Jestem facetem- heterykiem i zakochałem się w książce pani Lipińskiej. Filmowi strasznie kibicuje. Oby to się udało! Pan Grey niech spada na drzewo, to jest znacznie lepsze, przynajmniej książkowo!
Hejterów, łżeinteligentów i wszystkich innych zapraszam do dyskusji. Oby była bardziej merytoryczna niż ta o Greyu
A pani Lipińskiej kłaniam się nisko. Świetna książka pani Blanko.
Zaproś pan do dyskusji redaktora Walkiewicza, redaktor Walkiewicz ma chyba wprawę w publicznych sporach na temat twórczosci filmowej Barbary Białowąs ;)
Pani Białowąs nie zarabia na życie gadaniem, a pan Walkiewicz tak, więc miała w tej dyskusji gorzej. Ta dyskusja jest w przypadku ekranizacji Lipińskiej bez znaczenia.
Bo ważne jest to, że mój post dotyczy innego filmu. 'Big love' to był pretensjonalny szrot, ale jeśli pani Białowąs zrozumie, że '365 dni' nie ma z pretensjami nic wspólnego, to poradzi sobie lepiej.
'365 dni' to przede wszystkim love story z- mniej wg mnie ważnymi- elementami erotyki. Jeśli film będzie taki jak książka, to już będzie dobrze.
Jeśli zapraszasz do dyskusji, to ja mam pytanie (Kierowane czystą ciekawością, niczym więcej). Co takie spodobało Ci się w książce Bianki Lipińskiej? I za co ją sobie cenisz? Oraz dlaczego uważasz, że jest lepsza od Greya?
UWAGA BĘDĄ SPOJLERY.
Jest lepsza, bo Laura jest mniej irytującą postacią od Anastacii :)
No ale żarty na bok, skoro pytasz poważnie. W skrócie moja sympatia do '365 dni' jest zawarta w poście powyżej. Czytałaś / czytałeś (twój nick nie rozjaśnia mi twojej płci:)) Lipińską? Bo mogą być SPOJLERY.
Najkrócej to chodzi o to, że Lipińska zaczyna książkę od schematu 'bdsm home invasion', ale dość szybko od niego ucieka. Durny schemat przestępca- ofiara znika i robi się naprawdę znakomity romans, pełen partnerstwa, zrozumienia i miłości i jest to naprawdę uroczę. Tzn. bohaterów łączy seks i jest go sporo. Ale sensem książki jest to, co jest poza seksem. Co zaczyna łączyć bohaterów. Zwłaszcza Massimo wypadł rewelacyjnie. Poza tym, że jest bandziorem i zaczął swaty od porwania ukochanej- ideał! :)
Nie uwierzę kobietom, które twierdzą, że by go odrzuciły z powodu profesji (bo kobiety takie nie są) i nie kupuje argumentacji, że Laurę dopadł syndrom sztokholmski. Mnie ta historia rozczuliła i urzekła. Jak romans.
A dlaczego jest lepsza od Greya? Na pewno z powodu bohaterów. Irytująco dziecinna Anastacia i Christian, który zresztą też zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak. Niezdecydowany pozer z wielką kasą. Szczeniak, dla którego pokój zabaw jest jak sklep z zabawkami. Nie ma porównania z Massimem!
Stylowo E.L.James też przegrała z Lipińską. Niby próbowała tego samego: od seksu do książki o miłości, ale wyszło to niewiarygodnie. Bohaterowie gorsi, dramaturgia też. No i samo porównanie zakończeń. Wyjątkowo drażniące u James i rozbrajające u Lipińskiej. Tyle się Laura wahała, a tym ostatnim zdaniem mnie rozbroiła :)
Jak chcesz więcej szczegółów, to wyślij mi zaproszenie, odpowiem na priv.
Dzięki za odpowiedź. Spojlery mogą być, nie przeszkadza mi to bo raczej nie będę tej książki czytać, a byłam po prostu ciekawa, gdyż większość jest negatywnie nastawiona do „365 dni”.
