PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=133834}

Zagubieni

Lost
2004 - 2010
7,6 181 tys. ocen
7,6 10 1 180619
7,1 35 krytyków
Zagubieni
powrót do forum serialu Zagubieni

Mamy za sobą ostatni odcinek no i rzecz jasna nasuwa się wiele przemyśleń...:) O to jak JA odebrałem ten serial...

Na początku trzeba sobie w ogóle zdać sprawę o czym tak naprawdę był ten serial. Ja dopiero po ostatnim odcinku zmieniłem swoje podejście...przez pierwsze sezony wydawać by się mogło, że będzie to serial o tajemniczości wyspy, o tym czym jest dymek, elektromagnetyzm i wiele innych naukowych wątków. Otóż wg mnie ten serial miał na celu pokazanie wzajemnych relacji miedzy ludźmi. Ich pobyt na wyspie był pewnego rodzaju testem, przez który każdy musiał przejść. Jedni go zdali inni nie, jak np. Michael, który pokutuje na wyspie, jako "głos"...
Przybywając na wyspę każdy był "zagubiony", nie mógł odnaleźć się w normalnym świecie, a wyspa dała im szanse na uzdrowienie się. (Świetna ostatnia scena, gdy Jack zaznaje spokoju w miejscu, gdzie wszystko się zaczęło). Cała ta sprawa z dymkiem i innymi rzeczami na wyspie to tylko otoczka wokół tego co chcieli nam pokazać autorzy, co jest naprawdę ważne. Cały czas chodziło o ludzi i ich relacje.
Głównym motywem przewodnim serialu była miłość czy też przyjaźń, takie wnioski można wysnuć po ostatnim odcinku. (Oczywiście podobne myśli można było mieć znacznie wcześniej, ale ostatni odcinek pokazał to dosłownie)
Jeżeli ktoś myślał, że serial do końca będzie opowiadał o Dharmie, elektromagnetyzmie itp to faktycznie może się zawieść ostatnim sezonem. Przez pewien czas sam byłem nieco zawiedziony bo zawsze chciałem, aby wytłumaczone było wszystko w sposób naukowy, no ale na końcu nieco inaczej odebrałem ten serial. Bunkier, walka z dymkiem, itp były tylko środkiem do wzajemnej egzystencji między tymi ludźmi, którzy się rozbili na wyspie, między głównymi bohaterami.

Co do końcówki to wygląda ona tak, że w ostatniej scenie na wyspie umiera Jack (swoją drogą genialna scena z zamknięciem oka). Frank, Sowyer, itd odlatują z wyspy, czyli przeżywają, nowym "Jacobem" zostaje Hurley a jego pomocnikiem Ben. I tu się historia kończy, nie wiemy co się dalej wydarzyło.
Jeśli chodzi o alternatywną rzeczywistość czy jak to nazwać, jest to miejsce zawieszone w czasie, gdzie wszyscy trafiają po śmierci i żyją życiem jakim chcieli żyć (chociaż co do tego nie jestem pewien do końca). Ojciec Jacka na końcu mówi "sami stworzyliście to miejsce, abyście mogli się odnaleźć". Tak więc w scenie w kościele wszyscy już nie żyją... niektórzy zginęli wcześniej niż Jack, m.in Boone, Sayid, Shannon i wiele innych osób, a niektórzy długo po nim jak Hurley czy Ben. Można to stwierdzić, po tym jak Hurley mówi do Bena, że był najlepszym nr 2, a Ben do niego ze najlepszym nr 1. Odnosi się to oczywiście do ich szefowania na wyspie, które nie zostało już pokazane w serialu. Dzięki pobytowi na wyspie poznali ludzi, dzięki którym przestali być "zagubieni" i czekali na siebie po śmierci, aby moc iść dalej razem. Swoją drogą kto by się tego spodziewał od początku ;P
Wiadomo ze wiele rzeczy nie zostało wytłumaczonych itp, wiele wątków pominiętych, ale mnie ogólnie rzecz biorąc taki sposób zakończenie się podobał, bo jednak ostatecznie zawsze chodzi o ludzi i i ich relacje, miłość i przyjaźń. Myślę, że gdyby autorzy wytłumaczyli wszystko w sposób naukowy czuli byśmy spory niedosyt. LOST zawsze był serialem nietuzinkowym i taki już pozostanie, będzie się o nim mówiło przez długie lata.
Niewątpliwie jedna z najlepszych produkcji telewizyjnych w historii.
Aż się łezka w oku zakręciła na końcu, było to świetnie spędzone 6 lat:)

