PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=547035}
7,8 178 tys. ocen
7,8 10 1 177904
6,6 42 krytyków
The Walking Dead
powrót do forum serialu The Walking Dead

S3E11-wrażenia.

ocenił(a) serial na 7

Świeżutko po seansie.(Strasznie mnie denerwowaly reklamy co 5 minut)Ciekawy odcinek i kilka watkow zaczyna sie rozwijac:
-Andrea i jej wyprawa do wiezienia.Fajna proba torowania drogi do wiezienia z zombie-przewodnikiem(okaleczenie zombie na kamieniu-mistrzostwo).Niestety Andrea jest nadal pod wrazeniem Gubernatora i czekam az sie zlamie czego nie zrobila pod koniec odcinka.
-grupa Tyreesa w Woodbury.Fajny zwrot akcji.Jestem ciekawy jak sie zaadoptuja choc nie mysle by ostatecznie staneli po stronie Gubernatora.Ewentualnie beda to Ben i Allen.
-Merle w wiezieniu.Staje sie warunkowo czescia grupy Ricka.Bracia Dixonowie to swietny duet.
Generalnie mamy w odcinku kilka akcji killer-count i wiecej fabuly.
Ogolem ocena odcinka w skali Filmwebu 7/10.

ocenił(a) serial na 9
lexarks

No tak, kiedy slow brak trzeba sie posilkowac rysunkami ... ale ja bym sie nie odwazyl na forum publicznym pokazywac swoich stref intymnych i to jeszcze wtedy kiedy nie oszukujmy sie, nie masz czego tak naprawde pokazywac :)

Ale z drugiej strony swiat nalezy do odwaznych, tak wiec bravo o_O

ocenił(a) serial na 7
BigRo

Policz kropki :)

...............................................

ocenił(a) serial na 9
lexarks

Niezle metody dydaktyczne ... ale nie mierz wszystkich swoja miarka, to nie ladnie ...

ocenił(a) serial na 7
BigRo

Policz, policz :)

ocenił(a) serial na 9
lexarks

Czyli jednak mialem racje ... again ...

ocenił(a) serial na 7
BigRo

No nic, jak głupiemu nie odpuścisz, to sam nie odpuści... Odpuszczam :)

ocenił(a) serial na 9
lexarks

And The winner is ... :)

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) serial na 9
grzegorz_021

Takie zycie ^^ ale uwazaj zaraz zacznie sie ciskac ze ludzie mu wytykaja taki smieszny blad :)

ocenił(a) serial na 6
fincu

Taka ciekawostka z tego odcinka odnośnie oka Philipa:
początek odcinka http://i.imgur.com/iUf3jBl.jpg
końcówka http://i.imgur.com/rzM5yIj.jpg

@Edit
Ech, pisałem o tym w tej samej chwili co @lexarks :c

ocenił(a) serial na 7
Wickerie

Haha jaki fail.Szczerze mowiac nie zwrocilem na to uwagi.

ocenił(a) serial na 5
fincu

Ale Phillipek wtedy patrzył do lusterka bodajże stąd "zamiana oczu".

ocenił(a) serial na 6
Kassandra85

Wygląda na to, że masz racje - jednak moja wpadka, nie twórców ;)

ocenił(a) serial na 7
Kassandra85

Masz maczo men czesciej patrzy w lustro niz niejedna dziewczyna.Czolg ktorym wjedzie w oboz Ricka bedzie przedluzeniem jego penisa.

ocenił(a) serial na 7
Wickerie

Lustereczko :D

ocenił(a) serial na 10
Wickerie

http://i1.kwejk.pl/site_media/obrazki/2013/02/3380f9199cc1ab7ccaf8bc27ed2c2fca_o riginal.png?1361808359

ocenił(a) serial na 6
mefiucoval

Hahahaha no i to jest dopiero fail

ocenił(a) serial na 8
fincu

Nie czaję dlaczego ludzie uwzięli się na tę biedną Carol. Rozumiem, że na początku była irytującą sierotką, ale teraz się wyrobiła. To chyba normalne, że nie przepada za Merle'em, facet był niebezpieczny, a ona nie wie, że się zmienił, bo nie była tego świadkiem, więc ludzie, dajcie żyć. Najpierw z niewiadomych przyczyn hejtujecie Andreę, a teraz Carol? Nie zdziwię się jak zaczniecie psiaczyć na małą Judith, w końcu każda kobieta z serialu musi w końcu zostać zgnojona...

ocenił(a) serial na 1
fincu

Dzisiaj krótko.
Odcinek nie sprawił, że piałam z zachwytu, ale jest kilka momentów i postaci, o których muszę naskrobać zdań parę... A więc! Po kolei. Przede wszystkim: MERLE, MERLE, OCH, MERLE. W tym epizodzie wypadł zaskakująco pokojowo, co sprawia, że śmiem podejrzewać, że może jednak grupa przyjmie go jak swojego (oby, oby, oby, oby!). Przecież on tam pasuje wręcz idealnie! ( - Carol, przestań krzywo patrzeć, to nieładnie -).Tylko ciągłe gderanie Glenna mnie irytuje niemiłosiernie... Kiedy chłopaczyna zaczął swoje szczekanie, miałam szczere nadzieje, że Daryl mu przytrzaśnie - raz, a porządnie. Niestety się zawiodłam, nie ukrywam swojego rozczarowania. No ale podoba mi się, że nasz pocieszny staruszek za nim [Merlem] stanął.
Następnie zdziwiłam się, że z Miltona taki przydupas Jednookiego Bandyty. Myślałam, że jest on dosyć niemrawo nastawiony do tego wszystkiego (tworzenia małej armii, etc.), że zaczyna czuć jakieś JAKIEKOLWIEK wątpliwości i takie tam, a tu proszę... niczym bezmózga owieczka. To samo tyczy się Andrei (Tomb, nie wściekaj się)... Czy ona jest ślepa, głucha, czy w jakikolwiek inny sposób upośledzona, hę? Dostała czarne na białym, wszystko wyłożone na tacę i ona jeszcze ma jakiekolwiek wątpliwości? Kpina, kpina i jeszcze raz kpina. Albo zdziwienie, że nie wszyscy przywitali ją z otwartymi ramionami (haha, gdyby wzrok Carla potrafiłby zabijać, Andrea już leżałaby martwa), no proszę Was, to było wyjątkowo idiotyczne D:. Skoro jesteśmy już przy kwestii spotkania po latach, to bardzo mi się podobała ta scena, bardzo. Moja ulubiona w tym odcinku.
Aha, no i Tyreese. Wreszcie wzmianka o nim i jego towarzyszach, nareszcie! Zatrzymanie się u Jednookiego Bandyty nie bardzo mnie zdziwiło - to samo tyczy się ochoczej potrzeby pomocy Allena i Bena (nie wiem, czy dobrze napisałam ich imiona, nie dbam o to) w zlikwidowaniu Ricka. ARHRWHWJWHW. Gdyby nie więzienna grupa, to gnojki dawno gryzłyby piach. Niechże w najbliższej przyszłości zostaną pokąsani, pokiereszowani, postrzeleni, cokolwiek.

Reasumując, odcinek nie zaspokoił mojej ciekawości, która została wzbudzona tydzień temu. No niestety.
Najlepsze dopiero przed nami... Morgan, czyżbyś się zbliżał wielkimi krokami? Oby.

ocenił(a) serial na 4
fincu

A no to i jak dołożę coś od siebie. Odcinek podobał mi się niesamowicie, a to przez to, że w końcu mamy relacje międzyludzkie. Mam podobne odczucia co do "I ain't a Judas" jak w przypadku pilotażowego odcinka sezonu trzeciego. Jednakże to "rozemocjonowanie" jest burzone przez kilka naprawdę irracjonalnych zagrywek i to nie natury produkcyjnej, a fabularnej. Co za tym idzie mimo wielu chęci nie jestem w stanie dać więcej niż 7/10. Tym razem zacznę ocenę od negatywnej strony odcinka.

Pierwsze chyba najbzdurniejsze zagranie całego trzeciego sezonu to połączenie grupy Tyreesa z Gubernatorem. Jest jeszcze gorsze niż zabicia Lori i T-doga. Dobrze wiedziałem, że spotkają Andreę na swojej drodze, ponieważ to zagranie było do przewidzenia, ale że pójdą do Woodbury? Widząc tą scenę miałem jedno wielkie "WTF". Co najlepsze twórcy zdradzili cały tok dalszych wydarzeń. Po pierwsze Sasha zdradzi dojście do więzienia od strony frontowej, czyli już mamy nakierowanie od którego kierunku ponownie zaatakuje Gubernator. To natomiast nam, jako czytelnikom komiksu już może zasygnalizować iż z czołgiem możemy się pożegnać bo i po co Blakowi czołg skoro się może bez problemu dostać do trzewi więzienia. Druga sprawa to Allen, który swoim nastawieniem od razu zdradza, jaką rolę będzie pełnił w grupie, po ponownym połączeniu z Rickiem. Sabotażysta jak nic. O ile w przypadku Tyreesa oraz Sashy wszystko jest jeszcze do odratowania, to tak w jego sytuacji wszystko jest kompletnie przekreślone. Następna rzecz to fakt, iż ktoś z tej grupy na 100% zostanie zamordowany z rąk Gubernatora. Typuję Bena. Chłopak jest jedynie zapchajdziurą i tyle. Następna rzecz ma się tak, że twórcy po raz kolejny nie dotrzymali obietnic danych widzom. Sam Kikrman dobitnie powiedział, że postać Tyreesa będzie w dużej mierze zgodna z pierwowzorem. Co nam natomiast zaserwowali...? Owszem jest to zwrot o 180 stopniu ale ja nie widzę dalszej przyszłości w postaci egzystencji Tyreesa i reszty w grupie Ricka. Kiedy ten jest podejrzliwy w stosunku do każdego do entej potęgi, tak twórcy zamiast jakoś to sprawnie załagodzić, dołożyli kolejną kłodę jeszcze bardziej utrudniając racjonalne połączenie się oby tych zespołów.

