Serial Lost zaczyna się przygodowo od rozbitków zmagających się z jakimś tajemniczym kultem tubylców na odległej wyspie, gdzie tajemnicza organizacja przeprowadzała liczne eksperymenty na ludziach i zwierzętach. Potem przechodzi w sci-fi z fizyką kwantową, podróżami w czasie z przenikaniem świadomości i okiełznaniem gigantycznej energii elektromagnetycznej, której wyzwolenie zagraża Ziemi. Kończy z hukiem metafizyką, z duchami udzielającymi porad, przed wiecznymi, wszechwiedzącymi pół bóstwami walczącymi o równowagę dobra i zła. Zakańcza światem wykreowanym przez samych bohaterów już po śmierci.
Tak misternie budowana historia, prawdopodobna z naukowego punktu widzenia zostaje sprowadzona do naiwnego dualizmu dobra i zła, po czym spuentowana radosnym spotkaniem w życiu po życiu.
Na mózg wielu widzów to było już za wiele.
Najmocniejszą stroną serialu zawsze były ciekawe postaci i ich wzajemne relacje, a także nowatorski sposób narracji. Aż dziw bierze, że nikt nie chce powtórzyć sukcesu Lost sięgając po najmocniejsze strony serialu jednoczenie unikając bzdur z dalszych sezonów.