Szczerze mówiąc Far Cry 5 jakoś niezbyt mnie interesował przed premierą. Nie prezentował się zbyt ciekawie i wyglądał jak objaw braku pomysłów. Oklepany setting amerykańskiej prowincji, pierwsze gameplaye najlepszego wrażenia nie robiły, jednak zmieniłem zdanie gdy obejrzałem kilka filmów z rozgrywki już po premierze. Graficznie jakby się zmieniło in plus, gra wciąż wygląda ładnie, a do tego soczysty model strzelania. Seria Far Cry, zwłaszcza od "trójki", zawsze słynęła miodnym gameplayem, nie inaczej jest w przypadku piątej części.
Muszę przyznać, że jak na Ubisoft główny wątek jest opowiedziany całkiem klimatycznie. Podobał mi się ogólny nastrój, zwłaszcza wątek Faith jest nietuzinkowy. Początkowo jak wspominałem prezentowało się nijako, także główny zły przy Vaasie wydawał się bezpłciowy. Jednak wystarczył moment kiedy w prologu patrzył się na głównego bohatera przez te swoje okulary. Było to specyficzne uczucie. O ile Vaas nadrabiał szaleństwem, tak Joseph Seed robi wrażenie spokojem.
Far Cry 5 to też drobny powiew świeżości wprowadzony do nieco już skostniałej rozgrywki. Zrezygnowano wreszcie z wież, które odkrywały fragment mapy, na rzecz bardziej naturalnej eksploracji. Po prostu podróżując po świecie dostajemy komunikaty radiowe na temat pobliskiego zadania. Oprócz tego możemy zagadywać do wyzwolonych cywilów, którzy podzielą się z nami informacją dot. pobliskiego posterunku, skrytki preperskiej czy innej postaci potrzebującej pomocy. W ten sposób mapa stopniowo wypełnia się znacznikami jednocześnie nas nie przytłaczając od samego początku.
Szkoda, że gracz nie ma wpływu na postęp fabuły. W trakcie przejmowania kolejnych punktów, niszczenia konwojów, ładuje się specjalny pasek i po osiągnięciu danego punktu jesteśmy porywani przez bossa danego regionu, i tak czterokrotnie, aż w końcu go zabijemy. Troszkę wybija to z rytmu, gdy planujemy sobie przejść kolejną misję, ale przekraczamy kolejny fabularny próg i jesteśmy porywani. Swoją drogą to zabawne, że nasz bohater lub bohaterka ucieka w ciągu całej gry kilkanaście razy. Szkoda też, że protagonista jest niemową, zapewne był to zabieg spowodowany tym, iż FC5 można ogrywać w co-opie i łatwiej było to zaimplementować gdy bohater się nie odzywa.
Rozgrywka jest jeszcze miodniejsza niż w poprzedniczkach, a to za sprawą jeszcze bardziej soczystego strzelania z broni palnej, jak i dodania wielu broni białych pokroju bejsboli, gazrurek itp. to z pewnością jest pozostałość po Primal. Głuchy odgłos jakie wydaje kij bejsbolowy po uderzeniu w głowę przeciwnika to coś co trzeba usłyszeć. Poruszanie się także jest jakby bardziej płynne. Nasza postać nie ma problemu z przeskakiwaniem przeszkód i wspinaczką co można wykorzystać skradając się przez bazy przeciwnika. Jest to jedna z najlepszych strzelanek w jakie grałem jeśli brać pod uwagę frajdę płynącą z rozpierduchy.
Zrezygnowano też z poziomów postaci i drzewek umiejętności na rzecz znacznie prostszego i lepszego systemu. Każda umiejętność wymaga teraz określonej liczby punktów. Te zdobywamy wykonując zadania, wyzwalając posterunki czy wykonując specjalne wyzwania z różnych dziedzin: zabicie określonej liczby przeciwników danym rodzajem broni, oskórowanie danego gatunku zwierzęcia itp. itd. Sprawia to, iż staramy się korzystać z różnych broni i narzędzi by wykonywać te wyzwania by zdobyć kolejne punkty za które wykupimy nowe umiejętności. Tylko kilka zdolności jest zablokowanych i odblokowanie ich wymaga spełnienia warunku np. pokonanie jednego porucznika. A poza tym mamy totalną wolność. Możemy od początku zacząć ciułać 10 punktów by w ten sposób odblokować trzeci slot na broń albo wydłużyć pasek zdrowia.
To co się tutaj miejscami wyrabia przekracza najśmielsze podejście. Nawet niewinna podróż z punktu A do B potrafi się zamienić w pełnowymiarowy konflikt z użyciem pojazdów, samolotów przy którym wymięka niejedna drugowojenna strzelanka. Wystarczy nieraz zostawić postać gdzieś z boku i odejść na chwilę od monitora i po powrocie odkryjemy, iż zginęliśmy, bo nadjechali przeciwnicy. Czasami to wkurza, a czasami bawi. Często nie można nawet znaleźć chwili spokoju by porozmawiać z kolejną postacią i otrzymać zadanie, bo ciągle jesteśmy atakowani i dialog jest przerywany. Wygląda to trochę jakby gra sabotowała samą siebie. Vaas z Far Cry 3 pytał o definicję szaleństwa i myślę, że to co się dzieje w FC5 dość dobrze to definiuje. A znowu gdy pokonamy porucznika kontrolującego dane terytorium to nagle panuje niespodziewana cisza i spokój.
Jak wspominałem na początku graficznie FC5 wciąż prezentuje się ładnie i przyjemnie. Nawet obecnie nie można mieć zastrzeżeń do oprawy graficznej. Świetny jest też soundtrack, zwłaszcza w pamięć zapadają te utwory wykonywane przez chór kościelny/gospel, tak charakterystyczne dla amerykańskich ruchów religijnych. Jest też i licencjonowana muzyka lecąca w radiu czy załączająca się w konkretnych misjach i tak posłuchać możemy m.in. The Clash - Should I Stay or Should I Go, Marvin Gaye - Sexual Healing, Slow Ride- Foghat i wiele, wiele innych. A raz przed jednym domkiem znalazłem NPCa z gitarką, który grał Where Did You Sleep Last Night.
Choć przed premierą FC5 nie byłem zbyt pozytywnie nastawiony do tego tytułu, bo wydawał się przy poprzednich grach jakiś nijaki, bezpłciowy, nawet graficznie wydawał się brzydszy tak po zagraniu muszę stwierdzić, iż jest to gra przy której bawiłem się naprawdę dobrze, choć miejscami natężenie strzelanin które wybuchały bez powodu mogło czasami zmęczyć.