I żeby było jasne, nie spodziewałam się niesamowitego kina akcji... strzelaniny, szybkich
samochodów, bo takich filmów nie lubię. Lubię filmy skłaniające ku refleksji,
niekonwencjonalne... głębsze. Ktoś mi powiedział, że ten film taki właśnie jest...
Niestety bardzo się rozczarowałam, Clooney oczywiście przystojny i gra nieźle.. ale co z tego?
W filmie nie wiadomo o co chodzi, kompletny chaos, różne kobiety się pojawiają.. agentki albo
powiązane z mafią.. trudno nawet powiedzieć czym on się zajmował, czy był Agentem, czy
seryjnym zabójcą, czy miał wyrzuty sumienia, czy po prostu taki grymas na twarzy...
Ja jestem rozczarowana.
W tym tkwi cały urok filmu, który odcina się od typowej dla tego kina konwencji, czyli filmu, w którym aż kipi od strzelanin, pościgów, a w zakończeniu zawsze jest jakaś puenta, która wszystko wyjaśnia. Tutaj mamy do czynienia z kinem tak naprawdę głębokim, nie uciekniesz od tego kim jesteś. A forma "Amerykanina" powala na kolana, piękne, malownicze zdjęcia i wspaniały włoski klimat nie pozwalają oderwać się od ekranu, no i jeszcze ta Violante Placido... :)
Dokładnie tak, przełamanie konwencji jest największym atutem tego filmu.... spodziewałem się typowej bezmyślnej jatki jak w większości tego typu filmów, a tu szok... chciałem obejrzeć odmóżdżające filmidło dla zabicia czasu i szarych komórek, a trafiłem na naprawdę dobre kino...:)