z for dyskutowaliśmy o technicznych absurdach scenariusza - tfurcom nie chciało się obczaić nawet długości trasy, jaką musiał pokonać bohater w USA, ani trudności z przekroczeniem granicy Meksyku, co wypatrzyli nawet fani w naszej ukochanej Bolandii. No wiec jeżeli chłopek-roztropek, czy chłopka-roztropka ze Szczebrzeszyna potrafi za pomocą google map obczaić czas przejazdu w Kalifornii, a tfurcom się nawet tyle nie chce, bo tak się zapędzają w swojej CUD-FABULE, to coś jest na rzeczy.
Dyskusja przeszła na twórczość fanowską - wszelkiego rodzaju fanfiki itd. Lubię czytać fiki, bo wielokrotnie są jakieś pierdylion razy lepiej napisane, niż oryginał, z lepszymi historiami, rozwojem bohaterów, bakgroundem.
Czytam czasami opisy rodzenia w bólach fanfików i jestem pod wrażeniem ogromu pracy, jaki ci twórcy wkładają w swoją DARMOWĄ pracę. Spotkałam się ze zwierzeniami autorów i autorek, w których spędzają godziny na riserczu jakiejś pierdoły, żeby potem napisać potem jedno zdanie. Jedna dziewczyna podczas pisania wersji AU pewnej znanej serii w rzeczywistości zawodowych zabójców wisiała przez cały czas na telefonie z ojcem - specem od broni, który jej tłumaczył, jaki pistolet najlepiej pasuje do danej sceny :D Od razu przychodzi na myśl pewna scena z TWD :P
Podsumowując - ludzie wyczuwają manianę. Teraz nie da się już wcisnąć bulszitu, mamy internety!
Przykład z LS jest bardzo wymowny. I bardzo arogancki. Najbardziej mi się podobało dodatkowe tłumaczenie, że aktorka wielką aktorką jest i nie godzi się jej obsadzać w roli SPOILERY SPOILERY GOT nomen omen zombi. Uj, że w oryginale postać była, że fani na to pieprzone zombi CZEKAJĄ z zapartym tchem, że mają w głowach gotowe wizje, kiedy ma się pojawić itd. Nope. Panowie sobie uroili i nie ma zmiłuj - zombi nie będzie. Nie pasuje do AJ WAJ CUD-FABUŁY poważnego politikal fikszyn.
matiii: no właśnie - rozumiem całkowicie ideę autorskiej interpretacji książki przez twórców serialu, ale wypadałoby umieć obronić swoje pomysły przy pomocy rzeczowych argumentów, a nie prezentować taką arogancję. W końcu to dzięki fanom panowie nieomylni mają swoją robotę...
emo: dzięki za te przykłady, fajnie pokazują czym jest prawdziwa pasja :) Szkoda że twórcom - pomimo deklaracji - tej pasji często brakuje. Rozumiem, że wkręcenie w tryby wielkiej machiny produkcyjnej ma swoje konsekwencje, nie zawsze ma się wolną rękę i takie tam, ale z drugiej strony podane przez Ciebie przykłady, a także rozmaite inne absurdy i dziury logiczne (ochoczo wytykane choćby na tym forum ;)), to nie wynik presji stacji, czasu czy innych obiektywnych przyczyn, ale zwykłego niechlujstwa i lenistwa.
Z tą LS pełna zgoda. Panowie sobie coś uroili i okazuje się, że całe rzesze fanów, którzy przeczytali te same książki i jakoś nie przeszkadzała im wizja zombie-Cat w ekranizacji, a wręcz się jej domagali, po prostu się nie znają, a dwóch mądrych panów na 'D' mają patent na jedyne słuszne interpretowanie dzieła Martina.