DuniaDziuzel

"Naukowe wyjaśnienia".... - no właśnie - jedno z bardziej zasadniczych pytań: czy takich faktycznie należało oczekiwać?
Szczerze mówiąc, mi właściwie zależało na poznaniu zasad i mechanizmu, które rządziły Wyspą i sprawiały, że była ukryta przed światem i posiadała specyficzne właściwości.
Jednakże wbrew temu co przed chwilą powiedziałem, aż tak spragniony owej wiedzy nie byłem.
Można by rzec, że śledziłem ów serial z nastawieniem "oczekiwania, nieoczekiwanego" i w znacznej mierze nie zawiodłem się.
Oczywiście są wątki "urwane", niedokończone, proszące zapewne o dwa słowa dopowiedzenia.
Trochę tak jakby pomysł na dalsze wydarzenia na bieżąco ewoluował. Ale tylko trochę, gdyż ogólnie mam odczucie, że jednak taki był zamiar - przynajmniej jeśli chodzi o ramowe założenia, pomimo, iż serial mógłby zakończyć się wcześniej.

"Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal"...
...ale pojawia się inne pytanie: czy będąc bogatsi o sezony czwarty, piąty i szósty, czulibyśmy zaspokojenie, gdyby tak akcja znalazła swój finał w trzecim sezonie i dalszych nie było???
Jakkolwiek pojawiające się głosy, mówiące o tym, że tak powiedzmy od połowy serial był trochę kręcony na siłę, tak ja osobiście jestem zdania, że bez "drugiej" części czułbym duży niedosyt.
Oczywiście można zakładać, że pewnie wtedy scenarzyści postanowiliby wiele rzeczy wcześniej powyjaśniać.
Ale czy nie poszliby tym samym w zbytnie uproszczenie???
(Takie gdybania nie ma sensu)

Cenną umiejętnością byłoby cofnąć się myślami do pierwszego sezonu bez pamiętania o wydarzeniach z kolejnych...

ocenił(a) serial na 9
fantastico

Nie ulega wątpliwości, że pierwsze dwa sezony zdecydowanie różnią się od reszty, kiedy wszystko już ewidentnie zakrawało na fantasy. Ale znalazłam bardzo ciekawą wypowiedź pracownika, który przebywał w pokoju scenarzystów i ponoć samo zakończenie - od momentu, w którym Jack wchodzi do kościoła i dotyka trumny ojca, do momentu w którym zamyka się jego oko, zostało napisane już podczas kręcenia pilota. Być może jednak pomimo kręcenia "trochę na siłę", zamierzeniem twórców była głównie filozofia "The circle" - powiązanych ze sobą ludzi, których przeznaczeniem jest spędzić razem wieczność. A sama w sobie wyspa, wszystkie jej zagadki i tajemnice były tym, co trzymało nas przed telewizorami w napięciu - skąd on się tu wziął? jak to działa? Dlaczego tak się stało? Jak to możliwe, że przenieśli się w czasie? - zadawaliśmy sobie mnóstwo tego typu pytań, na które niekoniecznie trzeba było poznać odpowiedzi. Sam fakt zadawania ich był fenomenem serialu, który czynił go tak interesującym.
I zgadzam się, ja bez drugiej części również czułabym niedosyt;)

A tu jest post z wypowiedzią, o której wcześniej wspomniałam: http://www.filmweb.pl/serial/Zagubieni-2004-133834/discussion/Wt%C5%82umaczenie+ serialu+wed%C5%82ug+pracownika+Bad+Robots+-+cz%C4%99%C5%9B%C4%87+druga,1393509

DuniaDziuzel

"sama w sobie wyspa, wszystkie jej zagadki i tajemnice były tym, co trzymało nas przed telewizorami w napięciu - skąd on się tu wziął? jak to działa? Dlaczego tak się stało? Jak to możliwe, że przenieśli się w czasie?"

