W naszym kraju istnieje bardzo niepokojąca i żenująca w istocie tendencja do uznawania dzieł podejmujących poważną tematykę dziełami ambitnymi, inteligentnymi i ponadczasowymi. Nie wiem dlaczego tak wiele osób uważa to przełożenie za prawdziwe i jedynie słuszne. Właśnie na przykładzie filmów można ten fenomen bardzo jaskrawo dostrzec. Ale do sedna…
Film Kubicka ma dwa plusy właściwe, jeden potencjalny i całą masę minusów – niestety. Pierwszym plusem jest bezwzględnie warstwa wizualna. Efekty specjalne wyprzedzają epokę i to bez dwóch zdań. Drugim plusem jest wykorzystanie muzyki klasycznej. Oczywiście jest to kwestia sporna. Dla mnie muzyka klasyczna w tym wypadku jest plusem. Plusem potencjalnym tej produkcji jest niejednoznaczność filmu. Jak się przedstawia fabuła a właściwie „fabuła”?
Na początku jesteśmy uraczeni sceną w istocie prehistoryczną. Człekokształtne wiodą swój nudny żywot i nic ciekawego się nie dzieje. Z nieba spada wielki czarny kamień (monolit). A może po prostu się pojawia? Mniejsza o szczegóły techniczne. Pod wpływem tegoż kamienia człekokształtne prostują się, uczą się wykorzystywać kości jako broń i przeganiają od wodopoju inną grupkę człekokształtnych (które to wcześniej przegoniły grupkę, która teraz „wyewoluowała”). Jeden z człekokształtnych ginie a reżyser częstuje nas przeskokiem czasowym. Niektórzy dorabiają do tej części filmu wydumane teorie o boskiej (tudzież szatańskiej) ingerencji. Człekokształtne poznając „postęp” (wiem, dziwnie to ująłem) stają się „grzeszne” (wątek morderstwa). Problem tylko taki, że wcześniej też były. Jedna grupa wypędza drugą. Egoizm w czystej formie. Pomijam już że uzasadniony. W końcu przetrwają najsilniejsi. Ale, to miał być raj? Nie sądzę. Jak dla mnie cała próba interpretacji tego wątku z domieszką Boga i szatana jest zwykłą nadinterpretacją. Wiecie co najbardziej bawi? Moja interpretacja nie jest zła. Tak jak miliony innych. Oczywiście, jest cała masa domorosłych pseudo-intelektualistów, którzy roszczą sobie prawo do nazywania własnej interpretacji jedynie słuszną. Patetycznych ludzi nie brakuje. Ich problem jest taki, że nie zdają sobie sprawy z własnej śmieszności. Zgroza.
Dalsza fabuła w skrócie: Na księżycu zostaje odnaleziony kolejny (a może ten sam?) monolit. Do zbadania znaleziska zostaje wysłany jeden naukowiec. Cała jego podróż jest niemiłosiernie rozciągnięta i nudna. Dialogi są powierzchowne i nie wnoszą totalnie nic (tutaj pole do popisu dla pseudo-intelektualistów w wyciąganiu głębokich przesłań z dialogów typu „witaj, co u ciebie?”). Ślimaczy przelot statków kosmicznych ratuje tylko muzyka w tle.
Następnie można odnotować kolejny przeskok czasowy o 1,5 roku. Na Jowisza zostaje wysłana załoga, która ma zbadać kolejny monolit. Oczywiście monolit tutaj jest (tak jak w wątku prehistorycznym) metaforą ewolucji lub/i jej przyczyną (interpretuj jak chcesz). Jesteśmy świadkami najciekawszego w istocie wątku w tym filmie. Zmagania dwóch astronautów z buntującą się sztuczną inteligencją wprowadza powiew świeżości i wreszcie jakąś akcję do filmu. Oczywiście reżyser znowu serwuje nam dłuuuuuuuuugie do graaaaaanic moooooooożliwooooości sceeeeeny, któreeeee są straaaaasznie nuuuuudne! W finale astronauta Dave (chyba tak mu było) wygrywa a reszta załogi umiera. Pole do interpretacji (oraz Nadinterpretacji) tego fragmentu jest ogromne. Równie dobrze możemy wyciągnąć z niego prześmiewczy wniosek w stylu „pamiętaj, wylatując w kosmos nie polegają na „niezawodnym” komputerze.
Ostatnią częścią filmu jest „podróż” w nieskończoność. A przynajmniej ja to tak odebrałem. Astronauta ląduje w… pokoju. Piękne pomieszczenie bogato zdobione. W „mgnieniu oka” astronauta się starzeje i umiera. Pojawia się monolit, który zamienia go w świecący płód. Kij już z tym jak ja to interpretuję…
Film jest niestety niemiłosiernie nudny. Tak jak wspomniałem na początku. Samo to, że porusza poważną tematykę nie czyni z niego arcydzieła. Poza wątkami muzyki klasycznej nie ma prawie nic. Buczenie, stukanie. Litości. Aktorstwo stoi na żenującym poziomie. Tak jednowymiarowych i nieokazujących uczuć postaci ze świecą szukać w innych filmach.
