Bardzo fajny odcinek.Szczerze mowiac dawno nie czulem takiego zaciekawienia.Bylem pewny ze Merle dokona "tranzakcji" z Gubernatorem a tu prosze...
-Smierc Merla byla przeciekiem na forum juz wczesniej.Okolicznosci w jakich do niej doszlo nie byly dla mnie zaskakujace.Musze przyznac ze choc nie dazylem sympatia Merla to scena koncowa z bratem w jakis sposob mnie poruszyla(Tortuga,kassandra-moje "kondolencje")
-Michoone.Kolejny odcinek gdzie rozwinieto linie fabularna tej postaci.Mimo ze fajnie wyglada w akcji to lubie jej "przegadania" wersje.Poza tym fajny "killer count" kolo motelu gdzie bohaterka odcina zombie glowe za pomoca drutu.
-Przemowa Ricka.Brakowalo mi tylko tekstu jak w komiksie"WE ARE WALKING DEAD!"
W skali Filmwebu:
9/10
Nie zgodzę się. Pozwolę sobie zacytować jedną użytkowniczkę:
"Wszystko sprowadza się do jednego: nigdy nie dowiemy się, czy i jak Merle dopasowałby się do grupy Ricka. Nie dowiemy się, jak przebiegałby proces jego adaptacji, ile byłoby z tego napięcia, ile pracy Daryla, co dobrego i co złego wniósłby ze sobą Merle, a co sam wyniósłby z grupy. Była też szansa na pokazanie Daryla z innej strony, niż tylko Atrakcyjnego Kusznika i Bezwolną Marionetkę Ricka."
Myślę że to wiele wyjaśnia. I nikt tu nie mówi o rozwlekaniu tego na bóg wie ile. Skoro Lori i Rickowi czy relacją Rick-Lori-Szejn, można było poświęcić nawet 2 sezony, to dlaczego braciom nie można chociaż 1 sezonu? Przecież nie chodzi o to by pokazywano tylko i wyłącznie ich.
Dla mnie to jest skończone. Merle nie dopasowałby się do grupy, nie widzę go tam.
http://www.filmweb.pl/serial/The+Walking+Dead-2010-547035/discussion/Merle....., 2166570 - chyba to czytałaś, ale myślę właśnie dość podobnie.
Powinnaś już wiedzieć, ze jedyne związki międzyludzkie, które zasługują na uwagę, to romanse i małżeństwa. Rodzicielstwo, braterstwo, siosterstwo ^^, przyjaźń - no przecież nic z tego nie wyciśniesz, to takie niemedialne, pospolite uczucia...
Jeżeli dwie nieciekawe osoby mają jakikolwiek związek - to będzie to nuda, choćby w ich związku były cuda na kiju (patrz Tłajlajt :D).
Ale jeżeli 2 interesujące postaci będą miały dowolny związek - czy tą będą Dixony, czy ojciec z dzieckiem, czy przyjaciele - to człowiek BĘDZIE śledził ich losy - bo zwyczajnie nie będą nudne!
To NIE JEST skomplikowane.
Jest tego przykład w GoT - gdzie są dzikie romanse, gdzie się podpala świat dla ojca, gdzie się poświęca wszystko dla dzieci, gdzie są rodziny, bastardy, a także - o zgrozo - single z wyboru! Gdzie są nawet relacje rzadko pokazywane, jak mentor - uczeń, które TEŻ są oglądane, bo są CIEKAWE.
Masz rację, znacznie ciekawszy jest piękny wątek miłosny romantycznego, młodego chińskiego Koreańczyka z uroczą córką farmera, która w wolnych chwilach oddaje się czytaniu Biblii. Gdzie jakieś Dixony do tego....
Chiński Koreańczyk :D
I tu dochodzimy do wielce ciekawej konkluzji. Otóż, kiedy Lori umarła, scenarzyści skupili się tylko na Ricku zakładając, że Carl nic nie poczuł, to i przeżywać nie ma co.
Kiedy Maggie doświadczyła molestowania, scenarzyści ponownie skupili się tylko na jednej osobie - uwaga - Glennie, który jako jedyny otrzymał prawo do świrowania. Założyli, że OFIARA molestowania, nic nie poczuła, to i nie ma co przeżywać.
