Do wszystkich, którzy spodziewali się arcydzieła - zawiedziecie się. Do wszystkich, którzy spodziewali się porządnego kina kryminalnego, okraszonego Ridleyowskim stylem i świetną grą aktorską - ten film jest dla was.
Ciekawi jesteście, kto wygrał najciekawszy pojedynek aktorski ostatnich lat? Ridley spotkanie obu aktorów zaaranżował dopiero pod koniec filmu, gdy emocje już opadły, pewnie po to, by nie doszło do aktorskiego knock-outu. Wątpliwości nie mam - Denzel w tym pojedynku górą. Tylko, że szanse nie były równe, bowiem rola Franka Lucasa dawała o wiele więcej możliwości aktorowi, niż rola Richiego Robertsa.
Przy oglądaniu, nie zrażajcie się początkiem, który jest bardzo chaotyczny i przez pierwsze dwadzieścia minut trudno się w całym filmie odnaleźć. Potem zaczyna się jednak uczta kinomana - Ridley łamie wszelkie amerykańskie konwencje, a przy kilku scenach można odnieść wrażenie, że wzoruje się na Ojcu Chrzestnym.
Bo ten film, to w istocie rzeczy taki Czarny Ojciec Chrzestny.
Film w ogóle prezentuje się bardzo dobrze, a zwłaszcza sceny finałowe. W dodatku projekcje umila fantastyczna ścieżka dźwiękowa, autorstwa Marca Streitenfelda
American Gangster Oscara w kategorii najlepszy film ma już niemal "jak w banku", pytanie czy należy się z tego cieszyć. W latach 70' i 80', gdy Ridley robił filmy o klasę lepsze od American Gangstera("Blade Runner", "Czarny deszcz", "Alien"), te nie doczekiwały się nawet nominacji do Oscara w kategorii Najlepszy film. Jak więc - w świetle tych faktów - prezentuje się współczesne, amerykańskie kino? O wnioski nietrudno. Film polecam.
Zgadzam się z tym co napisałeś, z małymi wyjątkami:
- O ile Alien i Blade Runner to arcydzieła, o tyle Black Rain w żaden sposób nie dystansuje AG, moim zdaniem słabszy od obecnego dzieła Scotta. Co nie znaczy że słaby w ogóle.
- Oscar ? Hmm... Być może. Szczerze powiedziawszy ani ziębią ani parzą mnie te oscary, ale w sumie film jest na poziomie The Departed Scorsese (podobna zresztą sytuacja jeśli chodzi o jakość tych starych i nowych dzieł Martina) więc czemu nie ?
- Rola Denzela była o wiele bardziej eksponowana niż Russela i tak jak mówisz dawała większe pole pokazania się. Nie traktujmy tego jednak jak pojedynek. Swego czasu naczytałem się tyle o "pojedynkach" Pacino i DeNiro w Gorączce Manna, że śmiech mnie ogarnia na samą wzmiankę o kolejnych.
Jak się prezentuje współczesne amerykańskie kino ? G-Ó-W-N-I-A-N-I-E niestety - liczba "oglądalnych" filmów (nie mówiąc o wybitnych) spada z roku na rok w drastyczny sposób. Kręci się tylko jakieś komiksy i adaptacje gier, ze scenariuszami tak bzdurnymi że szkoda gadać. No i kolejne horrory, te lecą taśmowo - nie liczy się pomysł tylko kolorowy plakat i bryzgająca posoka. Przy tym wszystkim człowek czuje się jak nowo narodzony widząc wreszcie coś na przyzwoitym poziomie...
Moim zdaniem Czarny deszcz to świetny film, nie ustępujący w niczym największym dziełom Scotta.
Oscary też mnie, niby, ani ziębią, ani grzeją, ale wiesz, jak jest - media manipulują ludźmi i siłą rzeczy człowiek się tym interesuje. American Gangster podobał mi się bardziej niż Infiltracja.