Film ten stara się poruszać rzeczy ważne w nieudolny i nudny w istocie sposób. Osoby wstawiające się za nim wykazują do jakich to refleksji ten film ich nie skłonił. Litości. O życiu śmierci Bogu szatanie ewolucji i całym tym kramie zastanawiałem się setki razy. Wy pewnie także? Ten film nie wnosi nic nowego do tych rozważań. Co więcej, nie wywołuje w ogóle chęci zastanowienia się nad tym wszystkim.
Z mojej perspektywy wygląda to tak. Reżyserowi płacono $ od klatki i dlatego trwa to diabelstwo aż 140 minut. Seans tego filmu niejednego twardziela rozłoży na łopatki. Wielu nie dotrwa do końca i wyłączy albo też uśnie. Ja dotrwałem. Nie musicie gratulować. Nie ma czego. To chyba oznaka, że jestem w istocie masochistą. Bo inaczej seansu tego „dzieła” nazwać nie można.
Fabuła stara się być „na poziomie” ale w istocie nie istnieje. I myślę, że wiele osób się tutaj ze mną zgodzi. Dochodzimy do smutnego wniosku, że ten film to w istocie barwny seans nowatorskich (jak na tamte czasy) efektów specjalnych. Moje skojarzenie: Transformersy. Także efekty specjalne + wydumane przesłanie + niezrozumiale wysoka nota. Za jakieś 30-40 lat „Transformers” będzie pewnie tak samo zajadle broniony jak „Odyseja kosmiczna”. Przełomowe dzieło, którego przełomowość polega na efektach specjalnych. Co z tego że inne aspekty filmu leżą albo nie istnieją.
Ups… uświadomiłem sobie właśnie, że udzielił mi się schizm pana Kubricka. Moje skromne „trzy grosze” zostały rozciągnięte do niebotycznych rozmiarów. Ale gwarantuje, to pikuś w porównaniu z „Odyseją”. Filmu nie polecam. Jeśli chcecie pokontemplować na temat złożoności wszechświata możecie to równie dobrze zrobić bez oglądania „dzieła” Kubricka. Jeśli jednak coś was najdzie, to bądźcie świadomi, że decydujecie się w istocie na 140 minutowych seans efektów specjalnych w stylu retro. Właściwie na koniec wyłuskam jeszcze jeden plus. Macie problemy z bezsennością? Odpalcie ten film…
4/10 (z wielkiej litości)
Tamto było niezłe ale to jest jeszcze lepsze o Człowieku z blizną:
http://thatguywiththeglasses.com/videolinks/thatguywiththeglasses/5-second-movie s/143-scarface
Ja pie**** co za burak, człowieku jak czytałem te komentarze to krew mnie zalewała widząc twoje teksty, ja nie rozumiem dlaczego jeszcze ciebie nie zbanowali na tym portalu, załóż sobie jakiś blog i pisz tam z innymi fanatykami takich arcydzieł i nabijaj się z tych co lubią Rambo.
Zamiast tak jechać po innych przeczytaj swoje wypociny, popatrz w lustro... a nie sorry, ty też jesteś arcydziełem, generalnie powinni dać ci FW na własność, jesteś geniuszem !
Aż się zalogowałem (czego nie chce mi sie robić) żeby napisać co o tobie myślę i wiem że masz to gdzieś bo fanatycy takich gniotów tak mają ale mnie przynajmniej cieszy to że mogłem się wyładować po spince z twoich bredni.
Spadaj do swoich hitów dzięciole, na twoje horyzonty umysłowe w sam raz. :D Filmweb rzeczywiście należałoby odrobaczyć od takiego syfu twojego pokroju. Bo za dużo klaunów na nim jest. A Rambo to dobry film jakbyś chciał wiedzieć.
"generalnie powinni dać ci FW na własność" - powinni, parę rzeczy bym na nim pozmieniał. :D
a nie sorry, ty też jesteś arcydziełem - jakbym nakręcił film tego kalibru co Odyseja wtedy bym się uznał za zajebiście zajebistego. :P Zastanawiam się czy byłbym w stanie.
Wstyd, Panowie!
Wartościowy film, a wywołuje tak troglodyckie instynkty i zachowania...
Bo głupcy biorą się za jego oglądanie. Taka dola legendy kina fantastycznego, który nie jest przeznaczony przecie na plebejskie gusta mas ale biorą się za to no bo kino fantastyczne jest przecie popularne wśród gawiedzi a ten film jest jednym z jego kanonów. I nastoletnie matolstwo odbija się od ściany, nie? A to jest tak jakby ta miernota brała się za Antonioniego lub Tarra przyzwyczajona do pospolitych standardów narracyjnych.
Każdy ma prawo do własnego zdania! czy to tak trudno zrozumieć?
To że jesteś inteligentny i oczytany a przez to rozumiesz filmowe arcydzieła nie znaczy że nie możesz być również "burakiem" który nie ma za grosz kultury!
Mam to gdzieś. Bycie "burakiem" i oczytanym to wprost przywilej inteligentnych. :D Nasi intelektualiści od siedmiu boleści niech nie czują się bezpieczni. Hahahahaha.
