Biedak umiera tak samo jak bogacz, a mędrzec identycznie jak głupiec.
Więc JEŚLI miałbyś po śmierci trafić do piekła na wieczność, to czy chciałbyś, aby ktoś Cię przed nim ostrzegł i powiedział jak go uniknąć?
Rozejrzyj się.
Każdego dnia słychać miliony narzekań na ten świat. Chciwość, samolubstwo, bieda, głód, wojny, morderstwa, choroby - ale to nie jest jeszcze piekło.
Bo nawet teraz są piękne słoneczne dni, gwieździste noce, bezkresne niebo, śpiewy ptaków. Są nawet ludzie wyciągający pomocną dłoń do bezradnych. Jest miłość.
W piekle nie ma miłości. Nie ma piękna, nie ma nadziei. Dlatego czy cenisz swoje życie?
Zobacz. Gdyby ktoś CIEBIE oszukał i okradł, a potem stanął przed Sądem i rzekł na swoją obronę:
"Wysoki Sądzie. Oszukałem i okradłem, ale skąd mogę wiedzieć, jak jest w więzieniu i czy ono istnieje? Przecież nigdy tam nie byłem, więc po co miałbym się martwić? Mam inny światopogląd. Myślę pozytywnie. Jestem niewierzący" - to czy na tej podstawie sprawiedliwy Sędzia powinien wypuścić Twojego napastnika na wolność?
Dobrze wiesz, że nie.
Ponieważ w takich okolicznościach, Twój oprawca trafiłby do więzienia, NIE DLATEGO, że tam nie był lub że nie wierzy w istnienie kary - ALE DLATEGO, że Cię oszukał i okradł. Bo tak jak jego winy są realne - tak i realny będzie wyrok.
Podobnie jest z Tobą.
Jeżeli tylko RAZ w życiu skłamałeś lub coś ukradłeś – to Bóg wymierzy Tobie karę, NIE DLATEGO, że w Niego nie wierzysz lub że się tym nie martwisz - ALE DLATEGO, że w rzeczywistości złamałeś już Prawo. A za przekroczenie Prawa jest sprawiedliwa kara, a nie jej brak. Więc mimo niewiary, w Dniu Sądu, słusznie trafiłbyś do piekła i już nigdy z niego nie wyszedł.
Jednak pewien mężczyzna, widząc Twoje wszystkie błędy i słabości, wszedł do sali sądowej i rzekł z miłości do Ciebie: "Oddaje całe swoje życie, aby zapłacić karę ZA CIEBIE."
Wtedy sędzia mówi TOBIE: "TWOJA kara została spłacona. Stałeś się wolnym człowiekiem, ponieważ ten mężczyzna ZAPŁACIŁ TWOJĄ KARĘ."
Co byś wtedy czuł? Czy powiedziałbyś temu człowiekowi, który oddał za Ciebie swoje życie: "Dziękuję"?
To uczynił DLA CIEBIE Bóg, ponad 2000 lat temu. Posłał swojego bezgrzesznego syna Jezusa Chrystusa, aby spłacił swym życiem TWOJĄ KARĘ. Było to konieczne, ponieważ przez SWOJE GRZECHY złamałeś już Prawo Boże i NIE MÓGŁBYŚ zostać usprawiedliwiony przez jakąkolwiek religię, swoje dobre uczynki lub chodzenie do kościoła.
DLATEGO TYLKO DZIĘKI POŚWIĘCENIU BEZGRZESZNEGO CHRYSTUSA - masz możliwość życia NA ŁASCE Bożej. I aby z niej skorzystać, chcąc żyć na wolności z dala od nadchodzącego piekła - to musisz wpierw WYZNAĆ I PORZUCIĆ swoje grzechy oraz ZAUFAĆ TYLKO Jezusowi, bo On jest Tym, który spłacił swym życiem TWOJĄ KARĘ.
A wtedy Twoje oddzielenie się od nieprawości, nałogów i buntu - nie będzie już wynikać z obowiązku lub z jakiegokolwiek przymusu, lecz jedynie z wdzięczności za to, czego dokonał dla Ciebie Chrystus.
W takim razie, czy masz na tyle odwagi, aby w porę docenić swoje życie i odwdzięczyć się Jezusowi - PRZESTAJĄC GRZESZYĆ? Czy raczej Go odrzucisz lub zastąpisz kimś innym, aby poznać wieczne i surowe konsekwencje WŁASNYCH BŁĘDÓW oraz uporu wobec łaski Bożej?
Uznaje Cie za trolla do tego bezczelnego, ktory robi"kopiuj-wklej" tekstu co jakis czas.
Po co piszesz w kołko to samo, przeciez ja wczesniej juz sie wyrazilam i to dosadnie.
Myslisz,ze jak bedziesz powtarzal jak katarynka to samo to ktos zacznie wierzyc, nawroci sie?
Stawiasz sie w swojej ocenie nieomylnosci wyzej od Boga , zapominajac to co istotne : wolna wola. Zaczynam watpic czy wiesz co to jest i kto wolna wolę ustanowil.
A więc mając wolną wolę, na którym miejscu w swoim życiu stawiasz miłość ?
Czy ma ona dla Ciebie sens?
Nie wiem po co zadajesz pytania skoro i tak nie zrozumiesz odpowiedzi badz tez nie zechcesz jej przyjac, cokoliwiek napisze na temat milosci i wolnej woli. Odpowiesz ,ze pochodzi od Boga I Jezusa, ktory umarl za nas na krzyzu .
Ja napisze,ze nie wierze w Boga wiec tez nie wierze w Jezusa , Ty zaczniesz swoje,ze nie wierze bo nie chce poznac .
Napisze poznalam i tym bardziej nie wierze.
Ty swoje , jestes przewidywalny.
Bóg zna Twoje serce i dlatego chce Tobie pomóc - WŁAŚNIE TERAZ.
Twoja niewiara w miłość nie sprawi, że ona przestanie istnieć.
Jeśli świadomie odmawiasz przyjęcia i doświadczenia Bożej miłości Jezusa Chrystusa teraz, to czy Bóg nie mógłby ofiarować ci innej sposobności w następnym życiu?
Czy twoja śmierć coś zmieni?
Jeśli jesteś przeciwko Bogu teraz, to będziesz i potem.
