Duffy pisząć scenariusz do tego arcydurnego filmu zapewne musiał mieć pod biurkiem pól tony wietnamskiego opium, kilka krzaczków konopi indyjskich i zgrzewkę 60%, szkockiej whisky. zapewne pisał scenariusz w kościele, na miejscu organisty, lub księdza w konfesjonale w przebraniu Evila Kanevila, aby dodać nonsensu do swojego nowo powstającego dzieła, która słowem jest istną komedyją, pozbawioną najmniejszego przesłania, sensu, czy czegokolwiek innego. dialogi oparte są głównie na prześciganiu się kurwami, które choć w przypadku Quentina są zabójcze, tu są gwoździem do trumny. najlepszą kreacją w tym filmie jest bez wątpienia podstarzały barman, który nasrał sobie u Ruskich. reszta to strzelaniny, które są dość efektowne, ale bezsensowne ...
a najgorzej było z Ronem Jeremy'm - przez cały film czułem się jakbym oglądał pornucha ... ;)