W naszym kraju istnieje bardzo niepokojąca i żenująca w istocie tendencja do uznawania dzieł podejmujących poważną tematykę dziełami ambitnymi, inteligentnymi i ponadczasowymi. Nie wiem dlaczego tak wiele osób uważa to przełożenie za prawdziwe i jedynie słuszne. Właśnie na przykładzie filmów można ten fenomen bardzo jaskrawo dostrzec. Ale do sedna…
Film Kubicka ma dwa plusy właściwe, jeden potencjalny i całą masę minusów – niestety. Pierwszym plusem jest bezwzględnie warstwa wizualna. Efekty specjalne wyprzedzają epokę i to bez dwóch zdań. Drugim plusem jest wykorzystanie muzyki klasycznej. Oczywiście jest to kwestia sporna. Dla mnie muzyka klasyczna w tym wypadku jest plusem. Plusem potencjalnym tej produkcji jest niejednoznaczność filmu. Jak się przedstawia fabuła a właściwie „fabuła”?
Na początku jesteśmy uraczeni sceną w istocie prehistoryczną. Człekokształtne wiodą swój nudny żywot i nic ciekawego się nie dzieje. Z nieba spada wielki czarny kamień (monolit). A może po prostu się pojawia? Mniejsza o szczegóły techniczne. Pod wpływem tegoż kamienia człekokształtne prostują się, uczą się wykorzystywać kości jako broń i przeganiają od wodopoju inną grupkę człekokształtnych (które to wcześniej przegoniły grupkę, która teraz „wyewoluowała”). Jeden z człekokształtnych ginie a reżyser częstuje nas przeskokiem czasowym. Niektórzy dorabiają do tej części filmu wydumane teorie o boskiej (tudzież szatańskiej) ingerencji. Człekokształtne poznając „postęp” (wiem, dziwnie to ująłem) stają się „grzeszne” (wątek morderstwa). Problem tylko taki, że wcześniej też były. Jedna grupa wypędza drugą. Egoizm w czystej formie. Pomijam już że uzasadniony. W końcu przetrwają najsilniejsi. Ale, to miał być raj? Nie sądzę. Jak dla mnie cała próba interpretacji tego wątku z domieszką Boga i szatana jest zwykłą nadinterpretacją. Wiecie co najbardziej bawi? Moja interpretacja nie jest zła. Tak jak miliony innych. Oczywiście, jest cała masa domorosłych pseudo-intelektualistów, którzy roszczą sobie prawo do nazywania własnej interpretacji jedynie słuszną. Patetycznych ludzi nie brakuje. Ich problem jest taki, że nie zdają sobie sprawy z własnej śmieszności. Zgroza.
Dalsza fabuła w skrócie: Na księżycu zostaje odnaleziony kolejny (a może ten sam?) monolit. Do zbadania znaleziska zostaje wysłany jeden naukowiec. Cała jego podróż jest niemiłosiernie rozciągnięta i nudna. Dialogi są powierzchowne i nie wnoszą totalnie nic (tutaj pole do popisu dla pseudo-intelektualistów w wyciąganiu głębokich przesłań z dialogów typu „witaj, co u ciebie?”). Ślimaczy przelot statków kosmicznych ratuje tylko muzyka w tle.
Następnie można odnotować kolejny przeskok czasowy o 1,5 roku. Na Jowisza zostaje wysłana załoga, która ma zbadać kolejny monolit. Oczywiście monolit tutaj jest (tak jak w wątku prehistorycznym) metaforą ewolucji lub/i jej przyczyną (interpretuj jak chcesz). Jesteśmy świadkami najciekawszego w istocie wątku w tym filmie. Zmagania dwóch astronautów z buntującą się sztuczną inteligencją wprowadza powiew świeżości i wreszcie jakąś akcję do filmu. Oczywiście reżyser znowu serwuje nam dłuuuuuuuuugie do graaaaaanic moooooooożliwooooości sceeeeeny, któreeeee są straaaaasznie nuuuuudne! W finale astronauta Dave (chyba tak mu było) wygrywa a reszta załogi umiera. Pole do interpretacji (oraz Nadinterpretacji) tego fragmentu jest ogromne. Równie dobrze możemy wyciągnąć z niego prześmiewczy wniosek w stylu „pamiętaj, wylatując w kosmos nie polegają na „niezawodnym” komputerze.