Grzesiu, wracaj na onet, a nie tu dyskusję trollujesz. Chłopaki chcą sensownie pogadać a Ty tylko obrażasz ich i nie wnosisz nic do dyskusji.
Bez obrazy ;)
zgadzam sie, ten film to chala a broniacy go niczym krzyza pieski maja iq na poziomie doga, pozdrawiam wszystkich, z idiotami trzeba radykalnie, film zenujaca chala
a czy szanowny mandolinio zdołałbyś choć raz dla odmiany uzasadnić swój prymitywny osąd ???
tak, zgodze sie z zalozycielem, dosc nudne efekty i ujecia, slaba praca kamery i malpy ktore byly ponizane, ekologiczna pustkA!
Zgadzam się w pewnym stopniu z tym, co napisał Wolverin. Może nie tak napastliwie, ale jednak w wielu kwestiach podzielam jego opinie nie tylko w kwestii tego filmu, ale też poglądu, że ludzie za arcydzieła uważają tylko dokonania poważne, filozoficzne, tylko tego typu osiągnięcia zyskują uznanie, poklask, zaś tematy bardziej rozrywkowe są lekceważone, bagatelizowane. Po za tym rzadki przypadek na Filmwebie, że ktoś pisze rzeczowo, bez obelg i na poziomie, w odróżnieniu od tych co albo wyładowują frustracje, obrzucając film obelgami (nie koniecznie ten, o którym teraz dyskutujemy) albo odwrotnie - interpretując go z rozbrajającą naiwnością.
Ja 'Odyseję...' lubię. Podoba mi się strona wizualna. Plastycznie jest to bardzo ciekawie rozwiązany film. Kadry są spokojne, wycyzelowane w detalach, ich układ jest ciekawy (czasem wręcz symetryczny). Takie wyciszone kino bardzo mi teraz odpowiada.
Oczywiście obraz działa na wyobraźnię stąd pewno rodzą się jego różne interpretacje.
Co do pierwszej sceny, to chyba chodziło o to, że ów monolit dał początek przemocy. Wcześniej stworzenia, owszem, kłóciły się ze sobą, ale dopiero pojawienie monolitu wywołało w nich prawdziwą agresję prowadzącą do zabójstwa. No i jednostka wyemancypowała się z otoczenia (scen z małpą uderzającą w kości) i poczuła, że ma władzę oraz siłę.
Ale nie przywiązywał bym do tego aż takiej wagi. Dla mnie to po prostu film wizualny. Coś na kształt eksperymentu z możliwościami technicznymi ówczesnej kinematografii.
Eksperyment też. Ale to zbyt mało by tylko tak go określać. .
"tematy bardziej rozrywkowe są lekceważone, bagatelizowane." - które? Przecież świetny film rozrywkowy też może być arcydziełem.
Tak, ale tak uważa garstka zapaleńców, natomiast w powszechnej świadomości taki rozrywkowy film funkcjonuje jako niezobowiązujący, co najwyżej ciekawy. Jeszcze nie spotkałem się z opinią (choć nie twierdzę, że takiej opinii nie ma) że np. 'Żądło' to arcydzieło. Za to o wszelkich filmach Bergmana czy Felliniego bez przerwy trąbią 'majstersztyk', 'arcydzieło'.
"Żądło" jest przecie szanowane. Może nie tak jak "Siódma pieczęć" ale jest. Za arcydzieła kina rozrywkowego uważane są też Szczęki, Indiana Jones, Szklana pułapka. I nie ma w tym niczego dziwnego.
Słusznie zauważyłeś - arcydzieła "kina rozrywkowego". Jednocześnie dla większości ludzie będą to filmy typu 'takie tam, rekin pływał i atakował ludzi'. A dlaczego by 'Siódmej pieczęci' nie uznać za kino rozrywkowe? Mamy przecież aktora, który wciela się w śmierć.
Jak komuś umysłowa gimnastyka przy tych filmach daje rozrywkę to niech będzie, że i to rozrywka. Ale zazwyczaj to jest tak, że rozrywka to musi być strzelanie, walka z potworami, nakreśleni dobrzy i źli bohaterowie, kolesie przebierający się za kogoś tam i takie tam inne. :D
dla większości ludzie będą to filmy typu 'takie tam, rekin pływał i atakował ludzi'. - może i dla takich tak ale dla tych co się znają i wiedzą jak tym filmem Spielberg wypłynął na szczyty będzie szanowany.
Ale takich ludzi, którzy dostrzegają wartości kina uznawanego za rozrywkowe, a którzy interesują się w minimalnym stopniu kinem, jest bardzo wielu. Niestety większość postrzega takie filmy jako nic nie znaczące. Ś.p. Zygmunt Kałużyński opowiadał się po stronie filmów o walorach komercyjnych.
Niestety większość postrzega takie filmy jako nic nie znaczące. - nie znaczące bo nie podejmujące jakichś przemyśleń o życiu? To nic nie znaczy w fachowym podejściu do wytworów kina. Co lubiał Kałużyński w filmach to ja czytałem.