Następna sprawa dotyczy problemu Merla. Nic, kompletnie nic nie ruszone w tej kwestii. Pogadali sobie parę minut po czym widzimy jak Merle rusałkuje sobie z kałachem po dziedzińcu więzienia. Dosłownie ręce opadają. Mała gadka szmatka i koniec. Kiedy mieli irracjonalny problem z Randalem to rozwlekli to na trzy odcinki. Tutaj poświęcili na to raptem parę minut. No śmiech na sali. Glen kompletnie niewzruszony, Maggie coś tam pokrzyczała ale też jakoś przyjęła to do siebie, Michonne to dosłownie oaza spokoju (jak nigdy), a sam Rick też jakoś bez większej egzaltacji w tej kwestii. Pytam się więc, gdzie się podziało to oponowanie z odcinka "The Suicide King"? Nie ma. Ja rozumiem, że Gubernator, atak itd, ale traktowanie po macoszemu tak ważnej kwestii? U mnie nie przechodzi. Jedyny ratunek w Hershelu, który naprawdę wykazał się sporą dozą inteligencji i sam podjął inicjatywę w celu wypytania tego "marginesu społecznego".

Podsumowując moje obiekcje. Teraz już wiem, dlaczego AMC pozbyło się Mazzary. Chłopak stracił balans. Poszedł całkowicie w akcję, zapominając o racjonalnym łączeniu faktów. Jego chęć ciągłego dynamizowania serialu jest widoczna na każdym kroku. O wiele bardziej wolałem, jak poświęcali znaczną część uwagi na dany problem. Traktowanie niektórych wątków po macoszemu zakrawa o kpinę. Już nawet nie chcę wspominać o irracjonalnych pomysłach.

Na sam koniec kwestia postaci czyli na tapecie ląduje Glen. Od odcinka dzisiejszego jest to bohater, który sprawnie zajął miejsce Shane'a, w zadaniu najbardziej irytującego i irracjonalnego bohatera serialu. Jeszcze wcześniej dawałem mu szansę tutaj jednak czara goryczy się przelała. Jego obecna hipokryzja wręcz bije po oczach. W odcinku "Home" jawnie krytykuje postawę Ricka i na dodatek mianuje siebie liderem po czym w odcinku następnym żywo staje po stronie Grimes'a popierając jego zdanie. No proszę Was, ręce opadają. Do tego jakże stanowczy w kwestii wojny. Szczyl strasznie odważny. Ani doświadczenia taktycznego, ani bojowego, ani strategicznego, a mówi jakby całe życie w wojsku służył.

Dobra, trochę ponarzekałem, ale z tym już koniec, więc teraz czas na pozytywy. Oczywiście tradycyjnie zacznę od postaci. Jako iż niekwestionowaną "gwiazdą" tego odcinka została Andrea, to od niej zacznę całe "wychwalanie" odcinka :D

Andrea coraz bardziej mi imponuje. Po dość sporym zastopowaniu z jej strony, w końcu dostajemy taką Andreę, jaką większość lubi (a przynajmniej powinna :D) za czasów dwóch poprzednich sezonów. Stanowczość, wiara we własne przekonania, wartości jak i siłę przebicia. Koniec z kłamstwami, ufaniem Gubernatorowi (nie wiem dlaczego co poniektórzy nadal uważają, że jest pod wrażeniem tej postaci). Ewidentnie widać iż dziewczyna wzięła sprawy w swojej ręce. Najbardziej podoba mi się to że działa i nie czeka. Robi to co do niej należy. Nie rozumiem również zarzutu (to kierowane do filippo) o tym, że ona ciągle obstaje przy swoim. Czytając taki zarzut odnoszę wrażenie, jakbyście nadal uważali że Andrea stoi murem z Gubernatorem, z czym ja się nie zgadzam. Całą jej akcję odebrałem całkowicie inaczej. Andrea broni Woodbury, jako miasta, jako społeczność, a nie jako poszczególną jednostkę w osobie Blake'a. Z jej działania Gubernator jest wyłączony, co z resztą dobitnie nakreśliła. Nie chodzi o niego, a o dobro ogółu, co zresztą widać w jej nastawieniu do tworzenia tej małej armii Philipa. Zauważcie, że Blondyna mimo chartu w walce, nadal nie jest na tyle silna by zabić drugiego człowieka. Śmierć nawet stosunkowo obcych jej ludzi nie przechodzi bez większego echa. Nie chce aby obydwie grupy wyrżnęły się w pień. W jednej, jak i w drugiej są niewinni ludzie. Z jednej strony ma rodzinę o którą się troszczy, z drugiej około 70 paru mieszkańców, nie wiedzących w co się pakuje. Oczywiście pomysł połączenia grupy więziennej i Woodbury uważam za irracjonalny, ale wynikł on jeszcze przed późniejszymi faktami takimi jak pierwsze strzały oddane ze strony Woodbury, jak i zlecenie zabójstwa Michonne, także uznaje to działanie jako szukanie kompromisu. Oczywiście od razu skazanego na fiask, ale liczy się sam fakt. Pozostawiają jednak kwestię przyszłej walki, chcę się skupić jeszcze na samej re-wizycie w więzieniu. To co Andrea zobaczyła uderzyło ją maksymalnie. Grupa Ricka przerzedzona, tragiczne śmierci, życie za zadrutowanymi płotami. Do tego szerząca się dehumanizacja oraz wizja zemsty. Dla niej było to niczym wiadro zimnej wody. Szok, lekkie niedowierzanie, a nawet zdziwienie. Niemniej jednak mimo takiego obrotu spraw i tak poradziła sobie nader dobrze. Dalej działała i to mi się podobało. Nie czuje do grupy żalu czy jakiegoś urazu za pozostawienie jej. Nawet kwestia jej energicznego powitania została odebrana w pozytywnym znaczeniu. Wydaje mi się, że odczuwa pewne zrozumienie. Co najważniejsze, Rick, Carol, Carl i reszta nadal są najważniejszymi osobami w jej życiu. Nie wiem jak Wy, ale ja odczułem iż w końcu grupa jest pełna. Mimo tego że radzi sobie dobrze, to pierwotny skład jest jak najbardziej widziany. Wracając jednak jeszcze do końca jej wątku, czyli zabicie Gubernatora. Widać, że ich relacje to przeszłość, ale Andrea nie odważy się zabić żyjącego człowieka. Z jednej strony jest to zrozumiałe od strony etycznej jak i jej przekonań, ale z drugiej strony patrząc na obecną sytuację powinna na tym polu działać sprawnie. Niemniej jednak uważam, że nie powinno oceniać się tej bohaterki, przez pryzmat tego zajścia. Pamiętajmy, że Rick miał podobne bariery w przypadku każdego człowieka. Dopiero później włączył mu się tryb "shit happens"

Skoro już o Andrei mowa to czas na Michonne. Z nią mam lekki problem. Z jednej strony działa, zaczyna się odzywać, współpracować, co naprawdę cieszy, ale z drugiej strony na jaw wyszły je prawdziwe lawirowanie między faktami. Na pierwszy ogień idzie kwestia rozdzielenia tej dwójki. Michonne czuje urazę, ale Andrea też, tyle tylko, że uraza Mich jest podszyta własnymi ambicjami. Widać, że w tym duecie chciała ona dominować, co zresztą sama poniekąd potwierdziła. U Andrei natomiast uraza przybiera postać żalu, za nie wyjaśnienie pewnych kwestii. Sama zresztą powiedziała, że ona nie wybrała jej, a społeczność. To że tam zakręciła się koło Gubernatora idzie już swoją drogą. Druga kwestia to przyznanie się Michonne do jej sposobu działania. Z nią jest jak z Merlem, chce dobrze ale nie tak realizuje swoje plany. Nadal chodzi jej o uratowanie Andrei, co do tego nie ma wątpliwości, tyle tylko, że to uratowanie nie miało na celu zabrania jej z Woodbury, a jedynie pokazania czym tak naprawdę jest Blake. To natomiast łączy się też z ich rozdzieleniem. Nie dziwię się temu, ze Michonne z taką łatwością opuściła Andreę. Skoro przyjęła taki oto tok działania. Jawnie przyznała, że chciała pokazać a nie mówić, więc teraz pytanie, dlaczego mamy winić Blondynę za pozostanie w Woodbury, kiedy to Michonne świadomie zataiła fakty i właśnie tak postępowała?

Następna pod lupę idzie Carol. Ona od tego odcinka staje się jedną z najbardziej lubianych przeze mnie bohaterek. Postawę jaką przyjęła burzy wszelkie wątpliwości co do niej. No przynajmniej z mojej perspektywy. Teraz pytanie, czy naprawdę uważacie, że nie nadaje się na lidera Grupy, skoro z taką łatwością podsunęła Andrei tor działania? Co najważniejsze poszła sposobem łóżkowym :D Następnie kwestia Shane'a. Tu zapunktowała całkowicie. Na zarzut iż Shane kochał Ricka, bez zająknięcia i nawet podtekstu emocjonalnego, odparła, że Shane kochał Lori. Ten tekst ląduje w moim dziale najlepszych tekstów serialu :D Na uwagę zasługuje również fakt, jej relacji z Darylem. Obydwoje się rozumieją i choć ich wzajemna troska i oddanie mogą wydać się trochę sztampowe, to naprawdę widać iż czują się ze sobą dobrze. Nawet kwestia Merla nie poróżnia tej dwójki, co natomiast dowodzi teorii iż siebie nawzajem rozumieją.

Merle, Merle, Merle..... No co tutaj dużo pisać. Potwierdziły się wszelkie nasze hipotezy odnośnie jego przynależności do grupy. wyartykułował co się dało, powiedział co wie i jak sprawę widzi. Co najważniejsze nie zaoponował na argument, iż to on wszystko zaczął. Tym zachowaniem utwierdził mnie w fakcie, że to naprawdę inteligenty człowiek, choć pozory mogą mylić. Co najważniejsze, jest on OCZYTANY!!! :D Zbierałem szczękę z podłogi na taką nowinę.

