Nie zawsze z połączenia Finchera z thrillerem wychodzi świetne kino. Film zagrany kiepsko, zrobiony kiepsko z wyjątkowo słabym scenariuszem. Najbardziej mnie irytują niezliczone nielogiczności i często niezrozumiałość poczynań bohaterów, a zaznaczam, że nie jestem fanem skrajnego realizmu w filmach.
Emocji i napięcia jak na lekarstwo, ledwo jedna szybsza scena (zamiana miejsc) pozostałe z tych, które mają podnosić ciśnienie wywołują co najwyżej uśmiech politowania (wyścig po telefon w slow mode :)).
Azylu nie ma nawet sensu porównywać z Seven, The Game czy Fight Clubem, zupełnie nie na liga. 5/10 jedynie ze względu na sentyment dla Finchera.