Niewątpliwie tak było.
I trzeba przyznać, że nasza ciekawość była skutecznie wodzona za nos.
Tak na marginesie, to czasem zastanawiałem się, czy można być zagorzałym fanem owego serialu i jednocześnie pilnie śledzić coraz pojawiające się w sieci zwiastuny, takie lub inne doniesienia "z planu", jakieś przecieki, dopowiedzenia, wyjaśnienia samych scenarzystów etc.(?)
Nie dość, że unikałem tego jak ognia, to i po prostu przez te kilka lat zwyczajnie ani przez moment mnie nie korciło, aby próbować dowiedzieć się czegoś przed emisją kolejnego odcinka.
Uważam, że dzięki temu udało mi się nie uronić, ani krztyny magii i do samego końca trwałem w podekscytowaniu.

Po kilku latach trudno sobie przypomnieć, jakie dokładnie uczucie towarzyszyło mi podczas oglądania kilku pierwszych odcinków. Zapewne byłem nastawiony na coś "wielkiego", gdyż TVP skutecznie zawczasu zapowiadała ów serial, jako światowy HIT.
Na pewno po owych pierwszych odcinkach, ani przez głowę nie przeszła mi myśl, że akcja potoczy w takim lub innym kierunku i myślę, że ów nastrój skutecznie utrzymywał się przez pierwsze dwa sezony.
Chyba dopiero po nich uruchomiło się jakieś większe myślenie.

Co by nie powiedzieć scenarzyści już na początku zawiesili wysoko poprzeczkę i uważam, że do samego końca jej nie strącili - co najwyżej momentami lekko ją trącając.

fantastico

Serial arcydzieło! Jedyny do jakiego się przywiązałem i z niecierpliwością wyczekiwałem każdego kolejnego odcinka, w międzyczasie w kółko powtarzając sobie wszystkie pozostałe, klatka po klatce. Z Lostem spędziłem wspaniałe lata, muszę się przyznać, że to niebywały fenomen, w moim przypadku, przywiązując się tak do czegokolwiek, co można obejrzeć. Ze smutkiem muszę stwierdzić, że po trzecim sezonie serial jakościowo począł upadać, a skoro już jesteśmy przy subiektywnej ocenie poszczególnych momentach serialu, to napomknę jeszcze, że stylistycznie i fabularnie odstawał od całości początek trzeciego sezonu, tzw. mini sezon na drugiej wyspie, przez co mi się nie podobał i z chęcią (gdybym był scenarzystą) wrzuciłbym go do kosza. Co się tyczy zakończenia Lost, twórcy jasno dali do zrozumienia, że w dwóch ostatnich odcinkach chcą zwyczajnie pożegnać się z serialem, nie skupiając się na rozwiązywaniu zagadek. Może to i lepiej, że zostaliśmy wprowadzeni w świat mistycyzmu, w przeciwnym razie otrzymalibyśmy jeszcze bardziej absurdalne wytłumaczenia, nieodpowiadające gustom fanów, a przecież to nie tak... Niektóre rzeczy, moim zdaniem, powinny zostać tajemnicami, bo to one tworzyły charakter i klimat Lost. Zostało nam chronić światło...

masonito

Co jakiś czas czytam niektóre wypowiedzi i stosunkowo często osoby wypowiadają się... - powiedzmy, że "bez entuzjazmu", o sezonie przede wszystkim czwartym, a i nawet o piątym, czy częściowo o szóstym.
Każdy jak najbardziej ma prawo do takiej subiektywnej oceny.
Nie mniej o ile nie każdy odcinek mnie w równym stopniu porwał, gdyż skłamałbym mówiąc, że było inaczej, tak za ów każdy odcinek na równi dziękuję scenarzystom.
W moim przypadku epizody mało atrakcyjne spełniały bowiem nieco specyficzną rolę, a mianowicie jeszcze bardziej napędzały ciekawość i sprawiały, że z jeszcze większą niecierpliwością człowiek oczekiwał kolejnych odcinków.
To co przed chwilą powiedziałem uznacie pewnie za dziwne, jednakże rzecz w tym, że podejmując się ogólnej oceny ja akurat powiem tak, że dla mnie po prostu zdecydowana większość odcinków była atrakcyjna, niźli mała część słaba.

