Jeden wielki syf. Gdyby nie tytuł i gdyby nie Lynch, to byłby ściek.
Ale wszyscy pieją z zachwytu nad tym gniotem.
Żenada.
Bez znaczenia. Świat ten sam, postaci te same, kontynuacja motywów z poprzednich sezonów, zaś samego Lyncha jest tu 100%, więc ewentualnemu zastępcy mógłbym jedynie przyklasnąć za inspirację, wierność idei i poszerzanie mitologii.