LODŻIK. A nawet lodzik.
oglądając ten odcinek przypomniałem sobie za co nienawidziłem sezonu 2. Był strasznie nudny i rozciągnięty do granic możliwości a fajnych wątków kilka które by w 15 min mogli pokazać ale nie trzeba ludzi przygotować na finał bo ten pewnie będzie epicki bo będzie musiało się wiele dziać na przestrzeni odcinka. Nie podobała mi się również charakteryzacja Merla jako zombi moim zdaniem mogli to lepiej zrobić a tu dupa :/ . Pojawienie się znowu Lori też bez sensu w komiksach dużo fajnie to ukazali a tu wciskają to na siłę mam wrażenie. Ogólnie odcinek chyba najgorszy z serii moim zdaniem ale wierze żę finał mi to wynagrodzi :D
Jak to pojawienie sie Lori bez sensu ?? Byla i obserwowala z gory to co robi Rick ... a raczej nie za takie rzeczy go pokochala za zycia ... To wlasnie ta Lori i w tym momencie sprawila ze Rick tak naprawde zmienil zdanie ... ze zrozumial swoj blad. Wiec wyrzucil kabel o ktorym mowil mu Merle ...
Szkoda Merla bo ogólnie chyba wolę złe charaktery niż te dobre które są najczęściej nijakie.Niemniej odcinek całkiem niezły ale nie jakiś rewelacyjny,cieszę się ,że Rick całkiem nie stracił serca i ma w sobie dobro.Ciekawa jestem jak Michonne będzie teraz go traktować.
super, usmiercili genialna i silna postac, mogli chociaz załatwic chinczyka bez jaj ale nie...przewidywalny aczkolwiek rozczarowywujacy odcinek i jak juz inni wspominali ostatnia scena epic...
Przede wszystkim: JA PIER DOLE LUDZIE nie miałam dziś przez pół dnia netu, więc spędziłam ten czas wisząc http://25.media.tumblr.com/tumblr_lzfhyky3qz1rpq174o1_500.gif
No ale nareszcie się nade mną zlitowali i jest! Nowy, pachnący, gorący odcinek TWD.
Dzisiejszy docinek jest sponsorowany przez literkę M.
NIGDY nie wybaczę yebanym tfurcą za pozbycie się z obsady takiego bohatera, jak Merle. NIGDY. Ten facet w tym jednym tylko odcinku powiedział, przekazał więcej treści, niż cała reszta ekipy razem wzięta przez cały serial. Nie obchodzi mnie, że ktoś się z tym nie zgodzi - moja opinia jest mojsza! :D Merle jest absolutnie doskonałym bohaterem, takim, którego się trzyma jak najdłużej, pokazał dziś w jednym odcinku kilka różnych twarzy, a co jedna to ciekawsza. Do tego pokazał nieprzeciętną inteligencję - to on rozkminił sytuację z Michonne, to on przejrzał Ricka. A jego metoda podejścia Filipa? Lodzio-miodzio panowie, lodzio-miodzio! Merle byłby takim zajebistym dodatkiem do ekipy! A jego poczucie humoru, również pewien rodzaj tragizmu pokazany w rozmowie z Darylem i Michonne..
Mogłabym tak pisać i pisać o nim, ale poprzestanę, bo zacznę nudzić ;) Jest mi bardzo przykro, że tak się skończyła rola Merla w TWD. Jedyna osobą, po której było mi tak smutno - to Jenner.
Końcowa scena, kiedy Daryl nie chciał zabić Merla i tylko go odpychał *gula w gardle*
Dałabym serialowi najwyższą notę, ale niestety - spicz Ricka, no ja pierniczę, co to było? Słuchajcie zyebałem sprawę, to już nie chcę być liderem, bo mi ciężko. Był taki spoko w scenie ze śpiewem Beth i potem w Clear. Ale od tego nudnego odcinka z Filipem Rick z mojego ulubieńca staje się coraz bardziej dyżurnym ciulem. Nie mogę już patrzeć na tę jego zbolałą minę i użalanie się nad sobą. Obnosi swoją tragedię, wszyscy (oprócz Hersha) chodzą koło niego na paluszkach, żeby nie zdenerwować Wielkiego Lider-sama. Patrzcie na mnie, ja cierpię, ja mam zwidy, ja przeżywam! A do tego prowadzę nasz obwoźny cyrk z takim poświęceniem, tak mi źle, nikt mnie nie rozumie! F*cking drama- queen.