Ostatnią częścią filmu jest „podróż” w nieskończoność. A przynajmniej ja to tak odebrałem. Astronauta ląduje w… pokoju. Piękne pomieszczenie bogato zdobione. W „mgnieniu oka” astronauta się starzeje i umiera. Pojawia się monolit, który zamienia go w świecący płód. Kij już z tym jak ja to interpretuję…
Film jest niestety niemiłosiernie nudny. Tak jak wspomniałem na początku. Samo to, że porusza poważną tematykę nie czyni z niego arcydzieła. Poza wątkami muzyki klasycznej nie ma prawie nic. Buczenie, stukanie. Litości. Aktorstwo stoi na żenującym poziomie. Tak jednowymiarowych i nieokazujących uczuć postaci ze świecą szukać w innych filmach.
Film ten stara się poruszać rzeczy ważne w nieudolny i nudny w istocie sposób. Osoby wstawiające się za nim wykazują do jakich to refleksji ten film ich nie skłonił. Litości. O życiu śmierci Bogu szatanie ewolucji i całym tym kramie zastanawiałem się setki razy. Wy pewnie także? Ten film nie wnosi nic nowego do tych rozważań. Co więcej, nie wywołuje w ogóle chęci zastanowienia się nad tym wszystkim.
Z mojej perspektywy wygląda to tak. Reżyserowi płacono $ od klatki i dlatego trwa to diabelstwo aż 140 minut. Seans tego filmu niejednego twardziela rozłoży na łopatki. Wielu nie dotrwa do końca i wyłączy albo też uśnie. Ja dotrwałem. Nie musicie gratulować. Nie ma czego. To chyba oznaka, że jestem w istocie masochistą. Bo inaczej seansu tego „dzieła” nazwać nie można.
Fabuła stara się być „na poziomie” ale w istocie nie istnieje. I myślę, że wiele osób się tutaj ze mną zgodzi. Dochodzimy do smutnego wniosku, że ten film to w istocie barwny seans nowatorskich (jak na tamte czasy) efektów specjalnych. Moje skojarzenie: Transformersy. Także efekty specjalne + wydumane przesłanie + niezrozumiale wysoka nota. Za jakieś 30-40 lat „Transformers” będzie pewnie tak samo zajadle broniony jak „Odyseja kosmiczna”. Przełomowe dzieło, którego przełomowość polega na efektach specjalnych. Co z tego że inne aspekty filmu leżą albo nie istnieją.
Ups… uświadomiłem sobie właśnie, że udzielił mi się schizm pana Kubricka. Moje skromne „trzy grosze” zostały rozciągnięte do niebotycznych rozmiarów. Ale gwarantuje, to pikuś w porównaniu z „Odyseją”. Filmu nie polecam. Jeśli chcecie pokontemplować na temat złożoności wszechświata możecie to równie dobrze zrobić bez oglądania „dzieła” Kubricka. Jeśli jednak coś was najdzie, to bądźcie świadomi, że decydujecie się w istocie na 140 minutowych seans efektów specjalnych w stylu retro. Właściwie na koniec wyłuskam jeszcze jeden plus. Macie problemy z bezsennością? Odpalcie ten film…
4/10 (z wielkiej litości)
Ta wypowiedź nie będzie żadną polemiką chcę ci powiedzieć, że ten film jednak może się podobać. Kiedy go oglądałem i oglądam to siedzę przykuty do fotela a świat poza mną nie istnieje oglądałem go z otwartą paszczą:) i nie mogłem się oderwać i nie nudziłem się nawet minuty naprawdę.
