Poszłam na ten film z koleżanką z ciekawości (nie mogłam się nadziwić, że podjęto się ekranizacji tej książki i to dzieje się na prawdę), z nudów i trochę, żeby się z tego pośmiać. Wszyscy mówili , że w filmie był gwałt. Fakt- Massimo obmacywał Laurę bez jej zgody, ale na tym się skończyło. Gwałtu oralnego nie było- stewardessa sama przed nim uklękła, rozpięła spodnie, uśmiechając się przy tym. Massimo porwał Laurę, ale na prawdę dbał o nią i starał się jej dogodzić. Mimo, że bardzo starała się mu dopiec, on dalej walczył o nią. Nie mówię, że był dobrym człowiekiem, ale to jedno podobało mi się w tym bohaterze. Postać najlepszej przyjaciółki była dobrze zagrana i podobała mi się.
Minusem filmu były "teledyski". Za dużo było scen, gdzie po prostu leciała jakaś piosenka. Uważam też, że za dużo było tych zakupów, scen z przymierzalni i wracania potem z tabunem toreb i pudełek. Nasunęła mi się myśl "On jest zły, ale jego pieniądze już nie?"
W filmie podobały mi się ujęcia. Mogliśmy podziwiać piękne widoki, włoskie uliczki. Wnętrze domu Massimo też było w moim guście i para głównych bohaterów była urodziwa, miło mi się na nich patrzyło.
Podsumowując, nie jest to arcydzieło polskiej kinematografii, ani film wysokich lotów, ale też nie najgorszy gniot, jaki widziałam. Przykładowo seria o Greyu mniej mi się podobała, a bohaterowie irytowali mnie. Oczywiście należy oglądać go z głową i pewnym krytycyzmem, pamiętając, że życie to nie film i porwania raczej nie wiążą się z wielką miłością, a wielką tragedią.