Film przypomina troche "urodzonych morderców" - mówie o liczbie popełnianych morderstw a przyznać trzeba że jest tu ich WIELE!!!
Tylko że tam nie było to niczym podyktowane, ot zabijanie dla samego zabijania!!!! Tu jest całkiem inaczej. Bohaterowie pozbawiają życia tylko tych którzy na to zasłuzyli a na dodatek robią to w bardzo efektowny i poetycki sposób. Nie chcę opisywać samej fabuły więc napisze tylko iż nie jest zbyt orginalna ale sposób jej przedstawienia jest świerzy jak morska bryza. Teraz cos o samych aktorach. Na pierwszy ogień polecą tytułowi "święci" bracia. Ich kreacje są bardzo wyrażiste i co ciekawe jednego z nich gra aktor znany z "kronik młodego indiany jonesa".
Ale prawdziwą perełką jest williem defoe jako gey-agent FBI. Jego rola jest ŚWIETNA. Popatrzcie na scene w której opowiada przebieg strzelaniny przed domem. Ta pasja, to napiecie, ta ekapresja. Do tego te wysmienicie pasujące partie chóralne. I to właśnie ten moment aby wspomnieć o muzyce towarzyszącej nam w filmie. Można tu usłyszeć bardzo zróżnicowane kawałki ale najważniejsze jest to że świetnie pasują do tego co się aktualnie dzieje na ekranie. Najlepsze są jednak utwory chóralne które ilustrują najważniejsze i najciekawsze sceny filmu. I to chyba tyle co miałem do napisania o tym filmie. Jako podsumowanie stwierdzam że film może i nie jest arcydziełem ale naprawde niezłym kinem akcji.