SPOILERY GOT
Braku LS sama żałuję - a nie czytałam książki! Ktoś taki w serialu byłby mega-osom, na poziomie co najmniej Innych. Kuźwa kamehamy i fireballe, armia zombi, zombi rodem z Mumii im nie przeszkadzało, a myślące zombi im przeszkadza. Lodżik.
hmmm sumując, odcinek powinien nosić tytuł Bethy-bzdety !!!!!!!! Może jakby to trwało 20 min, a nie cały odcinek, to by jeszcze dało rady! Ale niestety wyszło sennie i bez ekspresji, no i bez głównych bohaterów... :(
Ciekawe w którym sezonie pojawi się wreszcie historia z Neganem, no ale po dzisiejszym obejrzeniu nowego odcinka i przy zdolności twórców do przedłużania nieciekawych wątków to przewiduje, że pojawi się chyba w 7-8 sezonie -_-
Obecnie realizowany jest mniej więcej 66-67. zeszyt komiksu (szpitala w nim nie ma). Negan pojawia się w #100.
Sam sobie odpowiedz, czy to kwestia domniemanej "zdolności twórców do przedłużania nieciekawych wątków".
Prezydent Pieseu mówi DOSYĆ.
Ktoś z takimi "talentami" jak panna Kinney nie mógł być wcześniej związany z aktorstwem - widać, że wytrzeszczona blondynka jest z łapanki ale tutaj rodzi się pytanie, jaka zawód wykonywała wcześniej?
Moim zdaniem był to kierowca BETHoniarki :)
A Wy jak sądzicie?
Skoro przebywanie na wysokim piętrze budynku w Atlancie jest bezpieczne, to dlaczego w pierwszym sezonie wszyscy spierniczają z dachu, a zombie przebijają się aż do Merle...
Bo jest różnica między ekipą, która claimduje budynek a taką, która tylko go plądruje w poszukiwaniu supljasów?
szkoda, że się wszyscy rodzielili. no i tak teraz będziemy przeskawiać między postaciami, którym będzie poświęcony dany odcinek. nie lubię takich zabiegów.
Wreszcie obejrzałem i mogę uzupełnić temat własną opinią - piszę ją przed lekturą wszystkich komentarzy, więc wybaczcie jeśli coś powtórzę :)
No cóż, szczerze jestem zaskoczony tym odcinkiem. Nie czytałem przed nim żadnych spoilerów, dzięki temu, że użytkownicy właściwie je oznaczyli (podziękowania) i nie oglądałem żadnych wyciekniętych fragmentów. Spodziewałem się choć odrobinę nudnego odcinka, a tu niezła niespodzianka. Ale po kolei.
Cały odcinek i cały szpital wręcz kipi dla mnie aurą Innych z Lost. Dziwna organizacja i spokój, czystość, izolacja od otoczenia, podejrzana atmosfera, domysły jak to wszystko funkcjonuje, gierki, spiski i niepisane zasady. Dobrze, że wyjaśnili skąd wzięła się ta tajemnicza komuna policyjno-szpitalna, bo serial nie cierpi na nadmiary wyjaśniania :D Jak dla mnie, historia równie ciekawa co Terminus. Tylko czekałem, gdy nagle w jakimś pokoju zobaczymy drzewko choinkowe ozdobione wyciętymi organami niczym z "Hannibala" czy inne ekstremum, albo że Beth się obudzi nagle w jakimś lesie czy chacie "księdza kanibala". Nie wiem, czy tylko mi się wydawało, ale w dialogach mieszkańców padały dziwne stwierdzenia, coś o jakichś substancjach, podawaniu ich komuś?
Problematyczna postać policjantki Dawn, przywódczyni z przeszłością, która musiała pozbyć się problemu w postaci towarzysza - brzmi znajomo? Ciekawy balans postaci na granicy umownego większego dobra i przyzwolenia na mniejsze zło - wykorzystywanie zamiast otwartego buntu. Oby jeszcze trochę pożyła i nie dołączyła zbyt prędko do klubu zamaczetowanych.
Obleśny wielbiciel cudzych lizaków i nieletnich blondynek Gorman - cieszę się, że już dokarmił sobą walkera. Strasznie irytujący.
Wyglądający na wcielenie dobra lekarz amator świnek morskich, który nagle okazuje się zdolnym do zabójstwa i to za czyimś pośrednictwem byle tylko zabezpieczyć własną pozycję. Przez chwilę wydawało mi się, że serio Beth pomyliła leki, ale aż przewinąłem i nie ma mowy o pomyłce. Przykład, że kiedy ludziom jest zbyt dobrze i nie martwią się przetrwaniem w dziczy z dnia na dzień, to zaczynają za wiele kombinować. Zabijanie lekarzy w czasie apokalipsy to nie najlepszy pomysł, łagodnie mówiąc.