Krótki opis, dlaczego mi się podoba:
Ten film przekazuje wiele treści nie dialogami nie tekstem a obrazem muzyką dłużyznami, których za Chiny bym nie usuną, bo tworzą klimat. To film, który daje do myślenia daje impuls do zadawania pytań i daje możliwość odkrywania w nim treści na swój sposób i w żaden sposób nie jest to nad interpretacja.
Wiem że może się podobać. Podoba Ci się? Spoko. Masz do tego prawo i mi nic do tego. Po prostu inaczej ten film odebraliśmy. U mnie żadnych nowych przemyśleń nie wywołał. Nad zawiłością wszechświata już nie raz, nie dwa się głowiłem. Odyseja nic nowego tutaj nie wniosła.
Pozdrawiam.
Wolverin, Ty chciałeś pogadać z forumowiczami, czy tylko zrecenzować ten kiepski, Twoim zdaniem, film? Miejsce na recenzje jest gdzie indziej. Jeśli chciałeś pogadać, mam kilka swoich uwag.
"Film ten stara się poruszać rzeczy ważne w nieudolny i nudny w istocie sposób. Osoby wstawiające się za nim wykazują do jakich to refleksji ten film ich nie skłonił. Litości. O życiu śmierci Bogu szatanie ewolucji i całym tym kramie zastanawiałem się setki razy. Wy pewnie także? Ten film nie wnosi nic nowego do tych rozważań. Co więcej, nie wywołuje w ogóle chęci zastanowienia się nad tym wszystkim. "
Ten film nie wnosi nic nowego do Twoich rozważań, to możliwe. Nie wywołuje chęci zastanowienia się nad tym u Ciebie, to też oczywiście możliwe.
Powiedzieć, że film z 1968 podejmuje te wątki nieudolnie, to już jest jednak dla mnie za dużo.
Proszę byś spróbował się przenieść do czasów powstania tego filmu i napisał, który film przed tym dziełem podejmował te tematy w takiej scenerii udolnie i ciekawie (mówmy tylko o s-f). I przeniósł się do obecnych czasów i napisał, jaki film podejmuje te tematy udolnie i ciekawie oraz nowtorsko oraz wnosząc wiele pytań (mówmy tylko o s-f).
"Osoby wstawiające się za nim wykazują do jakich to refleksji ten film ich nie skłonił. "
Ale to co to oznacza Twoim zdaniem, że te osoby kłamią, histeryzują, ześwirowały, są głupie?
"Ten film nie wnosi nic nowego do tych rozważań. "
Ale co Ty byś chciał? Te rozważania są niezmienne od zarania ludzkości. I będą trwały do końca jej trwania. Kolejne dzieła filozoficzne, religie, powstające wyznania i postęp nauki sa tylko nieustannym przetwarzaniem lęków ludzkosci towarzyszących jej od początku. Jeśli już wszystko mamy przemyślane, to czemu nirvana jest tak rzadko spotykana?
p.s. Jesli mówic byśmy chcieli w tym wszystkim o wieczności i nieskończoności, to jak mamy rozmawiac w ogóle, kiedy niespełna 3 godzinny film okazuje się za długi i nudny. Tego nie mogę zrozumieć.
Poza tym styl Twojej wwypowiedzi jest strasznie odzierający z wszelkiej metafizyki pytania o sens życia w ogóle.
Hej.
"Wolverin, Ty chciałeś pogadać z forumowiczami, czy tylko zrecenzować ten kiepski, Twoim zdaniem, film? Miejsce na recenzje jest gdzie indziej. Jeśli chciałeś pogadać, mam kilka swoich uwag."
Napisałem już kilka razy, że jedynie wyrazić własną opinię. I masz racje, miejsce na recenzje jest gdzie indziej. Problem tylko w tym, że mój wpis był emocjonalnym, poplątanym i dość długim wywodem (ze spoilerami). Za nic w świecie nie umieściłbym ów wywodu w dziale dla recenzji. Imho recenzent powinien pokusić się o obiektywizm. Natomiast ja nie chcę być obiektywny (wbrew temu co niekórzy mi tu zarzucają z uportem psychopaty).
