Wywiad

Autor "Metropii" specjalnie dla Filmwebu: Więźniowie panoptykonu

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Autor+%22Metropii%22+specjalnie+dla+Filmwebu%3A+Wi%C4%99%C5%BAniowie+panoptykonu-61561
W piątek do kin w całej Polsce wchodzi znakomita animacja "Metropia". Filmweb miał okazję rozmawiać z reżyserem obrazu Tarikiem Salehem. Wywiad przeprowadzony został przy okazji Warszawskiego Festiwalu Filmowego i był oryginalnie opublikowany w październiku ubiegłego roku. Teraz, w związku z premierą, przypominamy go.


Marta Brzezińska: Po obejrzeniu "Metropii" przez chwilę zastanawiałam się, co właściwie obejrzałam. Animację? Ale przecież niezwykłą animację. Chętnie zadałabym pytanie o technikę, a raczej o filmową formę…
Tarik Saleh: Jeśli chodzi o realizację filmu, to na początku może warto powiedzieć, że jesteśmy małą grupą przyjaciół wypracowujących swój własny styl podczas pracy z filmami krótkometrażowymi, bardzo krótkimi - minutowej długości dla szwedzkiej telewizji. Od decyzji, że film ma tak właśnie wyglądać, właściwie wszystko się zaczęło. I od razu powstała też pewna trudność, bo postacie wyglądają przecież bardzo "po ludzku". Wiele osób sądzi, że "Metropia" jest tylko częściowo animacją, ale to złudzenie, pewne wrażenie, bo wszystko w filmie jest rzeczywiście animowane; film jest dwuwymiarowy, wszystko tak naprawdę jest płaskie... To, co widzimy na ekranie, jest między innymi efektem pracy animatora, to, że postaci się obracają, mrugają oczami…

Esencję animacji można wyrazić za pomocą ciągu: zamiar-akcja-reakcja – te elementy zachodzą w czasie bardzo szybko… A ja chciałem stworzyć film, który byłby w pewnym sensie rodzajem emocjonalnego doświadczenia. Nie powinien opisywać, jakie rzeczy są, ale jak się je odczuwa. To, co jest unikalne, właściwe ludzkiej ekspresji, to sytuacja, w której zamiar wyraża się w spojrzeniu. W większości filmów animowanych oczy stanowią największy problem, dlatego postacie animowane więcej wyrażają na przykład rękoma, całym ciałem… W przypadku tego filmu chodzi o to, by można było dostrzec bardzo drobne zmiany, delikatne, typowo ludzkie. Kolejną rzeczą jest to, że chciałem opowiedzieć, co się dzieje w przypadku, gdy ktoś odkrywa spisek. W takim momencie jego reakcja również raczej będzie stłumiona, wyciszona, oszczędna… Chciałem, by film był jak najbardziej realistyczny w tym sensie, choć jest oczywiście bardzo wykreowany, stylizowany…

MB: Sądzę, że z powodzeniem udało się połączyć te dwie tendencje…
TS: Pokazywałem film jak na razie w siedmiu krajach, i muszę stwierdzić, że na podstawie dotychczasowego doświadczenia, widzów da się podzielić na dwie grupy: na tych, którzy filmu nie cierpią i na tych, którzy go uwielbiają.

Ludzie, którzy filmu nie lubią, usiłują go jakoś zaklasyfikować, więc mówią zwykle, że historia, którą opowiadam, jest bardzo podobna na przykład do "Roku 1984" Orwella, ale to nie tak… Oczywiście, jestem szczęśliwy, jeśli widz odnajduje w moim filmie jakieś nawiązania… Bo tak naprawdę, gdy robi się taki film jak ten, to największym problemem jest właśnie to, że nie ma do czego się odwołać… I to nie jest wcale takie dobre, bo kiedy robi się coś po raz pierwszy, to zwykle naraża się na nieprzyjemne reakcje, bo odbiorcy zastanawiają się, czy są w stanie to zaakceptować. Jest to jednak zupełnie normalna, ludzka reakcja; jeśli dostrzegamy kogoś odmiennego, próbujemy go zaklasyfikować, skategoryzować, na siłę, mimo że ta odmienność, inność jest unikalna, jedyna w swoim rodzaju.