Będziesz mogła żałować tego z powodu swoich cierpień, lecz nie będziesz mogła odwrócić skutków swej decyzji.
Jeśli nie chcesz być zbawioną teraz, nie będziesz zbawioną i potem.
Wydaje się, że mimo wielokrotnego odrzucenia Jezusa Chrystusa, miłosierdzie Boże nigdy się nie wyczerpie. Czy On wciąż będzie powracał i wciąż będzie ci dawał następną szansę ? Dlaczego miałby to czynić?
Muszę cię ostrzec, że nastanie taki dzień, gdy On już więcej nie zaofiaruje ci swego daru.
Dziś On na Ciebie czeka i wylewa przed Tobą swoją miłość w osobie Jezusa Chrystusa.
Czyni to tylko dlatego, bo Cię kocha.
A jeśli rozstaniesz się z tym życiem bez Chrystusa, to nigdy Go nie przyjmiesz. Będziesz zgubiona na wieki, ponieważ nie ma zbawienia po śmierci.
I nie chodzi mi o to, jak wielka jest Twoja racjonalna niewiara w miłość Bożą, ale jak wiele starcisz, gdy nie docenisz swego życia w porę.
Proszę więc z troski o Ciebie, abyś nie popełniała tego błędu.
Troszcz sie o siebie mna sobie glowe nie zawracaj, jestem juz duza dziewczynka i tatusia nie potrzebuje w Twojej osobie .
"Tak samo, jak ziemski ojciec kocha swe dziecko chore na ospę, nienawidząc jednocześnie choroby, która je oddziela od niego."
Ojciec nie potępia własnego dziecka za to, iż jest chore z całkowicie niezawinionych przez nie przyczyn. Nazwać taką postawę 'nieludzką' nie oddawałoby jej ohydy.
Jak mam przyjąć coś czego nie ma od osoby której nie ma? I na dodatek ani ta osoba ani ja nie będziemy mieli z tego pożytku.
"Jakkolwiek by to nie brzmiało odpowiedz jest retoryczna: nie mozna poznac kogos kto nie istnieje."
Ok.
"Bytem mozna nazwac wszystko co zostanie stworzone przez człowieka wlacznie z abstrakcją."
Skoro bytem możemy nazwać wszystko co zostanie stworzone (wymyślone?) przez człowieka ... to wszystko jest tylko konstruktem myślowym, abstrakcją.
"Jak juz pisalam w moim swiatopogladzie postac taka nie istnieje , skoro nie istnieje to w nia nie wierze"
Rozumiem, że nie wymyśliłaś sobie bytu zwanego Bogiem ;)
"Tyle na temat poznania"
Z tego co napisałaś rozumiem, że sugerujesz iż rzeczywistość jawi się nam w różny sposób i to w zależności od tego co człowiek sobie "stworzy", ale zrazem to co sobie "stworzy" i "sposób" w jaki to robi znasz jako rzecz samą w sobie.
Czy tak jak Kant nie twierdzisz, że człowiek tworzy to, co poznaje, a rzeczywistości naprawdę nie poznaje... czy może twierdzisz, że człowiek tworzy rzeczywistość? Możesz wyjaśnić?
Czyli nie poznajesz nic oprócz tego czym jest samo poznanie... bo wszystko człowiek "stwarza "?
Zaczynam sie w tych postach gubic :)
Przede wszystkim w tym watku jest mowa o Bogu chrzescijanskim, osobowym nie bycie jako takim, absolut, uniwersum itd. Ja odnosze sie przede wszystkim do Boga osobowego i Jezusa, ktory wg chrzescijan jest Synem Bozym i zbawicielem itd.
Boga to ja sobie sama nie wymyslilam;). Stworzony zostal duzo wczesniej jak wiemy. Badz tez sam sie stworzyl -wedle przekonan, Ja moge w niego wierzyc badz tez nie opierac sie na zaszłosciach lub nie, poznawac empirycznie lub ustosunkowac sie racjonalnie/lub jedno i drugie.
Mozna tez pojmowac Boga w inny sposob , tu przytocze filozofię P. Eckharta. Boga teraz nie ma , a byl przed stworzeniem swiata. Powstajacy wszechswiat zniszczyl wszystko, razem z Bogiem, a my bylismy w nim i nim.Teraz On zyje w nas jako pamiec Boga. Wnioski nasuwaja sie same ;). To dosc kontrowersyjna filozfia aczkolwiek niewykluczona.
Natomiast to,ze czlowiek tworzy byty ponad miarę juz o tym nijaki Ockhaman mówil;)
"Przede wszystkim w tym watku jest mowa o Bogu chrzescijanskim, osobowym nie bycie jako takim, absolut, uniwersum itd. Ja odnosze sie przede wszystkim do Boga osobowego i Jezusa, ktory wg chrzescijan jest Synem Bozym i zbawicielem itd."
Zauważyłam, że tu jest mowa o Bogu osobowym , ale wcale nie widzę tutaj koncepcji osobowego Boga chrześcijańskiego .... bo kolega frtwaesdg tworzy sobie boga-potworka dla swoich własnych potrzeb i proponuje innym wejść w osobową relację z tym bożkiem:) Takie protestanckie pomyślunki.
"tu przytocze filozofię P. Eckharta. Boga teraz nie ma , a byl przed stworzeniem swiata. Powstajacy wszechswiat zniszczyl wszystko, razem z Bogiem, a my bylismy w nim i nim.Teraz On zyje w nas jako pamiec Boga. Wnioski nasuwaja sie same ;). To dosc kontrowersyjna filozfia aczkolwiek niewykluczona"
Filozofia Eckharta to mistyczny immaterializm i czerpie dużo z neoplatonizmu. Ciekawa koncepcja... ale tutaj cały świat postrzegany to "czysta nicość" a realna jest dusza ludzka.
To jest tak samo niewykluczone jak osobowy Bóg jako czysty akt istnienia...a stwarzanie to aktualizacja mocy bożej.
"Natomiast to,ze czlowiek tworzy byty ponad miarę juz o tym nijaki Ockhaman mówil;)"
Ano mówił :) No ale brzytwa Ockhama została wymyślona...i tak naprawdę nie ma żadnej logicznej przesłanki by uznać jej stosowanie za konieczne.
Ponad to sam Ockham wierzył w Boga osobowego a jego stanowisko było antyracjonalistyczne i antyrealistyczne...a to co proponował to bezrefleksyjny fideizm... protestantyzm z tego czerpie.