No i Glenn i jego pójście do Hersha z informacją, że się będzie żenił z jego córką. Sooo 19th century :D
Ale ogólnie daję temu odcinkowi 9/10. Jeden extra punkt za brak Andrei (chociaż kiedy ją zobaczyłam w zajawce na końcu i usłyszałam, co mówi, to mi mina zrzedła, bo będzie w następnym i czuję, że jej będzie dużo).
PS. Czy mi się wydaje, czy Daryl był u fryzjera? Nowy kolor widzę na głowie. I Wąsowa też chyba przyciemniła coś siwiznę..
Dziś wieczorem piwkuję ku czci Merla.
E tam - wiadomo, że taki kozak jak Merle jedzie z samobójczą misją i zamiast szukać Guvernatora na jednego szczała, to oczywiście trzepie po pionkach, bo ósmym zmysłem wie że Guvernator jest chroniony zaklęciem ochrony przed śmiercią i musi czekać na ostatni odcinek, aż ktoś z szacownej niegdyś ekipy go kulturalnie sprzątnie. Merle to zrozumiał na początku odcinku gdy rozmawiał z Rickiem. Natomiast nasz ukochany pirat odgryzł palce Merlowi i skopał mu dupę bo przecież jako zły badass ma największy poziom postaci z "tych złych" i jakiś tam looser z 16 ofiarami na koncie nie będzie mu podskakiwał.
Straszne jest w tym sezonie to, że zwroty "dobry / zły odcinek", zamieniły się na "ah, było dobrych pare minut / chwil" i to bardziej przypomina wypłukiwanie drobinek złota w metrze mułu niż oglądanie dobrego serialu.
Ale... o matko... co .... nie może być...czyżby ktoś wreszcie opisał jak wygląda moje oglądanie TWD? Czyli mozolne wybieranie perełek z szajsu?
Końcowa scena, kiedy Daryl nie chciał zabić Merla i tylko go odpychał *gula w gardle*
Dla mnie lepsze bylo jak rozwalal mu leb ... ewidentnie obwinial go za to co zrobil mowiac w duszy: "I CO ZES NAJLEPSZEGO IDIOTO ZROBIL??"
Ciekawa interpretacja, ja myślałam najpierw, że chodzi mu o całokształt twórczości Merla i za to, że już nie mają wspólnej przyszłości.
Ale może to właśnie twoja wersja jest bardziej realna..
Takie przynajmniej mialem wrazenie ... Inaczej wbilby mu kose a pozniej przytulilby "scierwo" coa ala Andrea w pierwszym sezonie ...
Daryl nie jest typem, który okazuje w sposób dosyć oczywisty uczucia. Przeżywa to na swój sposób.
No i poplakal sie widzac Merla jako Szwendacza wiec nie wiem o jakim sposobie okazywania uczuc piszesz ...
Chodziło mi o jakieś histerię i spazmy. To że nie przytulił brata, to nie znaczy że to go nie zabolało.
Zwróciłam uwagę na moment, kiedy już go zaciukał, opadł na trawę i byłam pewna, że zaniesie się szlochem, ale Daryl podniósł głowę i jeszcze patrzył na Meryla.
Może to głupie z mojej strony i może to jest overthinking, ale właśnie to mnie najbardziej mnie wzruszyło - jakby nie mógł odwrócić wzroku od Meryla.
Ok, już zamilknę.
A mnie jak odpychał brata. Jak się wtedy tak skulił przerażony, nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
TO TEŻ.
Ten moment nie była o tyle wzruszający, co wstrząsający, bo pomyślałam sobie od razu o małym Darylu, tak samo kulącym się przed innym Strasznym, kto nie jest kimś, kim być powinien.
