Weźmy rodzinę z problemami, koniec świata, ubierzmy to w lekko humorystyczny scenariusz, kilka scen sławiących patriotyzm i bohaterstwo amerykanów i juz mamy bardzo dobre kino rodzinne...
...i pewnie wszystko by sie zgadzało, gdyby nie to, że to nic nowego, a film, poza kilkoma scenami nudzi i irytuje.
Te kilka scen to oczywiscie efekty, których poprostu nie da sie w tych czasach zrobić źle (przy odpowiednim budżecie), a przez które głównie na ten film się wybralismy. Wgniataja w fotel i w 100% spełniaja swoją role dobrego kina rozrywkowego. Później jest już tylko gorzej.
..."główny bohater to człowiek z problemami. Niespełniony karierowicz, ojciec, opuszczony przez żonę i znienawidzony przez syna przechodzi przez piekło zagłady świata, przez co odzyskuje miłość najbliższych..." brzmi jak bajka, ale sprawdziło się już w "Wojnie Światów". No właśnie. To juz było !!! Do tego akcja spada do minimum, kiedy w obliczu armagedonu wszyscy muszą dzwonić do swoich bliskich, do których oczywiście nie odzywali się od lat... takie to amerykanskie... tak samo jak prezydent BOHATER.
Z niego zrobili takiego nawet przez duże H. Z prezydenta Włoch - świętego, a Rosji - nieuka :P (zaraz przyszedł mi namyśl nasz własny mały nieuk...)
Film się ciągnie niemiłosiernie, przez co te 2,5 godziny zmienia się w 14...
Godzilla, Atak pajaków, Pojutrze, 10.000 BC do tego ciemnego szeregu dopisujemy kolejnego filmowego gnoiota...
Film zarobi swoje, to pewne. I zniknie tak samo szybko jak się pojawił, to jeszcze bardziej pewne...