Zagrał chyba najlepiej ze wszystkich. Oscar jak najbardziej zasłużony.
Nie chyba ;) Jak dla mnie to Pitt czy Fassbender byli zbędni, wystarczyłoby zatrudnić jakieś mnie znane nazwiska, Waltz - niesamowity i bez niego ten film by przepadł, Laurent i Kruger - również świetnie zagrały swoje role.
Również uważam, że świetnie zagrał Waltz, ale nie zgodzę się co do tego, że reszta była zbędna. Mi osobiście przypadła do gustu rola Til'a Schweiger'a (Hugo Stiglitz). Sam nie wiem dlaczego, ale bardzo mi się spodobała. Scena w barze chyba najlepsza w całym filmie.
Nie napisałam: "RESZTA" tylko konkretnie Pitt i Fassbender byli zbędni - uważam, że nie sprostali swoim rolom, nie wczuli się w dość charakterystyczną jednak konwencję filmu. Odnoszę zresztą wrażenie, że oni w większość swoich ról są tacy sami, bezbarwni... Til owszem - byłam mile zaskoczona, zgrabnie zagrał ;) tak jak Daniel Bruhl, za to Eli Roth zero gry - po prostu był na planie.
A ja obejrzałem film ze względu na Tila którego lubię nie zawiodłem się. Przysłaniałem oczy podczas skalpowania ale można było się spodziewać hardcoru po Tarantino. Waltz Oscar jak najbardziej. Świetna muzyka, trochę humoru, scena z Pittem udającym Włocha super wyszła. Niektórzy pisali że film słaby że Hitler zrobiony na błazna, ale to nie film historyczny i wreszcie ktoś przedstawił go znowu jako człowieka z żelaza, scena w kinie i jego śmiech nie do opisania.
POLECAM!