"Ten film nie wnosi nic nowego do Twoich rozważań, to możliwe. Nie wywołuje chęci zastanowienia się nad tym u Ciebie, to też oczywiście możliwe.
Powiedzieć, że film z 1968 podejmuje te wątki nieudolnie, to już jest jednak dla mnie za dużo.
Proszę byś spróbował się przenieść do czasów powstania tego filmu i napisał, który film przed tym dziełem podejmował te tematy w takiej scenerii udolnie i ciekawie (mówmy tylko o s-f). I przeniósł się do obecnych czasów i napisał, jaki film podejmuje te tematy udolnie i ciekawie oraz nowtorsko oraz wnosząc wiele pytań (mówmy tylko o s-f). "
Jeśli chodzi o warstwę wizualną, to żaden film nie miał tak dobrej. Wymagasz niestety zbyt wiele. Nie umiem Ci podać przykładu super-hiper ambitnego filmu sf. Nie oglądałem takich filmów na pęczki. Preferuję lekkie filmy, które często mimo swej lekkości potrafią trafić w serce za sprawą ciekawych postaci (na przykład). Utożsamiasz się z postacią, współczujesz jej, wzbudza to w tobie jakieś emocje. Siłą rzeczy przemyślenia o mniej lub bardziej przyziemnych sprawach. Natomiast w odysei tego nie odnajduję. Nie mam postaci, z którą mógłbym się w jakikolwiek sposób identyfikować... i to jest mój najpoważniejszy zarzut. Po prostu nie umiem się wczuć w tak zimny i bezosobowy film.
"Ale to co to oznacza Twoim zdaniem, że te osoby kłamią, histeryzują, ześwirowały, są głupie? "
Nie. Jedynie tyle, że mnie do refleksji nie skłonił. Jeśli czytając moją wypowiedź poczułaś się urażona, to z tego miejsca przepraszam.
"Ale co Ty byś chciał? Te rozważania są niezmienne od zarania ludzkości. I będą trwały do końca jej trwania. Kolejne dzieła filozoficzne, religie, powstające wyznania i postęp nauki sa tylko nieustannym przetwarzaniem lęków ludzkosci towarzyszących jej od początku. Jeśli już wszystko mamy przemyślane, to czemu nirvana jest tak rzadko spotykana?"
Cóż, to grubsza sprawa. Faktycznie, zarzuciłem odysei schematyczność. Jakby to ująć... hm... film, który nie ma nic poza domniemanym przesłaniem, może mnie zachwycić tylko przesłaniem. Z takiego założenia wychodzę. Gdyby odyseja obok tych "nie nowych" rozważań zaproponowała mi coś na kształt fabuły czy rozwoju główych bohaterów, to nie czepiałbym się innych rzeczy. Zrozum (choc w sumie nie musisz)... nasłuchałem się przed seansem, jaki to genialny film. Ale nie podzielam tej opinii. Rozczarowałem się śmiertelnie co dodatkowo spotęgowało moją niechęć. Tyle.
"Jesli mówic byśmy chcieli w tym wszystkim o wieczności i nieskończoności, to jak mamy rozmawiac w ogóle, kiedy niespełna 3 godzinny film okazuje się za długi i nudny. Tego nie mogę zrozumieć. "
Teraz to ja nie rozumiem do czego zmierzasz. O wieczności i nieskończoności możemy sobie porozmawiać. Nie mam wiedzy filozoficznej, więc nie spodziewaj się z mojej strony nic poza przemyśleniami "na chłopski rozum". Byłyby to pewnie ciekawe konwersacje. Ale jak to się ma do odysei? Co sugerujesz? Że jak znudził mnie trzygodzinny film na ten temat, to temat sam w sobie mnie nudzi? To tak prosto nie działa.
"Poza tym styl Twojej wwypowiedzi jest strasznie odzierający z wszelkiej metafizyki pytania o sens życia w ogóle."