Odrobinę można skrobnąć o Hershelu. Naprawdę podobała mi się postawa, którą przyjął w tym odcinku. Dostrzegł pozytywy w postawie Merla. Powiedział wprost, że ma doświadczenie wojskowe jak i siłę walki. Wie, że chłopina stanie się cennym nabytkiem w grupie. Wyartykułował swoje zdanie w sposób dobitny. Do tego wszystkiego przywołał Ricka do porządku.

No i na koniec sam Rick. Tutaj jednak nie będzie zbyt dużo. W końcu zaczyna dostrzegać swój problem, skoro nawet Carl zwraca mu uwagę co daje rokowania na lepsze jutro. Poza tym, w oczy rzuca się jeszcze jego ciepły, mimo wszystko stosunek do Andrei. Zrobił jej rejwach na wejściu, ale na wyjściu potraktował nadal jak członka rodziny. Zresztą nie tylko on ale i cała reszta, z wyszczególnieniem Carol. To natomiast już daje nam sygnały, że Andrea nadal jest mile widziana w grupie. Większość jest otwarta na jej powrót. Są trochę oziębli, ale nie zmienia to faktu, że ma furtkę otwartą. Nic tylko czekać na ponowną, stałą już re-wizytę.

O reszcie milczę, gdyż przycichła. Nawet sam Gubernator nie wiódł prymu w odcinku. Kwestię Miltona przemilczę. Mówiąc szczerze zaczyna mnie trochę irytować. Miałem nadzieję na to, ze jakoś skuma się z grupą Ricka. Mózgowiec w drużynie zawsze się przyda.

Oceniając ogólnie odcinek. Ciąg przyczynowo-skutkowy jest tutaj zachowany dość dobrze. Jest bodziec, jest reakcja. Co najważniejsze w końcu bohaterowie wyszli na pierwszy plan, a co za tym idzie koniec z akcją, koniec z dynamizmem. W końcu uczucia, emocje, problemy itd. Mam nadzieje, że utrzymają ten poziom już do końca sezonu.

Aha i tak jeszcze na koniec. Chcę zwrócić uwagę na postać Karen. Nie uważacie, że jest to pierwsza pretendentka do wskoczenia na miejsce Alice? Ciągle trzyma się z Andreą, a co najważniejsze popiera jej zdanie, krytykując przy tym Gubernatora. Uważam, że jest na pierwszym miejscu by zwiać z nią prosto do więzienia, gdy nadejdzie tak okazja w odcinku 14.

Pokuszę się również na podsumowanie muzyki zamieszczonej na końcu epizodu. Myślałem, że walnę jak zajechali z tą końcówką. Tutaj poważna, dramatyczna scen, a ci włożyli utwór niczym "Iść, ciągle iść w stronę słońca" :D Aczkolwiek zagranie dobre.

ocenił(a) serial na 8
tomb2525

Miałeś aż tyle przemyśleń po 11 odcinku??? Chyba lubisz pisać.

ocenił(a) serial na 4
taksido

Chyba jesteś tutaj nowy :D Ja po każdym odcinku zamieszczam tutaj taki mały "elaboracik". Nie każdemu się to podoba, ale mówiąc szczerze lata mi to... Nie powiem gdzie. I owszem, tyle aż tego jest, a to z tego względu, że ja lubię analizować każdy nawet najmniejszy kroczek bohaterów, ich relacje, uczucia itd. Tyczy się to wszystkiego, nie tylko filmu. A pisanie to już swoją drogą :)

tomb2525

Spoko, ale rodzina Andrei to Rick i jego kompanija z którymi spędziła więcej czasu i z którymi niejedno przeżyła oraz Michonne, która uratowała jej tyłek i przez 8 miesięcy utrzymywała ją przy życiu, a nie jacyś ludzie z Woodbury, których nawet nie kojarzy z imienia, a którzy są na tyle poryci, że jarali się krwiożerczymi walkami zombie z ludźmi, które urządzał Gubcio. To grupy Ricka powinna bronić, a nie społeczności Woodbury, której praktycznie nie zna, nie jest z nią związana, a jest tak samo zdziczała jak ten i ich prowodyr. Andrea powinna dokonać prostego moralnego wyboru i opowiedzieć się za grupą Ricka, ale mam wrażenie, ze ona ciągle myśli waginą i leci na Gubernatora. Ciekawe czy jakby się dowiedziała o tym, że Gubernator dopuścił się gwałtu, dalej by tak obstawała za jego grupą.
Co do Miltona to od początku było wiadomo, ze to lizus i tchórzliwy oportunista.

ocenił(a) serial na 4
milenasy

Andrea z grupą spędziła niecały miesiąc, przy czym większa część czasu polegała na ustabilizowaniu się relacji pomiędzy jej członkami, więc już tak nie wyolbrzymiajmy. Popatrzmy na sytuację na farmie, gdzie to każdy był sobie obcy i można wśród tej grupy wyodrębnić kilka mniejszych. To, że po takim czasie Blondyna nadal czuje tak silne więzi z tym ludźmi jest naprawdę godne podziwu, bo to świadczy o stałości jej uczuć względem osób w około. To raz. Dwa, w Woodbury jest już też trochę czasu więc jest to idealny okres do nawiązania relacji. Może nie jest nam dane zobaczyć jej znajomość z każdym z osobna, ale jednak nie zmienia to faktu, że 73 osobowa społeczność nie jest na tyle duża, by każdy przechodził koło siebie obojętnie. Wystarczy zobaczyć na jej relację z Karen. Nie są wyeksponowane, ale ewidentnie widać, że są stabilne i pozytywne. Co za tym idzie nie dziw się, iż chcę pogodzić obydwie grupy w taki sposób, aby zaoszczędzić ofiar.

Mówisz o moralności. Z moralnego punktu widzenia, wybór pomiędzy jedną a drugą osadą, w której są tak samo niewinni ludzie, jest sprzeczna z założeniami jaka ta nauka przekazuje. Moralność to kierowanie się dobrem ogółu, a nie tylko własnym. Ucieczka Andrei z Woodbury pociągnie za sobą pewne konsekwencje, przez które ucierpi zarówno nasza grupa jak i Woodbury. Jestem wręcz pewien, że po "nowościach" z więzienia rozważa opcję ucieczki, ale jestem również przy tym pewien tego, że póki sprawy nie przybiorą jeszcze gorszego obrotu będzie robić co w jej mocy, by spór ten załagodzić.

PS. wszyscy mówicie jakoby to Michonne opiekowała się Andreą 24h/dobę zajmując się nią jak dzieckiem. Już nie popadajmy w taki skrajności. Obydwie troszczyły się o siebie w takim samym stopniu. Zresztą wystarczy spojrzeć na postawę Michonne. Zostawiła Andreę w Woodbury bo miała w tym swój cel.

ocenił(a) serial na 10
milenasy

Podpisuję się pod twoją wypowiedzią. Andrea powinna pokazać jaja (waginę? um, no... wiecie o co chodzi xD), przejrzeć na oczy i uciec z Woodbury, w którym nie trzyma jej nic oprócz osoby Gubcia.
Ale jest jedno "ale" - Blake nie zgwałcił Maggie... Zatrzymał się na obrzydliwym i upokarzającym obmacywaniu.
A Milton to dziad xD

ocenił(a) serial na 4
lati

I co by dało to, że Andrea zwiałaby teraz z Woodbury? Po pierwsze to nie miała by żadnego ekwipunku w postaci możliwej broni etc. Jeden magazynek i pistolet? Pierwsza lepsza horda i już koniec. Oczywiście można powiedzieć, że w lesie dała sobie radę, tyle tylko, że trzymała ona tam całe wyposażenie Ricka i reszty. Po drugie brak auta. Po trzecie niemożliwość z zdobyciu tych rączek, haczyków etc które trzyma Milton zaraz w swoim laboratorium. Po czwarte Gubernator zaraz wysłałby za nią pościg, który skończyłby się niezbyt ciekawie (patrz Michonne). Po piąte, teraz kiedy zarysował się konflikt między Gubernatorem a więzieniem, pościg ten mógłby zostać wysłany wprost pod bramy więzienia. Pytam się więc jakie z tego będzie miała korzyści?

ocenił(a) serial na 10
tomb2525

Ucieczka w takim sensie (hipotetycznym), że Andrea zabija cichaczem Philippa, bierze sprzęt, idzie do Miltona, zabiera zabawkę potrzebną do trzymania zombie jako niewolnika, zwiewa do więzienia, dołącza do grupy Ricka. Tylko błagam, nie pisz teraz wywodów na milion stron (spoko, nie czepiam się, ogólnie lubię jak się rozpisujesz i wszystko analizujesz), że to niewykonalne, nielogiczne, blabla, bo to tylko moje własne rozważania, ok? <3

ocenił(a) serial na 4
lati

Jeżeli przyjęlibyśmy, że Andrea zabiłaby przedtem Gubernatora to sprawa rozwiązana. Sama bierze sprzęt i zwiewa, mają pewność, że nikt nie zemści się czy to na niej czy na więzieniu, ponieważ jego śmierć równa się czystemu chaosowi w mieście. Brak rygoru, brak przywódcy itd. Jednakże wiadomym jest, że tego nie zrobi (zahamowania moralne) i właśnie na tej tezie opierałem tamten post.

tomb2525

Uwielbiam czytać Twoje przemyślenia (tak, jestem fanem!). Mam nadzieję, że na koniec 3 sezonu przygotujesz jakieś wielkie podsumowanie.

ocenił(a) serial na 9
tomb2525

Samochod juz ma no chyba ze jej zarekwirowali ... tylko glupio zrobila ze podjechala pod sama brame, powinna zostawic go gdzies za przyslowiowym zakretem i zabrac ze soba kluczyki na wypadek gdyby jeszcze byl jej potrzebny transport ...