ocenił(a) serial na 10
DuniaDziuzel

ZGadzam się z Wami- wszystkie czesci byly niezbedne, wcale nic sie nie dluzylo! Pomyslcie przeciwnicy i Ci, rozczarowani ostatnimi sezonami- mozemy tylko dziekowac ze mimo iz bylo 6 sezonow to kazdy z nich byl tak naprawde inny! Dobrze ze nie wszystkie sezony byly o ucieczce przed "tamtymi" czy o dharmie. Nikt sie nie spodziewal takich rozstrzygniec- i to jest piekne. to tworzy z Lostow wyjatkowy i niepowtarzalny serial. A dzieki malym niedopowiedzeniom- serial pozostaje pelen mistycyzmu i tajemniczosci..... dzieki temu - ciagle o nim myslimy .... :)

zadaje retoryczne pytanie: czy kiedys jakis serial dorowna Lostom....?
moja odpowiedz znacie. 10/10

Belzebubich

LOST z pewnością zasługuje na kilka luźnych zdań oceny i próby zrozumienia z czym tak naprawdę mieliśmy do czynienia: czy z jednym z kolejnych niczym specjalnie niewyróżniających się seriali, które powstają na pęczki, czy może jednak z pozycją, która kryje w sobie elementy wykraczające poza zwykłe śledzenie losów ekranowych bohaterów?

Czy z uwagi na to, że owemu serialowi wystawiłem notę 10/10, tym samym moja wypowiedź z góry będzie nieobiektywna i ukierunkowana na potwierdzenie wcześniej sobie obranej tezy w pełni oddającej wspomnianą ocenę?
Wbrew temu co wielokrotnie mówiłem o LOST, potrafię zrozumieć zdanie innych osób, dla których ów serial nie jest niczym niezwykłym i które to bez większego - przesadnego entuzjazmu w głosie wypowiadają się o nim w bardziej lub miej pochlebnym tonie.

Wydaje się, że najpierw należy odpowiedzieć sobie na jedno, acz kluczowe pytanie:
Czy podejmując się oceny LOST opieramy się jedynie na porównywaniu go do innych seriali i na tej podstawie uznajemy, że był on dobry, słaby, lepszy, gorszy , etc.(?)
Czy może przede wszystkim wpływ na naszą ocenę mają nasze wewnętrzne subiektywne odczucia całkowicie niezależne od tego, co do tej pory oglądaliśmy i co z tego nam się podobało, a co nie (?)
Nie bez znaczenia pozostaje oczywiście i to, fanami jakiego gatunku jesteśmy i czy po prostu dana pozycja – w tym przypadku LOST, odpowiada naszemu gustowi i co wydaje się ważniejsze - oczekiwaniom z tym związanym.

Czy każdy z nas bowiem oglądał ów serial z takim samym nastawieniem na konkretny rodzaj i przebieg akcji???
Śmiało można powiedzieć, że to właśnie nasze oczekiwania i ich ewentualne mniejsze lub większe zaspokojenie, determinują w konsekwencji ocenę, którą wystawiamy.
Kim byłem przystępując do oglądania LOST?
Ogólnie rzecz biorąc osobą o zamiłowaniu do psychologii, parapsychologii, otwartą na wszelkie niewyjaśnione rzeczy, ale także osobą, która biorąc wdech zawsze będzie podlegać zdumieniu. myśląc o nawet najbardziej oczywistych sprawach/rzeczach/zjawiskach.
Czy to kim jesteśmy i co myślimy ma jednak jakiekolwiek znaczenie podczas oglądania LOST?
- Ma.
Ma dlatego, bowiem wpływa to na nasze nastawienie, determinuje oczekiwania oraz decyduje o tym, czy postrzegamy coś jedynie jako fikcję literacką, czy też próbujemy doszukać się głębszego sensu i znaczenia, wykraczającego poza ramy doznań czysto artystycznych, jak lepsza lub gorsza gra aktorów, mniej lub bardziej wciągająca akcja, zapierające dech efekty specjalne, urzekające tło dźwiękowe etc.
Mając to wszystko na uwadze w pełni szanuję zdania osób, których LOST mówiąc najogólniej nie zachwycił.
Mówiąc jednak (jedynie) ″nie zachwycił″ zapewne daleki jestem od tego, kto i jak konkretnie odbierał ów serial.
Nierzadko przecież można natrafić na swoisty dwugłos w sytuacji gdy np. kogoś zachwycił początek – powiedzmy pierwsze dwa sezony, zaś kompletnie rozczarowało zakończenie – czy idąc wręcz dalej, cała druga ″połowa″ serialu.
Takie osoby można by się w tym miejscu zapytać, czy po pierwszym, czy drugim sezonie miały już jasno sprecyzowane oczekiwania co do tego, w jakim kierunku powinny potoczyć się przyszłe wydarzenia, tak aby nie zawieść ich oczekiwań(?)
Zapewne część osób odpowie, że problem zasadza się na tym, że LOST powinien był zakończyć się znacznie wcześniej i sezony – począwszy np. od czwartego, a może nawet i trzeciego, w ogóle nie powinny ujrzeć światła dziennego.

