Oglądając "Żone astronauty" miałem wrażenie, że oglądam uwspółcześnioną wersję znakomitego dzieła Romana Polańskiego. Moim zdaniem kopiowanie tego obrazu powinno być karalne... Jedynie główny motyw został zmieniony, ale nawet to nie zmienia faktu, że nie natrudzono się za bardzo podczas kręcenia tego filmu, bo to wszystko już było niestety... Nawet Charlize Theron wyglądała niemal identycznie jak Mia Farrow. Jeśli twórcy filmu postarali by się trochę bardziej i pozmieniali troche scenariusz miałby na pewno wyższe noty. Mimo wszystko daje 7/10... bo nie było aż tak źle.
Zachęcam jednak do obejrzenia pierowzoru i jednego z najwybitniejszych filmów w historii kina "Dziecko Rosemary"!!
Właśnie miałem o tym napisać, a tu proszę. Jak dwoje ludzi(pewnie więcej) widzi to samo, to coś w tym jest. Kalka Dziecka Rosemary", z klimatem, atmosferą osaczenia i tą niepewnością - że widz tak do końca nie wie - czy to faktycznie jest prawda, czy tylko urojenia chorej baby w ciąży. No i wręcz naśladownictwo Tharon - Mia Farrow zbyt natretne. Nawet ta fryzura! Osobiście bardzo mi to przeszkadzało. Oczywiście film jest nierówny, rozwiązania napięć zbyt łatwe i dosłowne. No i to zakończenie! Czy autorzy filmu nie mogli do faktu "lęgnięcia się" obcych dopisać ciut głębszej teorii, jak tylko wychowanie dwóch pozaziemskich pilotów odrzutowca? Mogli wcześniej obejrzeć"Omena" i coś pokombinować. Widać zatrzymali się tylko na Polańskim. Donnie D.-pozdrówka.
Ach no niestety również to zauważyłam (ciężko nie zauważyć). Przez to włanie "Żona astronauty" sporo w moich oczach straciła, bo drażniš mnie takie bezwstydne kalki wielkich, kultowych dzieł (mniejszych tyszsz). Ale to co najbardziej mnie dobiło to wyglšd głównej bohaterki... Bo scenariusz żywcem zerżnięty z "Dziecka Rosemary" to jedno, ale mogliby jej chociaż fryzurę zmienić, żeby człowiek nie zastanawiał się, który właciwie film oglšda...