Pojedynki aktorskie są wpisane w kino. Jeżeli w jednym filmie pojawia się dwóch świetnych aktorów, którzy stoją po przeciwnej stronie barykady (pomijam samą końcówkę AG), to oceniamy, która postać wywarła na mnie większe wrażenie. Ja zwykłem trzymać stronę gangsterów, zwłaszcza tak poukładanych, jak Denzel.;-)
To niezwykłe, jak z roku na rok, kino się ulega samo-destrukcji. Rok 1999 zapamiętałem, jako najlepszy dla kina, jeśli chodzi o lata 90'. Rok później było już znacznie gorzej, dwa lata później nadzieje dawał praktycznie tylko Arronofsky i filmy ze Spaceyem, a rok 2002 - no, to już była istna klęska kinematografii. A poziom kina wciąż się obniża (w tym roku widziałem 4 "oglądalne" filmy - Dobry agent, Number 23, Fracture i właśnie American Gangster, z czego właściwie tylko ten ostatni był naprawdę dobry). Smutne to.
Pozdrawiam.
Nie ma co ukrywać, że jest to najlepszy film mijającego roku ba nawet śmiem twierdzić, że jest to jeden z lepszych filmów w porównaniu z poprzednimi latami. Arcydziełem ten film nigdy nie był i nie będzie z wiadomych przyczyn. Arcydzieła obecnie nie powstają. Nadszedł czas szmiry i tandety co jednak nie świadczy o tym, że tylko takie powstają przykładem jest właśnie American Gangster. Oczywiście tak jak wspomniał poprzednik na początku filmu jest trochę niedomówień, co jest niewielkim minusem tego. Gra aktorów jest za to świetna przede wszystkim jednego z nich mianowicie postać Franka Lucasa. Denzel miał tu szerokie pole do popisu i wywiązał się ze swoich obowiązków wyśmienicie. Z kolei postać Richiego Robersta nie jest juz tak barwna przez co Russell pozostaje wg mnie trochę w cieniu Denzela. Film wart obejrzenia i polecenia.
Hmmm, nie no naprawdę to przesada tak się wypowiadać o aktualnym kinie. Ostatnio powstało wiele wspaniałych filmów, tyle że nie może tak ambitnych bardzo, a raczej właśnie poważnie rozrywkowych. No i na tym tle American Gangster się właśnie wybija, gdyż odnosi sukces zarówno artystyczny jak i komercyjny (w pierwszy weekend zarobił 46mln i wyprzedził nawet "Film o Pszczołach"). Mało w ogóle jest takich filmów, ale niech ktoś mi powie, czy 3:10 do Yumy, Odważna, Death Proof czy Ocean's 13 nie były również dobrymi, nietypowymi, ambitniejszymi, konkretniejszymi filmami? Wiecie, arcydzieła mają to do siebie, że powstają naprawdę rzadko, lecz patrzmy z nadzieją w przyszłość, bo już wkrótce będziemy mieli do czynienia chociażby z "Mgłą" Franka Darabonta, czy nowym filmem Briana De Palmy, opowiadającym o wojnie w Iraku.
"Hmmm, nie no naprawdę to przesada tak się wypowiadać o aktualnym kinie. Ostatnio powstało wiele wspaniałych filmów, tyle że nie może tak ambitnych bardzo, a raczej właśnie poważnie rozrywkowych."
Żadna przesada w świat filmu przeżywa kryzys i nie sposób tego nie zauważyć, chyba że tego nie dostrzegasz a ja nie jestem tu od tego, żeby Ciebie uświadamiać to tyle z mojej strony jeśli chodzi o współczesną kinematografię.
"Mało w ogóle jest takich filmów, ale niech ktoś mi powie, czy 3:10 do Yumy, Odważna, Death Proof czy Ocean's 13 nie były również dobrymi, nietypowymi, ambitniejszymi, konkretniejszymi filmami?"
Jest to zaledwie garstka filmów które wymieniłeś jednak w moim odczuciu jedyny wart obejrzenia jest 3:10 do Yumy co już uczyniłem. Nie zachwycił mnie ani nie urzekł mam tu na myśli przede wszystkim końcówkę filmu co znacząco wpłynęło na moją ostateczną ocenę. Jedynym atutem tegoż westernu jest gra aktorów, która jest jak najbardziej poprawna. Film nie powinien sprowadzać sie tylko do dobrego odegrania roli lecz powinien sie na tym zaczynać a kończyć na dobrze napisanym scenariuszu i wiarygodnej historii. Nie będę się o tym filmie rozpisywał bo jest to w końcu temat dotyczący American Gangsta.