Noah wydaje mi się sympatyczną postacią. Za wiele jeszcze nie pokazał, ale widać, że jest sprytny i ogarnięty - jeszcze wszystko przed nim.
Scena z Mission Impossible Beth - nawet niezła, muszę przyznać. Udane pozbycie się napastnika z wykorzystaniem zombie-Joan. Ta ucieczka trochę w stylu Daryla, widać Beth przesiąkła jego aurą przy wspólnym piciu bimbru i wszystkie jej kule trafiają w głowy zombie z funkcją aim bota, a kody na amunicję zapożyczyła od Ricka. TWD - take it or leave it :D Sam bieg przez jasno oświetlone podwórze dziwnie przypominał jakąś produkcję Tarantino. Nie spodziewałem się, że to Beth zostanie złapana. Ale Noah(owi? xD) się udało, zapewne to jego przyprowadził Daryl.
Wielki plus za muzykę w tym odcinku, świetnie pasowała do początkowej sekwencji i ostatniej sceny. Niezły cliffhanger z tą próbą zabójstwa lekarza i Carol. No i to jest zakończenie, już się bałem, że nagle Beth i Noah cudownie uciekną i za chwilę pojawią się za Darylem przy kościele po przeskoku sceny.
Ogólnie odcinek udany, ciekawy i obfitujący w nowych intrygujących bohaterów. Zupełnie inna grupa, inne problemy i inne skutki życia w określonych warunkach. Zadziwiające, jak może oddziaływać na ludzi poczucie "zbytniego bezpieczeństwa", wydaje im się, że są prawem i mogą sobie pozwalać na wszystko, bo alternatywą dla "podwładnych" jest ucieczka i pewna śmierć. Beth mnie nie denerwowała, nie nudziłem się i liczę na rozwinięciej tego wątku. No chyba, że Daryl ściągnie Ricka i wszystkich zamaczetują, albo Carol się przebudzi i wyciągnie więcej petard :D
A w następnym odcinku historia autobusu, czyli nie fabuła ;D W takim układzie obawiam się o dłuuuugie cliffhangery w tym sezonie!
Proszę o wyrozumiałość w związku z moją opinia o wydźwięku psychofańskim, ale chyba pierwszy raz musiałem czekać cały dzień, żeby móc wreszcie obejrzeć nowy odcinek, więc oczywiście wmówiłem sobie, że mi się podobał ;D Still better Beth-Story than "Still"!
Odcinek znacznie bardziej sensowny, niż ten poprzedni z Beth, bo tutaj było jakieś story, jakieś postacie, a nie tylko Daryl wpierdalający węża, ale nie zapędzałbym się z mówieniem, że było okej :D
Ależ mój drogi Valdoraptorku, jak możemy tak bardzo się różnić! Jakbyśmy byli z innych planet, a przecież wiem, żeśmy są oboje z Malmek (z młodością spędzoną na Namek ^^).
Niestety mam inną ocenę tego odcinka i serce mię boli, że muszę się z tobą nie zgodzić :'(
"Zupełnie inna grupa, inne problemy i inne skutki życia w określonych warunkach"
ja widzę tu akurat powtórkę z tego co było, tylko w innym wydaniu i przejawach zła i zgnilizny. Jest tu tak samo szef czyniący zło i tłumaczący to zło judżin-stajl czyli używając gładkich, okrągłych, ładnych słówek. Czym "większe dobro" Dawn różni się od "we got the message" Mary, czy opowieści dziwnej treści Gubernatora i Joego? Woodbury, Terminus, szpital - to jedno i to samo: kwiatki w doniczkach, zapach środków dezynfekujących kryją zgniliznę i deprawację. Filip, Mary, Gareth, Joe i Dawn doszli do takich samych wniosków nieco tylko inną drogą, przy czym z owych dróg tylko terminusowa wydaje się (mi) ciekawa i różna od reszty. Ale tak to po prostu Dawn i Filip odnaleźli się w tej nowej brutalnej rzeczywistości obłudnie tłumacząc swoje działania dobrem swoich ludzi i swojej miejscówki. Filip nie musiał mordować żołnierzy. Dawn nie musiała pozwalać na gwałty. Ale to robili. Przynajmniej Joe nie oszukiwał siebie i innych kim jest.
