Nie podoba mi się to połączenie. Clooney jest według mnie świetnym aktorem ale nawet jego wirtuozerska gra nie uratowała tego filmu.Starał się jak mógł uwiarygodnić graną przez siebie postać..niestety chyba nie znalazł z reżyserem wspólnego języka. Europejskie dłużyzny niczemu tu nie służą, są jałowe i niepotrzebne. Ogólnie film można podzielić na 3 części przeplatające się ze sobą: sceny składania broni, sceny pościgów w wąskich uliczkach włoskiego miasteczka, sceny spotkań: z prostytutką i z księdzem. Aha - nie należy też zapominać o telefonach z budki to "bosa" i urwanych zdaniach w stylu "potrzebuję więcej czasu"albo "kończę z tym" - niesłychanie tendencyjnych, które widzieliśmy już setki razy w podobnych filmach. Nie podoba mi się jak została pokazana włoska prowincja - cepeliowsko, jak ze średniowiecza - niewiarygodnie. I jeszcze jedno: największym grzechem tego filmu jest według mnie fabuła: mogło być ciekawie, wyszło jak zwykle - nuda i sztampa.

Przychodzi mi do głowy film Martina McDonagh'a - w polskim tłumaczeniu "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj" - który ma kilka punktów wspólnych z Amerykaninem - też mamy europejski plener, też mamy płatnych zabójców na "przymusowym urlopie" i wątek sensacyjny ale tym razem podane na sposób komediowy. Tamten film zapadł mi w pamięci, podobała mi się przedstawiona w nim Brugia, podobała mi się akcja, gra aktorska - film jest po prostu wciągający i ma przy tym dużo uroku. O Amerykaninie zapewne wkrótce zapomnę...