Idąc do kina nie miałam wysokich oczekiwań. Książki nie czytałam, ale coś tam wiedziałam o treści, więc też i spodziewałam się tego na co się piszę. Idąc na ten film nie oczekiwałam pięknego wątku miłosnego czy niesamowitych zwrotów akcji, bo przy takiej fabule tego być nie mogło. Traktuję ten film w kategorii komedii, taniej rozrywki na nudny piątkowy wieczór i z tego względu oceniłabym go 6/10. Podobała mi się muzyka, zdjęcia plenerów, włoski język, no i aparycja głównego aktora na którego patrzyło się z przyjemnością. Przyjaciółka głównej bohaterki wprowadziła trochę humoru, Lamparska fajnie wykreowała tę postać pod względem rozrywkowym.Tyle. Nie wymagałam od tego filmu za wiele, myślałam że będzie gorszy. Gdybym jednak miała analizować do głębi fabułę i wykreowane postaci to oceniłabym go bardzo słabo tak z 1/10 - pusta główna bohaterka z syndromem sztokholmskim, interesowna blachara, główny bohater typ macho, dominujący, gangster i morderca, porywacz, zafiksowany na punkcie seksu, zdobywający kobietę siłą (porwanie) a nie urokiem osobistym (czy takiego faceta nie było stać na to aby ją sobą zainteresować tylko musiał od razu ją porywać?), do tego dołóżmy słabe i powtarzające się dialogi "zgubiłaś się, mała?", "nie prowokuj mnie" (były spoko do czasu, ileż można?), beznadziejne sceny jak ta z prostytutką robiącą dobrze głównemu bohaterowi na oczach kobiety, którą chciał zdobyć, seksu ze stewardesą czy zaspokajanie się głównej bohaterki wibratorem, słabe dialogi, przerysowane sceny seksu, aktorstwo nie najwyższych lotów (Włoch ciut lepiej, bo co nie dograł to dowyglądał, Polska aktorka ładna i w miarę naturalna, ale gra średnia, zwłaszcza mimika w scenach seksu) , dwóch panów z Królowych życia którzy pasowali tam jak pięść do nosa, wulgarne słownictwo, wulgarna przyjaciółka głównej bohaterki tak samo pusta jak i ona sama, porażką była Natasza Urbańska w roli Any, wyglądała przy głównym bohaterze staro, po prostu źle i jej gra była fatalna i tak można wymieniać dalej i dalej. Zdecydowałam się nie wystawiać oceny. Podchodzę do tego filmu z dużym dystansem, nie traktuję tego filmu na serio, nie analizuję głęboko jego fabuły i treści, bo oczekiwałam od niego tylko rozrywki w nudny wieczór i wiedziałam na co się piszę, więc obniżyłam oczekiwania. Taki polski Grey, sporo wątków skopiowanych, ale jakoś lepiej mi się go oglądało niż wspomnianego Greya, może ze względu na głównego aktora na którym można było oko zawiesić. Tego typu film właśnie to ma oferować - głównego aktora czy dla panów aktorkę na których można oko zawiesić. Nie oszukujmy się, ale gdyby takiego Massimo grał Tomasz Oświęcimski czy jemu podobny (np. ten co grał tutaj Martina, chłopaka Laury) to ten film nie miałby takiego wzięcia i nie przyciągnąłby tylu ludzi do kina. Proste i logiczne. Nie wystawię oceny, bo mam swego rodzaju konflikt wewnętrzny - logika mówi aby dać niską ocenę ze względu na słabą fabułę o której pisałam powyżej a z drugiej strony coś mnie powstrzymuje, bo nie było tak źle, spodziewałam się czegoś gorszego, film szybko mi zleciał no i nacieszyłam oko przystojnym Włochem i ładnymi plenerami a ucho fajną ścieżką dźwiękową i pięknym językiem włoskim.