Czytałem wrogie argumenty na lubimyczytać. Są bez sensu. Pojawiają się zarzuty o nadmiar seksu, syndrom sztokholmski albo pustotę Laury. Byłbym złośliwy, to bym napisał, że pisały to zapięte pod szyję nieznające życia cnotki.
Ostrzeżenie przed spojlerami dotyczyło nie tylko ciebie, ale i innych czytających ten temat.
Jak czytam Twoje komentarze to aż ciężko uwierzyć że facet czytał książkę i jeszcze ja broni. Wow..
Książkę przeczytałam już nie wiem ile razy ale za każdym razem zakochuję się w niej na nowo. Co do porównania Greya do 365 dni obie bohaterki trafiają na tak zwanego księcia z bajki z bardzo mroczną stroną. Osobiście wolę historię Laury i Nacho
Rozumiem. No bo „365 dni” czy też „Grey” to właśnie literatura tego typu, którą albo lubisz, albo nie. Wiadome jest, że jeśli sięgasz po erotyk, to będą tam, sceny erotyczne tak jak w fantasy będą elementy fantastyczne. Co do samych bohaterek to się nie wypowiem. Książki nie czytałam, a jeśli wliczamy w to „Greya”, to film jakoś nie rzucił mnie na kolana. Po prostu nie mój typ rozrywki. Odnośnie do tego syndromu sztokholmskiego to sam pomysł porwania kobiety by ta się w nim zakochała na kilometr wieje syndromem. Jednak mówię tak, znając sam opis. Nie wiem, może w książce wygląda to lepiej.
Już napisałam jeden komentarz, ale zapomniałam odnieść się do tego co tutaj z kolei piszesz - proszę, powiedz mi, dlaczego uważasz, że Laura NIE jest pusta?
Przybywam z racji twojego zaproszenia i z niedowierzania.
Najpierw się odniosę do tego co napisałeś konkretnie tutaj - normalne kobiety nie odrzuciłyby Massimo dlatego, że był gangsterem (samo to słowo w odniesieniu do tej postaci też piszę z mimowolnym uśmiechem politowania), tylko dlatego, że był niezrównoważonym psychicznie, nie szanującym nikogo, nawet własnej rzekomej wybranki, dzieciorem. Słowa nie opiszą tego, jak bardzo mnie obrzydza cała relacja między nim a Laurą oraz fakt, że autorka i fani książki są w stanie ją nazwać romantyczną. Właściwie gdyby nie te opinie i tworzenie ekranizacji to bym machnęła ręką na tak obleśny wytwór.
Massimo od samego początku myśli wyłącznie o sobie, kompletnie nie szanuje uczuć kobiety, którą rzekomo tak bardzo kocha. Traktuje ją jak szmatę i pragnę tu zauważyć, że Laurze wcale się to nie podoba na samym początku (słusznie). Niestety, Laura poznaje smak bogactwa i luksusów, może kupować wszystkie markowe ciuszki i plotkować ze swoją przyjaciółką, tak jak o tym marzy prawie każda dorastająca dziewczynka. Co tam praca, jakiś samorozwój, cokolwiek minimalnie bardziej ambitnego. Nah. Co z tego, że facet, który mnie nie szanuje i który mnie zmusił do jakiegoś durnego układu, chce mnie wyłącznie przez jakiś kaprys, najpierw mnie więzi, potem kontroluje na każdym kroku, nie pozwala się zobaczyć z rodziną (chociaż ta Laurę też niezbyt obchodzi, taki z niej anioł), robi sceny niczym małe dziecko - ważne, że każdego dnia wrócę z torbami Gucciego czy tam czegoś (chciałabym pamiętać inne marki, ale no niestety) i że mnie wychędoży facet z wielką, piękną armatą (tu już nie będę się czepiać, niech będzie, że to głupotka tego gatunku literackiego).
