Przyznam, że znów coś mnie tknęło by zagrać w Robina. Nie wiem ile lat minęło od ostatniego podejścia, ale chyba w ciemno mogę założyć, że z 6 co najmniej.
I tu się objawia czar dawnych gier. Tyle czasu minęło, grafika się postarzała, gameplay może zjechał, ale muzyka nadal porywa, a ta doza miodności pozostaje. Niewątpliwie, przynajmniej u mnie, muzyka zawsze wzbudza liczne emocje, co sprawia, że przynajmniej jeden element zawsze pozostanie tak samo dobry jak niegdyś. Tu jednak pojawiło mi się kolejne pytanie, a może tak wysoka ocena co do tej pozycji, jak i wielu innych sprzed lat wynika głównie z przywiązania emocjonalnego?
Raczej nie. Grafika, chyba ręcznie rysowana, nadal jest estetyczna, nie odrzuca, a to dobre na początek. Przede wszystkim, gram i dobrze się bawię, czuję pewne zaangażowanie, którego brak wielu nowym pozycjom. Ot, je się zalicza, raczej niezbyt refleksyjnie. Tu jest inaczej.
Nie wiem, czy to dlatego, że gry grałem w te stary gry, miałem niewielki staż, a na nowe patrzę z perspektywy wielu lat i doświadczeń, ale jakoś nie mogę tego pominąć.