Nie chodzę do kina często i na cokolwiek. Niekiedy muszę "przetrawić" treść i obrazy, zanim sprzedam "mój" film innym. W przypadku "Aimee & Jaguar", zanim dostatecznie przetrawiłam, film zniknął już z ekranów. W moim odczuciu nazbyt pospiesznie.
"Aimee & Jaguar" nie przyjęłam bez zastrzeżeń. Wydaje mi się, że z korzyścią dla filmu byłoby ograniczenie go do wątku li tylko kobiecego. (A może reżyserowi zależało właśnie na zderzeniu tych dwóch światów?). Konieczność podglądania samczych zapędów i na domiar słuchania niezręcznych (i jakże niezręcznie przetłumaczonych) sformułowań dotyczących sfery seksu naruszyło dobry smak filmu.
"Siehst du den Baum?/Widzisz to drzewo?" - jaki w tym tkwi przekaz i gdzie używa się takiego języka? CHŁOP JAK DĄB - owszem. Ale CZŁONEK JAK DRZEWO?! Jeśli już musimy pozostawać przy skojarzeniach florystycznych, to dlaczego nie "korzeń"? Albo "odnoga", bo przecież nie "odnóżka"...
Dla roztoczenia czaru element męski jest w "Aimee & Jaguar" zbędny. Kobiecość czuła a rozedrgana jest atutem tego filmu. Że wpleciona w wojnę? Nie wojna jest w nim bohaterem, lecz subtelna i odważna Żydówka, której zdarzyło się żyć w tym "ekscytującym" czasie.
"Aimee & Jaguar" jest filmem dla ludzi wrażliwych, nastawionych na inność. Inność wysnutą iśćie koronkowo, wyczuwalną jakby jedynie opuszkiem, jak człowiek niewidomy wyczuwa i wyczytuje przekaz z nieznacznych wzniesień wykłutych w papierze alfabetem Braille'a. W papierze wytwornym, odsiewanym dla znawców z czystego lnu i czystej bawełny - bez domieszek.... drzewnych.