Nie wiem, co jest rozczulającego w tak chorej relacji. Przytoczę klasyczny argument - gdyby Massimo miał na imię Marek, był brzydki i biedny, to z tej książki byłby zwykły thriller, jak nie horror. Chory psychicznie mężczyzna z pustą, bezmyślną kobietą u boku. Chociaż jak wiemy z drugiej części tego wątpliwego dzieła, Massimo jednak został uznany za psychola, ale mamy w to wierzyć dopiero wtedy, kiedy w narracji wskazuje nam to palcem autorka, bo zmieniła jej się wizja w trakcie. Tylko w tym momencie cała pierwsza część jest zbędna.
Inna sprawa to to, że skoro głównymi odbiorcami są kobiety, a autorka tworzy tak tragiczną postać, jaką jest Laura, to siłą rzeczy zastanawiam się, czy pani Lipińska jest seksistką, czy lubi mieszać swoją płeć z błotem i obrażać co bardziej szanujące się czytelniczki? Czy zrobiła to celowo? Nie chcę wierzyć, że pisała tę książkę, opisywała Laurę, swoje wymarzone alter ego swoją drogą, i myślała, że oho, to jest to. Ale no widocznie tak właśnie było. I co gorsza, są czytelniczki, którym wręcz to odpowiadało, co pokazuje poczytność i wysoka pozycja Lipińskiej w rankingach polskich pisarek. I tego właśnie nie potrafię pojąć. Nie umiem pojąć, jak jakakolwiek kobieta może pozwalać na obrażanie swojej inteligencji do tego stopnia. Czy naprawdę dobrze im się śledzi losy DOROSŁEJ kobiety, która nie potrafi złożyć żadnej sensownej myśli, lata po sklepach, pozwala się bawić jak rzeczą? Która nie ma do zaoferowania nic ciekawego? Po co mam czytać akurat o niej? Są bohaterki, które uprawiają gorący seks z gorącymi facetami, a zachowują przy tym resztki jakiegokolwiek charakteru, bo już nawet więcej nie śmiem wymagać.
Twoje porównanie do Greya pod kątem protagonistów jest dosyć bezsensowne, bo wszyscy są tacy sami. Stylistycznie trudno mi ocenić, w obu dziełach nie ma się czym pochwalić, więc już oszczędzę tę kwestię.
Wątek gangsterski - bez komentarza, inaczej stracę poczytalność.
Ogólnie tak jak nie rozumiem zachwytu ze strony kobiet, tak z twojej to w ogóle, to dla mnie jakaś abstrakcja. Niemniej, kobieta czy facet, przeraża mnie mówienie, że to cudowna, romantyczna historia. I twój tekst, że relacja tej dwójki zaczyna się od porwania i że to "ideał"... autentycznie brak mi słów. Nie próbuję cię obrazić, nie o to chodzi, ale no według mnie trzeba być wyjątkowo oderwanym w rzeczywistości, w negatywny sposób, żeby rzucać takimi słowami w tym temacie, żeby widzieć w tej książce i nadchodzącym filmie coś pięknego. Jak dla mnie ta historia pasuje do dawnych wieków, kiedy kobieta to i tak była chodząca męska zabawka bez śladu wszelkiej inteligencji. A tu autorka śmie twierdzić, że walczy ze stereotypami (jeden wielki śmiech na sali, to się nadaje na pracę magisterską z psychologii) i że jest wizjonerką. Ko-me-dia.
No, to troszkę się wyżyłam :) serio jestem ciekawa, czy mój komentarz cokolwiek ci pokaże, czy nie. Bo to już nie jest kwestia gustu, to jest obiektywnie regresywna krzywdząca literatura. Na widok twoich komentarzy ani nie parskałam, ani się nie krzywiłam - wytrzeszczyłam oczy w ogromnym szoku. Nie byłam pewna czy w ogóle jest sens pisać, ale no lubię sobie ponarzekać, szczególnie na takie rzeczy.