*fontanna łez*
Sooo 19 century ponieważ Maggie wraz ze swoją rodziną wychowała się na farmie, na której kultywuje się innym zwyczajom. Przynajmniej tak uważam :)
Większość z was narzeka na słabo rozwinięty wątek braci Dixon. Ale co wy konkretnie tam chcieliście? Żeby urządzali sobie nocne pogaduchy z piwem, biegali za rękę po polanie i chodzili razem na siłownię? No kurczę. Wszystko co miało być powiedziane zostało powiedziane, plus oni nigdy nie byli wylewni, nawet przed apokalipsą (co jest moim szczerym domysłem, bo niby skąd mamy to wiedzieć, skoro nie ma ich w komiksie. Ale ta wersja wydaje się najbardziej prawdopodobna). Daryl i Merle to kompletnie dwa różne światy, nie każdy ćwierka ze swoim rodzeństwem jak ptaszki na wiosnę, wzajemnie się kochając i obdarzając komplementami. Mam siostrę, czasami ostro się kłócimy, ale oddałabym za nią życie. Co nie zmienia faktu, że są rodzeństwa, które są na tyle inne i oddalone od siebie, że nie mają nawet wspólnych tematów i generalnie im wisi. Myślę, że bracia Dixon to idealny przykład rodzeństwa, które niewiele ma ze sobą wspólnego poza genami. Jasne, można powiedzieć, że i Darylowi i Merle'owi zależało w jakiś sposób na sobie, bo obaj się przejęli sobą - Daryl w pierwszym sezonie po tym jak dowiedział się, że grupa zostawiła jego brata na dachu, a Merle kiedy dowiedział się, że Daryl żyje. Ale te reakcje były bardziej 'instynktowne' niż płynące z głębi serca', każdy chciałby mieć w takiej sytuacji (apokalipsa zombie) wsparcie rodziny/bliskich osób. Cóż, podczas apokalipsy zombie cieszyłabym się nawet z obecności najgłupszej dziewczyny z klasy, bo dzięki temu miałabym niejakie poczucie bezpieczeństwa i ukojenie w postaci przypomnienia sobie starego porządku sprzed apokalipsy.
Jakiej wy tam głębi chcieliście? Żeby D i M zaczęli nagle rozprawiać o swoim dzieciństwie? Wtedy to by był dopiero melodramat.
I kolejna sprawa, czyli pojazdy po Carol. Dobra, każdy ma prawo do własnej opinii, ale jest tutaj grupka osób, która urządza sobie naprawdę chamskie pojazdy po niej, które obejmują również wyśmiewanie się z wyglądu aktorki (łysa zgniła lesba, itp.) Wtf, ludzie? x___X Według was każda postać ma być tą najgłówniejszą, każda ma wnosić do serialu trylion gazylion wątków, ale tak się nie da. W filmach są role pierwszoplanowe, drugoplanowe, trzecioplanowe itp, tak samo jest w serialach, tak samo jest również w teatrze. Nie da się wyciągnąć wszystkich na pierwszy plan, musi być tło. Z waszych wypowiedzi wyciągam wniosek, że najbardziej przeszkadza wam, że ona po prostu jest. No i co z tego? Niech sobie stanowi to tło, przecież nie wyłazi wam z ekranu i nie grzebie palcem w obiedzie, rany... Może po prostu skupicie się na tych waszych głównych postaciach i poczekacie spokojnie na rozwój wydarzeń? Sorry, ale Daryl na początku też nie miał jakichś spektakularnych wyczynów na koncie - po prostu sobie był,co się z czasem zmieniło i zaczął grać większą rolę w serialu.
To samo dotyczy Glenna i Beth. A czemu w takim razie nikt nie czepia się Maggie? Czyżby dlatego, że większość z was uważa, że Maggie to dobra dupa? I tak btw, nikt z was nie zauważył, że w serialu następuje co jakiś czas rotacja 'głównych' bohaterów? Raz jedni są ważniejsi, raz drudzy.
Poczekajmy po prostu na rozwój wydarzeń, ok? Jeśli do 5 sezonu nic się nie zmieni wtedy będzie można z czystym sumieniem ponarzekać na scenarzystów.
Moim zdaniem, ofc.
"Myślę, że bracia Dixon to idealny przykład rodzeństwa, które niewiele ma ze sobą wspólnego poza genami." chyba oglądasz inny serial, niż ja :O W moim serialu, Merle jest zdolny do wszystkiego, dla brata. Daryl niejednokrotnie też okazuje niezwykłe przywiązanie do Merla. Oboje sa zdolni do poświeceń dla siebie. Że nie wspomnę o tym, ze łączy ich wspólna HISTORIA. Skoro przez 3 sezony wałkujemy historię Ricka i Lori, to dlaczego nie możemy trochę powałkować braci? czy ich związek jest gorszy, choć ma dłuższą i bardziej skomplikowaną historię? Czy jedyne związki warte uwagi, to romanse (Rick-Lori-Szejn), a rodzice z dziećmi (Rick i Carl), rodzeństwa (Dixons) nie mają już takiej siły uczuć? Potencjalnych dramatów?