Co ciekawe, niechęć ludzi, którzy nie lubią mojego filmu, manifestuje się w interesujący i unikalny sposób. Mianowicie, potrafią godzinami rozprawiać o aspektach filmu, którego przecież nie znoszą, i fascynować się swoją reakcją na niego (śmiech). Czasem, gdy jestem zmęczony lub smutny, myślę sobie, że wolałbym zrobić komedię romantyczną, wtedy widzowie wychodziliby z filmu uśmiechnięci, a tak, mają takie miny, jakbym ukradł im coś, odebrał nadzieję… (śmiech).

MB: Skąd, zatem pomysł na taki smutny film?
TS: Właściwie z kilku źródeł. Pierwsze z nich jest emocjonalne; rozstałem się z dziewczyną, z którą byłem wiele lat i bardzo to przeżywałem. Gdy jest się tak długo z drugą osobą, poniekąd staje się ona częścią ciebie. To tak, jakby stracić część siebie, trzeba wtedy na nowo zadać sobie pewne pytania… Wydawało mi się, że jestem pod wpływem czegoś, czego nie chcę, że nie chcę być pod żadnym wpływem.

Potem przeczytałem książkę francuskiego filozofa Michela Foucault "Nadzorować i karać", w której pisze on o projekcie więzienia doskonałego opartego na idei panoptykonu. W zamyśle, w takim więzieniu strażnik znajduje się właściwie w głowie więźnia, bo ten nigdy nie wie, kiedy jest obserwowany. Kiedy to przeczytałem, zdałem sobie sprawę, że teraz jest czas panoptykonu, wszyscy żyjemy w takim perfekcyjnym więzieniu... Paradoksalnie, czasy, w których żyli wielcy dyktatorzy, to czasy, w których ktoś nas obserwował, pilnował. Teraz sami siebie poddajemy nieustannej obserwacji, wróg nie znajduje się gdzieś "na zewnątrz", ale w lustrze, w którym oglądamy własną twarz. To był punkt wyjścia historii opowiedzianej w filmie.

MB: A co z metrem?
TS: Gdy zaczynaliśmy pracę nad scenariuszem, wzięliśmy mapę Europy, zaznaczyliśmy kropkami każdy z systemów metra w Europie, nałożyliśmy na to każdą sieć metra z wszystkich europejskich krajów, następnie dorysowaliśmy linie, jak można byłoby połączyć te systemy… Pomyśleliśmy, że ktoś, kto byłby w posiadaniu takiego systemu metra, byłby potężny.

Oczywiście, "Metropia" nie jest o przyszłości, mówi o chwili obecnej. Co więcej, wiele elementów współczesnego świata wyrasta poza wizję zrealizowaną w filmie, mamy Internet, Facebooka, itd… Wszystkie te wynalazki są częścią panoptykonu, wszyscy partycypujemy w społeczeństwie Wielkiego Brata, i to z chęcią. U Orwella mamy dyktatora, ludzie są do czegoś zmuszani… Dziś nikogo nie trzeba zmuszać, sami podejmujemy się roli obserwatora, uczestnika panoptykonu. Sami przyglądamy się życiu naszych znajomych, przeglądając zdjęcia na portalach społecznościowych, sami dzielimy się prywatnością…

Chciałem zadać pewne pytania związane z tą sytuacją współczesnego świata i społeczeństw, poddać te kwestie namysłowi. Automatyzacja społeczeństwa nigdy nie jest dobrą rzeczą, potrzebujemy namysłu, refleksji, istnieje też, musi istnieć, potrzeba zadawania trudnych pytań. Ponadto, koniecznie chciałem zrobić film z europejskiej perspektywy, otrzymałem nawet propozycję sfinansowania produkcji ze środków amerykańskich, lecz warunkiem było przeniesienie akcji do Stanów Zjednoczonych. Odrzuciłem taką opcję. Chciałem zrobić film, który opowie o Europie, tu również pojawia się wiele ciekawych pytań. Na przykład to, dlaczego bohater żyje w europejskim koszmarze, bo to nie europejski, szczęśliwy sen, ale właśnie koszmar…