W latach 90' film na tym poziomie przeszedłby bez większego rozgłosu, a na pewno nie byłby głównym pretendentem do Oscara. Wówczas powstawało, co najmniej jedno arcydzieło na rok, tymczasem teraz, najnowszy film, jaki zasłużył sobie na najwyższą notę, pochodzi z 2001 roku.
Darabont nigdy nie przekonywał, De Palmą, z kolei, ostatnimi czasy gardzę. To zawsze był bardzo nierówny reżyser, a teraz kręci już praktycznie same gnioty.
Ocean's 13 to gniot, jakich mało, Death Proofa nawet nie chcę oglądać, na Odważnej spałem, a o 3:10 do Yumy po wielu niepochlebnych opiniach, bardzo się boję.
Konkluzja - współczesne kino jest do dupy.
Sprzeciw Wysoki Sądzie, Frank Darabont chociażby za Skazanych i Zieloną Milę (choć ta troszkę przesłodzona momentami była) zasłużył sobie na szacunek. Zawstydził samego Kinga - filmy w tych przypadkach znacznie lepsze niż książki.
DePalma ostatnio nie nakręcił NIC godnego uwagi a Black Dahlia mnie tylko utwierdziła w przekonaniu że swoje złote lata to on ma już za sobą. To se ne vrati...
Death Proof to o dziwo zupełnie przyzwoity film tyle że klasy Z :P, mimo to chciałbym wreszcie zobaczyć Tarantino w jakiejś poważnej historii a nie tylko grzebiącego w tym filmowym śmietnisku które interesuje chyba tylko podobnych mu pomyleńców.
Ocean 13 to jest kiszka niestety, a Odważnej nie widziałem jeszcze.
Co do znośnych tegorocznych obrazów to:
Całkiem dobry jest Gwiezdny Pył, bajka ale za to bezpretensjonalna co jest coraz rzadsze w kinie amerykańskim. Niezły był Fracture z Hopkinsem - chociaż zapowiadał się jeszcze lepiej. Bardzo dobre Źródło Arronofskyego, przeciętny Zodiak Finchera i...? Musiałbym się doprawdy mocno zastanowić co jeszcze dało się obejrzeć bez bólu zębów. Słyszałem gdzieś że ten ostatni film z "poważnym" Carreyem jest ok - i chyba tyle.
Aha i ciekawy jestem jak tam poradzi sobie Lions For Lambs Redforda...
Tak więc, ani jednego wybitnego filmu, kilka (w porywach kilkanaście - zależy od gustu) przyzwoitych na rok i cała masa żałosnych popłuczyn. Oto kino na dzień dzisiejszy...
Darabont nie ma mojego szacunku. Skazani na Shawshank byli tylko dobrzy, Zielona mila to dla mnie dziełko pretensjonalne, a Majestic to już po prostu kicha.
A wg mnie źle nie jest ;) W ostatnich lataf trafiły do mnie takie filmy jak Crash, Stay, Babel(razem z 21 Gram i Amores Peros ;)), był Gladiator w 2000 ( film który moge "oglądać" z zamknietymi oczyma ;)), wspominana juz przez was Infiltracja, czy ostatnio Prestiż i Iluzjonista ! A to i tak tylko nie które ze świetnych obrazów.
Jak dla mnie nie ma dramatu, filmów robi się wiecej i choć nie idzie to w parze z jakością, zawsze znajda się jakies perełki.
Przynajmnie ja tak to widze ...
"Konkluzja - współczesne kino jest do dupy."
Poprawka: współczesne kino ambitne jest do bani. Jeśli chodzi o rozrywkowe to poziom jest bardzo dobry.
300, Sin City, Piraci z K., LOTR, Bourne i wiele innych.