Przykro mi. Bozia poskąpiła mi umiejętności kwiecistego wysławiania się.
Pozdrawiam.
Podobał się czy nie to indywidualna sprawa każdego z nas i po cholere wszczynać konflikty między sobą z racji tego.
Dla takich filmów zbiera się grzyby halucynki, kwasi LSD i robi ciasto z marihuany ;D
W moim przekonaniu arcydzieło.
Zgadzam się z właściwie każdym słowem założyciela tematu. Bardzo chciałabym obejrzeć ten film w całości a nie na raty, ale po prostu siada mi uwaga. Jest rozciągnięty do granic możliwości. Jest dużo innych filmów o podobnej tematyce, skłaniających do refleksji które ogląda się z przyjemnością a nie dla zasady.
Co sie zaś tyczy osobistych wycieczek - nie rozumiem, jakim cudem moderatorzy nie biora sie za usuwanie wypowiedzi w stylu "jestes głupi i masz wszy, jak zmądrzejesz to pogadamy". Skąd to się bierze?
Zgadzam się.Film nawet,jeżeli ma jakieś wartości artystyczne to w wielu miejscach zmieniał się w bezsensowny bełkot.
może z innej perspektywy ?
zostaw Boga Szatana i grzechy w spokoju.
spójrz na to od strony - ewolucja, narzędzie.
sugestia jest taka, że monolit zainicjował ewolucję skłaniając małpę do stworzenia NARZĘDZIA.
to jest raczej motyw człowieczeństwa i relacji człowiek-jego narzędzia. na ile możemy polegać na swoich narzędziach, i czy nie polegając na nich za bardzo nie zatraciliśmy innego spojrzenia na nas, na człowieczeństwo?
coraz doskonalsze narzędzia, którym człowiek powierzył wszystko, uważał je za przedłużenie siebie - zawodzą całkowicie, usamodzielniają się (HAL), stanowią zagrożenie.
czy rozwiązaniem jest powrót do prostoty, do korzeni ? (scena unieszkodliwienia zaawansowanego narzędzia - HALa i statku narzędziem prymitywnym - śrubokrętem).
pytanie brzmi, jakie jest miejsce człowieka w hierarchii istnienia, i czy sami nie jesteśmy przypadkiem narzędziem.
czy człowiek nie jest niczym HAL w rękach nieokreślonej mocy sprawczej, która za pomocą swoich narzędzi - obelisków-śrubokrętów nie nakręca naszego rozwoju jak jej się podoba ?
być może to wywód zbyt długi na Transformersowe standardy, w takim wypadku napisz po prostu TLDR i do widzenia.
"Z mojej perspektywy wygląda to tak. Reżyserowi płacono $ od klatki i dlatego trwa to diabelstwo aż 140 minut. Seans tego filmu niejednego twardziela rozłoży na łopatki. Wielu nie dotrwa do końca i wyłączy albo też uśnie. Ja dotrwałem." no i się uśmiałem choć płacono zapewne nieco więcej) Gratuluję że wytrwałeś do końca- zdradzę Ci że fani filmu którzy to "dzieło" wychwalają pod niebiosa w dużej części nie dotrwali do końca. Przypuszczam ze jeśliby dotrwali to pomimo presji otoczenia nie byliby takimi fanami jakimi są
140 minut filmu to dla Ciebie duzo?
Nb jakkolwiek każde ujęcie w tym filmie jest genialne, to jednak ostatnie 20-30 minut to coś, dla czego warto obejrzeć cały film. Ten kto nie wytrwa do końca, dużo straci.
Wyobraź sobie że dotrwałem do końca, zawsze jeśli coś krytykuję to najpierw oglądam. I końcówka była właśnie najgorsza.
Ja dotrwałem, kiedyś gdzieś jakiś rok temu pisałem że tego filmu nie sposób na trzeźwo obejrzeć do końca.
Lub nie usnąć.
Trzeba mieć siłę oraz nieleczoną anginę.
