Swoją wypowiedź chciałabym rozpocząć informacją, że filmu „2012” nie obejrzałam z własnej woli, gdyż ten gatunek filmowy kompletnie mnie nie interesuje. Poświęciłam jednak 2,5 godziny swego wieczoru żeby sprawić przyjemność bratu, który specjalnie owy film wypożyczył...
Owszem, byłam przygotowana na beznadziejną i przewidywalną fabułę (jak to zwykle w filmach katastroficznych bywa), ale liczyłam, że poza całym efekciarskim tłem znajdę w tym filmie jakiś element zaskoczenia, jakieś emocje, refleksje nad ludzkością i sprawami ostatecznymi.
Nic z tych rzeczy. Twórcy ewidentnie poszli na łatwiznę, jeśli chodzi o fabułę, grę aktorską czy oklepany, hollywoodzki happy end.
Czego nie mogłam w tym filmie znieść to faktu, że ludzie owy przewidziany przez Majów koniec świata przyjęli nawet nie że spokojem, a wręcz obojętnością. Irytowało mnie to zwłaszcza w głównych bohaterach, którzy przykładowo uciekając samolotem przed zagładą (ach, jak to dobrze, że zawsze w takich momentach uda im się uciec) na zatopioną Kalifornię, na palące się i upadające budynki patrzyli jak na coś co ma miejsce prawie codziennie. Żadnych łez, żadnego załamania, nic. Co tam, w końcu koniec świata to nic wielkiego.
Kiedy oglądałam chociażby "Armaggedon" czy "Pojutrze" - wiedząc, że to bajka - po ukazanych ludzkich emocjach, zachowaniach czy rozmowach czuło się nadchodzący kres ludzkości i wszystkiego, co z nią związane. I choć zawsze w takich momentach główną i najważniejszą rolę odgrywa nasza dobra ciocia Ameryka, to ukazanie chociażby modlących się przed meczetem Muzułmanów, załamanych Europejczyków czy słuchających radia Azjatów pokazywało, ze to sprawa CAŁEGO świata, ludzkości jako ogółu, a nie tylko Amerykańców.
W "2012" owszem, mamy ukazanych ludzi innej narodowości, władze państw stanowiących G8, jednak są to mało istotne sceny, które na cały film zajmują może kilka minut. Poza tym scenarzysta postanowił z niektórych zrobić sceny komediowe - na przykład scena, w której królowa angielska wsiada do arki mającej uratować ludzkość, z dwoma psami rasy Welsh Corgi Pembroke.
"2012" jest filmem niezwykle płytkim, przewidywalnym i powierzchownym. Nie wymagam po filmie katastroficznym wielkiej filozofii i refleksji na temat ludzkości i świata, ale do ku*wy nędzy - ta obojętność i interesowność postaci w chwili, kiedy do czynienia mamy z rzeczami ostatecznymi i ze straszliwą tragedią dla CAŁEJ ludzkości, jest w tym filmie aż nie do zniesienia! Wszystko wygląda tak, jakby dobra ciocia Ameryka była na tyle chytra, ze koniec świata już dawno był dla niej nadchodzącym faktem i w związku z tym postanowiła stworzyć sobie plan ucieczki - tylko ja się pytam... dokąd? Myślę, ze pan scenarzysta także zadał sobie to pytanie. No bo...nie ma już Stanów, nie ma żadnych kontynentów... Gdzie tu kurde uciekać?
Ale moi drodzy... Pan scenarzysta był niezwykle kreatywny, albowiem stwierdził, że cudem niezatopiony Przylądek Dobrej Nadziei w Afryce będzie - jak sama nazwa wskazuje - nadzieją dla nowej cywilizacji, którą stworzą przetrwali na arce ludzie i zwierzęta.
No co za baja, to ja nie mogę...
Jednak poza ogólną irytacją, w filmie rozbawiło mnie kilka rzeczy.
Po pierwsze - Danny Glover w roli prezydenta USA. Niestety, łatka jaką mu przykleiłam po kolejnych częściach "Zabójczej broni" na długo się od niego nie odklei. Po prostu co go widziałam to czekałam aż zza jego pleców wyskoczy Mel Gibson i razem rozpoczną jakąś strzelaninę.
Po drugie - John Cusack w roli zmarnowanego, rozwiedzionego kolesia. Długo zastanawiałam się co on w tym filmie w ogóle robi. Jakoś przez cały film miałam wrażenie, że ze swej postaci próbuje zrobić pośmiewisko i niemalże brechta z samego siebie, że się za taką rolę zabrał.
No i po trzecie - pozbywanie się przez scenarzystę ważniejszych postaci nie było już nawet irytujące tylko właśnie śmieszne. Rozwiedziony koleś nie lubi nowego fagasa swojej byłej wiec jeb - nowy fagas zginął.
Piece of shit moi drodzy...
Znalazł się geniusz, który oglądał film na czarno-białym telewizorze i jedyne co go podnieca to M jak miłość.
Bardzo dobrze towarzyszko. WIELKIE IMPERIUM POLSKIE potrzebuje takih patriotów, którzy nie zgadzają się na chwalenie i ratowanie jakiejkolwiek innej (czyli barbarzyńskiej) narodowości. Jedynie WIELKIE IMPERIUM POLSKIE ma prawo przetrwać. Całe miejsce przy wszystkich arkach powinno być zarezerwowane dla Polaków. Ten film to prowokacja dla WIELKIEGO IMPERIUM POLSKIEGO i jego rządu.
Radujcie się, albowiem powstaje WIELKIE IMPERIUM POLSKIE. HURRA!!!!!