Co ciekawe...zauważ, że chcąc być tylko racjonalnym i stosując konsekwentnie brzytwę Ockhama - uderzamy głową w solipsystyczny mur.
Odpowiedź dla ThatGUYwithPeanutbutter :
Ludzie, którzy nie poznali Boga, lecz ich serca były dobre, poszli do Królestwa Bożego. Niezależnie od czasu ni miejsca, w którym żyli. Tak się stało z tymi co żyli przed Chrystusem, jak i z dziećmi z Amazonii.
Ciekawi mnie co powiesz o ludności cywilnej tracącej życie w wojnach, o ofiarach epidemii czy niewinnych ludziach, którym zdarzają się nieszczęścia mimo wiary w Boga. Próbuje ich, tak jak Hioba? Także niejednokrotnie wysyłając na śmierć, zanim będą mieć szansę uwierzenia w niego. To ma sens.
PS. Nie neguję istnienia Boga czy też sensowności jego czynów, tego Boga czy jakichkolwiek innych bogów, neguję jedynie sensowność stanowiska ludzi, którzy mówią, że to wiara w Boga jako JEDYNA prowadzi do szczęścia, a każdy, kto wierzy w coś innego bądź też nie wierzy, musi być nieszczęśliwy i być powodem "bólu, cierpień, niewiary i nieufności na świecie".
Człowiek nie może nic uczynić aby zbawić samego siebie. W religiach świata krew wytoczona przez człowieka płynie do Boga i to uważa się za zasługę. Ale w chrześciaństwie płynie ona OD BOGA - DO CZŁOWIEKA i to jest sprawa łaski. Fałszywi pasterze, wilki w odzieniu owczym, mówili naszym żołnierzom, że umierając na polach bitew zasłużą sobie na życie wieczne i że jeśli człowiek odda swe życie za ojczyznę, to pójdzie do nieba. Dzięki Bogu ludzie wiedzieli lepiej, że nie będą godni stanąć w obliczu świętego Boga.
Wszelka krew ludzka przelana na wszystkich polach bitew w ciągu dziejów, nie wystarczyłaby, aby zmazać choć jeden grzech; ale krew Boga-Człowieka, przelana na Golgocie, na krzyżu, ponad 2000 lat temu - starczy, ażeby zmazać wszystkie grzechy wszystkich ludzi wszystkich wieków. Człowiek nie może nic uczynić, aby zasłużyć sobie na życie wieczne. Wiele stuleci temu Pan Jezus zawołał: "Wykonało się!" (Jan 19: 30). Cóż może dodać człowiek do dzieła, które zostało spełnione? Jeśli moralność i prawość ludzka są wystarczające, to Chrystus nie potrzebował umierać. "Bo jeżeli usprawiedliwienie dokonuje się przez Prawo, to Chrystus umarł na darmo. " (Gal. 2: 21). Śmierć Chrystusa byłaby największą niegodziwością w historii, jeśli człowiek miałby moc zbawić się sam. Lecz Bóg dał swego Syna dlatego, że człowiek był absolutnie bezsilny i potrzebował Zbawiciela z racji swoich licznych grzechów i błędów jakie czyni.
Moralność więc obecnych ludzi niewierzących - nie zbawi nikogo, ani nie zbawi też ciebie.
Dlatego, czy znasz żywego Chrystusa ?
"Ale w chrześciaństwie płynie ona OD BOGA - DO CZŁOWIEKA i to jest sprawa łaski."
W którym chrześcijaństwie? Jest od 36000 do 42000 różnych denominacji (różne badania różnie podają).
Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że sam nie możesz przystąpić do kościoła? Pozwól, że ci to wytłumaczę. Wyobraź sobie, że masz przyłączyć się do rodziny królewskiej; czy myślisz, że przez to zaczęłaby płynąć w twoich żyłach królewska krew królów Anglii? Na pewno nie! Jest tylko jedna droga, na której by się to mogło dokonać: musiałbyś się narodzić na nowo w rodzinie królewskiej. To samo dotyczy kościoła. Nie myślę teraz o kościele katolickim czy protestanckim, lecz raczej o jednym Kościele, prawdziwym Kościele, niewidzialnym Kościele, który jest ciałem Chrystusowym.
Bóg ustanowił Kościół jako wielką rodzinę Bożą i nikt nie może przyłączyć się do tej rodziny, LECZ MUSI SIĘ W NIEJ NARODZIĆ. W sercu jego nie może pulsować życie Boże jedynie dlatego, że przyłączył się on po prostu do jakiegoś kościoła / denominacji, inaczej mógłby mieć w swych żyłach krew królewską, nie będąc urodzonym w rodzinie królewskiej.
Czy narodziłeś się w rodzinie Bożej? Czy jesteś członkiem prawdziwego Kościoła? Czy narodziłeś się na nowo? Czy tylko twoje nazwisko zostało umieszczone w rejestrach jakiejś parafii? Pamiętaj jednak, że taka przynależność do kościoła nie może cię zbawić. Tylko Chrystus może to uczynić, ponieważ „jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć królestwa Bożego” (Jan 3: 3).
Pamiętaj, że w niebie nie będzie ani ewangelików, ani metodystów, ani baptystów, ani zielonoświątkowców, ani anglikanów, ani ewangelicznych chrześcijan, ani katolików, ani prawosławnych, itp. Wszelkie etykietki nadawane przez ludzi pozostaną na uboczu i jedynie ci, którzy zostali obmyci w krwi Baranka i którzy posiedli życie wieczne, będą dopuszczeni.
Pytanie nie brzmi: „czy jestem członkiem jakiegoś kościoła”, lecz „czy należę do Pana Jezusa Chrystusa? Czy moje imię jest wpisane do księgi żywota? Czy jestem grzesznikiem zbawionym przez łaskę?”
A jak to wygląda u Ciebie?
Ale ja nie jestem kompletnie zainteresowany przystąpieniem do żadnego kościoła. Przeciwnie - chce z niego wystąpić, ale nie mogę.
Tego nie wiem, ale wiem, że nawet śmierć tu nic nie pomaga. Przeciwnie! To po niej dopiero "zabawa" wg. katolików się zaczyna.