Nie wiem, bo nie wiem czego publiczność oczekuje po filmach. Czy przemyśleń o życiu. Czy przemyśleń o czymś innym. Jak się nad tym zastanowić to każdy film opowiada o życiu, więc może też wywoływać takie przemyślenia, nawet horror.
Zaczynam sądzić, że Filmweb jest gorszy od Onetu. Tam ludzie rzucający obelgami, prowokujący i "argumentujący" za pomocą ataków ad personam są po prostu głupi. Tutaj jest gorzej - oni na dodatek uważają się za mądrych, wszechwiedzących i posiadających monopol na prawdę, słuszność i dobry gust, toteż pławią się w samouwielbieniu, a taki grzegorz_cholewa przerósł w tym chyba samego Stalina.
Strasznie mi z tego powodu wszystko jedno. Mam tylko nadzieję, że nie będę już musiał czytać Twoich zachwytów nad samym sobą i plucia kaszką na ludzi, którzy mają odmienny gust.
Odmienny gust to jedno, obiektywizm to drugie. Jak nie jego kino to niech się chłopak nauczy szanować a nie robi z siebie debila. Kwestia gustu przy filmach tego kalibru schodzi na dalszy plan.
No ale własnie moim zdaniem te przeciągnięte momenty miały w sobie niezwykłość.Film piękny wizualnie i dźwiękowo.Ludzie rzeczywiście mnożą irracjonalne interpretacje , ale z drugiej strony nie można też jakichkolwiek interpretacji filmowi odmówić. Ciężko sprawę ująć w słowach ale po seansie frazy które nasuwały mi się na myśl to:
" Nudnawy ale świetny"
"Nudnawy ale zajebis*y"
Z tym ,że ta refleksja dot. nudy pojawiła się minutę po zakończeniu filmu . Wcześniej to 2-3 minutowe gapienie się w kosmos przy akompaniamencie muzyki klasycznej nie nużyło ..
Ogółem dziwna sprawa..!
btw obok zjawiska o którym mówisz jest też inne którego(jak mi się wydaję) jesteś ofiarą:
-bycie 'non-konformistą-pragmatykiem' ZA WSZELKĄ CENĘ.. i w ten sposób pisząc o przeintelektualizowanych użytkownikach zjadasz swój własny ogon. takie moje odczucie :(
@pablossoyos
Czy jestem nonkonformistą za wszelką cenę? Nie sądzę. Cenię takie filmy jak Matrix, Star Wars, Indiana Jones, The Thing, Skazani na Shawshank czy Forrest Gump. Gdybym rzeczywiście był „nonkonformistą za wszelką cenę” za pewne jechałbym po wszystkich sławnych filmach. A tego nie robię. Wiesz czemu? Bo zwyczajnie cenię te filmy które mi się podobają, a jadę po tych które mi się nie podobają. Takie to proste. Równie dobrze na forum Matrixa możesz mi zarzucić, że jestem "konformistą" bo niczym ten baranek podążąm za stadem :)
@ wszyscy
Zrobił się niezły bajzel pod moim wpisem. Nie mogę + nie chcę odpisywać na wszystko co zostało napisane.
Moje ostatnie trzy grosze co do tego filmu. Podsumowanie i wiele pytań bez odpowiedzi.
(Będzie długo! Kto nie chce, ten nie czyta):
Nuda – takie odczucie towarzyszyło mi podczas seansu. Może wyraziłem się mało precyzyjnie? Teraz jak o tym myślę, to nazwałbym to „irytacją”. Dlaczego „kur… nic się nie dzieje?!” Najpierw uraczono mnie czarnym ekranem, potem 10-15 widoczków słońca jakby reżyser nie wiedział co chce zamieścić. Kiedy w końcu wątek z człekokształtnymi nabrał impetu byłem można rzec zadowolony. Ale nagle nastąpiła zmiana i zobaczyłem kosmos na ekranie. Gdzie moje człekokształtne? Eeee… Cała podróż „doktorka” (nie pamiętam jak mu było) to tak naprawdę pretekst do pokazania efekciarskich scen. Ktoś porusza się z jednego miejsca w drugie. I tyle. Nic się nie dzieje. Powiedzcie mi tak szczerze – czy film bez treści można nazwać arcydziełem? Po 40-50 minutach filmu widz wie tylko tyle, że monolit wpływał na ludzi już w przeszłości, a także, że odkryto monolit na księżycu i jest to rewolucyjne odkrycie. Czyli można to streścić w dwóch zdaniach. Wytnijcie sobie 50 pierwszych minut z jakiegokolwiek innego filmu – Nowa nadzieja, Matrix, Lot nad kukułczym gniazdem czy Forrest Gump. A znajdziecie się w środku akcji. Chcąc podjąć wątek od połowy musicie się dowiedzieć co się wydarzyło wcześniej. Zajęłoby to trochę. A w przypadku Odysei? Wystarczą dwa zdania. Nic więcej. Można pierwsze 40-50 minut okroić do 10-15 i film nie straci nic ze swojej treści. Bo co stracimy wycinając jedne z 10 ujęć słońca? Totalnie nic.