A z głównych bohaterów - tych naprawdę głównych - to zmarli do tej pory Szejn i Lori. Pozostali byli postaciami drugoplanowymi i tak niewiele wnoszącymi do fabuły, że ja osobiście ledwo pamiętam tylko imię jednej - Sofii.
Co ludzi tutaj drażni to fakt, że Merle ledwo się pojawiając pokazał więcej charyzmy, niż niejeden z owego "tła" - i to "tło" zostało, a Merle gryzie piach.
Ale jaka historia? Przecież od początku serialu Daryl i Merle widzieli się pierwszy raz dopiero w trzecim sezonie... O czym scenarzyści mieli nam opowiadać, o ich przygodach z czasu przed apokalipsą? Nie liczy się to co było przed, liczy się teraźniejsza akcja w serialu...
O rany nie chodzi o retrospekcje z przeszłości jak w Lost, można równie dobrze rozmawiać o przeszłości i o tym, jak obaj się zmienili w czasie rozstania. A Dixony miały wspólną historię i to wychodzi na to, że porządnie zyebaną. Oboje mieli na siebie niesamowity wpływ (jak Daryl miał koszmary, to właśnie z Merlem), ale teraz po raz pierwszy w życiu stanęli obok siebie na równi. Na jakieś 5 minut. A można było ich nową dynamikę pokazać, jak to piszesz, w teraźniejszej akcji serialu.
Bo lepiej pokazać ckliwy romans Daryla z Carol...
Właśnie choćby te skompilowane i nie do końca jasne relacje między braćmi powinny zostać pokazane. Poza tym co napisałaś dodam jeszcze usilnie starania Daryla, aby grupa zaakceptowała brata. To wszystko jasno pokazuje że choć bracia się od siebie sporo różnią (i w tym też tkwi ich siła!), to jednak obojgu im na sobie zależy.
Myślę, że nikt się nie czepia Maggie bo ludzie są zakotwiczeni, że jak widzą ją na ekranie to przewijają (podobnie jest z Glennem, Hershelem, i 80% obsady ;) )
Ojej kotek - takie słowa żeby poczekać na rozwój wydarzeń, nie za mocne to ? Ludzie już od 15 odcinków na to czekają. Niestety scenarzyści wyszli z założenia, że zamiast robić 6 konkretnych odcinków, zrobią 16 z czego ogólnie dobre będą dwa. Nie wróżę wielkiego powodzenia tej strategii, bo to już nie te czasy, że ludzie nie wiedzą jak powinien wyglądać dobry serial z dobrą fabułą.
" to już nie te czasy, że ludzie nie wiedzą jak powinien wyglądać dobry serial z dobrą fabułą."
To prawda, ale to nie zmienia faktu, że jak sobie wychowasz widza, to z fochem i zgrzytaniem zębów - ale przełknie każde guwno. Masz przykład w Dexterze, który z każdym sezonem osiąga kolejne szczyty idiotyzmu i absurdu, jakby zdobywali Koronę Ziemi - i tak samo rośnie mu widownia.
Wiec nawet jak TWD pojedzie po bandzie, to i tak będzie miał widownię, więc co im będzie zależało na logice i trzymaniu ciekawych bohaterów.
Konkretna wypowiedz ale niktorym nieprzetlumaczysz ... najlepsze jest to jak ludzie placza bo nowy murzyn nie jest taki jaki byl w komiksie wiec nawet nie przechodzi im przez gardlo jego imie a po chwili ubolewaja ze nie ma Merla badz ze slabo rozwniety byl watek obu braci ... sorry Merla jak i Daryla w komiksie nie bylo i nie ma tez Merla juz w w serialu :)
Dla ciebie życie w patologicznej rodzinie, gdy starszy brat tak po prawdzie sprawuje nad młodszym władzę, młodszy jest bity przez ojca, gdy jego poprzednia zabawka (starszy brat) odeszła, wspólne radzenie sobie w czasie apokalipsy jeszcze przed grupą i bycie młodszego nadal pod wpływem starszego to nie jest wspólna historia? Swoją drogą to ty chyba nie wiesz jak wygląda rodzeństwo, które łączą tylko geny.