Ale zaważ jak w manipulacyjny sposób frtweasdg przemawia do innych - on nie powie "żeby wejść do rodziny Kowalskiego musiałbyś się narodzić na nowo". W jego przykładach wchodzisz zawsze do 'królewskiej' rodziny.
Ależ śmierć pomaga, o ile jesteś jakimś średniowiecznym rycerzem i zginąłeś przypadkiem za jakąś beznadziejną sprawę to w niebie będziesz miał lepsze miejsce.
Nie tylko wg katolikow przez wszystkich chrzescijan " zycie" prawdziwe zaczyna sie po smierci. Kolega frtweasdg bardziej przypomina protestanta niz katolika,
Protestanci scisle trzymaja sie Biblii wierzac w jej kazde slowo.
Maja na celu ewangelizowac kazdego. W tym przypadku nie ma dialogu bo wylaczone jest racjonalne myslenie.
Twój opór wobec miłości Jezusa - nie pozwala Ci iść do przodu. Być może jesteś dziś dorosłą kobietą nie potrzebującą niczyjej pomocy.
Jednak w konsekwencji ustawicznego odrzucania rzeczywistego zmiłowania Boga - ciągle się cofasz, zamiast rozwijać, ponieważ Twoje serce jest z kamienia.
I tak na dobrą sprawę, odrzucasz własne życie zamiast Boga.
Bo jak możesz kochać kogokolwiek - skoro nawet swojego życia nie szanujesz, lecz pogrążasz je bardziej.
Grzech jest chorobą, a Jezus jest lekarzem.
Przyjrzyj się, jaki wysoki mur w Twoim życiu wybudowała samowystarczalność. Przestałaś już widzieć, czuć, słyszeć.
Zobacz jak Cię szatan okaleczył i pozbawił uczuć.
Więc czy chcesz rzeczywiście umrzeć przez chorobę swych grzechów i odrzucić miłość Chrystusa, który chce Ci dać życie wieczne za darmo?
przestan sie juz kolego kompromitowac .
Patrzac na twoja natarczywosc i nie zrozumienie co sie do ciebie pisze ,przekonywanie mnie, zastraszanie i szantazowanie pieklem-niebem , wpajasz kolego LĘK /starch i na tych emocjach bazujesz w swojej wierze.
Twoja wiara opiera sie na najbardziej prymitywnych mechanizmach -strach.
Plus ten ton moralizatorski , mentorski.
Tak na marginesie kolego, gdybys chcial kogos nawrocic bo masz taka misje widze ewangelizacji to robisz to bardzo nieumiejetnie. Nikomu nie da sie na siłe niczego wmówic, bazowac na strachu i przerzucaniu win. Te opowiastki niczym z ksiażek Paulo Coehlo nie trafia do odbiorcy , ktory ma wlaczone myslenie krytyczne , rozumowe. Poza tym sa infantylne do bólu.
Powtarzanie tego samego nie spowoduje,ze ktos zacznie wierzyc , za to ty w oczach odbiorcy stajesz sie laikiem, ktory wyuczył sie na pamiec fragmentów Biblii.
Juz nie wspomne,ze zamiast wejsc w dialog ty stajesz sie intruzem czyli natretem. Zniechęcasz na poczatku .
odpowiem poraz enty: nie wierze w pieklo, niebo, zycie pozagrobowe , zbawienie, szatana, Jezusa jako syna Bozego, Boga osobowego. I daruj juz sobie to natarczywe zastraszanie i umoralnianie.
Nie dziala:)
Wielu niewierzących domaga się dowodu na obecność Boga.
Szukają drogi, aby namacalnie doświadczyć Jego wsparcia i obecności w swym życiu.
Bóg natomiast uobecnił się każdemu człowiekowi okazując swą miłość i łaskę właśnie w osobie Jezusa Chrystusa.
Zauważ, że aby poznanie miłości Bożej mogło powstać w Twym życiu, to musisz je wpierw wpuścić do swego serca.
Innej drogi nie ma.
Samo nie wejdzie. A Ty jej nie doświadczysz. Wówczas zostaniesz utwierdzona w przekonaniu, że Bóg zupełnie nie istnieje.
Rzeka nie popłynie jeśli na jej drodze jest tama.
Tak samo jest z niewiarą.
Z pewnością zgodzisz się ze mną, że trudne jest poznanie kogoś, kto stoi za zamkniętymi drzwiami.
Przyjrzyj się więc swojej sytuacji.
Postawiłaś w swym życiu drzwi w postaci niewiary ku poznianu Boga - zamiast je w prosty sposób otworzyć i pozwolić Chrystusowi wejść ku urzeczywistnieniu się.
Jak myślisz, czy nie łatwiej byłoby otworzyć drzwi swego serca i wpuścić tam miłość Jezusa, aby Go poznać, tak jak zamierzasz ?
Jeśli jesteś szczera w swych poszukiwaniach dowodu na istnienie Boga - to z pewnością nie zawahasz się otworzyć swego serca na Jego miłość. I pozwolić rzece płynąć.
Dlatego co uczynisz z drzwiami / tamą niewiary swego życia ?
Zaryglujesz się ponownie, czy otworzysz na poznanie miłości Boga?
>>>Bóg natomiast uobecnił się każdemu człowiekowi okazując swą miłość i łaskę właśnie w osobie Jezusa Chrystusa.
Dlaczego uważasz że to Bóg? Czym jest łaska i miłość Jezusa Chrystusa?
>>>Zauważ, że aby poznanie miłości Bożej mogło powstać w Twym życiu, to musisz je wpierw wpuścić do swego serca.
Odpowiesz w końcu jak go wpuścić?
>>>Postawiłaś w swym życiu drzwi w postaci niewiary ku poznianu Boga - zamiast je w prosty sposób otworzyć i pozwolić Chrystusowi wejść ku urzeczywistnieniu się.
Serio?! Jest jakiś prosty sposób? Wal prosto z mostu! Chcemy go poznać! Nie pytaniem jest co zrobić ale jak. Dotrze to w końcu do ciebie? Chcemy rzeczowej, konkretnej odpowiedzi. Na razie z tej dyskusji nie wynikło nic. My się pytamy jak, ty odpowiadasz "otwórz drzwi". Rozwiń proszę ten skrót myślowy.
Przykładowo.
