mimo że efekty specjalne są na najwyższym poziomie, kilka szczegółów uszło twórcom... np dlaczego na środku wyschniętego jeziora rosło drzewo. Naiwne były też momenty, kiedy ziemia zawsze pękała zaraz za samochodem lub samolotem - rozumiem - wywołanie napięcia..
Ogólnie te prawie 140 minut zleciało mi bardzo szybko. Akcja wartka, bez zbędnego przeciągania.
Poważnym błędem w filmie, było zlokalizowanie po przebiegunowaniu - bieguna południowego na półkuli północnej (on obecnie znajduje się na półkuli północnej!!!). Studiowałem geografię więc wiem.
Twórców poniosła oczywiście poniosła fantazja - kalendarz Majów nie mówi o wybuchach na słońcu, a właśnie wspomniane przebiegunowanie, czyli zamianę położenia biegunów magnetycznych.
Jeśli ktoś stawia "2012. Doomsday"na równi tą amerykańską superprodukcją, to tak jakby postawił na równi zapach gówna i świątecznych zapachów, albo porównywał mózg owsika z człowiekiem.
Jednak na koniec coś do przemyślenia. Szlag mnie trafia, jak pomyślę, że gdyby taka sytuacja miała miejsce, to przetrwali by tylko w większości politycy, których tak bardzo nie lubimy, a mimo wszystko wybieramy, a potem w takich sytuacjach oni maja nas gdzieś.