Czy mając jednak za sobą obejrzany cały serial można powiedzieć, że bez takiej lub innej części byłby on kompletny i w równym stopniu atrakcyjny? (przyjmując oczywiście punkt widzenia osoby, dla której takowy był)
Czy sam wyciąłbym pewne wątki/wydarzenia, tak aby z jednej strony nie wpłynęło, to na moją ogólną (wysoką) ocenę, a z drugiej wręcz ją jeszcze bardziej podniosło?
-Nie.
Nawet pomimo tego, iż niektóre epizody nie były zbyt pasjonujące, to jednak pozwalały lepiej zrozumieć np. zachowanie i postawę naszych bohaterów, a co się z tym nierozerwalnie wiąże podejmowane przez nich nierzadko trudne decyzje.

Wracając jednak do wcześniej postawionego pytania...
Czy każdy z Was oglądając LOST potrafił na wczesnym etapie zdefiniować swoje oczekiwania co do przyszłych wydarzeń?
Ja osobiście nie tyle nie potrafiłem, co po prostu nie miałem specjalnych oczekiwań, gdyż na dobrą sprawę poza stawianiem z pozoru prostych pytań typu ″Co to za Wyspa″, ″Co takiego jest w niej niezwykłego″, ″Czym są wszelkie tajemnicze dobiegające szmery i odgłosy″... czułem się jak ″dziecko we mgle″.
Oczywiście z czasem odsłaniania kolejnych tajemnic, pytań pojawiało się więcej, i więcej... i przeradzały się one w coraz bardziej szczegółowe dociekania. I gdy wydawało się, że jestem już o coś mądrzejszy, to chyba bardziej właściwe byłoby powiedzenie, że o więcej rzeczy stawałem się głupszy – mówiąc nieco żartobliwie.
Jednakże w tym przypadku owa niewiedza była całkiem przyjemna i ekscytująca i pomimo, iż zwykle przyjmowałem postawę ″oczekiwania nieoczekiwanego″, to i tak część szarych komórek nie pozostawała bierna wobec deficytu wiedzy i na własną rękę próbowała przebić się na pierwszy plan z kolejnymi koncepcjami, co do próby ″wyjaśnienia niewyjaśnionego″.
Mógłbym w tym miejscu starać się podnieść wartość własnego JA i obwieścić, że wiele spraw udało się odgadnąć mojemu niezwykle przenikliwemu umysłowi.
Prawda jest jednak taka, że praktycznie za każdym razem się myliłem – lub mówiąc przewrotnie, mój scenariusz nie pokrywał się z rzeczywistym.
Ktoś z Was pewnie wysunie zaraz tezę, że przeczę samemu sobie, skoro dałem notę 10/10, tyle mówię tutaj o tym, jak kluczowe są nasze oczekiwania, a sam na etapie oglądania spodziewałem się innych rozstrzygnięć.
Na dobrą sprawę takie przedstawienie stanu rzeczy niejako zamyka mi usta do próby polemiki, nie mniej czym innym jest chęć tego, jakbyśmy chcieli, aby potoczyły się konkretne wydarzenia, a czym innym próba odgadnięcia, jaki faktycznie coś będzie miało przebieg i ″co/kto″ ″czym/kim″ się okaże.

Do tej pory nie odnosiłem się do konkretnych przykładów, nie mniej mogę powiedzieć, że ogólnie chyba najbardziej mylne, czy też nie wiedzieć jakie wyobrażenia miałem co do Dharmy i tego, że będzie ona stanowiła centralny punkt na osi wydarzeń, do którego będą prowadzić wszystkie drogi i przede wszystkim końcowe wyjaśnienia.
Zapewne na wielu etapach tak mogło być (było) i pewnie przez długi czas owa Dharma gdzieś tam nam pobrzękiwała z tyłu głowy. Nie mniej koniec końców był to jedynie jeden z wątków – wpływający co prawda na gro wydarzeń, ale czy kluczowy(?)
No właśnie... - dochodzimy chyba do ważnego pytania, a bardziej odpowiedzi na nie, co tak naprawdę było najistotniejsze w LOST, co stanowi o tym, że wiele osób (w tym ja) popadło w zachwyt nad owym serialem?
Można oczywiście wymienić całą litanię wspomnianych wcześniej walorów czysto artystycznych, stanowiących o kunszcie aktorskim, rzemiośle reżyserskim, o wielkości scenarzysty etc.