Gdyby Twój najlepszy przyjaciel przyszedł i zapukał do drzwi, to co wtedy uczynisz? Czy ukląkłbyś w przedsionku i prosiłbyś, aby wszedł? On stałby za drzwiami, a Ty modliłbyś się o otworzenie drzwi. Z pragnienia wypowiedziałbyś do niego takie oto słowa: "Ależ, proszę Kolego, chcę, abyś wszedł". A on na to: "Bardzo chętnie Przyjacielu. Nawet nie masz pojęcia, że przyszedłem do Ciebie, aby wejść!".
I tak ze łzami- prosiłbyś dalej. Jednak zauważyłeś, że to nie działa i wpadłeś na pomysł, aby otworzyć jemu drzwi. I wtedy natychmiast wszedł. Czy rozumiesz to?
Czy nie widzisz, że musisz przyjąć to, co ci Bóg daje? Biblia mówi - "Wybierz, weź, przyjmij".
Otwórz swoje serce na miłość.
Zbawienie zostało zgotowane, lecz ty musisz je przyjąć.
Mogę ci podać kubek wody, lecz ty musisz go przyjąć.
Rzeczą lekarza jest, by przepisał lekarstwo, lecz cóż ci ono dopomoże, jeślibyś go nie przyjął? Musisz przyjąć Jezusa Chrystusa, jeśli masz być zbawiony i uraczony w pełni Bożą obecnością na co dzień.
Powtórzę, przyjmij Chrystusa.
"A tym, którzy Go przyjęli, dał tę moc, aby się stali synami Bożymi" (Jan 1: 12).
Lecz tylko ci, którzy Go przyjęli, są Jego synami i córkami. Nie możemy niczego przyjąć, jeśli byśmy się nie zdecydowali. Również bez decyzji nie możemy przyjąć zbawienia. Musimy działać.
Wybór jest bezwzględnie niezbędny.
I pamiętaj, że jest różnica między wierzeniem umysłem a przyjęciem w sercu. Wierzysz, że możesz zejść po schodach na dół. Ale schody nie zaprowadzą cię na dół, jeśli po nich nie będziesz stąpał. Wierzysz, że pociąg może cię zawieźć do miejsca przeznaczenia, ale nie dojedziesz do celu podróży, jeśli nie wejdziesz do pociągu. Wierzysz, że Jezus może cię zbawić. Lecz nie będziesz zbawiony, dopóki Mu nie zaufasz.
Biblia mówi: "Uwierz w Pana Jezusa, a będziesz zbawiony" (Dzieje Apostolskie 16: 31).
Musisz zatem wybrać Chrystusa, przyjąć Go, polegać na Nim, oddać Mu się, położyć w Nim całą wiarę. Ufność bowiem jest warunkiem zbawienia.
Wobec tego, czy uczynisz to szczerze, ku upragnionemu poznaniu Boga?
Twoje porównania są bez sensu. Bóg to nie mój kolega ani nie egzystuje w realu. Czym są drzwi i jak je otworzyć?
>>>Czy nie widzisz, że musisz przyjąć to, co ci Bóg daje? Biblia mówi - "Wybierz, weź, przyjmij".
Ten pan na razie nic mi nie daje. A jeśli tak, jak dostrzec to "dawanie"?
>>>Otwórz swoje serce na miłość.
Otworzyłem. I?
>>>Zbawienie zostało zgotowane, lecz ty musisz je przyjąć.
Mogę ci podać kubek wody, lecz ty musisz go przyjąć.
Kubek mogę przyjąć lub nie, bo jest materialny. Zbawienie? Ratunek? Na co mi to? Ratunek od czego? Od nieistniejącego piekła? Nie potrzebuję ratunku od czegoś czego nie ma.
>>>Powtórzę, przyjmij Chrystusa.
Kiedyś byłem wierzący. Z Chrystusem, bez Chrystusa nie czułem żadnej różnicy. Co to w ogóle znaczy?
>>>I pamiętaj, że jest różnica między wierzeniem umysłem a przyjęciem w sercu. Wierzysz, że możesz zejść po schodach na dół. Ale schody nie zaprowadzą cię na dół, jeśli po nich nie będziesz stąpał. Wierzysz, że pociąg może cię zawieźć do miejsca przeznaczenia, ale nie dojedziesz do celu podróży, jeśli nie wejdziesz do pociągu. Wierzysz, że Jezus może cię zbawić. Lecz nie będziesz zbawiony, dopóki Mu nie zaufasz.
Nie. Nie wierzę w zejście po schodach. Ja to wiem! Poparte faktami.
Nie zaufam komuś kogo nie ma. Ponadto nie odczuwam takiej potrzeby.
>>>Ufność bowiem jest warunkiem zbawienia.
"Zbawienie – uwolnienie się z niekorzystnego stanu lub okoliczności. Szczególnie istotny w chrześcijaństwie i judaizmie akt wybawienia ludzi przez Boga."
Uwolnienie się od czego? Jaki idzie za tym skutek? Dlaczego uważasz, że trzeba położyć ufność akurat w Jezusie a nie w ciągu przyczynowo-skutkowym?
>>>Wobec tego, czy uczynisz to szczerze, ku upragnionemu poznaniu Boga?
Na razie nic bo nie odróżniasz bytu materialnego od niematerialnego toteż nie jesteś w stanie mnie przekonać swoimi porównaniami.
Jeśli możemy odczuć świętość Boga na sobie, to tylko pod tym warunkiem, że wiemy coś o ohydzie własnego grzechu.
Człowiek wie niewiele o świętości Boga i Jego doświadczeniu, ponieważ tak lekceważy w sobie grzech, który czyni.
Ty czynisz właśnie w ten oto sposób. I to realnie oddziela Cię od Boga ku niemożności Jego poznania.
Czy dostrzegasz to ?
Człowiekowi wrodzona jest myśl, że musi coś uczynić, aby być zbawionym, aby być moralnie doskonałym.
W dalekich Indiach są ludzie, którzy nie wiedząc o łasce Bożej, ani o tym, że życie wieczne jest darem, próbują przez swe uczynki i zasługi oraz swe wysiłki zapewnić sobie zbawienie i doskonałość.