Dlatego obawiam się, że widzę wtórność pomysłu ze szpitalem :)
Szczególnie że nie widać progresu w bohaterach w tym odcinku.
"Zadziwiające, jak może oddziaływać na ludzi poczucie "zbytniego bezpieczeństwa", wydaje im się, że są prawem i mogą sobie pozwalać na wszystko, bo alternatywą dla "podwładnych" jest ucieczka i pewna śmierć."
nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, więc z góry sorry, jeżeli coś poplątam :) mnie się wydaje, że jedyne co można wyciągnąć innego z tego wątku, różnego od innych, to jawność zła toczącego społeczność szpitala - wszyscy wydaja się wiedzieć, co robi Gorman (i w domyśle reszta policmajstrów) i jak bardzo nie panuje nad tym Dawn. Owszem, też zauważyłam, że istnieje wśród menegżmentu atmosfera "jestem ponad prawem" ale tak właściwie stwierdziłam ją tylko u doktora i Gormana właśnie. Doktorek dzięki temu może fikać do Dawn i Gormana, a Gorman robi to, co robi.
Na pewno nie stwierdziłam rozpuszczenia nadmiarem władzy u Dawn. Jest to klasyczna postać, która w imię widocznego gołym okiem porządku, zamiata śmieci pod dywan. Uważam ją za jeszcze gorszą od Filipa i Garetha, bo ona sama pozwala na zło szerzące się pod jej nosem - w zamian za własne czyste ręce i spokojny sen. To inni opłacają iluzoryczny porządek w jej szpitalu. Niestety ona jest z tych gorszych Złych Liderów - bo dorobiła sobie ideologię do tego, co robi i do tłumaczenia sobie brzydkich rzeczy dziejących się w jej grupie. Ona nie wykorzystuje swojej władzy - wbrew pozorom - ona jej wcale nie używa!
Myślę, że szpital z tymi bohaterami, jacy są mógłby być ciekawym wątkiem - wbrew pozorom gdyby nie poszli oklepaną do zarzygania nie tylko w TWD ścieżką "ładny wygląd, pod spodem zuo". Czy zło zawsze musi być czyste i uczesane, a dobro nieogolone i w brudnej koszuli? :D Czy szpital nie mógłby być miejscem porządnych ludzi, którzy również mogli być w punkcie podobnym, w jakim są Ricki - czyli grupą jednostek z bagażem doświadczeń, którzy również stoją przed różnymi dylematami moralnymi, własnym strachem, depresją - ale zachowując w tym wszystkim człowieczeństwo? Przecież jest to możliwe - Jenner był porządnym gościem a i tak chciał ich wszystkich wysadzić w powietrze :D Tutaj też mogło być podobnie, wszak bycie porządnym nie wyklucza bycia okrutnym, surowym, bezwzględnym, z rozchwianym z deczka kompasem moralnym. Jak Rychu teraz.
Dawn mogłaby być osobą ukierunkowującą Beth, pozwalającą jej dojrzeć, rozwinąć się. Mogłaby być dla niej tym, kim dla Ricka był Hersh.
No ale nie, nowi ludzie, ksiądz, szpital - zuo it is :)
Valodraptor przegiął z czasem oczekiwania na nowy odcinek o jeden dzień, stąd takie efekty ;) Co prawda każdy ma prawo do własnego zdania, o ile to zdanie pokrywa się ze zdaniem Prezydent Pieseu.
Chyba nie chceu, ale muszeu wprowadzić sankcjeu na Ministerstwo Logiczności :)
No ja też uważam, że każdy może mieć swoje zdanie, jeżeli tylko nie jest insze od mojego. Przecież piszę jak jest, a jest jak piszę. No i jako bogę nie mogę się mylić.
