Wyobraźcie sobie, że budzicie się w obcym miejscu a nad Wami stoi wytatuowany drab bełkoczący coś o przedśmiertnych wizjach, jak reagujecie? Krzykiem? Paniką? Próbą ucieczki? No... tak by zrobiła chyba każda kobieta, ale nie Laura. Ją ta cała sytuacja... ciekawi? Niby domaga się wypuszczenia, ale robi to ze stanowczością Polaka odmawiającego przyjęcia prezentu. „Nie, nie trzeba było, naprawdę... no dobra, daj“. Nie wiem, może urzekła ją gentelmańska postawa Massimo obiecującego, że jej nie dotknie bez jej zgody... trzymając rękę na jej piersi?
Tak czy inaczej przez cały film podjęła dwie próby próby ucieczki a przez resztę czasu sprawiała wrażenie, że się świetnie bawi. Zwłaszcza na zakupach, których było więcej niż seksu. Polska odpowiedź na Greya prosze państwa! Zaspokajamy kobiety nie tylko łóżkowo, ale także finansowo. A po powrocie z Erazmusa obowiązkowo trzeba się pochwalić psiapsiom jasyrem all inclusive. Wczasy, zakupy, imprezki, ploteczki i opalony książę. Mokry sen Karyn...
Niemniej żeby Laura nie wyszła na skończonego pustaka, który się sprzedał za parę kiecek, Blanka Lipińska wplotła w „Pamiętniki z wakacji“ kilka momentów stwarzających pozory sprzeciwu. Tylko czemu wyszły jej tak jakby rzucała momentą czy w tym momencie główna (anty)bohaterka powie nie? No bo jak inaczej wytłumaczyć, że do przejażdżki prywatnym odrzutowcem trzeba było ją zmuszać (sic!), ale jak byli na pokładzie to nie stawiała oporu jak Massimo wsadzał jej rękę w majtki (ba, nawet ją to podniecało)? O co tu chodzi i czemu ma to służyć? Chyba stwarzaniu pozorów. Tylko szkoda, że przez te udawanie niedostępnej Laura wyszła na typową Julkę powtarzającą „nie jestem taka jak inne“. Zwłaszcza, że miała sposobność powiadomić kogoś o swojej niewoli, ale nie, „u mnie wszystko w porządku mamuś“. To po co w takim razie tak jej zależało na telefonie i laptopie? Bo jasyr jasyrem, ale na fejsika zajrzeć trzeba? Heh, co za pustostan... Swoją drogą wiecie jakie było jej drugie żądanie? Żeby przestali wciskać jej te tutti-srutti i dali coś dla ludzi, pierogi na przykład.
No dobra. Już wiemy, że główna bohaterka wspięła się na wyżyny skarynienia, ale co z jej adoratorem? Jakie stereotypy on realizuje? Ano przede wszystkim „łobuz kocha mocniej“. Wiecie, dla innych stanowczy jak lew, ale wobec niej bezradny jak szczeniaczek. Gotowy spełnić każdą jej zachciankę i zabić w jej obronie. Tylko dlaczego jakaś 30-letnia korpo-Julka jest tak pożądana przez faceta, który mógł mieć każdą (i w sumie miał)? Bo e... jest taka piękna , I guess. Nie wiem, nie pytajcie mnie. W tym filmie (i książce) nie chodzi o miłość, ani nawet seks, tylko o checklistowanie fantazji Grażyn. Niech będzie przystojny, bogaty i koniecznie z zagranicy. A... i żeby sam zaproponował Laurze, że pojadą na zakupy a on za wszystko zapłaci (heh, jakby Lipińska napisała spinoff dla Januszy to love interest byłaby napalona Włoszka witajaca męża po pracy świeżym bigosem i zimnym piwem). Normalnie aż można zapomnieć, że nasz Alvaro to frustrat napastujący swoje pracownice i wymuszający seks na obcych kobietach.