Oto jeden leży na łożu najeżonym gwoźdźmi, w żarze gorejącego słońca. Inny skacze nad ogniskiem. Jeszcze inni wiążą się ślubami milczenia lub trzymają rękę wzwyż, dopóki nie zesztywnieje. Jeszcze inni rzeźbią sobie drewniane kukły i oddają im cześć. Wielu czołga sie lub udaje się na daleką pielgrzymke, padając na ziemię co sześć stóp. Tysiące obmywają sie w wodach Gangesu, spodziewając się przez to zasłużyć na zbawienie. Podobnie jest w prawosławiu, w judaizmie, które są religiami uczynku, jak wszystkie inne religie. Uczynki, uczynki, uczynki. O, jakież to straszne wiezy, jakie nakłada religia stworzona przez człowieka! Jakże człowiek sam obciąża się przez to. Wszystko to zaś dzieje się mimo tego, iż Bóg wyraźnie i dobitnie objawił, że życie jest darem i dlatego nie można go uzyskać przy pomocy własnych uczynków. Musisz przyjąć je jako dar, inaczej życie wieczne nigdy nie będzie twym udziałem.
Ty po dziś dzień go nie przyjąłeś. Dlatego ani wcześniej, ani też obecnie nie odczuwasz żadenj więzi z Bogiem.
Czy chciałbyś to wreszcie zmienić - otwierając ciągle istniejące drzwi swej niewiary na poznanie Boga ?
Co to znaczy lekceważyć grzech? Jak go nie lekceważyć? Jaki grzech?
Dlaczego uważasz, że "nie przyjąłem" życia? Dlaczego uważasz że życie ma cokolwiek wspólnego z Bogiem?
>>>Czy chciałbyś to wreszcie zmienić - otwierając ciągle istniejące drzwi swej niewiary na poznanie Boga ?
Nie ma żadnych drzwi.
Dlaczego uważasz że życie wieczne ma cokolwiek wspólnego z Bogiem a nie następuje po prostu OOBE?
Wyobraź sobie, że zawisłem na łańcuchu składającym sie z dziesięciu ogniw. Nagle łańcuch peka i ja spadam. Po dokładnym zbadaniu okazuje się, że pękło tylko jedno ogniwo, a pozostałych dziewięć nie doznało skazy.
A jednak przez to jedno ogniwo, łańcuch jest pęknięty. Tak samo jest z grzechem. Jesteśmy objęci prawem, wyrażającym sie w dziesieciu przykazaniach.
Łamiemy jedno przykazanie i idziemy na zatracenie, bośmy złamali całe prawo.
Więc albo jesteś ciągle doskonały, albo nie jesteś.
Zdecyduj się. Wtedy zrozumiesz, czym jest grzech.
Czy byłeś moralnie doskonały przez całe swoje życie ? Czy nie przekroczyłeś jednego przykazania i czy nie masz na sumieniu przynajmniej jednego grzechu?
Nie pytam cię, jaki to był grzech, bo to nie ma znaczenia. Mogło to być zabójstwo czy oszustwo, mogło być cudzołóstwo lub kradzież. Lecz jeśli złamałeś jedno przykazanie, jeśli upadłeś jeden raz, to złamałeś prawo i jesteś naznaczony znamieniem - "winien".
Tym samym jesteś zakwalifikowany do jednej grupy z najgorszymi grzesznikami świata.
Czy widzisz teraz jak wielkie są Twoje drzwi ?
Nikt nie jest doskonały i nigdy nie będzie. Ty także, choćby nie wiem jak bardzo ci się tak wydawało.
Łańcuch? Doskonały? A co z dziećmi umierającymi przy porodzie? Albo nawet przed?
Pierwsze przykazanie to bzdura. Wpierw trzeba wierzyć w tego Boga, a to musi z czegoś wynikać. Samo się nie weźmie.
Bez sensu. Żeby uwierzyć w Boga trzeba zastosować się do przykazania, żeby wierzyć w jednego Boga.
Gdzie tu przyczyna a gdzie skutek?
"Żeby uwierzyć w Boga trzeba zastosować się do przykazania"
Już za późno. Ty je już wielokrotnie złamałeś w ciągu całego życia.
Bóg więc ponad 2000 lat temu posłał swojego bezgrzesznego syna Jezusa Chrystusa, aby spłacił swym życiem TWOJĄ KARĘ. Było to konieczne, ponieważ przez SWOJE GRZECHY złamałeś już Prawo Boże i NIE MÓGŁBYŚ zostać usprawiedliwiony przez jakąkolwiek religię, swoje dobre uczynki lub chodzenie do kościoła.
Bo jak sam przyznałeś: "Nikt nie jest doskonały i nigdy nie będzie. Ty także, choćby nie wiem jak bardzo ci się tak wydawało."
DLATEGO TYLKO DZIĘKI POŚWIĘCENIU BEZGRZESZNEGO CHRYSTUSA - masz możliwość życia NA ŁASCE Bożej. I aby z niej skorzystać, chcąc żyć na wolności z dala od nadchodzącego piekła - to musisz wpierw WYZNAĆ I PORZUCIĆ swoje grzechy oraz ZAUFAĆ TYLKO Jezusowi, bo On jest Tym, który spłacił swym życiem TWOJĄ KARĘ.
Ależ przecież listu św. Pawła wynika coś zupełnie przeciwnego!
„Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 List św. Pawła do Koryntian 10:31)"
Jak cokolwiek to cokolwiek!
"NIE MÓGŁBYŚ zostać usprawiedliwiony przez jakąkolwiek religię, swoje dobre uczynki lub chodzenie do kościoła."
nie mogę, nie chcę, nie muszę.
"DLATEGO TYLKO DZIĘKI POŚWIĘCENIU BEZGRZESZNEGO CHRYSTUSA"
dlaczego uważasz, że Jezus nie grzeszył?
"WYZNAĆ I PORZUCIĆ swoje grzechy oraz ZAUFAĆ TYLKO Jezusowi, bo On jest Tym, który spłacił swym życiem TWOJĄ KARĘ."
na nic mi się zda wyznawanie grzechów i ufanie człowiekowi który zmarł 2000 lat temu.
"nie mogę, nie chcę, nie muszę."
Wiem, bo to właśnie na niechęci zbudowana jest niewiara.
Gdyby człowiek nie zamykał się na poznanie Boga - to by Go najzwyczajniej poznał.
Ty zaś napisałeś:
"nie mogę, nie chcę, nie muszę."
Więc jeżeli będziesz kiedyś chciał na poważnie poznać Boga - to Go poznasz.