Jeszcze dodam, że fanką erotyków nie jestem, uważam je za nudne, ale z pewnością istnieją takie, które oferują ciekawszą fabułę, realistycznych bohaterów, dobrą narrację i stylistykę. 365 dni na nie pluje, tak jak na wiele innych rzeczy.
Pozwolisz, że aż tak się nie rozpiszę :)
Najważniejsze jest to, że Massimo się zmienia. Owszem, zaczyna: od braku szacunku, zniewolenia i traktowania jak przedmiot. Ale potem w książce następuje twist, w którą on ją wypuszcza i się rozstają i całą twoją argumentację z pierwszych akapitów diabli biorą. Bo tu i on pokazuje, że nie chcę jej tak traktować i ona przestaje myśleć o nim w kategoriach darczyńcy drogich prezentów. Pojawia się partnerstwo, rozmowa i szacunek. Przyciąganie erotyczne będące mniej więcej przez całą książkę na podobnie ognistym poziomie zmieniło się w historię o miłości.
Z tym, że Laurze Massimo podobał się z powodu pieniędzy nie mogę się do końca zgodzić, jako że ona już wcześniej była bogata. Jej poziom luksusu podskoczył, ale nie aż tak znacznie, by to miało być decydujące.
Massimo zaczyna od zachowywania się jak bestia i bandzior, bo z takiego świata pochodzi i tylko taki sposób postępowania zna. Mam czasem wrażenie, że hejterzy książki przeczytali tylko pierwsze sto stron, a potem przerwali...
Popularność Greya i Lipińskiej wśród kobiet, a także liczba kobiet, które świadomie wybierają 'Marka', który nie jest brzydki, ale przystojny, skończył zawodówkę i zawsze ma pół litra pod pachą każe mi myśleć źle nie o Lipińskiej, ale o całej płci. Agresywne samce jakoś mają na dyskotekach łatwiej... I nie mówię tego z perspektywy osobistej, mnie uratował internet, żeby nie było.
Sposób twojego pisania każe mi sugerować, że jesteś daleko i od wiejskiej dyskoteki i od bogatej Warszawy reprezentowanej przez Laurę. A to właśnie tam Massimo ma swoje fanki. Też nie chcę cię obrażać, a ledwie zasugerować, że jesteś niereprezentatywną dla całej płci mniejszością.
Na koniec odpowiedź na pytanie, czemu wg mnie Laura nie jest pusta. Chodzi o jej życie wewnętrzne, o jej uczucia, tęsknoty, ból i troskę, co się uwidacznia zwłaszcza wtedy, gdy dowiaduje się, że jest w ciąży albo gdy próbuje bronić swojego byłego. Może ona nie wie kim są Dostojewski i Bergman, ale sumienie ma po właściwej stronie.
Dobra, przeczytałam te kilka komentarzy i nie dowierzam w to, co tu przedstawiłeś. Jestem kobietą, żeby nie było i uwierz, byłam w związku ;) I biorąc to pod uwagę, ruszamy dalej... Czytałeś wszystkie trzy tomy czy bazujesz tylko na pierwszym, bo mnie to głęboko zastanawia? Ogólnie dwa pierwsze to jest gniot, ale gniot, który jako tako jeszcze tolerowałam, aczkolwiek to, co Pani Blanka Lipińska zrobiła w ostatniej części, nie można nazwać kunsztem pisarskim. Ba! Ona w moich oczach nie jest autorem - po pierwsze autor powinien potrafić opisywać swoich bohaterów i nawet jeśli robią coś głupiego, to wiedzieć z jakich to powodów robią. W ostatniej części ten sam Massimo, który w pierwszej był przedstawiany jako nieziemsko przystojny mafiozo, tak potem staje się gwałcicielem, mordercą i żałosną atrapą samego siebie. I najlepsze jest to, że ja mu nawet współczuję, bo całe to wierzenie narratora w jego zło jest doprawdy zabawne. Jakby narrator się naćpał i zapomniał, co mówił i w pierwszej, i drugiej książce.