Właśnie nie za bardzo. Wiem, że mnie podpuszczasz, bo znasz moje zdanie na temat gniotów pokroju 300.
Ja jednak - wbrew pozorom - bardzo lubię kino rozrywkowe. Ale DOBRE kino rozrywkowe. 300 to - jak wspomniałem - kiczowaty gniocik, Sin City ujdzie w tłoku, Piraci z Karaibów są Ok - ale tylko pierwsza część, LOTR i Bourne - dokładnie to samo.
Najnowszy Bourne był bardzo przeciętny, a Piraci po prostu słabi.
Odnośnie autorskich pojedynków: ja czekam jeszczee na Bale vs. Crowe w 3:10 do Yumy.
Słyszałem, że film marny. Jak to zwykle bywa z remake'ami. Ale pożyjemy, uwidzimy.
Denzela stawiam sobie znacznie wyżej niż Bale'a, choć Christian to niewątpliwie bardzo dobry aktor (stwierdzone 3 lata temu - po obejrzeniu Mechanika).
Nie jest wcale taki zły, jak gadają. Ma swoje momenty. A to że nie przeskoczy oryginału to było wiadome zanim go nakręcili.
"Czarny Ojciec Chrzestny" ... nic dodać nic ująć :P
Akcja w filmie jest bardzo wiarygodna z prostego powodu, jest tu pokazana prawdziwa historia, brak tutaj miejsca na naciągane sceny, szalone pościgi itd ... Gra aktorska stoji na bardzo wysokim poziomie, obydwoje panowie wspinają się na wyżyny swojego aktorstwa ... ale tylko jeden z nich gra pierwszy plan, i jest to oczywiście tytułowy American Gangster czyli Denzel, Rysiek jest bardzo przekonywujący i gra koleją inną postać, łamiąc przy tym przypięty do siebie wizerunek ekranowego zabijaki .. jednak miałem wrazenie ze Rysiek chodzi w coś przyciasnych lub za małych ubraniach :) ... Denzel natomiast robi coś niesamowitego, od pewnego momętu w filmie facet jest błyskotliwy, dobroduszny i twardy jak to sobie mozna tylko wyobrazić .. to właśnie z jego postacią się utożsamiamy i dopingujemy mu, zresztą gdyby nie niekompetenti ludzie którymi się otacza (naprawde świetne małpy z tych czarnuchów :P) to wierze ze rozegrał by to po swojemu ...
Powiem wam szczerze ze po Ridleyu nie spodziewałem się tak dobrego filmu, American Gangster przebija zaszłoroczną Infiltracje, i wpisuje się do kanonu filmów Gangsterskich ustawiając się zaraz za Ojcem Chrzestnym ... 10/10
Każdy tu jest krytykiem na "FilmWeb" panie Maximus to wolny kraj,gdzie tolerancja??
Znać fachowca od prawa, a może nawet i sprawiedliwości. :P Nawet język podobny...
Ja, niestety, akurat po Ridleyu spodziewałem się lepszego filmu.;-)
Przesadziłeś, że stoi zaraz za Ojcem Chrzesntym. Film ma wiele słabych punktów. Powielanie schematów (w nowatorski sposób, ale to wciąż powielanie), chaotyczny początek, kilka drobnych głupot.
Ale przyznaje - American Gangster to kawał porządnego kina. I też odnoszę wrażenie, że jest lepszy od Infiltracji.
Nom, to fakt. Film rewelacyjny nie jest, ale chociażby na zakończenie warto zobaczyć i to odniesienie do dzisiejszego świata. I mam mieszane uczucia czy to lepszy film niż Infiltracja, przede wszystkim zdecydowanie inny.