Czy jednak oceniając LOST jedynie tymi kryteriami się kierowałem?
Na pewno są one nie bez znaczenia i nie umiem odpowiedzieć na pytanie, na ile na zwiększenie lub spadek atrakcyjności serialu wpłynęłaby np. inna obsada.
Czy tak samo zżyłbym się z Jackiem, Kate, Sawyerem, Lockiem, Juliet, gdyby grał ich kto inny?
Tego się już nie dowiem, jednakże oceniając LOST wart podkreślenia jest (przynajmniej dla mnie) naprawdę świetny dobór aktorów.
Może, aż takim kino-maniakiem nie jestem, ale 99% obsady była mi całkowicie nowa (obca) i nigdy wcześniej nikogo z niej nie widziałem w żadnym filmie, serialu – abstrahując już od tego, co powiedziałem na początku niniejszego zdania.
To co teraz powiem pewnie Was rozbawi. ale po sześciu latach oglądania LOST nadal nie znam imion i nazwisk odtwórców ról, poza dosłownie trzema: Jacka, Kate i Locka, ale to tylko dlatego, że ten pierwszy mimochodem rzucił mi się w oczy na początku tutejszego spisu, aktorka grająca Kate bardzo mi się podoba, zaś nazwisko ostatniego z wymienionych parokrotnie padło w niektórych komentarzach podkreślających jego dobrą grę i stąd zapadło mi w pamięć, choć i tak nie na tyle, abym napisał je w tej chwili bez uniknięcia błędu.
O czym to z mojej strony świadczy?
Ano o tym, że do tego stopnia zżyłem się z bohaterami, że chcę, aby Jack już na zawsze pozostał dla mnie Jackiem, Kate Kate, Sawyer Sawyerem, Lock Lockiem, Hugo Hugiem, Ben Benem, a Juliet Juliet i zwyczajnie nigdy nie chciałem i nadal nie chcę znać ich (aktorów) prawdziwych imion, gdyż tym samym ograbiłbym wspomniane postaci z ich aury bohatera ″literackiego″, sprowadzając ich przez to do rangi zwykłych śmiertelników spotykanych co dnia na ulicy.
Poniższe wyda Wam się pewnie jeszcze dziwniejsze, ale w przyszłości nie mam zamiaru oglądać żadnych filmów, czy seriali z udziałem osób grających w LOST, gdyż raz, że nie potrafiłbym postrzegać je inaczej, niż przez pryzmat ″zagubionych″, a dwa, kreacje, które stworzyli zbyt sugestywnie oddziałały na moją wyobraźnię.

Czy jednak o wielkości, fenomenie, czy po prostu charakterze LOST stanowią jedynie mniej lub bardziej ciekawi bohaterowie, a wszystko inne to tylko tło i pole dla ich istnienia, przeżyć, doświadczeń i zmagań na drodze ich bliższego nam (widzom) poznania?
Pytanie na swój sposób tendencyjne, gdyż o ile ktoś pewnie mógł śledzić ów serial jedynie z uwagi na grających w nim aktorów, tak chyba większość z nas urzekło jednak coś więcej... - i to na tyle, aby na kilka lat poświęcić temu swój czas, uwagę i z różnym natężeniem zainteresowanie.

Czym jest to ″coś”?
Czy to tylko i wyłącznie historia grupy osób, której samolot rozbił się gdzieś na ukrytej przed światem wyspie?
- Tak. To tylko taka historia mniej lub bardziej sprawnie opowiedziana.
Czy byłaby to jednak odpowiedź osoby, którą ów serial zachwycił bez reszty? ;)
To ″coś″ jest bowiem ″czymś″ więcej.
Nie bez powodu wspomniałem o tym, że lubuję się w psychologii, parapsychologii i przede wszystkim we wszystkim tym co tajemnicze i niewyjaśnione.
LOST taki właśnie był – tajemniczy, magiczny, ale także i frapujący, refleksyjny, nierzadko dowcipny, optymistyczny, ale i przygnębiający, wzruszający, ... nieodgadniony....
... i chyba nadal takim pozostaje, gdyż jak zgodnie stwierdzimy nie wszystko zostało wyjaśnione, a co niekoniecznie podoba się wielu osobom, przez co po części wpływa na ich końcową - taką lub inną ocenę.