ocenił(a) serial na 4
lati

Przecież kobiety mają jaja. W końcu są JAJowody, JAJniki, JAJECZKA.

ocenił(a) serial na 10
Badly

Oj dobra tam.

ocenił(a) serial na 10
Badly

To niech pokazuje jajniki, whatever xD

ocenił(a) serial na 8
tomb2525

To ja się podczepie pod Twój post :D
Połączenie grupy Tyreesa i Gubernatora awrrr. Kiedy Sasha zabrała głos, błagałam żeby nie wspomniała o psychopacie Ricku. No niestety. Ona i jej młodzi zapaleńcy pójda teraz z młotkami na złego i niegrzecznego Ricka. Dobre słowo to tak, przewidywalne. Postać Tyreesa jest dla mnie totalnie nowa. Poza podobieństwem fizycznym do komiksowego pierwowzoru poważnie nie widzę żadnego innego. Nie wiem czy chcę dać mu czas, czasu wystarczajaco dużo otrzymała Mischonne, a przecież fajerwerków z tego nie ma.
Co do Merla to nie wiem Tom czego Ty oczekiwałeś od grupy w stosunku do niego. Nie ma czasu na strategie zakładajace co z nim zrobić głownie z jednego powodu- wszyscy są tego samego zdania. Rick widzi w nim ręce do pomocy i zarazem cieszy się z Daryla. Glenn, Maggie i Mischonne oczywiscie, ze nie cieszą się z jego obecności ale widzą w jak beznadziejnej sytuacji się znajdują. Nie mogą sobie pozwolić na wybieranie pomocników. Byli świadkiem tego, jak Jego EX władca Pan G. wrzucil go na ruszt, metaforycznie. Dzięki Merlowi wiedzą więcej, są silniejsi. Wewnętrzna niechęć Maggie do niego nie znaczy za wiele. Przełamał się ojciec skrzywdzonej przez Niego córki.. wiec reszta to kwestia czasu. Porównanie do Randala ojj troszkę nietrafione. Randall to obca totalnie osoba, pomogli mu dobrowolnie, grupa była większa, byłby zabity gdyby nie Dale etc.
Z naszym koreańczykiem mam podobne odczucia. Sam siebie mianował przywódcą. To niech sobie nim będzie, ale w łózku(czyt. pryczy) z Maggie.
Co do Andrei. Ciężko mi to przyznać ale zarzuty, że jej mimika twarzy polega zawsze na ,ohhh coo" są nie bezpodstawne.. Zwróciłam na to szczególnie uwagę i faktycznie jej wyraz twarzy często się nie zmienia. Była zdecydowanie dominantą w tym odcinku. I bardzo dobrze. Odważna, pewna siebie i słuszności swoich racji. Zastanawiam się co kierowało ją kiedy rzucała się na Gubcia.. Czy naprawdę myślała o tym, że po akcie seksualnym go zabić? Inaczej jej naga postać stojąca z nożem nad G. byłaby absurdalna. No kurde, musiała chcieć, a przynajmniej myśleć o Jego śmierci. Jednakze jak widać, jeszcze nie potrafi posunąć się do tego by zabić zywą osobę..
Co do Karen. Ciekawa hipoteza. Rzeczywiście jej postać nie wydaje się być typowo epizodyczną. Być może w takim razie.
Skoro Alice, to co z Miltonem? Nie ogarniam tego bohatera. Pionek w ręku Philipa. Ale to wręcz niemożiwe, żeby tak naiwnie podążać za jego charyzmatyczną mordką.
Aha i muzyka. Potrafiłbyś podać tytuły piosenek? :)

ocenił(a) serial na 4
Iknowwhatkindofmenur

Na początek podam Ci tytuł tej piosenki, bo jak skończę to pewnie zapomnę :D Utwór grany na końcu jest autorstwa Tom'a Waits'a i nosi ona tytuł "Hold On".

A odnosząc się teraz do Twojego postu. Widzę że sprawa Tyreesa nie tylko mi zazgrzytała. Przecież to zakrawa o czystą kpinę. Nie dość że wprowadzają go dopiero teraz, to na dodatek znika na jeden odcinek po to by w efekcie trafić do Gubernatora. Zastanawiam się teraz co tam robi Kirkman zezwalając na takie lawirowanie.

Co zaś się tyczy Merla. Nie chodzi mi o rozciągnięcie tej kwestii na Bóg wie jaki czas. Wiadomo, że nie o to tutaj chodzi. Jednakże potraktowanie tematu tak na odwal się również nie jest rozwiązaniem, skoro jest to wątek jeden z ważniejszych drugiego półsezonu. Może chcą go rozwinąć, ale sądząc po przyzwoleniu Ricka na pobyt Merla nic takiego się nie zapowiada. Można powiedzieć, że mimo takiego problemu jaki narobił starszy Dixon grupie Grimes'a i tak dostał wolną rękę. Może robić co chce, tyle tylko, że teraz pod okiem całej reszty, choć nie zmienia to faktu, że żadnych kroków w stosunku do jego położenia nie podjęto.

Kwestia gry aktorskiej. Cóż, niewątpliwie jest to kwestia sporna. Ja uważam, że zadaniem aktora jest przekazanie jak największej dozy emocji. Moim zdaniem Laurie Holden spisuje się tutaj nader dobrze. Jakiś środków ekspresji do tego używa? Naprawdę mało mnie to nie interesuje. Może nawet latać po ekranie byle tylko była prawdziwa w tym co robi.

Wydaje mi się, że kwestia zamordowania Gubernatora wynika ze swoistej presji nakładanej zarówno ze strony grupy (patrz Carol, która wręcz jej rozkazała pójść tymi torami), jak i ze strony jej samej, a to przez chęć ratowania obydwu grup przez wspólnym wyrżnięciem w pień. Niewątpliwym jest, że chciała tego dokonać, ale jak już sama wspomniałaś (ja zresztą też) mimo takiej waleczności z jej strony i tak nie jest na tyle silna psychicznie by zadać cios żyjącej osobie. To natomiast zaowocuje pewnie jej ucieczką z Woodbury na przestrzeni następnych odcinków. Z jednej strony będzie chciała być bliżej grupy, a z drugiej jak najdalej od wizji morderstwa. Kiedy dojdzie już do konfrontacji face to face pomiędzy nim, a grupą Andrea będzie miała już mniejsze opory, no bo jakby nie patrzeć Rick i reszta zostaną postawieniu na "ostrzu noża".

ocenił(a) serial na 8
tomb2525

To ja podziękuję na początek :D
Mam wrażenie, że nie mają co zrobić z tą postacią.. Może niech zostawią ją w spokoju, nic na siłę. Jeżeli dojdzie Morgan to jeden murzyn w grupie wystarczy haha :D Póki co, chwilkę pobył w więzieniu, zna Ricka na tyle, by powiedzieć o nim, ze jest poświrowany, a teraz trafił do Woodbury. Jak piłeczka. ZObaczymy co dalej z nimi zrobią.
Merle był w o tyle dobrej sytuacji, że przyszedł dosłownie na ratunek Rickowi i reszcie. Kto wie, może gdyby nie on ktoś by zginął. Co nie zmiania faktu że motorem działań był Daryl i to tylko ten Dixon jest przeze mnie lubianą postacią. Mimo wszystko, Merlinek zasłużył dziś na high five! O ilę się nie mylę to był za kratkami, znaczy zamknięty w jakiejś celi. Szybo zyskał ich uznanie i myślę, że nie naiwnie.
Gra aktorka Laurie jest naprawdę dobra(najbardziej urzekła mnie wymianą zdań z Lori w drugim sezonie, ohh bezbłędne) ale przez te wszystkie negatywne komentarze w jej stronę sama zaczęłam szukać dziury w całym. Warto dodać, że miała dziś kiteczkę i wyglądała CUTE :D W scenie gdzie ponoć chciała dźgnąć kochanka nożem niestety nie zauważyłam za dużych wewnętrznych niespójności, sprzeczności. Biorąc ten nóż, byłam przekonana, ze go nie zabije a chyba nie do końca o to chodził, a wręcz przeciwnie-gradacja tych emocji i baaaaaaaaam! Nawarstwienie było, bam nie.
Jak tak teraz myślę, to bardzo dobrym zabiegiem było wstawienie Andrei do Woodbury. Nie wiem jak miałoby to wyglądać w komiksie, ale wersja gdzie Andy jest kochanką psychopaty jest świetna. W komiksie przecież strzela do mieszkańców Woodbury z wieży, a tutaj? Od dawien dawna nie zabiła nikogo(raz wyszła się przewietrzyć i dźgnęła zombie). Odważny pomysł, ale jestem na tak!

ocenił(a) serial na 4
Iknowwhatkindofmenur

Bardzo dobrze to określiłaś. Tyreese odbija się miedzy osadami jak piłka. Rick i Philip zrobili sobie po prostu żonglerkę z użyciem tego bohatera. Lata na wszystkich frontach. Sam Ty jest natomiast typem bohatera, który działa strasznie schematycznie czyli zawsze musi mieć to zabezpieczenie w stylu "zrobimy co każesz ale nie wyrzucaj". Trochę naiwne działanie z jego strony. A tak skoro już jesteśmy przy Tyreesie. Jak on zrobił taką zagrywkę w stronę Gubernatora to większość z oglądających mówi "a bo on chce normalnie żyć". Wszystko pięknie ładnie, ale skoro Andrea zrobiła podobne podejście to dlaczego jest określana negatywnie? Jakaś nieprawidłowość się tu wkrada, no ale to taka mała dygresja.

Merle można powiedzieć przyszedł na gotowe. Co by nie mówić, miejsce w grupie miał zapewnione mimo wszystko ponieważ Daryl to cenna osoba będąca podporą wszystkich w około. Nie mówię że Merle również nie jet ważny, ale jednak zajmuje trochę niższą pozycję. Co nie zmienia faktu, że odrobinę na odczep poprowadzili ten wątek.

