Niestety nie spotkałam się na tym forum z konstruktywną i nikogo nie obrażającą krytyką. Ok, film może się nie podobać, ale podyskutujmy o minusach. Nie mogę powiedzieć, żeby ten film w ogóle mi się nie podobał. Kiedy oglądałam go za pierwszym razem, trzymał w napięciu. Może nie tak jak kultowe thrillery, ale jest zupełnie nieźle.
Naprawdę nie potrafię ocenić aktorstwa. Zastanawiam się, jak w zamierzeniach scenarzysty czy reżysera miały wyglądać postaci państwa Armacost. A to dlatego, że, co tu dużo mówić, scenariusz pozostawia wiele do zyczenia. Sam pomysł jest niezły, ale to nie wystarczy, żeby nakręcić udane dzieło. Jest sporo błędow, kruczków, detali. A takie maleńkie uszczerbki rujnują atmosferę, która gwałtownie może przemienić się w farsę.
Do plusów na pewno możemy zaliczyć zdjęcia (bez rewelacji, powtarzam to ciągle, ale szukam plusów ;p), muzykę i miejscami atmosferę. A oczy Johnny'ego Deppa, chociaż za nim nie przepadam (własnie dlatego, że ma tyle fanek), były intrygujące.
Powtórze kilka moich zdań z innego tematu...
Moim zdaniem twórcom nie udało się zbudować odpowiedniego napięcia. Scenariusz średni - motywy kosmity niezbyt przekonujące, a zabiegi mające zasiać u widza wątpliwości (choćby dawne problemy z psychiką bohaterki) nie są skuteczne. Najciekawszy był według mnie początek filmu, później tempo akcji spadło, a próby wprowadzenia paranoicznej atmosfery nie były udane. Zakończenie było zbyt schematyczne i zupełnie nie przypadło mi do gustu.
Dodam, że moim zdaniem można było lepiej wykorzystać wątek kłopotów z psychiką głównej bohaterki. Moim zdaniem wątki poboczne nie zostały należycie rozwinięte i to sprawia, że trudno się do końca zaangażować w akcję filmu. Zachowanie bohaterów w niektórych momentach wygląda niezbyt logicznie. Film ma też swoje plusy do których należy między innymi solidna gra aktorów oraz walory audiowizualne.
Generalnie nie uważam żeby film ten był całkowicie nieudany, jednak w mojej opinii w niewielu aspektach wykracza ponad przeciętność dlatego moja ocena zatrzymała się na sześciu punktach.
W sumie zgadzam się z obiema powyższymi wypowiedziami. Mam ambiwalentne odczucia, nie oglądało się źle, "efekty audio-wizualne" robiły wrażenie, gra aktorska przekonywała, retrospekcje, niektóre pomysły (jak wspomniany stan psychiczny bohaterki), ujęcie scen erotycznych, zbliżenia, jakieś napięcie... były niezłe, ale momentami kulały, to były niedostatecznie wykorzystane, to przesadzone, podobnie z kreacją postaci. Spencer od początku wydał mi się odpychający i jedyne, co umiałam o nim powiedzieć to "napalony" i choć prawdziwy pan Armacost był pokazany bardzo krótko, to później nie zauważyłam dużej zmiany - nadal był nieczuły i odpychający, czyli całkiem inny, niż mężczyzna, którego widziała jego żona - dobry przyjaciel, oddany mąż. Z czasem nabierało to uzasadnienia, ale nie umiałam sobie wyobrazić tego prawdziwego Spencera. Właściwie wydał mi się dość drewniany, jedynie roztaczający nieprzyjemną aurę - więc może o to chodziło, a może był kiepsko zagrany - poza paroma scenami, gdzie jego uśmiech i spojrzenie robiły wrażenie - i to jakie! Gra Charlize Theron bez zarzutów, była piękna i przekonująca, jej emocje, oddanie...super, właściwie dla niej oglądałam do końca, ale jej postać - podejrzanie wiele miała wspólnego z Rosemary - wygląd i sytuacja, w jakiej się znalazła. Fabuła była naciągana, choć dość ciekawa, ale motywy całkiem nieoryginalne, brak świeżości i elementu zaskoczenia - ponieważ wątki zbyt przypominały te z kultowych horrorów i thrillerów, a coś takiego boli. Na muzykę właściwie nie zwróciłam uwagi, ale dobrze budowała atmosferę - czyli była świetnie skomponowana z filmem i za to to plus dla filmu. Czyli końcowa ocena: średnia z dużym minusem za plagiat.