Carol - no cóż. Za komiksową nie szalałam, za serialową również nie. Czekam na podobny koniec tej bohaterki. Do Melissy nic nie mam.
Osobiście dużo marudzeń na Beth nie widzę. Robi jako statystka i już. Może tylko się czepiają jej śpiewania, ale to wszystko. Glenn zaczął denerwować, swoim kretyńskim odpałem urażonego ego i kozaczył, a taki nigdy nie był. Walnęło mu na głowę, więc widzowie się czepiają takiego zachowania, to chyba normalne, nie? Maggie się nikt nie czepia, bo NIE denerwuje. proste.
No, ja dziękuję za taką rotację bohaterów. Niektórym poświęcą całe odcinki, cała reszta jako tako idzie na spółkę, a do tego dostają minutę na ekranie. Scenarzyści są kalekami i temu się nie da zaprzeczyć. Tutaj cała grupa jest, hmmm, bohaterem z większym naciskiem na Ricka, ale mimo wszystko. Powinni być traktowani na równi. Jak ktoś nie potrafi tego napisać poprawnie to niech idzie marchewki wyrywać.
Czekać na rozwój wydarzeń do 5 sezonu? A co to? My czas na loterii wygraliśmy? Wcześniej narzekać nie można? Bo co? Gubernatora pokazali za wcześnie, Michonne dali w złym czasie, ku ź wa Tyreese to już w ogóle jak pięść do nosa. Sorry, ale jak ja w pracy nawalam to od razu dostaję po uszach, nikt nie czeka na rozwój wydarzeń.
Boże, nie jestem głupia, no chyba wiadomo, że mieli jakąś wspólną historię. Ale nie znaczy, że byli zgranym rodzeństwem, które miało normalny kontakt ze sobą. No i co, teraz mieli rozmawiać o wspólnej smutnej przeszłości? To skoro tak, to mogli jeszcze pokazać jak Rick i Lori się poznają, pierwszy dzień pracy Ricka w policji, bo to przecież też bardzo ważne dla fabuły całego serialu. O, jeszcze czemu Dale nie miał żony/dziewczyny - czemu tego też nie pokazali? I może jeszcze ślub Hershela z drugą żoną? wtf. czepiacie się tego wątku jak jakieś nadgorliwe berety.
Co do Glenna, to widocznie tak właśnie miała zachowywać się jego serialowa postać - miał grać urażonego faceta, a może raczej faceta, który tak bardzo bał się o ukochaną dziewczynę, że aż go poniosło. Co innego miał zrobić? Wyobraź sobie, że jesteś takim Glennem i wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią tobie, że zgwałcili ci dziewczynę, a ty nie mogłeś jej w żaden sposób ochronić. I co, tak łatwo przeszłabyś po wszystkim do prozy dnia codziennego? Dodaj do tego fakt, że aktualnie przebywasz w więzieniu otoczonym przez zombie, które lada chwila może zaatakować jakiś bezwzględny koleś i wybić was wszystkich. Nie odwaliłoby ci trochę? Nie poniosłyby cię emocje?
Kurde, taki scenarzyści mieli zamysł i już. Nie chcą narazie pokazywać Tyreese'a? Ok, mają dla niego inny plan. Z definicji nie tworzy się sztuki dla widza, tylko dla samej sztuki. Nie chcą wprowadzić teraz określonego wątku, chcą poczekać - ok, my sobie możemy ponarzekać, ale bez przesady. Nie będą przecież tworzyć pod nasze dyktando. A wy się podniecacie tym, że wam się coś nie podoba jak staruszki na wyprzedaży w Tesco *no offence*
Kilka postów wcześniej pytałaś się jaką mieli niby historię, to ci napisałam, bo być może w natłoku informacji nie zarejestrowałaś tych. Mogliby pokazać, czy Daryl jako ten młodszy, ten zawsze pod wpływem starszego brata, można rzecz, że niegdyś dzikus, który wbiłby nóż w plecy każdemu w grupie byłby w stanie brata usadzić. Jakoś nad nim zapanować. No litości, nikomu kto pisze o potencjale tej dwójki nie chodzi o retrospekcje, czy smutne historie! Swoją drogą to smutne historie są wplątywane całkiem zgrabnie, mowa o przeszłości rzadko jest nachalna.