Musimy przedyskutować karę dla Valdoraptora. Tylko coś letkiego, ostatnio jak chciałam ukarać ginozaurki sprawy wyrwały się troszku spod kontroli :3
Eee tam, w 8 sezonie jeszcze wspomnicie ten odcinek słowami "A pamiętasz kumie ten odcinek Slabtown? Tam to była gra aktorska, emocje, zagadki! Nie to, co teraz - jeno wypikany Negan porozumiewający się jak R2-D2 i ciągła rzeźnia!" ;P
A już poważnie odpowiadając, nie sprowadzałbym tych ludzi do jednego wora z Gubsonem czy Claimersami. Bądź co bądź nie urządzali orgii z wszystkim co się rusza ot tak na dzień dobry, a molestowanie nastąpiło ze strony jednego świra. Te ciosy Dawn są dla mnie wyrazem bezsilności, a nie "zła sączącego się z jej duszy". Nikt nie lubi słyszeć na głos swoich obaw. Gubcio po jednym dniu zrobiłby z Beth elegancką ozdobę akwaryjną, a tu mamy opiekę i żywienie. Choćby rozmowa Dawn i Beth o konieczności jedzenia - gdyby była psychopatką, mogłaby wrzucić naszą śpiewaczkę do szybu lub puścić wolno w las. Jasne, występuje pewne przymknięcie oka, ale wyraźnie przebija niejednomyślność grupy. Konflikt za konfliktem, nie będę pokazywał palcem komu brakowało różnych ludzi i braku zgody ;P
Proste dylematy - trzymać kogoś siłą czy skazać go na pewną śmierć, pozwolić najsilniejszym członkom grupy na pewne względy czy wszystkich traktować równo, wchodzić w kompetencje lekarza czy ufać jego osądowi - dobry przykład nie zgranej grupy, w której nie wszystkim zależy na tym samym. I zastanawiające, że ludzie stamtąd uciekali do zombie...
Zło w Dawn polega na tym, że:
- nie potrafi spojrzeć realnie na świat, który ją otacza
- żyje niebezpiecznymi złudzeniami
- i co najważniejsze: jako policjantka dopuszcza przestępstwa na obywatelach z rąk swoich podwładnych policjantów. Dawn bardzo chce być protektorką, ma Misję, ale odległa, nierealna Wizja ratunku przyćmiewa jej "tu i teraz". Jest odpowiedzialna za pacjentów, za społeczeństwo, ale ubzdurała sobie jakieś mrzonki i ich się trzyma, zamiast zapewnić bezpieczeństwo tym, którzy są TERAZ pod jej opieką. Po cholerę chce targać Joan w stronę świetlistej przyszłości, skoro pozwala na jej tragedię teraz? Być może jako kobieta patrzę na nią inaczej. Bo ty jakbyś się tam znalazł, to musiałbyś odpracować brak Obamacare mopując podłogę, ja jako kobieta być może zostałabym rzucona do innego odpracowania długu wdzięczności. I nie mogłabym liczyć na ŻADNĄ litość i pomoc szefowej - osoby w mundurze kogoś, kto teoretycznie powinien stać na straży mojego życia i wszystkich jego aspektów. Wydaje się, że Dawn stoi na straży tylko tego - życia. Bo masz się doczołgać do Lepszego Jutra, choćbyś był wtedy wrakiem człowieka.
Jaki konflikt? :) Masz na myśli tę jedną scenę, kiedy doktor broni swojej protegowanej? Ale czy coś się po tej scenie zmienia? Nic. Oblech dalej jest panem i robi co chce, Dawn dalej na to pozwala. Ludzie szemrają po kątach, ale co: formą konfliktu jest brak porządku w gabinecie i obgadywanie szefa za plecami. Jedyną osobą która faktycznie się sprzeciwia i coś robi jest Joan - która zaraz ginie. I tak wszyscy robią to, co jest najbardziej wygodne.
Właściwie i tak na koniec wszyscy robią to, co Dawn mówi. Wygoda - bo jest ten jeden szef, kto mówi co trzeba robić i zwalnia z myślenia. A Dawn wygodnie pozwala na samowolkę podwładnych, bo dzięki temu ma pozorny spokój.
