Ten zbliża się niebezpiecznie do tego gatunku, ale niestety... przez większość czasu jest tylko zły.
Litania słabych stron byłaby bardzo długa, więc podam tylko najważniejsze. Przede wszystkim poraziła mnie próba połączenia "ostrego rżnięcia" z wielką miłością. Zupełnie nie rozumiem, co takiego zrobił Włoch, że ta dziewczyna się w nim zakochała? Mógł się podobać fizycznie (kwestia gustu), ale poza tym...? Kasę miał, ale przecież nie zarobioną uczciwie. No i podejście do kobiet - litości! Uważał, że dawanie innym swoich klejnotów do buzi to wielka łaska. Zaszczycał więc tym na prawo i lewo, podbijając w ten sposób serce Ukochanej, której pozwalał na to patrzeć. Moim zdaniem należałoby się zdecydować - albo robimy erotyk i skupiamy się na fizycznych aspektach, albo idziemy w stronę love story. Razem to zgrzyta, że aż boli. Mam tylko nadzieję, że nie obejrzy tego zbyt wiele młodych osób, bo jeszcze pomyślą, że to jest ok.
Druga kwestia to fabuła z elementami science fiction. Niewiarygodne i naciągane wątki (koleś porwał dziewczynę, bo miał wizje jej twarzy - serio?). Pomieszanie z poplątaniem i nie bardzo wiadomo, co do czego. Tu radykalna zmiana fryzury Laury, która mogłaby coś symbolizować, ale nic nie symbolizuje. Tam z ekranu wyskakują Rafał i Gabriel z "Królowych życia" - znikają równie szybko, jak się pojawili. Gdzieś w tle przewija się wątek choroby Laury, który niewiele wnosi do akcji. Bohaterowie próbują być dowcipni i elokwentni, ale nie są. Ich teksty trącą tanią popisówą z engilskimi wstawkami na poziomie gimnazjum (np. rozmowy Laury z jej przyjaciółką). Zakończenie jest zaskakujące, ale nie w sposób pozytywny. Jest po prostu od czapy jak cała reszta.
Trzeci zarzut - w mojej opinii film był po prostu nudnawy, akcja mnie nie wciągnęła.
Dałam 3 gwiazdki zamiast jednej, bo naprawdę sporo się śmiałam. Momentami poziom absurdu chciał dogonić mój ulubiony "The Room". Ale jeszcze sporo mu brakowało.