A i jeszcze wracając do wcześniejszych wypowiedzi, co do gry aktorskiej. Ja też uważam, że Bale nie jest takim dobrym aktorem co Washington, gdyż Christian przede wszystkim wciąż czeka na swoją przełomową rolę, za którą zostanie doceniony. Jednak nie zmienia faktu, że w każdym filmie stworzył on niesamowicie przekonującą kreację, no ale nie ma takiego doświadczenia aktorskiego jak D.W. ale sądzę, że potrafiłby zagrać na poziomie takim jak on. Zresztą obydwoje z powyższych panów ostatnio pojedynkowali się z Crowem no i każdy z nich stworzył godną konkurencję dla tego pana. . .
powiedz mi panie JA proszę gdzie ogladałes ten film? jesli w kinie to na pewno nie w Polsce a jesli Divxa to którą wersje? bo podobno krązą 3dobre wersje (nie licząc CAM'ów itp.) - jeden DVDRIP, drugi DVDRIP ale ciemny obraz, 3ci - DVDRIP słabasza jakosc...barziej jak dvdscr...
która masz i skad jesli wogóle?
chcoaiz taki film (licze na rewelacje gdyz jestem fanem obu panów Scottów tak sie składa... kazdego za co innego :)) to chyba warto w kinie ogladanac?
Do kina dopiero w styczniu można. Ja pójdę na bank, bo warto. Szczególnie scenę nalotu na melinę handlarzy narkotykami chciałbym zobaczyć na dużym ekranie.
Ja? DVDRipy? Piractwo? Oszalałeś? Wyruszyłem specjalnie wyczarterowanym samolotem do Nowego Jorku i tam obejrzałem film.;-)
Mam projektor. Do kina chodzę bardzo sporadycznie. Chichy, kichy, krzyki, wrzaski i chrupanie popcornu. Nie, dzięki.
Widze ,że tu toczy się najbardziej zażarta dyskusja. Dla tych którzy nie czytali mojej recenzji oto ona:
Przede wszystkim należą się brawa dla reżysera za świetne oddanie realiów i klimatu epoki. Lata 70-te to także złota epoka kina i jeżeli szukacie klimatu "Francuskiego Łącznika" czy "Serpico" nie zawiedziecie się.
Aktorstwo pierwsza klasa i tu należą sie brawa Denzelowi i Russelowi za ukazanie ich bohaterów w troche szerszym wymiarze niż znanym ze zwykłych filmów gangsterskich. Frank Lucas w wykonaniu Denzela to przede wszystkim kochający rodzinę biznesmen, opanowany i cichy, choć kiedy trzeba bezwzględny i potrafiący przywalić. Richie Roberts w wykonaniu Russela to z kolei roztrzepany, uczciwy glina, który uczciwość w pracy przedkłada na uczciwość w życiu rodzinnym. Totalna antyteza Lucasa. Warto poczekać do końca filmu na pojedynek aktorski Washington - Crowe. Dla mnie remis.
Ale....obaj aktorzy dali troche za mało głębi emocjonalnej swoim postaciom i tu widać ,że najbardziej wyjątkowe kreacje stworzyli aktorzy drugoplanowi - Chiwetel Ejiofor w roli brata Lucasa i legendarna Ruby Dee jako jego matka.
American Gangster to film przepełniony wspaniałym aktorstwem, mrocznym klimatem i zwartą akcją. Ale przede wszystkim to zajmujące studium psychologiczne postaci i mam nadzieję ,ze Oskary to docenią.
A do tych którzy zaraz na mnie wskoczą ,za to ,że oglądam pirackie filmy - nie mam ochoty czekać do stycznia, więc pocałujcie mnie w d.... A do kina i tak pewnie pójdę.
Wszelkie argumenty przeciw mile widziane.
Zabrakło tyle (tyci tyci) do klasyka. Dałem temu filmowi 9/10 bo na taką ocenę zasługuje. Szkoda, że postac detektywa została słabo rozwinięta w tym filmie. I moim zdaniem mogłoby być wiecej odniesień do kultury lat siedemdziesiątych i troche mniej obrazowania tematu prochów. W sumie film momentami przypominał bardziej "Blow" niż "Godfathera" tyle ze w "Blow" teamtem była kokaina nie hera. Denzel świetnie zagrał tą rolę, ale tak jak mówie miejscami przydałoby sie wiecej gadki a mniej przejściowych akcji typu filmowania jak detektywi kroczą 5 minut, ale ogólnie nie ma co narzekać. Polecam film!