Ludzie uciekali stamtąd właśnie przez Dawn, a ona jest tak bardzo ślepa, że nie potrafi tego dostrzec. Kolejny dowód na to, że nie nadaje się do tej roli. Mając wszelkie warunki do stworzenia świetnie prosperującego miejsca ocalenia stworzyła tak naprawdę piekło, z którego wszyscy chcą uciekać. I dalej tego nie ogarnia.
Znowu się różnimy :(
Rozumiem Twoje oburzenie, faktycznie kobiecie na pewno było gorzej w tej komunie... hmmm Zakonie Szpitalników xD Niemal każda grupa lub społeczność jaką spotykały do tej pory Ricki była w jakimś sensie chora, czy to przez bezwzględne zasady bez poszanowania dla innych czy też zezwierzęcenie. Woodbury było na pierwszy rzut oka spokojną osadą rządzoną przez niebezpiecznego acz wyrozumiałego wodza - tu mamy jednak do czynienia z kobietą, która woli nie widzieć lub udawać, że nie widzi. Dotychczas bohaterowie serialu zazwyczaj żyli z dnia na dzień, a w tym wypadku mamy społeczność na tyle zorganizowaną i zajmującą na tyle bezpieczną lokację, by móc wytworzyć pierwsze elementy cywilizacji, mianowicie podział na lepszych i gorszych i przewagę jednych nad drugimi. Na tych kto broni i kto sprząta, kogo warto leczyć a kogo warto wykorzystać seksualnie. Dawn nie wygląda na idiotkę i dobrze wie, że gdyby spróbowała wprowadzić ostrzejsze metody, albo nastąpiłby bunt stróżów prawa, albo masowa ucieczka przetrzymywanych siłą pacjentów. Tak czy siak, skończyłoby się na fakcie, że zostałaby sama, ewentualnie z kilkoma pokręconymi jednostkami, którym ciężko powierzyć swoje życie. Moim zdaniem to usilne staranie o przyporządkowanie ludzi do nowych ról i wiara w nierealny powrót do cywilizacji to jej ucieczka od oczywistej klęski ludzkości w tarciu z wirusem. Lekarz jest zdolny złamać przysięgę Hipokratesa, byle tylko bezpiecznie żyć w pokoiku z muzyką i Caravaggiem, a policjantka przymyka oko na nadużywanie władzy pod pretekstem "zwrotu długu", byle tylko utrzymać swoją komunę w kupie. A wszyscy zgadzają się na rządy Dawn, bo wiedzą, że odpowiedzialność nie będzie spoczywać na ich barkach, a i tak będą mogli robić co im się podoba - policjant nie został ukarany za napastowanie Beth, ale Noah, który był tylko sprzątaczem, został pobity za "nieumyślne spowodowanie śmierci".
Konflikt jest prosty i wynika z tego, że każdemu zależy na czym innym. Nie widzę tak zbytniej zgodności co do podejmowanych działań. Jeden chce podtrzymać swoją iluzję celu w dalszym życiu, drugi po prostu być po drugiej stronie siatki niż walkery, a trzeci ma gdzieś apokalipsę, bo może sobie poużywać na młodych laskach i nikt nie stanie mu na drodze. To tak jakby w 3 sezonie Ricki zatrzymały się po tego autostopowicza, po czym podwiozły go do więzienia i po zabraniu plecaka wyrzuciły tuż za siatką. Moim zdaniem, wiem powtarzam się, ale jest to ciekawy przykład grupy nie idącej w jednym kierunku i skazanej tym samym na zagładę.
Ludzie może i uciekli przez oczywistą samowolkę kontrolerów szpitalnych, a może i przez coś jeszcze. Jakieś eksperymenty? Teorie? Anyone? :D
Dobrze wszystko wyłuszczyłeś w pierwszym akapicie - zgadzam się z przedstawionym przez ciebie opisem :)
Mimo wszystko konfliktu dalej nie widzę, tylko takie gówniarskie podskakiwanie mamie, ale i tak wiadomo, że kluska na stole będzie, nawet jak mamusia przejedzie ścierką po rzyci. Uosobieniem konfliktu był Szejn. Był Merle. To byli ludzie, którzy byli anty i jak byli anty, to wiedział o tym cały świat. Albo dowiadywał się za późno, ale też z siłą wodospadu :D
W szpitalu jest tak: psipsipsi po kątach, ewentualnie jak ktoś się czuje pewnie to zapyskuje do Dawn - tak jak pewny swojej pozycji The Chosen One doktor i nie mająca już nic do stracenia Joan. Wiadomo, że ludziom nie podoba się atmosfera panująca w szpitalu, ustrój feudalny, że tak powiem poetycko: rak toczący tą społeczność. Ale jedyną reakcją, formą konfliktu jest albo ucieczka, albo burdel w gabinecie. Nikt nie dyskutuje z Dawn, nikt nie przemawia jej do rozumu, nikt nie wystrzela jej po pysku.