Ale najlepsza jest tutaj oczywiście główna bohaterka. Laura, która po prostu obraża wszystkie kobiety, stąpające po świecie. Która, pokazuje swoją postawą, że gwałt wcale nie jest czymś strasznym, bo w sumie można się łatwo pozbierać po nim nową, markową torebką. I to jest cholernie smutne.
Wspominając z kolei o tym, że Laurze nie do końca Massimo podobał się ze względu na pieniądze. No nie, masz rację. Jej się on podobał dlatego, że był przystojny, bogaty i niebezpieczny. Miłość jak się patrzy ;) A tak na poważnie, chciałabym wiedzieć, dlaczego faktycznie z innych powodów Laura, go kochała? Dlatego, że był zabawny, że czuła się przy nim bezpiecznie? Chętnie dowiem się, w każdym razie, co zwróciło jej uwagę.
Twój argument, o tym, że agresywne samce mają lepiej. Oczywiście, że tak. Samice również, ale nic nie jest czarno-białe. Powiem tak, jeśli facet jest przystojny i zbajeruje, to jest fajnie, ale jeśli facet zacznie w stosunku do nas być wulgarny i seksistowski, już nie jest fajnie. Kultura to podstawa, choćby udawana.
To, co zasugerowałeś Mumbling_Gmork jest uwłaczające. Na jakiej podstawie twierdzisz, że jest mniejszością? Otóż oznajmiam, że nie, patrząc choćby po komentarzach na różnych forum i biorąc też pod uwagę moje życie prywatne i osoby, z którymi miałam przyjemność rozmawiać na ten temat. A na dodatek uważam, że tym sposobem obraziłeś nie tylko ją, ale też resztę społeczeństwa.
Psychika kobiet jest skomplikowana, tak, jak zresztą każdego człowieka. Życie wewnętrzne, uczucia, tęsknoty, ból i troska? Każdy z nas coś takiego ma. To jest po prostu schemat człowieka, każdy z nas myśli, przeżywa, czuje. Laura niczym się nie wyróżnia, ale chyba jednak sumienia, jak na koniec przytoczyłeś, nie ma po właściwiej stronie. Nikt, ze swojego kochanka, nad którym wcześniej się tak zachwycała, nie robi od razu mordercy i gwałciciela. Nikt, nie zbiera się tak szybko po gwałcie jak ona, wybaczając wszystko jak się patrzy. Nikt nie pieprzy się na kolejnych stu stronach, po tym jak stracił dziecko. I nikt nie kupuje sobie cudownych ciuchów za pieniądze zbrodniarza. Czy Laura zastanawiała się kiedyś w ogóle czym jest prawdziwa mafia? Bo - uwaga - to, co opisała Lipińska nie jest mafią. Massimo to nie prawdziwy don. To jest po prostu jakiś żart, ponieważ tam nie ma za grosz realności. Ta historia od początku jest źle napisana, a na końcu to już przekracza wszelkie granice.
I tak, jak kiedyś uważałam Greya za złą książkę, tak uważam, że jednak nie. Że ta historia naprawdę jest chyba romantyczna i pozbawiona absurdów w porównaniu do Lipińskiej. Pani Blanka w ogóle nie umie pisać, zaczynając od dialogów, abstrakcyjnych opisów ubrań i otoczenia, kończąc na uczuciach. Jej bohaterka to ona sama, więc pewnie dlatego myśli, że nie musi nam przytaczać tego, co ma w głowie. Może to i tak dobrze, bo ja już teraz stwierdzam, że z jej osobą jest coś nie tak.
Poza tym od wzięcia do ręki tej książki, zastanawiam się, czy to miało jakąś korektę? Bo czasami groteska w tej książce zaskakuje mnie w ten niezdrowy sposób. Przy tym czuje się, że to nie jest książka pisana przez dorosłą, zdrową psychicznie kobietę, a nastolatkę, która marzy o gwałtach, bo myśli, że są fajne i mafiozach, bo myśli, że to tacy źle bad boye, którzy w wolnym czasie ratują pieski z opresji.