Wątek z Halem. Bezwzględnie najciekawsza część tego filmu. Ma jednak za dużo wad imho. Ile można patrzeć jak astronauta biega? Oglądając Odyseję zastanawiałem się kilkakrotnie w czasie seansu – czy to wszystko to tylko pretekst do popisania się możliwościami technicznymi? Takie miałem wrażenie prawie do końca. Gra aktorska… jak już wspominałem leży i kwiczy. Jak mam żałować ginących postaci, skoro nic o nich nie wiem? Nie umiem współczuć bezimiennym. Możecie się śmiać, ale oglądając film muszę nawiązać jakiś „kontakt” z głównym bohaterem. Muszę go w jakimś stopniu polubić, zrozumieć etc. Bo inaczej ktoś ginie, a mi to mówiąc kolokwialnie wisi. Nie pokochałem Hal-a. Nie znienawidziłem go także. Dla mnie jest po prostu dobrze wykreowaną postacią. Problemem jest astronauta Dawid i jego bezbarwność. Przypomina mi się ta scena – Hal odcina tego drugiego astronautę i ten odlatuje w przestrzeń kosmiczną. Potem jest kilka zbliżeń na twarz Davida. Patrząc na jego bezbarwny wyraz twarzy za diabła nie mogłem rozgryźć czy już zauważył, że jego kumpel odlatuje czy też nie. Miazga jak dla mnie.
Ostatnia część filmu była z początku – w pełnym znaczeniu tego słowa nudna! Zbliżenie na twarz astronauty, kolorki, zbliżenie, kolorki etc. Potem nastąpiła jedna z genialniejszych scen w filmie (ofc. nie ratująca całości) a mianowicie scena „starzenia się” astronauty. Pomysłowa i z werwą. I nastąpił koniec bez wyjaśnień.
Nie rozumiem trochę postawy zagorzałych fanów tego filmu. W wielu wątkach jakie na FW odkopałem non stop pojawia się motyw „nic nie zrozumiałeś”. Sprawa jest stawiana na ostrzu noża czyli zrozumiałeś/nie zrozumiałeś. Zastanawia mnie w tym momencie jedno. Co to znaczy „Zrozumieć odyseję” ?
Ja to widzę tak: Monolit od zarania dziejów wpływał na ludzkość. Kolejny monolit został odkryty, a po nim jeszcze jeden (ten na Jowiszu). Załoga statku miała „problemy” w efekcie czego tylko jeden człowiek przeżył i dostał się… poza świat? Poza czas? Poza… mniejsza o to. W mgnieniu oka się zestarzał. Ot człowiek jest pierdem w dziejach świata. Jest, a za chwilę go nie ma. Tuż przed śmiercią David spotkał się z monolitem, a potem zamienił się w kosmiczny płód. Dziecko jest samo w sobie niewinne. Potem człowiek żyjąc grzeszy i czyni źle. „Kosmiczny płód” jest dla mnie po prostu duszą astronauty, który po śmierci na powrót stał się „niewinny”. Ten płód to wizualizacja jego oczyszczonej z grzechów duszy. Bo w sumie jak inaczej przestawić niewidzialną duszę?Takie mam wrażenie. Problemem w filmie jest sam monolit. W wątku z człekokształtnymi miałem wrażenie, że to tylko taka „wizualizacja” procesu ewolucji. Monolit na księżycu wydawał się fizycznym bytem. Bliżej nieokreślonym czymś. Natomiast monolit w końcowych scenach Bogiem we własnej osobie. Być może poprzez niesłuszne skojarzenie z pewnym obrazem.
A teraz – co łączy ze sobą tych kilka niezależnych części tego filmu? Jak dla mnie tylko i wyłącznie monolit. Film nie odpowiada na pytanie czymże ten monolit jest. Wszystko w rękach widza możnaby rzec. Jakie mogą być interpretacje? Przykładowo:
1. Bóg.
2. Narzędzie Boga.
3. Szatan.
4. Narzędzie szatana.
5. Narzędzie poprzedniej cywilizacji.
6. Narzędzie obcej cywilizacji.
7. Jedynie metafora. Wizualizacja „postępu”.
W tym momencie w zależności od tego z którego punktu wyjdziemy, znajdziemy się w totalnie różnych miejscach. Czyli zrozumiemy film inaczej. W kontekście tego co wyżej napisałem – co znaczy „zrozumieć odyseję” biorąc pod uwagę, że sama w sobie nie oferuje nam wyjaśnienia „o co jej chodzi”? Jak tak czytam fanboy-ów to mam wrażenie, iż chcą powiedzieć „Ty nie zrozumiałeś Odysei (tak jak ja)”. Dalej to już tylko strzępienie jęzora po próżnicy, bo prawie każdemu wydaje się, że jego „zrozumienie” jest bardziej „naj” niż „zrozumienie” innych ludzi. Dlatego nie mam pojęcia co sugerują osoby, które imputują mi, że nie zrozumiałem filmu. Nie zrozumiałem tak jak wy? No racja. Zrozumiałem po swojemu. A wszelkiego rodzaju próby podniesienia swojego „zrozumienia” do rangi obowiązującej interpretacji filmu raz – sensu nie mają, dwa - udać się nie mogą. Film może znaczyć wiele lub nie znaczyć nic. Kwestia wybujałej fantazji widza. A nawet jeśli przyjmiemy, że treść ma sens, to forma jest mocno niestrawna. Film jest po prostu słaby.