"jest to ciekawy przykład grupy nie idącej w jednym kierunku i skazanej tym samym na zagładę."
mam wrażenie, że zagłady tam by nie było (haha do czasu Carol haha) tylko akurat sukcesem tej grupy jest to, że wszyscy zainteresowani w menedżmencie idą w tym samym kierunku: przeżycia. Jeżeli tylko Dawn, doktor, Oblech i reszta policmajstrów wyżyją, to będzie im zawsze dobrze. Bo pacjenci w sumie zawsze będą. A im dalej w głąb apokalipsy, tym większe prawdopodobieństwo, że do szpitala trafią osoby, które zgodzą się na wiele, byle nie być TAM.
Choć teraz to już po ptokach, bo w szpitalu jest Carol. Mogą się już zacząć pakować :)
No właśnie wielu widzów sugeruje coś takiego. Hm. Nie odniosłam takiego wrażenia, ale kto wie? W sumie pacjentów tam za bardzo nie widać...
No właśnie to jest rodzaj konfliktu psipsi po kątach - ze słownika konfliktów:
"Konflikt Psipsi - rodzaj konfliktu objawiający się tajemniczymi personami zamykającymi drzwi przed nosem przybyszów, losowymi plaskaczami, pomyłkami w nazwach leków i regularnym poburkiwaniem po kątach. Mogą tez występować przypadkowe sytuacje rozdawania ciuciu przez pobocznych uczestników konfliktu."
Sądzę, że prędzej czy później presja doprowadziłaby do rozpadu Szpitalników. Czy to pomyłka lekarza w stosunku do zbyt "cennej" osoby, czy "o jeden gwałt za daleko", albo o jedno burknięcie Dawn za wiele. Komuś by się to znudziło, bo izolacja od poczucia zagrożenia przez bezpieczne pokoiki stwarza zbyt wiele okazji do myślenia. A jak człowiek za dużo myśli, to wiadomo.
Chciałbym rozwinięcia wątku i ukazania jakiejś tajemnicy, ale po ostatnich wybujałych fantazjach, które zawsze okazywały się nieprawdą, nie mam wielkich oczekiwań. Petardy w ruch i do DC we go!!
:D
Wiadomo, że czasami jedna osoba jak ten kamyk w trybiku potrafi wszystko rozwalić - więc jak najbardziej ktoś mógłby ich tam od środka rozpieprzyć. O, o, już widać blondi zgłaszającą się na ochotnika i ruszającą na doktorka z chmurą nad głową i czymś tam w ręce, co bynajmniej nie jest japkowym lizakiem.
O tym życiu długo i szczęśliwie mówię w teorii, bez niespodziewanych Beci.
Mnie tam szpital nie bardzo interesuje, więc czy tam będzie frankensztajn w podziemiach, czy tylko brudne pranie odkąd Noah dał dyla, to mnie jest za jedno.
Coś się biblijnie zrobiło w TWD: Gabriel, Abraham, Noah..
Motywacja Beth poza chwilowym przeświadczeniem o słuszności swoich działań nie jest do końca jasna, przecież po zabiciu lekarza na pewno by ją zabili, jej przydatność w stosunku do lekarza byłaby wręcz zerowa.
Cieszyła się, że pomogła uciec Noahowi, po czym chciała popełnić samobójstwo? Such Beth...
Brudne pranie w piwnicy, ożywione negatywną energią mieszkańców postanawia zemścić się na wszystkich, którzy je zabrudzili :D