Co się tyczy Andrei i Holden. Nie przejmuj się mam tak samo :D Zacząłem się przyglądać każdemu szczegółowi, każdemu krokowi itd, lecz mimo wszystko nadal uważam że gra dobrze. Może nie jest to gra na poziomie wybitnym ale nie jest też całkowicie zła. Po prostu Holden znalazła się w takiej sytuacji, gdzie nie mogła pokazać pełni swoich możliwości, no bo i kiedy? Na przestrzeni ostatniego półsezonu raptem kilka momentów można wymienić. Wracając jednak do kwestii zabójstwa Philipa. Może ona nie ma wewnętrznych niespójności? Wydaje mi się, że chce go zabić mimo wszystko, ale jakaś cząstka niej samej ją stopuje. Może moralna natura, może jej przekonania ciężko powiedzieć. Wiem natomiast jedno, tutaj na wierzch wychodzi postawa a'la Dale.

Postawienie Andrei w Woodbury też uważam za dobre posunięcie. Po pierwsze pokazuje nam to prawdziwą naturę tej postaci, zwłaszcza w tym momencie. Widać, że została w mieście nie dla Blake, a dla społeczności co sama podkreśliła. Tutaj jawi się to co mówiliśmy na początku, czyli chęć normalnego życie, statycznej egzystencji. To, że zakręciła się koło Philipa idzie swoją drogą, ale mówiąc szczerze kto nie chciałby takiego obrotu spraw? Nie on jedna uległa jego erudycji. Tak samo jak Maggie związała się Glenem. On też przejawiał pewną cechę przywódcy, o czym ona sama w drugim sezonie mówiła. Uważam, że na ich relację (Andrei i Gubernatora), choć nie wiem jakby była denerwująca, powinno spojrzeć się z innej perspektywy, dlatego że pogłębia pewną sferę psyche tych bohaterów, a w szczególności wyodrębniając Andreę. Załamanie się tego świata spowodowało wiele zniszczeń w jej świecie. Sama wiadomość o tym, że Gubernator wysłał pościg na Michonne sprawiło, że Blondyna czuje się odpowiedzialna za to co się stało, co według mnie widać ewidentnie. Całe to drugie "show" zarezerwowane dla Andrei to idealny sposób na pokazania pełni jej możliwości. Teraz kiedy wszystko nabiera rozpędu, w końcu zaczyna wkradać się dynamizm w jej działaniu jak i położeniu. Nie rozumiem tego, jak teraz, kiedy naprawdę zaczyna działać pokazując dokładnie to samo co w drugim sezonie (wspomniane wygarnięcie Lori i teraz ucięta pogawędka z Michonne czy Rickiem) jeszcze obrywa, jeszcze zbiera baty itd. Rozumiem, że wcześniejsze wydarzenia mogły irytować (sam po części jestem zawiedziony takim rozwojem akcji), ale niech nie rzutuje to na całokształt. W stosunku do Shane'a wymaga się, aby postawić się w jego położeniu, a gdy o nią chodzi to nie wiem co by się działo, zawsze większość idzie jednym torem. Zresztą co ja się dziwię. Przecież w drugim sezonie Rick zbierał podobne opinie.

ocenił(a) serial na 8
tomb2525

Pewnie dlatego, że Tyreese to mężczyzna, który dba o dobro swojej kobiety i grupy a Andy to naiwna blondi, która kieruje się jego genitaliami- któryś z antyfanów mógłby rzec. Zaś ja od siebie powiem, że Andy jest stokroć mniej naiwna od Tyreesa. Chociażby biorąc pod uwagę, że nie przyleciała do Gubernatora z pytaniem czy może ich przygarnąć, mimo że była na skraju wyczerpania. Mimo wszystko, nie uważam, że Tyreese postąpił źle, bo w apokalipsie zombie pojęcia dobra i zła są troszeczkę bardziej mhm.. rozciągliwe? Granice się zacierają. Ty idzie do miasteczka bo ma nadzieję na lepsze jutro, no ale Andy idzie do miasteczka po to, by zrobić sobie wakacje i być ,,naiwną suką" czy tam inne określenia. Jestem ciekawa jak to dalej rozegrają. Jesli rzeczywiście pomogą Woodberowcom urządzić atak na więzienie, to w oczach Ricka będą straceni. A w takim razie postać Murzynka dobiegłaby już końca.

O! Miło, że wspomniałeś. Teraz można śmiało wysunąć wniosek, że Dale dostrzegł w Andrei ten pierwiastek człowieczeństwa i chciał go pielęgnować. Powiedział kiedyś nawet, że Andrea nie jest taka jak Shane. Czyli jej postawa była(jest?) antagonistyczna do brutalnego mordercy, psychopaty bez skrupułów. Ale! Andreę fascynowało zachowanie Shane. Od niego chciała nauczyć się jak strzelać, to jego pytała się jak to jest zabić, to z nim pojechała do miasteczka na łowy, z nim po raz pierwszy miała okazję zabić zombiaków face to face. W gruncie rzeczy chciała z nim też uciec, uważała, że to dobry pomysł. Cóż za kobieta! :D I ona musi prędzej czy później zabić żywego człowieka. Ale ona ma szansę na nie ześwirowanie. Mój ulubieniec widoczne nie był tak silny psychicznie jak sądził i morderstwo Otisa było bodźcem do reszty jego poczynań. Andy ma szansę, bo poza pierwiastkiem Szejnasowym, ma w sobie ,,postawę a'la" Dale".

Co do opinii innych to sam doskonale wiesz, że większość osób krytykujących np. Andreę ma argument ,,bo tak", ambitniejsi mają ,,bo mnie irytuje". Oczywiście nie wrzucam wszystkich do jednego wora, bo niemożliwym by było, aby wszyscy fani TWD lubili czy Andreę, Shena czy Carla.
Zgadzam się z tym, że Andy czuje się odpowiedzialna. Co więcej, nie siedzi z założonymi rękoma patrząc jak osady się powybijają lecz działa! Robi tylko to co może. Moim zdaniem, jedenasty odcinek był dowodem na to, że Andrea wroci do Ricka kiedy tylko będzie trzeba. Ucieszyła się na widok starej grupy, szczerze współczuła Rickowi i Carlowi. Chciałaby być cząstką tych zmartwień.

ocenił(a) serial na 4
Iknowwhatkindofmenur

Oczywistym jest, że nie zamierzam negować Tyreesa. W żadnym wypadku. Tak samo jak popierałem decyzję Andrei w kwestii Woodbury, tak i popieram jego, tyle tylko, że Tyreese działa z jedną dość znaczącą różnicą, czyli działa nachalnie. Od pierwszej chwili włazi Gubernatorowi tam gdzie słońce nie dochodzi. Jak wiemy Andrea taka nie była. Zjadła sobie obiad, pochodziła po mieści itd, ale przyjęła do wiadomości, iż może nastać taki dzień, może za dwie czy trzy doby, kiedy będzie zmuszona opuścić to miasto. Zresztą razem z Michonne opracowywały plan dalszej podróży. Później oczywiście sprawy potoczyły się odrobinę inaczej, no ale to już jest temat na inną rozmowę :D

"Pewnie dlatego, że Tyreese to mężczyzna, który dba o dobro swojej kobiety i grupy a Andy to naiwna blondi, która kieruje się jego genitaliami- któryś z antyfanów mógłby rzec"

To jest po prostu kwintesencja całej sytuacji :D Kiedy mowa o mężczyźnie i jego fascynacji Woodbury to jest wszystko pięknie ładnie bo chce stateczności etc. Weźmy chociażby pod lupę samego Merla. Przecież on też wiedział jaki Gubernator jest, a to przez bliskie kontakty, jednak mimo wszystko w mieście został, choć zdawał sobie sprawę, że może nadejść dzień kiedy nie obudzi się z rana bo ktoś poderżnie mu gardło. Czy jest to fałsz? Skądże znowu. Mimo wszystko nie miał skrupułów do podlizywania się, czy wykonywania, niczym gestapo (cytując Michonne) zadań Blake'a. Jakoś nie przypominam sobie aby ktokolwiek na forum narzekał na taki obrót spraw. Wszechobecna cisza. Jednakże kiedy Andrea zastosowała podobną taktykę to już idą gromy. No czysta hipokryzja.

Dale niewątpliwie widział w Andrei coś więcej. Kiedy inni patrzyli na nią z politowaniem i teatrzykowym współczuciem, on jeden potrafił utożsamić się z jej uczuciami czy nastawieniem. Mimo różnicy wieku i pewnych cech kontrastujących mieli oni sporo ze sobą wspólnego, czego zaprzeczyć nie można. A skoro jesteśmy już przy temacie Dale'a, to nie rzuciła Ci się w oczy kwestia jego lekkiej hipokryzji? Chodzi mi o scenę w laboratorium. Kiedy Andrea chciała popełnić samobójstwo tylko ją prosił o to aby wyszła z budynku, mimo wszystko, że w pobliżu była Jaquie. Dopiero teraz zacząłem się nad tym zastanawiać przy okazji oglądania pierwszego sezonu. Wracając jednak do Andrei. Nie ma wątpliwości co do tego, że jej postawa na przestrzeni odcinków 1-6 drugiego sezonu przedstawiały swoistą fascynację Shane'm jednakże ta fascynacja nie miała związku z jego fizycznością, osobowością itd. Fascynacja ta opierała się na podziwie jego siły przebicia i woli walki, co ja osobiście uważam za duży plus tej postaci, choć jak wiadomo nie darzę jej zbytnią sympatią. Jej podczepienie się po niego nie wynikło z własnych słabości, a z chęci poszerzenia horyzontów, z chęci uwypuklenia tego co się w niej tliło, a czego sama nie potrafiła wyciągnąć na wierzch. Uważam, że wykazała się tutaj sporą dozą rozwagi wybierając właśnie Shane'a na swojego "mentora", a nie np. Ricka. Shane potrafił przycisnąć, potrafi dowalić słownie, potrafi przełamać bariery przy czym jego szkoła była efektowna. To sprawiło, że Andrea zahartowała się, lecz nie uległa procesowi dehumanizacji. Potrafiła wyznaczyć bariery w stylu "dobra to mi się przyda, ale nie pozwolę by mnie zdominowało" Mimo twardej szkoły nadal pozostała sobą, choć cząstka jej samej bezpowrotnie umarła. W przypadku Gubernatora już mamy inny typ fascynacji. Tutaj dominuje szarmanckość, inteligencja, pokłady manier (!), perswazji. Przecież Philip to urodzony erudyta. To pociąga Andreę. Chodzi o kwestię już natury i usposobienia, co natomiast obala teorię iż leci na psychicznych, ponieważ gdy na jaw wyszła druga strona natury Blake'a to ona się od niego natychmiast odsunęła. To co odstawiła w ostatnim odcinku do czysta gra pozorów i nic więcej. Gdyby ta teoria była prawdziwa to skakałby koło faceta jak nigdy dotąd próbując go usprawiedliwiać. Co jednak mamy? Kompletnie inną sytuację.

