Już po seansie "Pojutrza" poczułem się lekko oszukany. Miał być wielki film katastroficzny, a dostaliśmy zaledwie jedną scenę z przerośniętą falą. Fabuła, aktorstwo i cała ta teoria apokaliptyczna była sztampowa, ale znośna. Wiec takie ni to ni owo, kolejny film za 150mln dolarów, gdzie wiecej poszło na reklamę niż na same efekty.
I tak w 2009 roku Pan Emmerich postanowił chyba odpokutować swe przewinienie i nakręcił film "2012". Dopadło mnie małe deja vu gdy zobaczyłem piękny zwiastun apokaliptycznej wizji. Jednak gdzieś głęboko wierzyłem, że tym razem dostanę to czego nie chciało mi dać "Pojutrze".
I co? Efekty można krótko streścić. Są krótkie i trzeba było na je długooo czekać. Większość z nich można było zobaczyć w zwiastunie i o dziwo nie była to ich skrócona wersja lecz cała... Po poprzedzająca film godzina gadanina o zjawiskach, które zapowiadały kataklizm, jakieś bezsensowne perypetie bohaterów i inne pierdoły tylko denerwowały. Później gdy wszystko zaczęło się rozkręcać, zauważamy, że nasz główny bohater gra na straszliwych kodach, gdy udaję sie mu przeżyć prowadząc samochód pośród walących się budynków. (a pozwolę sobie na małą anegdotkę: otóż w pewnym filmie Tom'a Dey'a "Kowboj z Shanghaju", gdy jeden z bohaterów zauważa, że cudem ominęło go kilka kul uważa, iż musi być kimś wyjątkowy i chroni go sam Bóg, jednak John Cusack nie jest tak bardzo wierzący i nie widzi nic dziwnego w tym, że biega niczym dwusilnikowa awionetka, a wszystko robi, może nieudolnie, ale w ostatnich sekundach;p). Tak więc w tym filmie powinno być raczej więcej nieoczekiwanych wypadków, niż "nieoczekiwanych" cudów...
Co jeszcze... Wiem, że ciężko sobie wyobrazić te wszystkie okropności gdy tak naprawdę ich sie nie widzi i pomagają nam tylko rady reżysera, ale naprawdę mogli lepiej sie postarać. Takie małe dzieci jak te głównego bohatera powinny być tak zagubione i przygnębione, że ze strachu by zasrały by wszystkie pieluchomajtki. Przerażenie by je sparaliżowało i tyle, a tu mamy "tato samochód nam się pali" i kilka łez po tym jak w busa pierdzielnął meteoryt. Wiem, że może mocno się czepiam, ale nawet w amatorskich produkcjach widziałem większe wczuwanie sie w rolę.
Jednak jak głosi tytuł posta film ten ma jednak pare plusów. Na pewno nie można twórcom odmówić poczucia humoru. Było kilka naprawdę zabawnych scen, a rola Harrelsona wybiła się na tle reszty. W ogóle ciekawy pomysł z tym pomylonym naukowcem, czy kim on tam był. Szkoda tylko, że takie żarty dobrze pasują do takich filmów jak "Jurassic Park", gdzie bohaterowie pozwalają sobie na odrobię humoru po tym jak cudem uciekną od dinozaura, a w filmie Emmericha mamy sytuacje gdzie pod gruzami giną setki tysiące osób,a bohaterowie mają z tego ubaw. Trochę to niesmaczne.
Dalej. Godne zauważenia jest związek książki napisanej J. Curtisa i perypetii, które widzieliśmy na ekranie. Śmiechem żartem wtargnęło się nam trochę wyższego przesłania, które i tak było później wymiętoszone i obdarte z dobrych cech przez sztampową "Scenę Człowieczeństwa", jednak i tak to dużo.
Co jeszcze mnie (nie)dziwi to brak krwi. W filmie na, który chodzą niemal wyłącznie gówniarze, czyli "Piła(1...999)" ginie kilkanaście osób i mamy jej hektolitry, tu ginie kilka miliardów i jest jej tyle, co kot napłakał. W ogóle na własne oczy widzimy może kilka poważniejszych śmierci i żadnego trupa. Wiem, że to film dla dzieciaków miał być, ale już bardziej mroczni byli "Marsjanie atakują", czy tez "Dzień niepodległości" (zgadnijcie kogo o ironio).
Tak więc jest to nieco bogatsza o efekty (50mln) wersja "Pojutrza" (ciekawe jest to, że w ogóle nie wspomniano w 2012 o efekcie cieplarnianym, który był wątkiem numer jeden w jego poprzednim filmie;p, tak więc nie ma co się doszukiwać moralizatorskich elementów, bo jak wieżyć komuś tak niezdecydowanemu ;p ).
Tak ogólnie 5, bo efekty choć krótkie to przykuwały uwagę ;)
dziękuje za przeczytanie i przepraszam za błędy :)