Naprawdę smutno mi się zrobiło gdy John będąc pod studnia po przeniesieniu się w czasie
dowiedział się ze będzie musiał umrzeć :(
No na prawdę smutne :/ Szkoda było Johna, i cały odcinek o jego życiu i śmierci był przepełniony smutkiem, wraz z finałem. Szkoda tego że umarł :/ Lecz spełnił swoją misję, bo sprowadził innych na wyspę, przyczyniając się do pokonania potwora :D
Dla mnie najsmutniejsza była retrospekcja Richarda, po prostu cały odcinek siedziałam ze ściśniętym gardłem :(
Generalnie szkoda Johna. Twórcy pomimo wszystko zepsuli historię tej postaci. Jack od początku do końca był namacalnym liderem, ale to wokół Johna roztaczała się ta aura mistycyzmu/niesamowitości. Cudowny powrót czucia w nogach, gołębie serce, umiejętności survivalowe, wiara - mieszanka wybuchowa czyniąca tę postać wyjątkową.
Ktoś słusznie w jednym z tematów napisał, że aktor grający Johna to jeden z gigantów LOST. W pełni się z tym zgadzam. O potędze tej postaci i kunsztu aktorskiego świadczą nagrody i nominacje dla Terry'ego O'Quinna, oraz fakt, że czarny dym przywdział jego wizerunek. Tak genialnej kreacji twórcy nie mogli po prostu porzucić nawet po śmierci Lock'a.