Niewątpliwym jest to, że Andrea wróci do grupy. Obstawiam odcinek 14 bądź 15 :D Dowodem niech będzie scena kiedy odjeżdża. To pełne emocji spojrzenie na grupę. Andrea czuje że zostawiła cząstkę siebie, że bez nich jest pusta. Ona sama też czuje się odpowiedzialna za krzywdy, które dotknęły tą społeczność. Kiedy ona potrzebowała pomocy, wszyscy jej tego udzielali, kiedy grupa była w niebezpieczeństwie jej nie było. Czuć to, że żałuje swojej nieobecności.

ocenił(a) serial na 8
tomb2525

Gdzieś niżej Torguta napisała, że Tyreese będzie kolejnym statystą do odstrzału i taki los najprawdopodobniej go czeka. Nie wiem czy ma siłę aby troszkę zamieszać w fabule i zmienić bieg wydarzeń. No właśnie, Andrea zjadła obiad i planowała jak się stamtąd wydostać a Czarnoskóry ledwo co ,,dostał obiad" a już szykował się na kolację.

Ototo! Zobacz jakie skrajne postawy, ale jednocześnie szukające tego samego w tym samym miejscu: Merle, Andrea i Tyreese. Rzecz jasna krytykowana jest tylko bezbronna kobieta, która tak naprawdę totalnie nie słucha Philipa(w odróżenieniu od pozostałej dwójki). W ostatnim odcinku postawiła mu się i więcej! Nie posłuchała się go co do wyprawy do więzienia. Jednakze w tym posunięciu dostrzegam taktykę wojenną Gubernatora. Cfaniaczek. Wyprzedził o krok ruch Andrei.

Tyle razy wałkowałam tamten odcinek, a mój tok myślenia nawet przez chwilę nie wszedł na ten zaprezentowny przez Ciebie. Śmierć Jaquie wydawała mi się uzasadniona. Nie miała dla kogo żyć, nie widziała celu w tym wszystkim, miała dość ciągłej ucieczki i wybrała swój sposób na skończenie z tą chorą gonitwą. No rzeczywiście, dlaczego Andrea miałaby być faworytką Dale?! Znał ją tyle samo czasu co Jaquie. Ok, to siostry stały się dla Niego jakby rodziną, nimi się opiekował, bo był tym, który musiał dbać o porządek i harmonię i o nie łamanie zasad moralnych i etycznych. Masz rację! Skoro taki z Niego dobroduszny Pan naprawiający wszechświat to czemu postanowił wybrać tylko jedną osobe i za nią oddać życie? Jej życie było mniej interesujące, mniej ważne? Ojj, ale przyminusował. Tomb czuj się winny, Ty mnie naprowadziłeś na ten trop! :D

Shane był dla Andrei zarówno ,,mentorem" jak i katalizatorem, który sprawił, ze dziewczyna przyspieszyła rozwój sowich zdolności i wydobyła je na powierzchnię. Aż chce się zacytować ,,I know what kind of men you are" :D Ohh Andy wiedziała jakim był człowiekiem! Potrafiła wysunąć odpowiednie wnioski, potrafiła słuchać go kiedy trzeba, uczyć się od Niego tego co oferuje(chociażby nauka czyszczenia broni!) ale też, a przede wszystkim, nie naśladować Go.


ocenił(a) serial na 4
Iknowwhatkindofmenur

Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale jakoś nie mogłem się zebrać :D Wracając jednak to Tyreesa. Ciężko jest się nie zgodzić z tym zarzutem. Skoro postać, która jest postacią pierwszoplanową, grającą pierwsze skrzypce w fabule, zaraz obok Ricka czy Andrei, trafia na pozycję bohatera drugoplanowego to coś tutaj nie gra. Wprawdzie Daryl też zaczynał z tego miejsce, ale to jednak inna bajka. Pierwszy sezon był sezonem testowym, a tutaj już mamy trzeci. Co najważniejsze Tyreese jest bohaterem, którego wszyscy, a który to pojawił się naprawdę bardzo dobry i który to dodatkowo nie gra żadnej znaczącej roli, prócz latania po buszu. Odnoszę wrażenie, że wzięli go tylko po to by zadowolić fanów. Przecież jak sobie o nim pomyślę do mam istne deja vu (patrz Michonne, która rozkręca się dopiero po ośmiu epizodach).

Co zaś się tyczy Andrei. No właśnie chciała odejść, ale jak wyszło? Została w mieście, tylko teraz zadajmy sobie pytanie, czyja to jest wina. Andrei, która trzymała się początkowo na dystans od Gubernatora i rozważała odejście, czy Michonne której własnego ego i chęć dominowana wraz z łatwym nastawianiem ludzi na swoje tory nie pozwoliły na przekonywanie przyjaciółki? Problem nie leży w Blondynie, a w kiepskich relacjach z Michonne, choć wydawać by się mogło że stosunki tej dwójki są jak najlepsze. Pytam się, kto zostawia w rękach potencjalnego psychopaty swoją najbliższą osobę i to w dodatku kierując się chęcią zranienia tej osoby? No przecież to zakrawa o czysty absurd.

Ta taktyka wojenna Gubernatora ma pewne wady. Owszem jest o krok przed Andreą, ponieważ ma swojego człowieka blisko niej, tyle tylko, że co mu po tym skoro Andrea nie wyjawi ani skrawka informacji o więzieniu, wiedząc jaki Blake jest? To jest takie działanie na zwłokę to raz, a dwa jest to czyste szkodzenie samemu sobie (mowa o Gubernatorze), ponieważ każdorazowy wypad do więzienie wyrywa Andreę spod wpływu hermetycznie zamkniętego Woodbury.

Czy Jaqui naprawdę nie miała dla kogo żyć? Sądząc po reakcji T-doga na wieść o jej chęci samobójstwa, jak i swoisty ból w jej oczach, można wywnioskować, że ta grupa (z wyszczególnieniem naszego statysty 1.0) była czymś ważnym i nieodzownym jej codziennej egzystencji. Tej grupie zawdzięczała wszystko, nie tylko przeżycie, ale również namiastkę normalności. Poza tym wydaje mi się, iż wiedziała, że każda kolejna śmierć osłabia tą społeczność. Co za tym idzie, nie można mówić o uzasadnieniu tudzież braku celu w dalszej walce. Jej osoba tak naprawdę była w jeszcze lepszym położeniu niż Andrea, ponieważ o ile ona miała na kim się oprzeć i miała dobre relacje z pozostałymi, tak w przypadku Blondyny reszta można powiedzieć, odsunęła się od niej przy czym straciła on najważniejszy pierwiastek popychający ją do przodu, czyli Amy. Przypatrzmy się też późniejszym wydarzeniom. Większość postrzegała ją jako niestabilną emocjonalnie osobę, aczkolwiek nadal jej ufali i to się liczy. Niemniej jednak Dale wybrał jedną opcję nie mając żadnych oporów tudzież wahań mimo tego, że niecałe pięć metrów od niego stała drugi człowiek w potrzebie. Stając się przez to w moich oczach największym hipokrytą serialu. Nadal go lubię, ale ma on skazę na swoim pozornie czystym życiorysie.

ocenił(a) serial na 8
tomb2525

Och w porządku, Tomb. No właśnie miałam zamiar porównać Tyreesa do Michonne pod względem wyreżyserowania ich w serialu. Faktem jest, że słowo łatwiej napisać niż słowo wypowiedzieć. Ta łatwość wyraża się w tym, że wszystko co jest na kartkach papieru jest bardziej przejrzyste, dosłownie czarno na białym, postaci są sprawnie wprowadzeni, a w serialu brane pod uwage jest wszystko: gra aktorów, gra aktorska Andrei, narządy drugorzędne płciowe Andrei, głos Andrei (analizując Blondi). Oba łączą się tym, że postaci są umotywowane psychologicznie, nie są ,,papierowe", absurdalne. Tak jest zawsze. Znasz ekranizację jakiegoś filmu, który jest lepszy od książki? Ja osobiście nie. Chodzi mi o to, że to co się dzieje w komiksie między tym co jest w serialu, powinno przedzielić się grubą kreską. No ale niestety. Nie możemy mieć wszystkiego. Wiesz co, na dobrą sprawę, to zastanawiam się czemu wprowadzili postać Dixonów? Oczywiscie cieszy mnie ten fakt bardzo, ale mogli zdawać sobie sprawę z tego, że zaraz będzie Tyreese i Michonne. Widocznie, w podstawowej grupie ocalałych brakowało takiej osobowości jaką jest Daryl i tak też uczynili. ,,Taki łowca"(określenie jakiegoś użytkownika na Daryla, świetne) zdał owe testy i przez odbiorców przyjął się bardzo entuzjastycznie. Może to jest powodem zamienienia Mich i Tyreese w piłki.. Czuje niedosyt. Cały czas. W stosunku do parki Murzynków.