Wolverinie zgadzam się z Tobą w 90%
Zabrałem się dzisiaj za Odyseje i nadal nie mogę zrozumieć jak można było zmarnować taki potencjał.
(Będe teraz zbierał joby od Grzegorza ale już wyjaśniam)
Dłużyzne w sekwencjach kosmicznych rozumiałem w 1 scenie (ogólny zachwyt kosmosem w tamtych latach)
ale nawet wtedy widzowie musieli ziewać widząc jak kapsuła wylatuje już 3 godzinę
momentami myślałem że płyta się zacięła w DVD .
Ok sceny kosmiczne ale żeby pokazywać jak koleś biega 100 kółek?
Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie zastosowanie efektów (jak ktoś ma źródło jak to robili to bardzo proszę) jak te z długopisem (?) i z zerową grawitacją , ale człowiek jest taki, że nawet coś najlepszego przedłużane i powtarzane staje się nudne.
Jeśli chodzi o tematykę zgodzę się z wielkim fanem Grzegorzem że trudna i chwała Kubrickowi za zmierzenie się z nią bo rozpoczął nową erę (szkoda, że nie w lepszym stylu).
Ogólnie było by lepsze wrażenie gdyby nie ta dłużyzna ( czemu miało to służyć)
Ocenie jak zajmę się 2010
Pozdrawiam i liczę na odpowiedzi.
Parę rzeczy do ciebie bo jak zwykle pieprzysz:
"Nuda – takie odczucie towarzyszyło mi podczas seansu. Może wyraziłem się mało precyzyjnie? Teraz jak o tym myślę, to nazwałbym to „irytacją”. Dlaczego „kur… nic się nie dzieje?!”
Nuda to nie jest argument. Mogę powiedzieć - a ja nie. Czy to ma być decydujące o wartości danego filmu czy coś kogoś usypia? Taką miarą mierzyć kino z takim intelektualnym potencjałem przez taki głupi detal? Tempo filmu jest podporządkowane jego nastrojowi, powolna narracja jest taka jak charakter filmu. Jak komuś to nie odpowiada to filmowi ujmy ni trochę to nie przynosi.
Dwa - "Cała podróż „doktorka” (nie pamiętam jak mu było) to tak naprawdę pretekst do pokazania efekciarskich scen. Ktoś porusza się z jednego miejsca w drugie. I tyle. Nic się nie dzieje. Powiedzcie mi tak szczerze – czy film bez treści można nazwać arcydziełem?"
Podróż doktora Floyda to na tamte czasy bilet widza w świat kosmonautyki jakie umożliwił mu Kubrick. Była to jedyna możliwość aby mógł namacalnie odczuć poprzez kino widoki na Ziemię, kosmos i statki kosmiczne na własnej skórze. I temu celowi to służyło. Prócz tego kontrast zachłyśnięcia się opanowaniem kosmosu, stąd przygrywa walc wiedeński z późniejszym nastrojem. Gadasz o treści jakiej sam nie widzisz. No i jeszcze to: filmy skąpe w streszczeniu nie znaczy ubogie w ogóle. Odyseja mimo pozornego skąpstwa fabularnego i tak jest zagęszczowa myślowo kilka razy bardziej niż Forrest. Niejednokrotnie zresztą bardzo prosty film okazuje się wybitnym dziełem. A to jak się go odbierze już zależy od osoby oglądającego. A film jest nie tylko arcydziełem kina, jest jednym z jego największych klejnotów - tak po prostu.
"Ile można patrzeć jak astronauta biega? Oglądając Odyseję zastanawiałem się kilkakrotnie w czasie seansu – czy to wszystko to tylko pretekst do popisania się możliwościami technicznymi"
Znowu te bredzenie o nudzie. Jakbyś był robotem zaprogramowanym na powtarzanie po innych obiegowych opinii. Ciekawe co by było jakbyś się zabrał za europejskie nudziarzenie artystyczne. Poległ byś podejrzewam szybciej niż tu. Gra aktorska - no, ponowne kwestia indywidualna o której nie można powiedzieć z całą pewnością, że się ma rację. Bo Keir Dullea jest powszechnie znany za ten film i każdy go z nim kojarzy, grał kosmonautę sumiennie wykonującą swą pracę. I razem ze swym kolegą byli pokazani jako zimni profesjonaliści. Wcale nie trzeba było ich lubić. I po raz kolejny strategia Stanleya - Hal jako uczuciowy komputer naprzeciw beznamiętnym kosmonautom - bardziej ludzki niż ludzie. Czy to nie mogło czegoś podkreślić?