Skoro rozmiar ma znaczenie,to długość trwania filmu powinien być uznany za walor :)
Wyobraź sobie, że otoczenie nie wywiera na mnie żadnej presji, a i tak jestem zachwycony.
Napisze tylko jak interpretuje ten kamień.
Uważam ze monolit jest symbolem, metaforą "?"- ludzkiej potrzeby dążenia do poznania.
" Pojawia się monolit, który zamienia go w świecący płód. Kij już z tym jak ja to interpretuję…" Właśnie ta scena jest istotna do obrony stanowiska o braku wydumanego aspektu filozoficznego tego filmu,a ją pomijasz na rzecz streszczania fabuły. Pisałeś o walorach filmu,do których należy wg Ciebie muzyka klasyczna. Wydaję mi się,że jeżeli uznaje się coś za główny atut,trzeba przyjmować jego znaczenie w kontekście całości filmu,a nie traktować go jako elementu tła,ponieważ sam tytuł utworu "Also sprach Zarathustra" Straussa odwołuje się do traktatu Nietzschego pod tym samym tytułem.
Nie trzeba czytać rozległych interpetacji na temat twórczości Kubricka,bo wystarczy znać choćtrochę jego specyfikę,by wiedzieć,że często odwołuje się do filozoficznych koncepcji kreatora nadczłowieka.
Ten płód może jest więc aluzją do teorii niczeańskiej "wiecznego powrotu",która zakłada,że rodzimy się na nowo,będąc pozbawionymi ówczesnej świadomości.
Dla rozwinięcia tego wątku: Bowman pojawia się w drugiej części Odyseji (znam historię z wersji książkowej), gdzie Bowman pojawia się jako materia.
Dlatego,wg mnie,masz rację,twierdząc,że wtłaczanie do Odyseji boga jest głupotą. Kubrick nie jest mistykiem pokroju Tarkowskieg;u niego dominuje raczej pesymistyczne nastawienie do rzeczywistości,gdzie nie ma miejsca na religię w wymiarze wiary w jakiegoś czuwającego stworzyciela.
Po prostu rozumiem to w ten sposób,że zaburzenia czasoprzestrzenne uczyniły z niego płód,potem funkcjonuje jako czysta materia. I tutaj wyłania się głębsze znaczenie stwierdzenia,że "nic w przyrodzie nie ginie":)
Zinterpretowales ten film prawidlowo, lecz nie do konca. Tlumaczy Ciebie fakt, ze seans znuzyl Ciebie do granic mozliwosci, pewnie dlatego umknelo Ci kilka faktow... Kino Kubricka nie nalezalo do latwych, stad tez tyle nieprzychylnych recenzji... (w zaleznosci, czy ktos sie staral zrozumiec, czy tez nie) Jak swiat swiatem, ludzkosc ludzkoscia, kazdy ma wlasny swiatopoglad i upodobania... Nie przypadl Ci do gustu? Znudzil Ciebie? Dlatego, ze ogladajac film, oczekujesz czegos innego. De gustibus non est disputandum...
Nie można napisac tylu bzdur w jednym miejscu. Ale wynika to z nieznajomości książki jak mniemam.
Nie tylko nie ma racji i nie jest wstanie jej mieć tak jak i ty ale i utwierdza, że ignorancja i głupota jest prawdziwą plagą tego portalu.
No normalnie jakbyś czytał mi w myślach. Tylko ja tak się nad tą muzyką nie zachwycam. Ten sam motyw puszczony 5 razy przestaje imponować...
I po co to napisałeś? Już dość dosadnie dałeś wszystkim do zrozumienia, że nie zgadzasz się z autorem tematu. Ach te prowokatory...
że byłem
teraz jestem co najwyżej nano-trollem, przy twoich wyczynach wymiękam
nazywać film arcydziełem chociaż się go nie widziało w całości.
Tylko ty upatrujesz się w tym czegoś złego. Tylko ty czcisz ten stary i pusty film.