Kiepskie relacje? Ohh Kochany, wbrew pozorom tam nie było żadnych relacji. Jak sama Andy powiedziała, nie wiedziała o Mich nic. Tyle czasu z nią spędziła, a nie miała pojęcia kim są dwa zombie, które ma na łańcuchu. Mimo wszystko, tak, była najbliższą osobą dla Michonne. Pewnie nie raz uratowały sobie życie, ale czy potem rozpamiętywało to w jakiś sposób? Pewnie nie, było może skinienie głowy na znak THX a nie ,,Ohh Thanks for save my life!!". Ta decyzja wymagała od Czarnoskórej na pewno duuużej odwagi i pewności siebie. Po pierwsze, zostawiła Andreę w teoretycznie niebezpiecznym miejscu oraz skazała się na pojedyncza tułaczke i jak sama mówiła, wiedziała, że będą ją ścigać w celu morderstwa.

Właściwie to użyłam słowa taktyka, ale chyba troszkę nie na miejscu. Jego rzekoma taktyka polega na braku taktyki. Zrobił on coś celowo? Jak sam powiedział, za długo żył w przekonaniu, że wszystko jest ok i zapomniał co dzieje się za murami. Beztroskie życie Woodbury źle wpłynęło na Jednookiego.

Ostatnim akapitem wkroczyłes na szerokie pole! Pytania egzystencjalne, why not. Jaki był sens jej życia w tamtej chwili? Sytuacja wyglądała tak: Jaqui straciła rodzinę, dom, pracę, straciła tą materialną stronę życia i wszystkich jej członków. Żyła w świecie zombie. Znalazła grupę z Rickiem na czele, która wydawała się w porzadku, była silna i nawet stabilna. Otrzymała tą chwilową normalność. Ale czym to było w porównaniu z życiem sprzed jeszcze pół roku? Kiedy zadała sobie pytanie -jaki sens ma moje zycie- uważam, że odpwiedź brzmiała ,,Żadne." Na to samo pytanie chociazby Dale mógł odpowiedzieć, że tak długo jak będzie się buntował przeciw wszechobecnemu złu, tak długo będzie żył. Zdawał sobie sprawę z tego, że życie zawsze kończy się smiercią. Kończyło się zawsze. Tylko, ze tym razem owa śmierć wygląda nieco inaczej. Życie jako absolut, a byt ludzki jako absurd. Delikatna dygresja co do śmierci Jacqui. Poza tym, czy samobójstwo oznacza słabość psychiczną? Uważam wręcz przeciwnie. Aby móc podnieśc lufę do skroni, czy zostać w tym laboratorium trzeba mieć ogromną siłę i trzeba być niesamowicie zdeterminowanym. Oczywiście nie twierdzę, ze silni psychicznie skończą z pistoletem w ręku, rozumiesz mam nadzieje moje nawiązanie.

ocenił(a) serial na 4
Iknowwhatkindofmenur

Wiesz wiadomym jest, że literatura, a film to niebo a ziemia, jednakże adaptowanie danego dzieła ma swoje zasady. AMC wiedząc z jakim typem historii ma do czynienia, powinno tak planować rozwój wątków aby każdy bohater miał swoje pięć minut, nawet jeśli chodzi o postaci drugoplanowe, biorąc przy czym aspekty wyżej przez Ciebie wymienione. Michonne jak widać zaraz wylądowała na pierwszym planie i jak jest prowadzona? Przecież to woła o pomstę do nieba. Nawet Carol, która tak de facto od samego początku siedzi w drugiej linii, miała więcej czasu antenowego i kwestii w pierwszym sezonie, niż Mich podczas swojej 10 odcinkowej aktywności. Moim zdaniem Tyreesa oraz Michonne twórcy włożyli na odczep się, ponieważ brakowało świeżej krwi na ekranie. Poza tym kiedy pod nóż poszli Lori, Shane, Dale zwolnił się wakat. Sposobu prowadzenia tych bohaterów, nie można argumentować tym, że kiedyś tam wprowadzono kogoś na zastępstwo. Uważam, że to mija się z celem, ponieważ można włożyć jakąś hybrydę charakterów, ale nie oznacza to, że należy po macoszemu prowadzić resztę. Tutaj przejawia się po prostu brak pomysłu i naprawdę słaby "character developing" w wykonaniu Mazzary.

Wydaje mi się, że stwierdzenie, że między tą dwójką nie było relacji jest odrobinę krzywdzące. Jakie by one nie były, zawsze były, są i będą. Weźmy chociażby po lupę reakcję Michonne na widok Andrei po jej przyjściu do więzienia. Ta twarz nie zdradzała obojętności czy braku zaangażowania w życie drugiej osoby. Ja dostrzegłem tam lekki tragizm rysujący się na obliczu naszej Ninja. Był on nader wymowny. Uważam, że zdradził cały stosunek do Andrei, który opiera się na trosce, oddaniu itd. Jednakże problemem jest to, iż Michonne za wszelką cenę chce chować swoje uczucia kiedy dochodzi do konfrontacji słownej. Odniosłem wrażenie, że o ile jej empatia względem Andrei jest czysto pozytywna, tak jej działania nie są w pełni przemyślane. Największym minusem są problemy z wyartykułowaniem czego ona tak naprawdę chce. Michonne chce chyba ukarać wszystkich w około, przez swoje nieumiejętne podejście do sprawy, przy czym obwinia każdego w około. Dopiero jak naprawdę dostanie po dupie, to potrafi choć na chwilę rozwiązać język i pokazać swoją słabość, tyle tylko, że gdy stan zagrożenia minie to ponownie mamy powtórkę z rozrywki. Cofnijmy się do odcinka siódmego. Gdy stoi po bramą prosi wręcz o pomoc, gdyż już wejdzie do więzienia walnie gadką, że o nic nie prosiła.

Dokładnie. Gubernator jest dobry kiedy ma do czynienia z osobami nieświadomymi zagrożenia. Świetnie pokazuje się w walce z zombie tudzież np. wyczerpaną armię, lecz gdy już dochodzi do poważnego konfliktu z potężnym, zahartowanym i zwartym wrogiem, którego Blake nie może w żaden sposób kontrolować, to Philip traci wszelką orientację i miota się niczym dziecko, chwytając się ostatniej deski ratunku.

Wiesz, taką sytuację reprezentowała większa część grupy ocalałych. Shane nie miał kompletnie nikogo, po czym jeszcze wylano na niego kubeł zimnej wody, a to za sprawą powrotu Ricka. Żona Dale'a zmarła na raka, a jedyne co mu zostało to RV. T-dog był sam jak palec. Daryl stracił brata (opierając się o tamtą sytuację), a do tego miał koszmarne dzieciństwo. Carol straciła męża. Sadystę bo sadystę, ale jednak. Andrea straciła siostrę. Jak tak popatrzeć przez pryzmat reszty, to sytuacja Jaquie niczym się nie różniła od pozostałych ponieważ oni również stracili swoje poprzednie życie. Jednakże Ci pozostali mimo wszystko nadal reprezentowali się chęcią życia, nadal mieli siłę ponieważ wiedzieli, że śmierć nie jest rozwiązaniem. Ich dalsza egzystencja nie jest tylko pustym przetrwaniem, jak za czasów sprzed apokalipsy. Tutaj każdy na siebie liczy, a śmierć ludzi w około odbija się sporym echem na pozostałych. Wiem, że jest to w pewnym sensie oszukiwanie samego siebie, waląc teksty w stylu "będzie lepiej, będzie dobrze", jednakże mówienie iż nic mi nie zostało również nie jest rozwiązaniem. Nie twierdzę również, że samobójstwo świadczy o słabości psychicznej. Wręcz przeciwnie. Taka decyzja wymaga nie lada odwagi, jednakże moim zdaniem jest to najprostsza ucieczka od problemu wraz z osłabianiem możliwości na lepsze jutro. Takie swoiste odcięcie się. Uważam, że dalsza walka świadczy o jeszcze większej sile i wytrzymałości. Gdybyśmy przyjęli, że grupa położona byłaby w już naprawdę krytycznym momencie to owszem, przyjmuję do wiadomości, iż można stracić wiarę, ale przed nią jest jeszcze szansa. Są naprawdę mocną społecznością, która mimo tak wielu przejść miała kilka naprawdę przyjemnych momentów w których mogła przypomnieć sobie jakie jest życie.

ocenił(a) serial na 8
tomb2525

Jeśli to ,,zasługa" Mazzary to jakby nie patrzeć jego udział w tworzeniu TWD się zakończył. Poza Michonne i Tyreese'm jest/będzie Morgan. Zobaczymy jak tą postać poprowadzą. Może mają dla niego super nowy pomysł do zrealizowania.

Z tym brakiem relacji to chyba nieco zaokrągliłam, a przez to zakłamałam rzeczywistość. Na jakimkolwiek poziomie one były, no ale zawsze były. Miło, że Michonne jest tajemniczą postacią, która zjawiła się niewiadomo skąd z niewiadomo kim i zmienia wiele w życiu Ricków. Jednakże ta tajemniczość ociera się o nudną, niewyraźną postać. Przez ten jej totalny brak zdolności do porozumiewania się, wkrada się wiele irytujących sytuacji. No chociażby, że Andrea była w miasteczku. Ohh czy tak trudno wydobyć z tej krtani kilka dźwięków, ułożyć je w logiczna całość z kropką na końcu?! Przez swoje zachowanie straciła na tajemniczości, a zyskała punkty w tabelce: najbardziej niezrozumiała postać serialu o.O

W tym przypadku ostatnią deską ratunku jest społeczność, którą sam stworzył, a która żyje na tyle beztrosko, że nie rozumie powagi sytuacji. Chociaż, gdy zombie przedarł się do Woodbury i pogryzł mieszkańca na środku miasteczka to wydaję mi się, że to był ten bodziec, który sprawił, że się obudzili. Ale pomysł całych rodzin aby wyjechać z miasteczka..? Absurdalny. Taka rodzinka nie przetrwałaby trzech dni, o czym G. dobrze wiedział. Wtedy zrozumiał, jaką krzywdę sobie i mieszkańcom zrobił i zaczął to naprawiać w radykalny sposób. Czyli zebranie dzieci, kobiet i mężczyzn do ,,armii".