Moja opinia pozostaje niezmienna i czym więcej czasu upływa od zakończenia serialu, z tym większym sentymentem go wspominam i można tylko pozazdrościć komuś, kto dopiero teraz przystępuje do jego oglądania.

ocenił(a) serial na 10
fantastico

Lzy ciekna potokami ale co zrobic. Serial byl i bedzie najlepszym. Czytajac wasze komenty dostrzegam w nich sama prawde. Pozdrawiam wszystkich lostowiczow.

Belzebubich

Minęło już trochę czasu od zakończenia serialu i powiem Wam, że w moim "klinicznym" przypadku LOST całkowicie przewartościował moje postrzeganie świata filmów i seriali do tak skrajnego stopnia, że mówiąc przewrotnie skutecznie mi go obrzydził, uzmysławiając, że przez cale życie czekałem dokładnie na taki serial, jak LOST, przy którym inne pozycje nie są wstanie mnie z góry już nawet nie tyle zachwycić, co chociaż zachęcić
A że wyznaję zasadę "Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal", więc nie żyję z przeświadczeniem, że coś tracę :) - a wręcz przeciwnie, gdyż LOST mi dal coś tak nie do zmierzenia i opisania, że więcej zwyczajnie już nie potrzebuję.

ocenił(a) serial na 10
fantastico

Ja myślę bardzo podobnie, Lost idealnie trafił w moje gusta, w serialu ukazała się cała kwintesencja tego, czego od produkcji filmowej oczekuję. Tajemniczo, zabawnie, dramatycznie, ale też było miejsce na uczucia, były nietuzinkowe losy bohaterów i fenomenalnie (tak, to dobre słowo) nakreślone postaci. Wszystko ujęte w przyciągającą jak magnes historię.
Dziś z uśmiechem na ustach przypominam sobie, że poznałem Lost tylko dlatego, że Jedynka urządziła serialowi szeroką kampanię reklamową i kiedyś siedząc przy śniadaniu usłyszałem w radio: światowy hit od najbliższego czwartku również w Polsce. Jako, że widziałem trochę jakie wtedy światowa telewizja produkowała słabe seriale, powiedziałem sobie: A co tam, zobaczę pilot i sam się upewnię, jak nisko upadli Amerykanie, by po raz n-ty sięgac po Guliwera czy tam Robinsona Cruzoe. Tymczasem pilot dosłownie mi śmignął przed oczyma. 2 godziny ( z reklamami) minęły błyskawicznie, a serial wbił mnie w ziemię. I nie tylko mnie, wszyscy, którzy potem pisali na forach powielali opinie w samych superlatywach. Tak rozpoczęła się piękna historia z Lost, która trwała w sumie 5 lat...
Nie żałuje ani chwili, jeszcze w pierwszym sezonie nie doceniałem w 100 % sensu retrospekcji, dziś nie wyobrażam sobie bez tego tego serialu, podobnie jak nie wyobrażam sobie kogokolwiek zamiast Michaela Giacchino jako kompozytora.
Kilkoro moich znajomych łyknęło cały serial w kilka tygodni i choć też im się bardzo podobał, to po nich doskonale widzę, że nie da się go tak poczuć, jak oglądając na bieżąco, wiele ważnych elementów fabuły umyka ... konwersacja z fanami, lostpedia i WŁASNE PRZEMYŚLENIA okazały się nie tylko pomocne do 100 % ułożenia sobie w głowie wszystkich wątków serialu, ale przede wszystkim same w sobie dawały ogromny fun, równie duży jak samo oglądanie :D
Szkoda dziś patrzeć jak wiele osób rozmienia te piękne chwile na drobne, bo oczekiwali innego finału albo po prostu nie byli w stanie poradzić sobie z bogatą fabułą. Cóż, ich sprawa :P Ja do Lost na pewno nie raz jeszcze wrócę, bo nawet znając całą historię, nadal ogląda się świetnie .