A wtedy Bóg nie umiera, bo poznanie Go - wyklucza Jego śmierć.
"Gdyby człowiek nie zamykał się na poznanie Boga - to by Go najzwyczajniej poznał."
Chciałbym poznać Reagana. Niestety nie mogę, bo nie żyje od 11 lat.
Z Bogiem jest to samo. Nie pozna się czegoś czego nie ma. Bóg nie istnieje. Istnieje jedynie przekonanie.
Pytałeś o to, czym są drzwi Twego serca, które nie pozwalają Ci poznać Boga.
Oto dowód ich istnienia:
"nie mogę, nie chcę, nie muszę."
A potem dodałeś: "Nie pozna się czegoś czego nie ma."
Więc to całkeim zrozumiałe, że drzwi Twego serca istnieją i nie są one skierowane na otwarcie się na Boga, aby poznać Jego miłość i jej doświadczyć.
Można wiele chcieć w życiu, a tak na prawdę być zamkniętym. Dlatego już wiesz, że niewiara nie jest skierowana na rozwój i poznawanie.
Człowiek tam ogranicza się do tego, co chciałby, ale w gruncie rzeczy zupełnie nie chce.
"nie mogę, nie chcę, nie muszę."
sledze ten temat bo jest na 1 m-cu pod filmem.
Ja sie z tym nie zgadzam bo to nie jest takie oczywiste ,ze jak chcesz to poznasz. Nawet jak bardzo sie starasz to moze z tego nic nie wyjsc.
Ja moge bardzo byc otwarta i chciec poznac i obijac sie sciany. Nawet uwierze i nic sie nie zadzieje, to znaczy ,ze nie mój czas? Czy Łaska na mnie nie spłynela? Z takimi opiniami sie zetknelam. z roznymi opiniami byle tylko nie takimi,ze moze to mit. ku pokrzepieniu serc ludzi.
jakis czas temu potrzebowalam sie otworzyc na Boga bo bylam na zakrecie życiowym. mialam pragnienie byc blisko Boga i poznac Jezusa. czytalam Biblie, zaczelam sie modlic nie bardzo wiedzialam jak to robic, poznalam takich jak ty co mi dawali rady. powtarzali ,ze tylko zycie w Jezusie Chrystusie , ze tylko to sie w zyciu liczy Jezus , zbawienie. unikanie grzechu.
zylam jak chrzescijanka, duzo sie modlilam, kierowalam sie do Jezusa, nawet uwierzylam w Boga albo to bylo wrazenie wiary, minal rok , przez ten czas nic sie nie zmieniło, jak teraz patrze na to co bylo przed i teraz to wiem,ze tak samo bylo przed otwarciu serca na Boga jak przed.
postepowalam tak jak trzeba i mialam pragnienie i nic , a nic sie nie stalo co by mnie utwierdzilo w tej wierze, bo sama chęc poznania nic nie dała.
dopytywalam ludzi poza wspolnota bo oni wszystko zrobia,zeby mnie przekonac , takich ludzi co chcieli nawet bardzo chcieli jest bardzo duzo i to ,ze chcieli , wyciagali rece do Boga nic w ich zyciu nie zmienilo, uwierzyc mozna we wszystko jak sie czlowiek do tego przekona albo inni cie przekonaja bo czego mam nie uwierzyc innym jak dobrze mi zycza? bo czego mam nie wierzyc innym tyle ludzi wierzy ?. ale za ta wiara nic nie idzie, nic sie nie dzieje, traci sztucznoscą bo w sercu nic sie nie zmienilo oprocz otwartosci i pragnienia. ja dzis mniej wierze niz wiecej w Boga , przechylila sie szala w druga strone teraz. w Jezusa nie jestem w stanie uwierzyc mimo calej szczerosci, otwartosci serca . nawet byl taki czas,ze chcialam krzyczec bo pragnelam i pustka, wkurzalam sie na siebie , teraz jest mi to juz obojetne . przestalam spotykac sie w wspolnocie, poza nimi tez juz nie rozmawiam bo ci co rozumieja to zrozumieja, ci co nie rozumieja robia wszystko ,zeby mnie zatrzymac ,chcieli mnie nawet egozrcyzmowac .
dzis moje zycie duchowe jest takie same jak kiedys mimo ze moje serce jest caly czas otwarte , to nie jest tak ,ze jak chcesz to odrazu masz , chcesz to mozesz nic nie miec jedynie sprobowac , ja spróbowalam i wiecej juz nie chce, raczej nie ma po co.
Witaj :)
Miło mi Ciebie poznać.
Dziękuję, że napisałaś.
Czy wiesz, żę są trzy kroki na drodze zbawiającej wiary? Są to jakby trzy szczeble drabiny.
Pierwsze dwa - na 100% Cię NIE ZBAWIĄ, wielu nie dotrwa nawet do pierwszego, natomiast dopiero ten ostatni, czyli "trzeci" - ma siłę Cię zbawić.
Ludzie dzielą sią na tych, którzy usłyszeli o Jezusie, którzy wierzą w Niego, oraz na tych, którzy zaufali Mu.
To są tzw. szczeble drabiny o której wspomniałem.
Prawie wszędzie spotkasz chrześcijan dzielących się wiarą. Więc masz możliwość słuchać o Jezusie zanim w Niego uwierzysz.
Czy zgodzisz się z tym?
Jest to owy pierwszy krok, czyli : "SŁYSZEĆ"
Drugi krok, który czynisz po przyjęciu pierwszego - to : "WIARA"
Co to znaczy "wierzyć"?
Otóż wierzyć, to znaczy zgodzić się w myślach z prawdą Ewangelii.
Słowo "wierzyć" ma więc do czynienia z umysłem, z intelektem.
Używa się go na oznaczenie pewnego procesu umysłowego. Lecz możesz wierzyć w odniesieniu do Jezusa Chrystusa WE WSZYSTKO, co byś chciała i co zawiera Biblia, a mimo to nie będziesz zbawiona.
Taka również jest bowiem wiara demonów. Słowo Boże oznajmia nam, że demony też wierzą w Boga i drżą. Były one pierwszymi, którzy wyznawali, że Jezus jest Synem Bożym, lecz nie poddały Mu się.
Wierzą oni może jeszcze więcej, niż ty, w Chrystusa. Nawet na moment nie wątpią w Jego boskość, ale wiara ich jest CZYSTO INTELEKTUALNA.