Błożesz Ty mój, jakie to piękne podsumowanie całej tej powieści. Z klasą, elegancko, chociaż dosadnie, ale nie obrażając nikogo. Przelałaś dziewczyno na ekran komputera moje własne odczucia. Dla mnie ta książka to taka nasza przedwojenna "Trędowata", czyli literatura mocno kuchenna. Z tym, że "Trędowata" miała więcej klasy, szacunku dla kobiet i dramatyzmu. Ale była podobnie naiwna jak "365 dni". Szczerze mówiąc czytałam kilka Harlequinów o lepszej fabule, niż książka pani Lipińskiej. Sceny erotyczne też tam były. I też lepsze. A teraz wyobraźcie sobie Massima, który dostał grypy żołądkowej. Zadek mu urywa, z kibla nie schodzi, jakiś taki wymęczony. I ile traci wtedy swojego seksapilu i powagi. Albo Laura, której dziecko obsikuje ciuchy od Prady przy przebieraniu. A to samo życie mili państwo jest. Więc te "365 dni" można sobie raz przeczytać jak ktoś ma ochotę, ale nie radzę sobie za bardzo jej przybierać do głowy, bo czeka człowieka ciężkie rozczarowanie.
borze iglasty, serce sié radujé, ze jeszcze gdzies tam, hen daleko, sá normalni ludzie.
Dziwie sié, ze sá chlopcy, którzy ksiázke czytali, ale juz nie dziwie sié, ze jak przeczytali to im sié spodobala. No kurde, który nie chcialby byc bogatym maczo z armatom w spodniach XD
Ksiazke przeczytałam z ciekawości bo miała dużą reklamę. Nigdy wiecej do niej nie wrócę. Film obejrzę dla porównania. Ksiazka jest głupawa. Ale mogłam się pośmiać. Plus w przeciwieństwie do Greya jest taki, ze głowni bohaterowie nie są tacy denerwujący. Laura zachłysnęła się bogactwem i facetem? Zdarza się kobietom dostać głupawki. Zobaczyła inne i łatwe źycie. To tym luksusowej blachary. Wolę to niż idealną Anastazję, która z jakiejś zakompleksionej łajzy zmienia się w mega mądrą kobietę sukcesu. Przeciez wszystko co zdobywa to tylko poprzez swoją i teligenchę i talent, a nie pozycję męza, prawda? Jednak dziwnym trafem awansuje dopiero jako pani Grey. Przypadek? ;) a Grey jest okropny. Massimo to przynajmniej psychol, który lubi seks. Jest porypsny bo ćpa pije, ma władze i prżez to uwaza, ze wszystko może. U Greya dostajemy jak to nie został skrzywdzony w dziecinstwie poprzez starszą kobietę. Przecież w sumie nie miała nad nim zadnej kontroli jak dorósł. Mógł źyć jak chciał, ale był głupi i nie umiał z tym zerwać. jak ktoś chce isc do kina to niech idzie. Nie chce to nie ma musu. Wluzujcie ludzie. Nikt nie oczekuje od ksiazek czy filmu czegos poważnego.
Jeśli jesteś tak zachwycony książką 365, ja osobiście robiłam do niej podchody kilkukrotnie i nic z tego, powinna spodobać Ci się książka CZUŁY PUNKT Dominiki van Eijkelenborg. To też polska pisarka, a książka o niebo lepsza. Jeżeli tak bardzo podoba Ci się romans, czułość, chcesz ciekawej bohaterki, to tą książką powinieneś być usatysfakcjonowany. W książce jest seks, ale nie taki jak w 365 i nie taki jak w Greyu, że nie mogą się od siebie oderwać. Jest gwałt, ale jest też seks słodki, z miłością. Tak jak napisałam o niebo lepsza. Pozdrawiam.