Steven King kojarzy mi się głównie z Horrorami pokroju „TO” czy „Lśnienie”, dlatego też podczas mojego corocznego sylwestrowego przeglądu premier kinowych na nadchodzący rok z radością przeczytałem informację o filmie na podstawie noweli Kinga, będącej opowiadaniem o afirmacji życia.
Im bliżej polskiej premiery tym...
kingowska caproneska gładka i antypoślizgowa jak podłoga taneczna.
napakowana rytmicznymi uniesieniami niczym dobra kargulowa kasza skwarkami; rozwleczona, przeidealizowana i zasentymentalizowana do kresu wyporności mojego przyswajania.
z prostą, zgoła naiwną metaforą, która - uziemiona, dociążona i...
Bo ważne są drobne chwile i bycie obecnym tu i teraz. Było trochę filozofii, ale wszystko podane prosto i z wyczuciem. To film, do którego warto wracać, gdy potrzebuje się trochę wzruszenia i przypomnienia, że czasem warto po prostu zatańczyć, niezależnie od tego, co się dzieje wokół. Z sercem i przesłaniem!