I kompletnie nie rozumiem hejtu na ten film. Przecież to doskonały miernik tego kto - kim jest. Np. wychodzicie z domu i widzicie jakiegoś chama czerwonego na twarzy [efekt frustracji, niezdrowego żarcia i picia alkoholu] w tanim bazarowym dresie - od razu wiecie, że z tym gościem raczej [margines błędu] nie pogadacie o pogodzie. Tak samo jest z filmem 365 dni.
Jeśli jakaś wasza znajoma/koleżanka/przyjaciółka/dziewczyna/żona/siostra [etc. etc.] lubi książkę i niemal poplamiła fotel w kinie - to nieodzowny [a przynajmniej silny] znak, że chyba ma się do czynienia z niedowartościowaną, sfrustrowaną i zakompleksioną osobą, której hipokryzja zamknęła oczy na odbieranie sztuki. Mam na myśli to, że obecnie nikt [w debacie] nie skupia się na walorach sztuki, o nie, nie, nie, nie. Dzisiaj chodzi o przekaz, o przesłanie, burzenie wzorców, wysłanie sygnału, wywołanie dyskusji etc. Co z tego, że jakiś film jest nielogiczny, nieciekawy, drętwy, pozbawiony płynności, postacie są jak wycięte z kolorowych czasopism, pozbawione duszy, celu, inteligencji. Ten świat nie istnieje, wszystko ożywa tylko dzięki kamerze i gażom, nic z tego nie przekłada się do rzeczywistości.
Widziałem gdzieś porównanie, że jak faceci mają film o Johnie Wicku, który jest głupi, ale ma w sobie jakiś symbol realizacji męskich fantazji to jest ok, a kobiety już tak nie mogą. Otóż, gdyby w filmie John Wick nie grał Keanu, a np. jakiś podstarzały gość z brzuchem i gdyby nie był on emerytowanym gangsterem z klasą żyjącym w luskusach, a bezdomnym z jedynym tylko żyjącym przyjacielem - psem... ten film dalej byśmy oglądali i się na nim dobrze bawili. A gdyby tego włocha zastąpić jakimś bezdomnym mieszkającym w opuszczonej piwnicy - oj tutaj już raczej te wyziewy maciczne przestały piać z zachwytu i byłby to film oburzający, okropny, ohydny.
I tu jest ta cała hipokryzja, ale jak pisałem, wynika ona z pewnego targetu, do którego skierowany jest film [moim zdaniem]. Przejrzałem fora dyskusyjne, jako, iż temat jest gorący i podsycany. Największe orędowniczki filmu bardzo często wyglądają jak zapuszczone trolle [no przepraszam, wiem, że to czepianie się wyglądu, ale nie będę silił się na poprawność]. Przetłuszczone włosy, tanie ubrania, na wakacjach widać bebech, pazury jak u bezdomnego. I te same osoby piszą o tym, że takich facetów jak ten włoch, to w Polsce nie ma. Otóż uważam, że są - nawet całkiem sporo. Nie obchodzi mnie jak to zostanie odebrane, ale jest sporo naprawdę świetnie zbudowanych, wysokich i przystojnych gości w Polsce, ubranych z klasą, z gustem. Tylko p0lki i Karyny takich nie potrafią przyciągnąć swoim zaniedbaniem albo życiową frustracją skłaniającą do posiadania właśnie takich poglądów nt. wielu spraw.
Dlatego naprawdę - jeśli ktoś poszedł na film, obejrzał, nawet mu się spodobał - nie obrażam, możliwie, że moja analiza jest błędna w wielu przypadkach. Często ktoś ogląda filmy dla funu i byle co mu się podoba więc szansa, że cokolwiek wywoła w nim odrazę jest małe. Jeśli ktoś obejrzał dla erotyzmu, który jest żenujący po prawdzie, albo obejrzał dla ponętnego Włocha by podziwiać ciałko i ruchy frykcyjne - no to bądźcie uczciwe i tyle, że oglądacie film z niskich pobudek, jak ogląda się pornosa. Tylko nie mówcie proszę, że film ma jakiś przekaz, wartości, przesłanie, symbolizuje coś - gubicie się w tym i pachnie to straszną hipokryzją.
Tyle.