btw Fantastico, ja piszę ten post od ponad 20 minut, to ciekaw jestem ile Tobie zajęło pisanie tego z 6 sierpnia :D Pozdrawiam

aqu32

AD btw.
Trudno powiedzieć ile czasu pisałem ów wcześniejszy komentarz. Ktoś by pewnie powiedział, że takie "kilka" zdań, to on pisze jednym pociągnięciem pióra ;) , nie mniej prawda jest taka, że spokojnie pisałem go 2 dni będąc akurat na urlopie z dala od cywilizacji w otoczeniu przyrody ... z laptopem na kolanach. Oczywiście nie pisałem od świtu do nocy - i nie w takiej "końcowej" wersji, jaką zdecydowałem się przedstawić światłu dziennemu.
Rzecz w tym, że w danym momencie przychodziło mi do głowy zbyt wiele myśli, które co raz niejako uaktualniały wcześniejsze, rzutowały na kolejne i koniec końców skutecznie odwlekały w czasie postawienie ostatniej kropki domykającej całą tą - stosunkowo obszerną wypowiedź.

"Lost idealnie trafił w moje gusta".... i na dobrą sprawę tym jednym Twoim zdaniem - tak prostym i niby trywialnym w jego znaczeniu, można by niemal zamknąć uzasadnienie tego, że i także i moje gusta skutecznie on "ustrzelił".
Przez lwią część serialu pozostawałem jedynie ze swoimi przemyśliwaniami. Na Lostopedii byłem dosłownie raz, aby na szybko przypomnieć sobie nazwisko Jeremy Bentham, na inne fora moja stopa nigdy nie stanęła, zaś tutaj na Filmweb wpadam dopiero od szóstego sezonu ... i nie żałuję, że wcześniej nie tyle że nie chciałem wymieniać się z kimś moim przemyśleniami co do LOST, tylko wynika to z bardziej prozaicznej rzeczy, a mianowicie ogólnie nie jestem bywalcem wszelakich for.

Nie żałuję jednak i tego, że ów ostatni sezon spędziłem tutaj, wśród osób takich, jak choćby Ty.
Z wielką przyjemnością zaznajamiałem się z większością wypowiedzi, gdyż uświadomiłem sobie, że nie tylko jak "choruję" na przypadłość, co się zowie LOST ... i co ważne mój przypadek wcale nie okazywał się być tym najcięższym stadium owej "choroby":)
Niektóre okazy wymagały wręcz natychmiastowej hospitalizacji, zaś mój stan określiłbym, jako co prawda krytyczny, ale stabilny - choć rokowania wcale nie były pewne, że nie ulegnie on dalszemu "pogorszeniu" ;)
Na całe szczęście wytrwałem i obyło się bez kaftana bezpieczeństwa, tyle że od wyjścia ze "szpitala", cały czas mam "nawroty" choroby i co bardziej tędzy specjaliści już mi obwieścili, że tak już pozostanie do ostatnich mych dni.
Jako kurację zaleca się regularne powracanie myślami do serialu, bo wtedy objawy trochę zelżeją, zaś pacjent wydaje się być wtedy znowu bardziej skory do życia i na swój sposób naładowany pozytywną energią.
Póki co hollywoodzcy "naukowcy" niestety nie wymyślili jeszcze skutecznego zastępczego "leku", choć niemal każdego dnia wypuszczają na rynek co raz to nowsze "preparaty", tyle że o bardzo słabym i jedynie doraźnym działaniu.
Czekam na jakiś prawdziwy przełom w tej "medycynie", choć patrząc na dotychczasowe dokonania, chyba w złym kierunku podążają prace i ukierunkowane są chyba z myślą o innych "pacjentach", a takich, jak ja, chyba pozostawiono samym sobie - mówiąc przy tym "lecz się sam" :)

ocenił(a) serial na 5
Belzebubich

już bardziej się zgodzić nie mogę ;)

jakoś przebrnęłam przez ten serial, bo coby nie mówić, ilością niedorzeczności ten film może być pobity jedynie przez Prison Break i tak jak wymieniony serial, miał genialne odcinki jak i takie o których lepiej zapomnieć..
ja oglądałam ten serial tylko ze względu na niektóre postacie, np: Linus, Locke, Hurley i Keamy
jakoś żeńskie postacie wydały mi się mało atrakcyjne pod względem osobowości, heh..