Z tym się zgadzam. Szczerze mówiąc obejrzałem tylko pierwsze 20 minut filmu i dalej nie dałem rady. Nie mój klimat, ale jej postać niesamowicie mnie irytowała. Była wręcz bezczelna. Przyzwyczajona do tego, że dostaje wszystko, czego sobie zażyczy. Tacy ludzie działają mi na nerwy i zdarza mi się być wobec nich chamskim. Mimo wszystko trzeba przyznać, że Hepburn ma swój urok i klasę, których większość osób o takim nastawieniu nie posiada. To sprawia, że mimo wszystkich irytujących cech można ją polubić.

Hepburn to świetna aktorka i jej grze nie mam nic do zarzucenia. Po prostu nie rozumiem fenomenu Holly Golightly, która była taką elegancką wersją hipiski. Niedojrzała, niefrasobliwa i po prostu niegrzeczna.

Całkowicie się z tym zgadzam i mi też działała na nerwy. Przez jej zachowanie fabuła filmu stała się dla mnie tak naiwna, że nie dałem rady obejrzeć do końca. Mimo wszystko przyznaję, że miała swój urok, który czynił jej zachowanie znacznie mniej irytującym niż u wielu innych osób tego uroku i klasy pozbawionych. Znam facetów, którzy straciliby dla niej głowę i bez mrugnięcia okiem pozwalali na wszystko.

Wcale mnie to nie dziwi, bo infantylne kobiety bardziej pociągają mężczyzn. Fakt, że miała jednak więcej klasy niż współczesne "galerianki" i im podobne.

Filmowa Holly to romantyczka, marzycielka, dziewczyna niezwykle wrażliwe, delikatna ale i pełna obaw - boi się samotności i odrzucenia, dlatego chowa się pod wymyślonym wizerunkiem hałaśliwej, trzpiotowatej i frywolnej panienki. To pewien rodzaj "zbroi", która ma ją ochronić przed światem, w którym nie ma miejsca na miłość, przyjaźń, dobro... Ostatnie minuty filmu wszystko definitywnie rozstrzygają - Paul ją demaskuje podczas rozmowy w taksówce... a ona nie ma już siły dłużej udawać rozrywkowej i bezpruderyjnej panienki.

doskonałe podsumowanie

Dziękuję bardzo.
Musiałam wtrącić swoje trzy grosze, bo zdziwiło mnie, że wypowiadającym się umknęła wymowa filmu.

Jestem pewna, że inteligentniejszym widzom nie umknęło to, co miało/mogło byc przekazane przez twórców scenariusza/reżysera/aktorkę. Chodzi o to, że jest to ujęte bardzo źle. Holly odrzuca, nudzi, Jej losy nie są pociągające. Powiem tak - po trzech godzinach oglądania filmu, okazało się, że minęła zaledwie godzina.

Trzeba też robić poprawkę, że to jest stare Hollywood i filmy kiedyś miały zupełnie inną dynamikę. A większość ludzi nie jest do niej przyzwyczajona.

Zgadzam się, plus gra aktorska Audrey Hepburn mi się nie podobała.