MB: Chciałabym jeszcze zapytać o nawiązania literackie i malarskie; podczas seansu zastanawiałam się, czy te przypuszczenia są uprawnione?
TS: Oczywiście, zdecydowanie. Pisarstwo Kafki jest dla mnie olbrzymią inspiracją, miało wpływ na całą moją karierę. Bardzo podoba mi się, że Kafka dosłownie opisuje wiele rzeczy; wielu doszukuje się u niego metafor, ale ja sądzę, że to opis konkretnych sytuacji. Jeśli czytamy o przemianie w owada, to właśnie ten fragment mówi o przemianie w owada, jak to jest czuć się owadem, być nim…

Malarstwo holenderskie jest dla mnie inspirujące, jeśli chodzi o podejście do kwestii światła. W przypadku postaci z "Metropii" to one same są źródłem światła, nie pochodzi ono z zewnątrz, ale ze środka, jakby wydobywało się z ich głów… Z innych malarzy inspirują mnie Goya i El Greco… Z filmowych fascynacji będzie to Hitchcock, Billy Wilder

MB: Było światło, a co z kolorem? "Metropia" jest filmem dla mnie bardzo interesującym pod tym względem, pod względem estetycznym, przy tym, użyte w filmie monochromatyczne barwy wywołują niekoniecznie przyjemne wrażenie, trochę tak, jakby pochodziły z jakiejś zupełnie innej, obcej kolorystycznej skali…
TS: Tu biały nigdy nie jest biały, a czarny nie jest czarny, to trochę tak, jakby ktoś tym kolorom odebrał duszę… Z drugiej strony, może to dziwne, ale ja odbieram tę kolorystykę jako bardzo ładną… Żyjemy w sztucznym świecie, złożonym ze sztucznych substancji, smaków... Jestem jego ofiarą; odwołam się do przykładu - wczoraj wieczorem jadłem pianki o smaku bananowym i zdałem sobie sprawę, że wolę je od prawdziwych bananów; oczekuję mocnego, intensywnego smaku.

Podobnie z kolorami w moim filmie, tak naprawdę ich tam nie ma… Ponadto nauczyłem się doceniać nie tylko dni, gdy jest piękna pogoda, ale też takie ciemne, deszczowe i szare jak ten dzisiejszy. Trzeba wtedy patrzeć inaczej, mocniej, by dostrzec piękno. Żyjemy w czasach, gdy wszystko domaga się naszej uwagi, jest bardziej słoneczne, większe, bardziej błyszczące, itd. A ja lubię nieco inne rzeczy...

MB: Czy animacja to coś takiego "innego"?
TS: Każdy film rozpoczyna się dla mnie od jakiejś sceny. Tak samo było z "Metropią", zobaczyłem tę scenę przed oczami, i zobaczyłem ją właśnie – animowaną. Pomyślałem, że chciałbym obejrzeć taki film… Oczywiście, było jasne, że nikt takiego filmu nie zrobi, bo to komercyjne samobójstwo, zatem musiałem go zrobić sam, (śmiech) dla siebie. Musiałem też przekonać wielu, że warto zrealizować taki projekt. A później, po latach oglądam tę scenę na ekranie, i nic ona już dla mnie nie znaczy, ten film już dla mnie nie znaczy. I chcę zrealizować coś innego… Innym wyjaśnieniem jest to, że mój ojciec jest animatorem, wychowałem się z animacją, wzrastałem z nią i nawet przysiągłem sobie, że nigdy czegoś takiego nie będę robił, bo to taka beznadziejna, żmudna praca (śmiech)…

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones