Z całym szacunkiem ale ten film to plama na honorze polskiej kinematografii. Oczywiście gusta są różne, ale jeśli ktoś pisze, że to najlepszy film jaki grają w kinach, to tylko świadczy o poziomie odbiorcy. Reżyseria fatalna, muzyka dobrana fatalnie i kompletnie bez wyczucia i to w czasach, gdzie wybór jest tak duży. Zero polotu, atmosfery. Gra aktorska na poziomie co najwyżej średnim mimo starań aktorów. Niestety nie wyszło, nie udało się odegrać prawdziwej chemii, intymności pomiędzy dwojgiem ludzi. W dobie tak rozwijających się nastrojów feministycznych i akcji typu #metoo film paradoksalnie bardzo podtrzymuje wzorzec patriarchatu i uprzedmiotowienie kobiety. Relację dwojga ludzi spłaszcza do poziomu drogich fatałaszków i ostrego rżnięcia. Rozbroiła mnie scena w której Massimo przywiązuje Laurę do łóżka i mówi "zobacz co stracisz", bo czym kobieta w lateksach robi głębokie fellatio. Nie twierdzę, że to nie jest dla kobiety przyjemność, ale dziw mnie bierze, że przed pierwszą sceną stosunku były trzy tego typu i autorką tego wątpliwej wartości artystycznej "dzieła" jest kobieta. Pocztówkowa włoska scenografia, drogie kluby i ubrania mają być piękną otoczką dla relacji-klatki z toksycznym mężczyzną. Drogie Polki, to naprawdę Was kręci? Tracę wiarę w feminizm i poczucie wartości kobiet. Scenariusz ma wiele błędów logicznych (np. Massimo pierwszy raz zobaczył Laurę w majakach gdy był postrzelony, ale ona się do niego uśmiechała a on zdobył jej zdjęcia portretowe. Co?) i jeśli Laura naprawdę poczuła coś do Massimo to to się w psychologii nazywa syndrom sztokholmski, a Pani Blanka próbuje mi to sprzedać jako obrazek gorącej miłości o jakiej marzy kobieta. Poziom klozetu. Czytając komentarze przykro mi, że współczesny widz wymaga tak mało i odbiera obrazy kompletnie bez refleksji. W dodatku wypowiada się na temat niskiego poziomu użytkowników filmwebu, którzy mają jakieś pojęcie o robieniu filmów. Smutne, po prostu smutne.
To poleć jakiś film, w którym jest taka jak ma być głęboka, prawdziwa, zmysłowa, gorrąca namiętność co prawdziwych, silnych, niezależnych kobiet nie uraża.
Bo bym chętnie obejrzał.
Tego tu obejrzę dopiero jak go spiracą. Nie dam feministkom zarobić...
Wiesz, problem polega na tym, że to co jest pokazane w 365 dni to nie jest miłość, a chora manipulacja i trochę seksu, który ani nie jest namiętny, ani zmysłowy... Nie jestem fanką romansów, więc niestety nic co mogę polecić nie przychodzi mi do głowy, ale np. bardzo spodobała mi się relacja między głównym bohaterem opowieści a jego żoną w obejrzanych wczoraj Dżentelmenach.
Film jest fatalny, ale z tym feminizmem to wyskoczyłaś... chciałbym porządny film antyfeministyczny bo wychodzę do kina to wszystko feministyczne gó.... Nawet obejrzałem dziś Harley Quinn i wyszedłem pełen podziwu dla feministycznej żenady...
Wyskoczyłam? A zaprzeczysz, że feministki krzyczą teraz bardzo głośno? Ja nie twierdzę, że to popieram w stu procentach, bo dziś feminizm nie ma tyle sensu co kiedyś, kiedy kobiety naprawdę walczyły o emancypację. Z niczym nie wyskoczyłam tylko wypowiedziałam swoje zdanie o tym, że jestem zaskoczona tym jak bardzo ten obraz pokazuje siłę patriarchatu.