Gdybym była Glennem to zajęłabym się dziewczyną, a swoją drogą szalała, a nie tylko to drugie. Był totalnym debilem i taka jest prawda. Maggie poszła w odstawkę i liczyło się jego JA. Glenn był na zasadzie, skrzywdzili MOJĄ dziewczynę, JA nie mogłem jej obronić, to MOJA wina, że Merle nas zgarnął, to JA muszę ją pomścić. Gdzie jest tam miejsce na nią? Nigdzie. Plus Maggie niemalże od razu ZAPRZECZYŁA, że została zgwałcona. Ten matoł był tak zajęty sobą, że to nawet do niego nie dotarło potrzebował podwójnego potwierdzenia, a nawet potrójnego.
Scenarzyści są piz dami i nie wiem, czemu do większości to jeszcze nie dotarło. Szczególną piz dą jest Kirkman. Niby producent wykonawczy, niby on zatwierdza wszystkie posunięcia fabularne, a robi takie babole, że głowa mała. Każdy kto czyta komiks widzi różnicę, tam wprowadzając postać jesteśmy pod jej wrażeniem, ona nie robi za tło, jakiegoś milczka albo szwendającego się od grupy do grupy pączka. W komiksie żonglują znacznie większą ilością bohaterów niż tutaj a komiks jest bardziej ograniczony niż serial. Ba! W większości seriali też to potrafią, a w TWD to kuleje jak jasna chol era.
Cóż. Odcinek najlepszy w tym sezonie, a z tych ostatnich to już bezwarunkowo. Merle'a szkoda, chociaż wiedziałam, że umrze to i tak łezka się w oku zakręciła, jego sceny z Michonne - mistrzostwo. Fajnie, że pokazali ich relacje po tym co się stało dawno temu w Woodbury. :D
Dobre sceny również to modlitwa Hershela z córkami i przemowa Ricka. :)
Niech jeszcze Miltona zabiją, to się nogami przeżegnam. Tylko czekam aż usuną Carol, Beth, Allena i Tyreese'a, bo mam już dość tego gęgania, ciągłego obściskiwania Glenna i Maggie i te mądrości drzewa sandałowego w wykonaniu Carol. Lepiej zarżnąć kury znoszące złote jajca i patrzeć, jak "złota" obsada śpiewa i tańcuje w więzieniu. Końcówka trójeczki dla mnie na zdecydowany minus, mam nadzieję, że sezon 4 przyniesie reaktywację na poziomie pierwszego albo początku 3, bo to co się teraz dzieje, woła o pomstę do nieba.
Myślę, że Miltona pożegnamy niedługo. Tyreese mam nadzieję, że się chłop opamięta, zdecyduje.
Ja bym pożegnał tych, co ruszają się niczym atrapy w Fifie (min. Tereskę). Pozdro.
Okej, to było śmieszne :D
Dzisiaj widzę co jeden wzlatuje na wyżyny humoru, dawno się tak nie dośmiałam na komentach do odcinków :)
Nie bez powodu Merl zginą, chcieli zagrać nam na emocjach przed finałem. Merl się nawrócił - kochamy go, ale zjawia się Gubcie i go zabija - nienawidzimy go z całego serca. Pojawia się Deryl -współczujemy mu (i chcemy żeby zemścił się na Philipie). Finał : Deryl zabija Gubcia (wybuch radości i fanfary bo zrobili to co chcieliśmy). Final spełnił nasze oczekiwania - hura !. Ale nie to nie koniec, nie możemy się tak cieszyć happy endu nie może być - zabijmy Hershela i jeszcze kogoś może jego młodszą córkę? a może tego manekina Carol? Albo nie zabijmy ich wszystkich i dorzućmy jeszcze małą Grimmównę. Teraz to się załamiemy i będziemy czekać do następnego sezon żeby współczuć Ricowi i Carlowi ;( buuu
Nie mogę się doczekać końca tego serialu... ciekawe czy zj*bią go jak w Lostach czy może zrobią takie wybitne zakończenie jak w Rodzinie Soprano.
SPOJLER
Gubernator straci 2 oko i bedzie zebral pod kosciolem na chleb. potwierdzone info.