Ale walić te pustaki bez osobowości, są siebie warci. Jeśli jest w tym wszystkim jedna osoba, która wywołała we mnie jakieś emocje to będzie to consigliere. Ależ mu współczuję... Wyobraźcie sobie, że informujecie szefa o tym, że Wasze wpływy z haraczy spadły o 30% a on stwierdza „no szkoda w ch...“ i idzie wymusić na stewardessie fellatio. Albo to... jakiś mafiozo dobiera się do panny Twojego szefa i on zamiast jak człowiek wytłumaczyć mu żeby tego nie robił to go zabija wszczynając wojnę gangów. Normalnie musi się czuć jak Bud Bundy, jedyny myślący w rodzinie debili... Ale to tam nic, najgorsza dla niego musiała być scena na jachcie. Płyną sobie, płyną aż tu nagle Laura z Massimo postanawiają wypróbować każdy możliwy kąt tej łajby. I co z biednym Mario? Odstawili go na mieliznę by mogli się pogzić w spokoju? A może stał cały ten czas poza kadrem i oglądał bang a’la cyrk Zalewski? Ewentualnie schował się w jedynym miejscu, gdzie nie zajrzeli, tj. w kotłowni? Tak czy inaczej, współczuję...
Kogo tam jeszcze upodlili? Ano tak, eksa Laury. Żałosny pajac, który z ledwością zdania składa. Od swojej dziewczyny wolał piwko i Fifkę a potem beczał żeby do niego wróciła... czyli typowy eks. Jeszcze tak się nie zdażyło by Julka rozstała się z kimś wartościowym, przynajmniej według nich samych. I kto tam jeszcze? No była najlepsza psiapsia, ale to był pamiętniczek z funkcją przytakiwania. Własnej osobowości nie miała (co w tym filmie dziwić nie powinno) i jedyne czemu służyła to wysłuchiwaniu Laury i cieszeniu się jej szczęściem. A wierzcie, trochę tego było. Tyle, że zacząłem przewijać. Nie po to przemęczyłem sie przez podchody Karyny z frustratem żeby teraz słuchać jak o tym opowiadają... w przerwach na imprezki i zakupy. Ja pieprzę, ileż można. W tym filmie ludzie robią cztery rzeczy na krzyż. Spacer? Kino? Nie wiem, basen? A na co to komu? Zakupy, ploteczki i opalony książę. Czego chcieć więcej w życiu? Bo ja wiem? Tego żebyś miała jakiekolwiek wspólne tematy ze swoim Erazmusem?
Nie wiem jak jedna feministka mogła napisać coś tak antykobiecego napisać a druga wyreżyserować? One naprawdę nie miały świaodmości, że ten ich Harlekin to jedno, wielkie utrwalanie stereotypów i usprawiedliwianie wymuszonego seksu? Jak takie coś mogło powstać w 2020? Tyle gadania o #metoo żeby „365 dni“ było top 1 w USA?
Swoją drogą ciekawe czy tam też reklamowali ten film jako skandalizujący? Chyba nie, bo u nich odważniejsze sceny to można zobaczyć w serialu fantasy... Tutaj pozy niby były bardziej naturalistyczne niż to do czego przyzwyczaiło nas polskie kino, ale kamerzysta nadal jest nieśmiały i tak kadruje żeby za dużo nie pokazać. A jak coś mu się wpycha przed obiektyw to ucieka do innego ujęcia. Także wielu rzeczy nie widzimy a książkowych monologów nie słyszymy, więc wiele rzeczy muszą wyrazić grą aktorską (która tutaj niestety kuleje). Dlatego to, że Massimo ma wielkiego „naganiacza“ Laura pokazała nam gapieniem się na krocze jakby miał tam cielaka z dwiema głowami. A rozkosz mafiozo była tak przesadzona, że to wyglądało jakby Julka miała tam na dole pastucha cnoty a on się wkręcił...
To jest fantazja . Czy Harrego Potera też tak komentujesz że Hogwart nie istnieje a Hagrid to nie twój sąsiad. Trzeba najpierw pomyśleć co miał przedstawiać ten film a nie klepać jęzorem jak potrącona a raczej walnięta.