Tysiące wierzą w miłość Bożą i w śmierć Chrystusa, a mimo to nie są chrześcijanami. Więc owy drugi krok nie zbawi nikogo a na tym właśnie poprzestają liczne rzesze.
Czynią one drugi krok, ale nie czynią trzeciego kroku.
I Ty właśnie z tego drugiego szczebla spadłaś na ziemię, gdzie dziś jesteś, czyli tam gdzie wpierw byłaś.
Wobec tego, czy domyślasz się już znaczenia trzeciego szczebla, czyli : "UFNOŚĆ" ?
Czy wiesz jak go wykonać ?
Próbowałam , nie udało się.
łatwo powiedziec zaufaj , starałam sie z tym,ze poza chceniem i mówieniem sobie chce ufać, ufam byla pustka.
Bo moze to wszystko to wydmuszka.
Moze wiesz o czym ja nie wiem wiec napisz
Jesli chcesz ze mna szczerze rozmawiac to napisz do jakiegos kosciola, zboru przynalezysz tak bedzie fair.
posty znikaja
to napisze raz jeszcze
próbowałam i nic. Łatwo powiedziec zaufaj, starałam sie , zaufałam bo tego chciałam , ba! pragnęłam i była pustka.
wiec co mozna zrobic wiecej, niby jaka jest metoda czy recepta, złoty srodek na zaufanie. Przeciez cos takiego nie istnieje.
Moze to jest po prostu wydmuszka.
Jak wiesz cos czego ja nie wiem to napisz
Jezeli chcesz ze mna szczerze rozmawiac to napisz do jakiego kosciola, zboru nalezysz tak bedzie fair.
(Apokalipsa 21:23)
"A kościoła nie widziałem; albowiem Pan Bóg wszechmogący jest kościołem i Baranek."
Zaś ten, kto Im ufa - tworzy część Jego kościoła i do Niego należy.
Tak samo jest ze mną.
Więc przykładowo.
Młody człowiek dotrzymuje towarzystwa dziewczynie, a w końcu zadaje jej decydujące pytanie, ona zaś odpowiada: "tak".
Odtąd są zaręczeni. Teraz młodzieniec czyni wiele obietnic, a narzeczona wierzy, że on wie, co mówi. Potem przychodzą do niej młode przyjaciółki i zadają jej pytania.
"Rozumiemy" - powiadają, "że ten młody człowiek obiecał ci założenie ogniska domowego." "Tak, obiecał" - odpowiada dziewczyna. "Zapewniał cie również, że bedzie cię ubierał i karmił. Powiedz nam, czy już ci stworzył ognisko domowe?" "Ach nie," - brzmi odpowiedź, "mieszkam jeszcze u rodziców". "A co z utrzymaniem? Czy on cie utrzymuje?" "O nie, oprócz tych chwil, kiedy zaprasza mnie do restauracji, ale i wtedy ja czasem płace rachunki." A czy cię ubiera?" "Nie, to moi rodzice troszczą się, bym była ubrana". "I mimo to wierzysz młodemu człowiekowi?" "Tak jest, wierzę. Wierzę w każde jego słowo i nie mam żadnych wątpliwości."
Widzsz więc, że uczyniła ona drugi krok, zawierzywszy swojemu narzeczonemu. Na koniec przychodzi niezapomniany dzień, kiedy młody człowiek staje przed Kościołem, naprzeciw duchownego. Duchowny zadaje ważne pytania: "Czy chcesz?" A ona odpowiada: "chcę." A potem następuje coś, czego nigdy przedtem nie było. Po raz pierwszy oblubienica powierza się wybranemu, powierza się w pełnym zaufaniu. Biorąc go pod rękę, opuszcza teraz z nim wnętrze kościoła. Już teraz on jest za nią odpowiedzialny, jej wszystkie troski przeminęły. On musi troszczyć się o nią.
Po pewnym czasie młode przyjaciółki znów przychodzą do niej. "Czy stworzył ci ognisko domowe?" - zapytują. "O, tak!" - woła ona, żyjemy teraz razem we wspólnym, własnym domu." "Czy utrzymuje cię?" "Tak, płaci on za wszystkie rachunki ze sklepu spożywczego i troszczy się, byśmy mieli co jeść." "A czy cię ubiera?" "O, tak, kupuje mi stroje, może nie tyle, ilebym chciała, ale napewno tyle, ile mi potrzeba. Naprawdę, on troszczy się o wszystko."
A teraz zadajmy sobie pytanie: kiedy ona to wszystko osiągnęła? Czy wówczas, kiedy uczyniła drugi krok i zawierzyła mu, czy raczej przy trzecim kroku, kiedy mu zaufała?
Jak widzisz, póki mu wierzyła, nie miała jeszcze nic. Tak jak Ty dzisiaj. Lecz kiedy mu zaufała, czego wyrazem był obrzęd ślubny, otrzymała wszystko.
Zatem możesz dziś usilnie wierzyć, a mimo to nic nie otrzymać. Ale w, tym momencie, kiedy zaufawszy oddajesz się Jezusowi Chrystusowi, gdy położysz w Nim swą wszystką ufność, będziesz zbawiona.
Czy już dokonałaś tego? Widzisz, że to wymaga oddania się. Jest to coś, czego musisz dokonać. Gdyż samo się nie dokona.
Podobnie jak owa młoda niewiasta oddała swe losy definitywnie w ręce wybranego, na całą resztę życia, tak samo i Ty musisz się oddać Panu Jezusowi Chrystusowi, na całe życie i na wieki, jeśli masz być zbawiona i wejść z Nim w żywą relację ku Jego głębszym poznaniu.
Drugi krok nie doprowadzi jeszcze do zbawienia, niezbedne jest, abyś uczyniła trzeci krok. Musisz zaufać Jezusowi Chrystusowi. Czy jesteś gotowa uczynić to, co uczyniła owa młoda niewiasta? Czy jesteś zdecydowana powierzyć swe życie niebiańskiemu Oblubieńcowi, jak owa niewiasta powierzyła swe życie ziemskiemu narzeczonemu? Czy będziesz Mu posłuszna? Jeśli tak, to staniesz się Jego własnością na zawsze, a On przejmie odpowiedzialność za Twoje losy i już nie będziesz zgubiona.