Co to znaczy „Zrozumieć odyseję” ? - Jakbyś przestał szamać hamburgery typu Shawshank a nagle fascynował się innym kinem to może byś wiedział. Pytanie czy masz ku temu odpowiednie predyspozycje - po odbiorze Odysei widać nieszczególnie. Rozumieć 2001 to nie tyle zajmować się jego treścią co kinem samym w sobie i możliwościami jego wyrazu. Bo dlaczego 2001 jest taka enigmatyczna, taka skąpa i niezrozumiała? No dlaczego?
"W kontekście tego co wyżej napisałem – co znaczy „zrozumieć odyseję” biorąc pod uwagę, że sama w sobie nie oferuje nam wyjaśnienia „o co jej chodzi”?" - a dlaczego ma wyjaśniać? Zrozumieć Odyseję to tyle co akceptować jej charakter, wiedzieć dlaczego jest tak i tak itp. Po co Lynch taki miałby robić dokładne wyjaśnienia do swego kina?
"Dalej to już tylko strzępienie jęzora po próżnicy, bo prawie każdemu wydaje się, że jego „zrozumienie” jest bardziej „naj” niż „zrozumienie” innych ludzi." - nonsens - nie ma problemu by przyjąć inny punkt widzenia. Film jest tak celowo enigmatyczny, że każde interesujące spojrzenie na niego go tylko wzbogaca w czym tkwi przecież jego magia.
które imputują mi, że nie zrozumiałem filmu - oczywiście, że nie zrozumiałeś. Ale nie dlatego, że treść czytasz tak a ja tak tylko dlatego iż nie rozumiesz czemu taki styl ma ten film i dlaczego bardziej niż fabularny jest "symboliczny".
"Film może znaczyć wiele lub nie znaczyć nic." - a jakby przyjąć taką miarę do kina surrealizmu to znaczy, że te kino jest bezwartościowe? "Pies Andaluzyjski", Głowa do wycierania czy "Sieci popołudnia" są tylko wybrykiem, ciekawostką na mapie kina bo znaczy tyle co widzi w nim każdy z osobna? Pleciesz absurdy.
Butcher:
"ale nawet wtedy widzowie musieli ziewać widząc jak kapsuła wylatuje już 3 godzinę" - już wtedy Odyseja była dla masowego widza niestrawna, nasz poczciwy Wolverin to kolejny tego typu epigon naszych kochanych "przypadkowych" kinomaniaków. Ale jednak była hitem kasowym jak się ostatecznie okazało ( jak Chaciński pisze w swym opracowaniu gros kasy pochodził od ludzi zupełnie innego rodzaju niż tamtejsi przeciętni bywalcy kina ).
"(jak ktoś ma źródło jak to robili to bardzo proszę)":
http://www.esensja.pl/film/recenzje/tekst.html?id=485&strona=1
http://www.kmf.org.pl/fx/2001menu.html
Służę uprzejmie.
Myślę, że problem z takimi filmami u wielu ludzi wynika z chęci poznania sensu, wszystkiemu co nam się pokazuje, mówi, przedstawia etc. za wszelką cenę. Ponadto zauważyłem że obecnie oglądanie wielu filmów to straszna męczarnia. Fakt jest taki, że obecnie ujęcia trwają o wiele krócej, robi się masę cięć, co poprawia dynamizm i zmniejsza zazwyczaj ospałość. Kiedyś nie było to tak powszechne. Strasznie trudno jest widzowi wytrwanie pośród filmów Tarkowskiego, Bergmana czy Odysei Kubricka. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że można się w ujęciu zatrzymać, pozwolić mu trwać. Ba, nawet bez wieloznaczności, poddać się abstrakcji. Patrzeć wizualnie. Bez siedzenia z encyklopedią, Biblią i miliarda podręczników czy lektur w bibliotece. Zamiast tego "jaaa ale nuda i pewnie to ma jakąś wielką wagę phi" I proszę się tu nie bronić takimi filmami jak Skazanym na Shawshank, że wymowa filmu przychodzi tu bez nudy i efektownie. To tylko jedna droga w kinie. Nudno by było, gdyby każdy film był w takiej konwencji. Czasami to bycie kinomaniakiem przypomina mi zaliczanie prostytutek "Zrób mi dobrze i szybko!" Zero szacunku dla trwania.
Witaj.
Hmm czyli jeśli dobrze zrozumiałem Twoją wypowiedź, zarzucasz mi, że nie umiem się rozkoszować długo trwającymi scenami. Cóż, nie jest to prawda. Oglądałeś pierwszy film z Godzillą? (nie obchodzi mnie co na ten temat myślisz). Jeśli widziałeś chociaż troszkę, to wiesz, że szybkiej akcji w tym filmie nie uświadczysz. Ale mimo to oglądałem ten film już wiele raz i nie nudzi mi się. Po prostu, ten film ma w sobie "to coś". W Odysei imho nie ma "tego czegoś". Dlatego Godzillę mogę oglądać wiele razy, za odyseję podziękuje po pierwszym seansie. Natomiast w kwestii tego zdania:
"Czasami to bycie kinomaniakiem przypomina mi zaliczanie prostytutek "Zrób mi dobrze i szybko!" Zero szacunku dla trwania."