Kwestia Jaquie jest trudną, bo skrajnie zindywidualizowaną sytuacją. Tak jak mówisz, wszyscy coś/kogoś stracili. Każdy był w tym samym beznadziejnym punkcie. Co jeśli, to jej nie pocieszłąo, nie dawało chęci do zycia a wręcz odwrotnie? Chodzi mi o to, że być może utożsamiała się z bólem i cierpieniem wszystkich, że ta społeczność, pozorne życie, zachowane jakieś konwenanse z życia sprzed apokalipsy typu: ,,Dzień dobry" o poranku. Ta chora, nieprawdopodobna sytuacja musiała ją po prostu.. dobić. Być może odnajdywała się powoli w sytuacji, może potrzebowała więcej czasu niż Szejnas ale śmierć niektórych z obozu podczas ataku hordy była dla niej porażką. Poza tym, nie ona jedna. Tak jak mówił doktorek w Laboratorium, popełniano masowe samobójstwa. Nikt nie był przygotowany na apokalipsę zombie, ale niektórzy nie poddawali się i mimo wszystko walczyli o życie dalej. Właściwie, co mieli do stracenia? Każdy dzien to kwestia życia i śmierci. Wysoki poziom adrenaliny chyba nigdy im nie spada :D

ocenił(a) serial na 9
tomb2525

TAKIE PTANIE:

Czy jest potwierdzone ze ktos z wiezenia bedzie donosil czy tylko opieracie to o wydarzenia z komisku ?? Moze chca nas zaskoczyc i w serialu to nasi bohaterowie beda mieli szpiega w miescie w postac Tyreesa i jego siostry, za raz po tym jak ta dwojka ogarnie prawdziwe oblicze Philipka ??

ocenił(a) serial na 4
BigRo

Na parę tygodni przed premierą "The Suicide King" wyciekły opisy ostatnich trzech odcinków tegoż sezonu, w których dobitnie nakreślono, że ktoś zamierza sobie pogrywać z Rickiem. Sam zresztą zamieściłem je na forum. By nie być gołosłownym:

http://www.filmweb.pl/serial/The+Walking+Dead-2010-547035/discussion/Garstka+now ych+informacji%2Bmoje+ma%C5%82e+przewidywania+i+spekulacje,2110158

Niestety, ale na dzień dzisiejszy te opisy poznikały ze wszelkich stron, co można sobie tłumaczyć sprawnym działaniem AMC. Wcześniej takich akcji nie było. Raczej wątpię w to, aby to były czyjeś domysły, gdyż teksty te figurowały na stronie EW czy IMBD czyli na dość prawdomównych witrynach.

ocenił(a) serial na 8
tomb2525

Czytam twoje posty od dawna, aż w końcu nie wytrzymałem i postanowiłem się udzielić. O ile naprawdę bardzo dobrze podsumowujesz odcinki, o tyle od jakiegoś czasu w oczy razi jedna rzecz mianowicie twój stosunek do Carol. Stałeś się jej srebrnym rycerzem i obrońcą. Rozumiem polubiłeś te postać ale te twoje irracjonalne stwierdzenia po prostu są tak karkołomne i przekoloryzowane, że nie da się tego czytać, zupełnie niczym niepodparte jedynie poszczególnymi drobnymi scenkami czy dialogami. Owszem dostrzegam jej zmianę i ciesze się niezmiernie, że scenarzyści zrobili w końcu coś z ta postacią i tchnęli w nią jakaś werwę. Czemu na miłość boską po każdym ostatnim odcinku nadajesz jej miano szlachetnego lidera ? Tak czytałem komiks o wiele przed seriale i czytam dalej, tak katuje serial od pierwszego odcinka, tak pogrywałem w grę, jestem z tym uniwersum za pan brat (tak dla jasności, bo się nie udzielałem tu a obserwowałem forum). Carol nie ma, powtarzam NIE MA jakichkolwiek cech przywódczych. Owszem lubię te postać ale bądź obiektywny ona nie nadaje się do tego i już pogódź się z tym. Nijakie pojecie militarno-strategiczne w przeciwieństwie do Ricka, jednakże odkąd "wyhaczyłeś" u niego załamanie psychiczne nieustannie szukasz następcy a Carol to najgorszy wybór. Pomińmy fakt, że szeryf, jedyny prawowity przywódca, który ma jakiekolwiek jaja by to wszystko pociągnąć i wziąć odpowiedzialność i stanąć w oko w oko z Gubciem będzie tym liderem zapewne do końca 3 sezonu. Błagam cie Carol po paru rzuconych słowach czy nieznacznych czynach, które teraz kontrastują idealnie na jej poczynaniach z przeszłości nie dają gwarancji i podstaw do jakiegokolwiek rozważania o niej jako punkcie kluczowym grupy. Jeden z żołnierzy "rodziny" Ricka ? Owszem. To wszystko. Rick dowodzi, jego prawa ręka Daryl, mentor Hershel. Tu niema miejsca na demokracje i tyle.

ocenił(a) serial na 4
ZjedzCiastko

" Czemu na miłość boską po każdym ostatnim odcinku nadajesz jej miano szlachetnego lidera ? "

O przepraszam, ale jest to największa hiperbolizacja jaką kiedykolwiek uświadczyłem tu na forum, a która jest skierowana do mojej osoby. Post odnośnie odcinka "I ain't a Judas" jest pierwszym postem w którym dobitnie nakreśliłem swój stosunek do możliwego przywództwa w grupie, wystosowanego ze strony Carol. Drugim który założyłem, to już oddzielny temat w którym rozmawiałem z innymi ten temat tegoż i doszliśmy do ogólnego porozumienia, iż jak najbardziej się nadaje ale potrzebuje wsparcia. Poza tym wpis odnośnie Carol ma zabarwienie humorystyczne, więc nie rozumiem Twojego oburzenia. Dodatkowo chcę nadmienić, iż dobitnie widać, że grupa jest zmęczona autorytarnym działaniem Ricka, skoro coraz więcej głosów anty podnosi się w szeregach, nawet ze strony Carla. Skoro czytasz komiks to tym bardziej powinieneś wiedzieć, że naszej grupie potrzebna jest demokracja. Do czego doprowadziło działanie Ricka? Jedna wielka klęska i to samo mamy w serialu. Co za tym idzie wizja przywództwa czy to Carol, czy Daryla, a nawet Hershela jest jak najbardziej prawdopodobna, zważywszy na to, że i tak przejęli znaczną część w celu zapewnienia egzystencji grupie.

ocenił(a) serial na 9
tomb2525

Piszesz ze grupie potrzebna jest demokracja ale mam wrazenie ze masz na mysli DEMOKARTYCZNE WYBRANIE NOWEGO PRZYWODCY a po wyborze wracamy znowu do tego co mamy obecnie ... To nie jest duza grupa aby potrzebowala absolutnego przywodcy ... wedlug mnie lepsza by byla RADA: w sklad niej wchodzilby Rick, Deryl, Hersehl i moze wlasnie Carol jako kobiecie spojrzenie na problem, ktore bardzo czesto jest zgola inne niz meskie ...

ocenił(a) serial na 8
tomb2525

Czemu tak negatywnie postrzegasz przywództwo Ricka. Oczywiście wiemy jaki obrót spraw nastąpi, poprzez jego "staczanie się" ale nie wolno zapominać, że tylko i wyłącznie dzięki niemu wszyscy przetrwali i nadal żyją. Gdyby nie Rick, nie byłoby żadnych gadek kto się nadaje na lidera bo każdy by zginał. Po pierwsze Rick jest autorytetem dla grupy co widać w każdym odcinku, jak odnoszą się do niego z szacunkiem i tłumaczą sobie jego zachowanie i schizofrenie tym czego doświadczył, momentami nie chcą dopuścić do świadomości że mogliby go stracić, pokładają w nim nadzieje (twoja Carol też, hipokryta Glenn również a przede wszystkim nasz siwy mentor, każdy rozumie co dla nich zrobił bo jest częścią tej rodziny) . Jeżeli nie zauważyłeś to właśnie słowa Carla zmotywowały Ricka, zrozumiał że traci autorytet syna i automatycznie wrócił do formy. Bez niego i jego pewnych decyzji każdy tam zginie, on jedyny umie ogarnąć te grupę indywidualny charakterów i sprawić by działali jak jeden organizm. Oni to rozumieją bo spędzili z nim tyle czasu i wiedzą do czego jest zdolny dlatego potrzebny jest taki własnie przywódca, nie porywczy, jak Shane ale taki który nie zawaha się zabić dla dobra ogółu. Rick nie robi tego dla siebie, robi to dla wszystkich, wziął ciężkie brzemię na swoje barki a ty skreślasz go bo zaczął wariować i zatracił się w psychozie ? Całe szczęście, że najważniejsi dla niego ludzie nie postawili na nim kreski. Oni docenią to co dla nich zrobił i wiedzą że zrobi dla nich wszystko a ty zobaczysz tylko to "do czego doprowadził" brak demokracji Gdyby nie brak demokracji każdy by wtrącał swoje trzy grosze jak w 2 sezonie co jest zupełnie nie potrzebne. Nie w tych czasach. Co do komiksu masz racje ale tylko i wyłącznie wtedy będzie można argumentować "upadek" lidera. Póki co nikt inny nie poprowadzi naszej zgranej paczki. Pojedynek dwóch świrów jest nieunikniony i nadaje smaczku.