Powiedziałbym raczej "zrób mi dobrze, w tempie jakim ci pasuje". Odyseja nie spełniła pod tym względem moich oczekiwań. Tylko tyle. Nawiązując do całości twojej wypowiedzi dodam jeszcze, że współczesny dynamizm w filmach też do mnie nie trafia. Tylko żebyśmy się dobrze zrozumieli... mam na myśli dynamiczne sceny ala Michael Bay (którego tak nawiasem mówiąc nie trawię). Ten przesadzony dynamizm wprowadza (imho) jedynie chaos na ekran.
Pozdrawiam.
Jeśli opisujesz fabułę filmu, to napisz w tytule "<SPOILERY>", bo ponoć gdzieś są jeszcze ludzie którzy nie widzieli tego filmu ;-)
Co do Twojej recenzji:
-argumentacja jakaś tam jest, ale w ostatecznym rozrachunku "nie podoba mi się", to nie argument, argumentem na to "czy film jest słaby" jest np. montaż, dźwięk, prowadzenie kamery, budowa dialogów w scenariusz, scenografia i efekty specjalne itd. (o kurcze, właśnie wymieniłem prawie wszystkie elementy techniczne za które ten film jest powszechnie chwalony :-) )
- forma literacka jest bardzo słaba, ale to nie recenzja, tylko komentarz, więc inni nie powinni się czepiać.
Osobiście jako przeciwwagę do Twojego komentarza, jeszcze dorzucę mój stary, mały komentarz do tego filmu: http://www.filmweb.pl/film/2001+Odyseja+kosmiczna-1968-1458/discussion/Zanim+obr zucisz+ten+film+b%C5%82otem...+Chwila+refleksji.,1346169
Spoilery mówisz? Ano prawda. Zapomniałem. Mój błąd
"-argumentacja jakaś tam jest, ale w ostatecznym rozrachunku "nie podoba mi się", to nie argument, argumentem na to "czy film jest słaby" jest np. montaż, dźwięk, prowadzenie kamery, budowa dialogów w scenariusz, scenografia i efekty specjalne itd. (o kurcze, właśnie wymieniłem prawie wszystkie elementy techniczne za które ten film jest powszechnie chwalony :-) )"
Czyli innymi słowy mam rozbierać film na czynniki pierwsze i oceniać wszystko z osobna, co powinno mi się zsumować na "bardzo dobry film". Dam Ci porównanie, okey? Porównałbym oglądanie filmu, z fascynacją płcią przeciwną/zakochaniem. Seans odysei to jak randka z piękną, kształtną, kuszącą, seksowną, czarującą kobietą, która ma pusto w głowie. Mówiąc mało subtelnie: ładny pustak, to w dalszym ciągu pustak. Ty mi napiszesz, że miss Polski jest ładniejsza niż moja kobieta, bo "ma ładną pupę" "ładne oczy" etc. etc. a ja mogę rzucić tylko tyle, że imho niet, bo ja moją babę kocham. Co analogicznie wg. Ciebie nie będzie argumentem. No a dla mnie właśnie jest. I to najwyższym. To moje odczucia są najwyższym kryterium... bo w końcu to moja ocena.
"- forma literacka jest bardzo słaba, ale to nie recenzja, tylko komentarz, więc inni nie powinni się czepiać."
To akurat prawda. Może gdybym się postarał byłoby nieco lepiej ale... nie starałem się O_O
Pozdrawiam.
Fajne porównanie z tymi kobietami i do tego rozgryzłeś mnie jeśli chodzi o mój gust do kobiet ;P
Ale wracając- jest duża różnica między "film mi się nie podobał", a "film jest głupi". Mi np. nie podobała się trylogia LOTR. Jednak cenię ją za efekty specjalne, czy malownicze zdjęcia etc. i przyznaję, że jest w tym dobra, ale piszę przy tym, że mi się nie podobała, gdyż nie odpowiada mi ten typ filmów (bo nie lubię czegoś tam).
Odyseja jest mocno specyficznym kinem i nie dla każdego widza, do tego zyskała (niepotrzebnie) łatkę "przeintelektualizowanego filmu". Nie jest to jednak powód aby określać ją jako "nieporozumienie" (czy jak widziałem gdzieś indziej- "gniot").
Za duża razy obejrzałeś transformersów i innych "wybitnych" dzieł kina współczesnego. Nie startu do takich filmów jak Odyseja, za wysokie progi.
Jesteś zwykłym dzieciakiem, który ma za dużo czasu i za mało w głowie.
"Za duża razy obejrzałeś transformersów i innych "wybitnych" dzieł kina współczesnego."
Uwielbiam takich narwańców, którzy gadają o czymś, o czym pojęcia nie mają. Transformersów złotko moje, obejrzałem dokladnie 3/4 raza i się poddałem. Mają u mnie ocenę niższą niż Odyseja.
"Jesteś zwykłym dzieciakiem, który ma za dużo czasu i za mało w głowie."
Co za infantylna wypowiedź. Wstydziłbyś się tak mięsem rzucać.